Forum Krzyż
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Października 15, 2024, 09:18:15 am

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane
www.UnaCum.pl

Centrum Informacyjne Ruchu Summorum Pontificum
232544 wiadomości w 6638 wątkach, wysłana przez 1668 użytkowników
Najnowszy użytkownik: magda11m
Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja
Forum Krzyż  |  Disputatio  |  Poczekalnia  |  Wątek: Wiara wyniesiona z domu, czyli....."
« poprzedni następny »
Strony: [1] Drukuj
Autor Wątek: Wiara wyniesiona z domu, czyli....."  (Przeczytany 1554 razy)
Fideliss
aktywista
*****
Wiadomości: 931

« dnia: Czerwca 21, 2014, 23:02:45 pm »

czyli - w jakiej mierze nasza religijność uzależniona jest od wychowania, atmosfery rodzinnej, otoczenia, itp.
Częstym argumentem ateistów jest - "bezmyślnie wierzysz bo tak cie wychowano".
Prosiłbym użytkowników o szczerą wypowiedź w tej kwestii.
Pomysł wątku wyniknął z ostatniej wypowiedzi Pedro w temacie neo. A więc by nie odbiegać od tamtejszego tematu proponuję, jak wyżej.
Zapisane
Fideliss
aktywista
*****
Wiadomości: 931

« Odpowiedz #1 dnia: Czerwca 21, 2014, 23:11:50 pm »

Zacznę od siebie, aczkolwiek naruszam tu delikatną sferę prywatności.
Rodzina katolicka. Ojciec wieczorem klękał do pacierza, mama również. Ja również. To była normalność.
Potem wyjechałem z domu na studia. To były lata 60-te.
A potem wielki świat......studia.... i  katolicyzm posoborowy. Przestałem klękać do wieczornego pacierza.
Na razie tyle.
Zapisane
Andrzej75
aktywista
*****
Wiadomości: 2325


« Odpowiedz #2 dnia: Czerwca 22, 2014, 00:01:08 am »

Ja mogę powiedzieć trochę tak jak Pan Fidelis: "To była normalność".
Wiara, którą przekazywali mi rodzice była naturalna, nie było w niej jakiejś sztuczności, udawania, zakłamania. Na pewno nie była to wiara "na pokaz" albo wiara "od święta". Kryterium wyboru współmałżonka w przypadku obojga moich rodziców było to, żeby był wierzący i praktykujący. Np. ojciec opowiadał, że zastanawiał się, czy nie ożenić się z pewną znajomą: ładna, miła, wykształcona, dobre maniery, ale do kościoła chodzić – to nie za bardzo... I to sprawiło, że już nie wchodziła w grę. Podobnie mama: uważała, że podobnie jak pijak po ślubie przeważnie nie przestanie pić, tak i bardzo trudno będzie żyć z kimś, kto nie będzie człowiekiem religijnym.

Tymczasem często jest tak, że rodzice nie dają dzieciom dobrego przykładu: posyłają je na religię, do kościoła – ale w gruncie rzeczy nie dla wiary, nie dla Boga, tylko żeby miały jakieś zasady moralne, żeby były przyzwoitymi ludźmi. Sami zaś wcale tą wiarą nie żyją. Czy to jest jeszcze chrześcijaństwo czy tylko jakiś fundament do niego?
Wydaje mi się, że ważny jest przede wszystkim brak hipokryzji, z którą mamy do czynienia np. gdy ojciec to "dobry człowiek", ale praktyczny ateista (niewierzący-praktykujący albo i niepraktykujący). Taka postawa uczy dzieci już od małego, że wiara to jakiś niekonieczny dodatek do życia. Albo: ojciec-tyran, ale za to na zewnątrz super-pobożny. Tyle że dzieci boją się opowiedzieć, co się w domu dzieje. Z tego jednak może wyniknąć pewne dobro, mianowicie gdy dorosłe dzieci, znając błędy swoich rodziców, będą się starały ich nie powielać.
Inną jeszcze kwestią jest, kto rządzi w domu: ojciec czy matka i czy jest religijny czy nie. W pieśni "Serdeczna Matko" można dostrzec obraz karzącego, zagniewanego, niemal obcego ojca i bliskiej, dobrej matki. Trochę tak było w domu moich pradziadków: dziadek nie czuł jakiejś szczególnej więzi ze swym ojcem właśnie przez jego humory, niesprawiedliwe kary, natomiast pobożną matkę uznawał niemal za świętą. I to ona miała zasadniczy wpływ na jego formację religijną. Może być inaczej: to właśnie ojciec jest bardziej religijny niż matka i teraz wszystko zależy od tego, które z nich ma większy wpływ na dzieci, które przekaże im wiarę (albo niewiarę).
Zapisane
Exite de illa populus meus: ut ne participes sitis delictorum eius, et de plagis eius non accipiatis.
Pedro
uczestnik
***
Wiadomości: 218


« Odpowiedz #3 dnia: Czerwca 22, 2014, 00:16:08 am »

Rodzina katolicka. Dwie dekady spędzone w neokatechumenacie.

