Okazuje się, że mszał Pawła 6, jest wynikiem i postulatem Ruchu Liturgicznego.
Jak się dowiedziałem Mszał ten, jest owocem prac następujących osób - Pius Parch czy Odo Casel.
Odnowiona liturgia kiedyś z dumą przedstawiana jako nowość, dziś ma aspiracje do stania się odwieczną - przynajmniej w tezach ks. Włodzimierza Lewandowskiego.
http://info.wiara.pl/doc/4153476.Sakrament-wielu
Słowa Ojca Św. "Sobór i reforma, które nie zrodziły się nagle, lecz były od dawna przygotowywane" (
il Concilio e la riforma, non fioriti improvvisamente ma a lungo preparati) ktoś na Twitterze skomentował tak:
Aha.
https://twitter.com/Hilarityjane66/status/900749209170825217* * *
A teraz co do artykułu x. Lewandowskiego. Pisze on tak:
"często można spotkać się z fałszywym przekonaniem, że nowy mszał pojawił się „Deus ex machina” jako owoc spisku i radosnej twórczości arcybiskupa Annibale Bugniniego. Tezie zaprzecza chociażby papieski ołtarz pod Turbaczem. To przy nim 17 września 1953 roku odprawił pierwszą w Polsce Mszę świętą twarzą do ludu mówiąc na wstępie o trwających przygotowaniach do reformy liturgii".
I tutaj wypada mi się zgodzić z przedmówcą (@exfavilla), że "on przemilcza, skraca" – a pół prawdy to całe kłamstwo.
Po pierwsze: autor traktuje ruch liturgiczny jako jednorodny, tak aby łatwiej mu było "udowodnić", że musiał on zmierzać ze swej istoty do Mszału Pawła VI.
Był ruch liturgiczny? Był. Poprzedzał promulgowanie NOM-u. Poprzedzał. No więc owocem ruchu liturgicznego (jako całości) jest NOM.
Otóż nie całkiem. Jak pisze Paweł Milcarek: "w ruchu liturgicznym byli – już na najwcześniejszym etapie, jeszcze w XIX wieku – umiarkowani i radykalni. Umiarkowani sądzili, że cała adaptacja duszpasterska to jakby wzmocniona nowa energia przyprowadzania wiernych do liturgii, a także że liturgia nie ma być niczym przesłaniana, ale sprawowana wprost. [...] To było pragnienie i marzenie umiarkowanych, potwierdzane zresztą przez dokumenty Kościoła. Encyklika Piusa XII
Mediator Dei wynosiła postulaty tego ruchu do pozycji, którą Kościół, choć z zastrzeżeniami, akceptuje. [...] Niestety, istniała również wersja radykalna. Nie powstała ona wyłącznie jako reakcja na kryzys ona sama była objawem pewnego kryzysu. [...] Był to duch przekonania, że z liturgii trzeba wyeliminować wszystko, co misteryjne, co w związku z tym może być podejrzane o zabobon. Jedni chcieli to eliminować dlatego, że uważali to po prostu za zabobon, a drudzy dlatego, że się bali, że Kościół będzie z zabobonem kojarzony. Ale na jedno ostatecznie wychodziło – liturgia miała służyć przede wszystkim dydaktyce moralnej" (
Według Boga czy według świata, Dębogóra 2011, ss. 132–134).
Byli więc z jednej strony ci, którzy chcieli uprzystępnienia liturgii dla wiernych, stąd wydawanie mszalików, popularyzowanie chorału gregoriańskiego, zachęcanie do dawania księdzu odpowiedzi liturgicznych (tutaj też rozwija się Msza recytowana – jako substytut Mszy śpiewanej). Ale byli też tacy, którzy nie chcieli uprzystępniać liturgii takiej, jaka już istnieje, tylko tworzyć coś nowego – pod sprzecznymi ze sobą zresztą hasłami "aggiornamento" i "powrót do źródeł". Ci drudzy nie afiszowali się zbytnio ze swymi postulatami, na kongresach liturgicznych, oprócz jawnych, oficjalnych posiedzeń, organizowali spotkania prywatne, gdzie planowali już szczegółowo, co skrócić i wyrzucić.
http://krzyz.nazwa.pl/forum/index.php/topic,7396.0.htmlOczywiście
post factum te postulaty wypływały i były dyskutowane w wąskim kręgu liturgistów, ale do ogółu wiernych raczej nie przedostawały się wiadomości, że ktoś zamierza coś majstrować przy obrzędach Mszy, Oficjum, sakramentów i sakramentaliów. Panowało przekonanie, podtrzymywane przez praktykę Św. Kongregacji Obrzędów, że ewentualne zmiany będą raczej powolne (ewolucyjne, nie rewolucyjne). To przekonanie zaczęło się stopniowo zmieniać w l. 50. XX w. za sprawą właśnie x. Bugniniego, który metodycznie, z uporem dążył do wytkniętego celu, nie poddając się chwilowym niepowodzeniom.
