ADIMAD – czyli Association pour la défense des intérêts moraux et matériels des anciens détenus de l’Algérie française – to organizacja zrzeszająca weteranów Organizacji Tajnej Armii oraz kultywująca pamięć Algierii Francuskiej jako dziedzictwa kulturowego i historycznego.
ADIMAD prowadzi działalność wydawniczą, organizuje także uroczystości rocznicowe, stawia pomniki i tablice pamiątkowe. Funkcjonuje na uboczu życia politycznego i kulturalnego Francji – ale nie ma się co dziwić. Od wydarzeń, które są kamieniem węgielnym dla ADIMAD, minęło już blisko sześć dekad, a dla rządzącego Francją establishmentu kultywowanie pamięci OAS i Algerie Francaise nie jest raczej priorytetem czy nawet rzeczą akceptowalną, ujmując temat delikatnie.
***
Dlaczego OAS? Na płaszczyźnie politycznej idea OAS jest już niewątpliwie przebrzmiała, przeminęła wraz z tryumfem gaullizmu, a następnie demoliberalizmu. Francja nie jest już imperium, a powrót do Algierii jawi się w najlepszym razie jako piękne, acz niepotrzebne marzenie.
A jednak OAS wciąż może być dla nas zagadnieniem istotnym. OAS stawia bowiem przed nami pytania, które zawsze będą ważne: o granice posłuszeństwa władzy cywilnej i wojskowej; o kryteria wojny sprawiedliwej i o to, czy istnieją brudne wojny, czy też tylko sprawiedliwe i niesprawiedliwe (jak ujął to argentyński generał Videla); o to, czy wojna rewolucyjna jest czymś jakościowo innym niż konwencjonalne starcie wojsk reprezentujących państwa; o to, czym jest partyzantka miejska, a czym terroryzm; o to, czy wrogiem jest tylko ten, kto w danej chwili występuje z bronią, czy również ten, kto może mieć ją dziś wieczorem lub jutro, a może nawet ten, kto walczy li tylko słowem; o to, czy warto angażować się w sprawy szlachetne, ale nie do uratowania.
OAS jawi się jako akt buntu przeciw władzy generała de Gaulle’a – ale przecież to właśnie de Gaulle nauczył wielu przywódców OAS, że w sytuacjach skrajnych, gdy dobro Ojczyzny jest poważnie zagrożone, gdy zdrada stała się głównym nurtem polityki, zdeterminowana mniejszość ma prawo i obowiązek przeciwstawić się temu stanowi rzeczy w imię wyższych zasad.
Przywódcy OAS nie byli ludźmi z przypadku, nie byli bandytami, wyrzutkami społecznymi i dziwnymi rewolucjonistami snującymi obłędne plany w zadymionych kawiarniach. Byli – Salan, Degueldre, Chateau-Jobert, Sergent, Argoud, Canal, Gardy i wielu innych – profesjonalnymi wojskowymi, wiernymi żołnierzami Francji, ludźmi wykształconymi, zaprawionymi w boju, zaznajomionymi z militarną teorią i praktyką. A jednak w sytuacji granicznej wybrali opcję wojny rewolucyjnej, partyzantki, państwa podziemnego, samosądu, nawet terroru. I była to decyzja wymierzona nie tylko w „obcych”, w oczywistych, niejako zewnętrznych wrogów – jak Front Wyzwolenia Narodowego – ale też w ludzi takich, jak oni sami: w innych generałów i pułkowników, w innych żołnierzy, policjantów i polityków, nierzadko bliskich ideologicznie i równie zasłużonych dla kraju.
I właśnie dlatego długi cień Tajnej Armii rozciąga się nad każdym, kto będzie w przyszłości zmuszony podejmować podobne decyzje. A nigdy nie są to decyzje łatwe.
Nous vaincrons.
OAS. Salan.http://www.legitymizm.org/multimedia-notre-combathttps://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=fwcsz9DxblM