Dziadkowie i babcie o wierze nie rozmawiali z młodszymi. Aczkolwiek babcia zwierzała się czasami, że śniły jej się dusze zmarłych, znajomych osób, które prosiły o przebaczenie. Ile w tym prawdy, nie wiem. Co niedziela i święta do kościoła. Dlaczego? Bo tak nauczyli przodkowie. Rodzice już mają inną, dojrzalszą wiarę.

Okazywanie uczuć i emocji z wiekiem było coraz trudniejsze, co doprowadziło do tego, że wstydzę się przy domownikach modlić czy mówić o Panu Bogu. Wolę cichy kąt, żeby nikt nie widział. Dlaczego? Dlatego, że od najmłodszych lat panowała zasada: "dzieci i ryby głosu nie mają". Masz po prostu słuchać poleceń starszych i koniec, a każdy przejaw własnego zdania to nieposłuszeństwo, pyskowanie i brak szacunku. Ulubione cytaty z Pisma Świętego to te, w których jest mowa o karceniu synów. Nieumiejętność używania słów: przepraszam, dziękuję, kocham. Nieumiejętność rozmawiania o uczuciach.

Pewien ratunek przyszedł wraz z rekolekcjami o. Szustaka, ks. Glasa, dużo zmian, dużo katechez, dużo przemyśleń, porzucenie neokatechumenatu, powrót do parafii, przeczytanie Pisma Świętego w całości pierwszy raz w życiu, powrót do modlitwy rano i wieczorem, nie na kolanach (ze wstydu, że ktoś może zobaczyć).

Pan Bóg wyniesiony z domu to Pan Bóg, który zawsze krytykuje, nigdy nie motywuje. Miałem swoje zainteresowania, książki, filmy, pomysły, ale zawsze niezgodne z wizją starszych, co kończyło się zakazami i karami.

Mam tendencje do radykalizmu, dlatego boję się zdecydowanie skierować na tradycje przedsoborowe. Skończy się to ślepotą i znieczulicą, a w konsekwencji samotnością, wytykaniem błędów najbliższym i tak dalej.
Zapisane
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3660


« Odpowiedz #4 dnia: Czerwca 22, 2014, 03:28:41 am »

Częstym argumentem ateistów jest - "bezmyślnie wierzysz bo tak cie wychowano".

Prawdę mówią ateiści. 

Wiara wyniesiona z domu zawsze jest cenna, bardzo cenna. Nawet jak to jest wiara słabawa, skażona hipokryzją, czy jakie tam jeszcze ma wady. Ale jest czymś, do czego zawsze można wrócić.

A że bezmyślna? No to i lepiej.

Przyznam, że choć zarabiam na chleb myśleniem, to największą satysfakcję odczuwam wtedy, gdy mogę w coś wierzyć bez żadnego "intelektualizowania". To takie piękne uczucie, móc szczerze powiedzieć ateistom: "tak, wierzę w to, bo moi rodzice i dziadkowie tak wierzyli, moi przodkowie przez całe pokolenia tak wierzyli i mam w nosie co wy o tym myślicie".
Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
Fideliss
aktywista
*****
Wiadomości: 931

« Odpowiedz #5 dnia: Czerwca 22, 2014, 10:17:47 am »

Wyniesienie wiary z domu nie jest jednak conditio sine qua non. Owszem z domu wyniosłem przykład rodziców i zasady, że "trzeba tak żyć żeby się Panu Bogu
i ludziom podobało. Żyć jak Bóg przykazał." Reszta to już była obserwacja życia i własne przemyślenia.
Pewną acz nie najważniejszą rolę, po moim krótkim okresie pseudo ateizmu odegrała lektura książki Thomasa Mertona  "The Seven Storey  Mountain".
(Jest polski przekład Th. Merton "Siedmiopiętrowa Góra" )
Merton też wiary z domu nie wyniósł a kończy w klasztorze trapistów.
Zapisane
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3660


« Odpowiedz #6 dnia: Czerwca 22, 2014, 15:28:59 pm »

Wyniesienie wiary z domu nie jest jednak conditio sine qua non.
Jasne, inaczej by nie było chrześcijaństwa.