Po drugie: X. Lewandowski zdaje się nie wierzyć, jak bardzo NOM i w ogóle nowa liturgia jest dzieckiem Bugniniego. A tymczasem znamy już teraz co nieco sposób jego działania. Pracując w
Consilium, brał własne propozycje, szedł z nimi do Papieża i przedstawiał je jako mające poparcie komisji. A na posiedzeniu komisji mówił jej członkom: "Papież chce tego i tego".
http://www.remnantnewspaper.com/Archives/2009-bugnini_masterminded.htmJest to relacja x. Louisa Bouyera. A skoro już jesteśmy przy księdzu Bouyer, to zadaje on kłam twierdzeniom x. Lewandowskiego, że Pius Parsch i Odo Casel prowadzili ku NOM-owi. X. Bouyer pisał: "[reforma posoborowa była] świadomym odwróceniem się od tego, co proponowali Beauduin, Casel oraz Pius Parsch i do czego ja sam starałem się wnieść swój skromny wkład".
http://www.teologiapolityczna.pl/nowa-msza-papieza-pawla-michael-davies/Poza tym x. Bugnini stawiał na szybkość w produkowaniu tekstów – tak jakby bał się, że drugiej okazji może nie być, że trzeba jak najprędzej dokonywać kolejnych "nieodwracalnych" (mówiąc papieżem Franciszkiem) zmian. Stąd możliwe były takie rzeczy jak napisanie w jeden wieczór na stoliku w rzymskiej restauracji II Modlitwy Eucharystycznej – bo liczył się tylko pośpiech.
https://rorate-caeli.blogspot.com/2014/09/original-sins-eucharistic-prayer-ii.htmlCoraz bardziej więc zdaje się nie ulegać wątpliwości, że poszczególni członkowie komisji widzieli tylko szczegóły, natomiast wszystkie sznurki zbiegały się w ręku x. Bugniniego, on miał ściśle wytyczony cel, doskonale wiedząc, ku czemu zmierza. Tak w 1967 r. pisał kard. Antonelli: "[...] zauważa się brak organizacji prac
Consilium, co utrudnia wszelką poważną refleksję na temat badanych przedmiotów. Przeciwnie, naprzód i naprzód, byle tylko produkować! [...] zdarza się często, że członkowie
Consilium otrzymują schematy tuż przed dyskusją. Czasami w przypadku poważnych decyzji, które trzeba podjąć bez zwłoki, jak np. te dotyczące nowych anafor; nierzadko schemat jest dostarczany wieczorem, a ma być dyskutowany następnego dnia rano. [...] ks. Bugnini ma tylko jedno na myśli: iść do przodu i skończyć jak najszybciej" (Paweł Milcarek,
Historia Mszy, "Christianitas" 41/42 (2009), na ss. 199–200).
https://books.google.pl/books?hl=pl&id=NpUAzpHc5i8C&q=%22brak+organizacji%22Po trzecie: Tezie x. Lewandowskiego, że NOM nie pojawił się jak "Deus ex machina", zaprzecza sprawa tzw. Mszy normatywnej z 1967 r., kiedy to biskupom zgromadzonym na Synodzie Rzymskim przedstawiono "wzorcową Mszę", owoc pracy rąk ludzi z
Consilium pod kierownictwem x. Bugniniego. Otóż Msza taka nie uzyskała (z różnych powodów) akceptacji ojców synodalnych (tak wiele uzyskała głosów "przeciw" i "za, ale z zastrzeżeniami") i – jak pisze Paweł Milcarek – "całą tę manifestację przyjmuje się jako kompromitację
Consilium" (
Według Boga czy według świata, s. 181). Mimo tego Msza wzorcowa po niewielkich poprawkach została zatwierdzona w 1969 r. jako NOM – ale już bez konsultacji z episkopatem. Gdyby
Missa normativa była tak oczywistym efektem całego ruchu liturgicznego, to chyba nie doznałaby tak zimnego przyjęcia od biskupów? Przecież zgodnie z tezą x. Lewandowskiego nie powinno być żadnego zaskoczenia, żadnych kontrowersji.
Po czwarte i ostatnie: Msza
versus populum pod Turbaczem, która wg x. Lewandowskiego zwiastowała rewolucyjne reformy lat 60. XX w., była zgodna z ówczesnymi rubrykami, które przewidywały celebrę "twarzą do ludu". Do tego w ogóle nie trzeba było x. Bugniniego i wywoływania lawinowych zmian po Soborze. Wystarczyło w nowo budowanych kościołach ołtarz sytuować nie przy ścianie, ale tak, żeby dało się go obejść, i kto by chciał, mógłby celebrować
versus populum. Tutaj jednak można wskazać, że kwestia celebracji do nawy, a nie do absydy, jest świadectwem ówczesnych przekonań niektórych liturgistów, jak to rzekomo wyglądały celebry w pierwszych wiekach ("rozpowszechniane już wtedy, eksperymentalnie, stawianie kapłana
versus populum było pewną pomyłką, zresztą motywowaną wyobrażeniem, że tak było w Wieczerniku. [...] w pierwszym podejściu historycy z ruchu liturgicznego doszli do przekonania, że ustawienie
versus populum jest bardziej »źródłowe«. Tak sobie wyobrażali. Trzeba było dogłębnych badań, żeby to wyprostować". (
Według Boga czy według świata, s. 139, 151). Tylko że te przekonania, chociaż okazały się niezgodne z rzeczywistością, odcisnęły się "nieodwracalnym" piętnem na NOM-ie, wdrukowały wiernym, że "Msza ma być przodem do ludzi".