Owszem z domu wyniosłem przykład rodziców i zasady, że "trzeba tak żyć żeby się Panu Bogu
i ludziom podobało. Żyć jak Bóg przykazał." Reszta to już była obserwacja życia i własne przemyślenia.

Ja bym jednak nie przeceniał "obserwacji życia i własnych przemyśleń". Gdyby się Pan urodził w rodzinie muzułumańskiej, to czy te przemyślenia odniosłyby ten sam skutek? Śmiem wątpić.
Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
Fideliss
aktywista
*****
Wiadomości: 931

« Odpowiedz #7 dnia: Czerwca 22, 2014, 17:31:32 pm »


 Gdyby się Pan urodził w rodzinie muzułumańskiej, to czy te przemyślenia odniosłyby ten sam skutek? Śmiem wątpić.

Bardzo dobre pytanie. W każdym razie owe przemyślenia nie doprowadziłyby mnie do islamu. (A czy muzułmanin na skutek przemyśleń dojdzie do katolicyzmu?)

BTW islam nawet trochę mnie pociągał ale tylko w aspekcie wielożeństwa. Teraz w moim wieku to i harem mi nie potrzebny.  :)
Zapisane
Major
aktywista
*****
Wiadomości: 3725

« Odpowiedz #8 dnia: Czerwca 24, 2014, 09:09:28 am »

U mnie w domu wiary nie było. Choć oczywiście Komunia itp. Pacierz to jak nocowaliśmy u babci. Dom bardzo liberalny. Zgada na imprezy. Pewna wolność.
A jako dziecko dostałem od ojca raz pałką bo jak bawiliśmy się pod blokiem w wojnę to wziąłem jego pistolet i wyskoczyłem z nim na dwór. Na szczęście nie wiedziałem jak odbezpieczyć i jako dziecko pewnie nie miałbym siły żeby przeładować.
Jednorazowych klapsów nie warto wspominać.
Zapisane
Letycja
uczestnik
***
Wiadomości: 188


« Odpowiedz #9 dnia: Czerwca 24, 2014, 14:00:02 pm »

U mnie w domu wiara była, ale posoborowie z brawaryzmem.
I tak w wieku nastoletnim pożegnałam się z Kościołem na wiele lat, kiedy się nawróciłam - to już na tradycjonalizm :)
Zapisane
Mari
bywalec
**
Wiadomości: 73

« Odpowiedz #10 dnia: Czerwca 26, 2014, 20:08:40 pm »

Hmm... "Bezmyślnie wierzysz, bo tak cię wychowano"  - ktoś musi wychować do wiary, a wierzyć wcale nie trzeba bezmyślnie... Ten argument z "bezmyślną wiarą" jest podobny do innego - "jak dorośnie, to sam wybierze": wiarę, system przekonań itd. A co w międzyczasie - między dzieciństwem a osiemnastym rokiem życia? Pustka, brak przekazywania wartości? Przecież to jest niemożliwie, zawsze jakieś wartości się przekazuje dziecku, czy się tego chce czy nie, bo życie bez wartości nie istnieje. Idea wychowania bez wartości to iluzja. Pojawia się tylko kwestia, jakie to są wartości. Mogą być "spod budki z piwem", mogą być inne. Dlaczego nie miałyby być katolickie?

W moim domu mama była wierząca i praktykująca, tato bywał w kościele. Nie było u nas wspólnej modlitwy rodziców, wspólnych rozmów o wierze, brakowało postawy religijnej taty. A dobrze jest, kiedy dzieci widzą jedność rodziców, duchową, religijną. Generalnie miłość wierzących rodziców to źródło, z którego dziecko czerpie i do którego - nawet, jak chwilowo się buntuje - może powrócić, które ma przed oczami jako funkcjonujący wzór dobrego życia.
Zapisane
Strony: [1] Drukuj 
Forum Krzyż  |  Disputatio  |  Poczekalnia  |  Wątek: Wiara wyniesiona z domu, czyli....." « poprzedni następny »
 

Działa na MySQL Działa na PHP SMF 2.0.19 | SMF © 2014, Simple Machines Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!