Dla dzieci nauka i rozrywka bez zabawek. Dla dorosłych własny świat, budowany w kontrze do laickiego otoczenia. Dwadzieścia kilometrów od Pałacu Kultury rośnie katolicka enklawa pod dyskretną opieką Opus Dei. Nowy wspaniały JózefówWojciech Cieśla, WPROST, nr 1/2011 (1456)
http://www.wprost.pl/ar/225033/Nowy-wspanialy-Jozefow/Korki, hałas, chaos. W zimie zaspy na chodnikach, w lecie każdy kawałek trawnika oblepiony ludźmi albo pokryty psimi odchodami. Rzeczywistość podziemnego parkingu w galerii handlowej i lęku o to, czy dziecku ktoś na ulicy nie wyrwie komórki, a pod szkołą nie sprzeda narkotyków. Agresja, pęd, strata czasu.
Tak mówią ci, którzy wyprowadzili się pod Warszawę. Biedniejsi do Łomianek i Nadarzyna, bogatsi do Konstancina albo Józefowa. Szczelny pierścień przedmieść to wciąż warszawska aglomeracja.
Do Józefowa od kilku lat ciągną zaangażowani katolicy. Wielodzietni i zamożni. – Ludzie, którym zależy. Świadomi – jak dobitnie podkreślają.
Wciągu ostatnich sześciu lat sprowadziło ich się tu kilkuset. Zwabiły ich przedszkola i szkoły pod patronatem Opus Dei.
Od przedszkola do maturyNowy świat powstaje pomiędzy Wałem Miedzeszyńskim a linią kolejki, która dojeżdża do Warszawy od południowego wschodu. Pod koniec grudnia, w brei ze śniegu i błota, na pierwszy rzut oka nie różni się od podobnych krajobrazów na Ukrainie czy Białorusi. Tory i billboardy. Szpetne domy, piękne domy. Krzaki. Dużo sosen. Gdzieniegdzie resztki drewnianej architektury z okolic Otwocka, tzw. świdermajerów. Tkanka społeczna – inteligencka. Co uliczka, to inżynierowie, lekarze, naukowcy, biznesmeni. Obok inteligenckiej tkanki ziemniaczane pola i las. Pięknie.
Zaczęło się w 2004 r., kiedy kilku katolików związanych z Opus Dei założyło stowarzyszenie Sternik. Wykupili tereny w podwarszawskim Józefowie i zbudowali przedszkole, potem w okolicy postawili podstawówkę i gimnazjum. W ciągu kilku lat Sternik zgromadził ponad 500 rodzin i tysiąc dzieci.
O poziomie szkół zaczęły krążyć legendy. Ruch, który zaczął się sześć lat temu po otwarciu przedszkola, trwa do dziś: ci, których dzieci chodzą do Sternika, sprzedają warszawskie mieszkania i przenoszą się bliżej szkoły: do Józefowa, Świdra, Wiązowny, Otwocka. Ponad dwadzieścia kilometrów od Pałacu Kultury. W ciągu ostatnich lat sprowadziło się tu ponad 300 rodzin, które posyłają dzieci do szkoły, gdzie obowiązują zasady, jakie wyznają rodzice.
Są praktykującymi katolikami. Są zamożni. I wielodzietni. Piotr Wysocki, ojciec trojga dzieci (też mieszka na przedmieściach, choć nie w Józefowie): – Bywa, że decyzja o przeprowadzce w jakimś sensie jest uzależniona od liczby dzieci. Jeśli ma się ich kilkoro, a w perspektywie 12-letnią edukację każdego, to kiedy jedno dziecko zaczyna edukację w Sterniku, łatwiej jest, jeśli wszystkie pozostałe – między którymi jest kilka lat różnicy – też będą chodzić do Sternika. Tu można kształcić dzieci od przedszkola do matury, w 2011 r. rusza sternikowe liceum.
Ola i Paweł przeprowadzili się dwa lata temu z Mokotowa. Do kolejki podmiejskiej idzie się od nich dwadzieścia minut, ostatni autobus ze stacji przyjeżdża po 21. Do Sternika posłali obu synów. O edukacji dzieci mówią tak jak wszyscy tutaj: Projekt.
Nie chcą wystąpić pod nazwiskiem, podobnie jak rozmawiać z reporterem „Wprost" o Projekcie. Udaje nam się zamienić kilka słów tylko dlatego, że mamy wspólnych znajomych. – Nie traktujemy Józefowa jak sypialni. Pracujemy w Warszawie, ale duża część życia toczy się tutaj – tłumaczy Paweł.
– Miasto wcześniej było w stagnacji. Teraz się rozruszało – zachwala jedna z założycielek lokalnego stowarzyszenia.
Andrzej, nauczyciel w warszawskiej podstawówce: – W Józefowie czuć subtelną presję: bądź z nami. Przez dwa miesiące jeździłem tam prowadzić kółko plastyczne. Żona akurat była w ciąży. Usłyszałem od kolegów ze Sternika: po co tyle jeździć? Przeprowadź się. Pewnie zaraz pojawią się następne dzieci, przecież wszystkie możecie posłać do Sternika. Perswazja, którą znałem raczej ze spotkań ze świadkami Jehowy.
Piotr Wysocki: – Wiele rodzin decyduje się na przywożenie i odwożenie dzieci. W Sterniku działa też pięć linii autobusowych, które dowożą dzieci z Warszawy do Józefowa.
Podróż z lewobrzeżnego Ursynowa do szkoły w Józefowie to półtorej godziny w jedną stronę.
Przedszkolanki jak cystersiPiotr Wysocki, w latach 90. dziennikarz „Życia Warszawy", dziś właściciel prężnej firmy PR, do Sternika posyła dwoje z trojga dzieci. Jest kimś w rodzaju twarzy stowarzyszenia. Mówi z dużym wyczuciem, wie, gdzie kłaść akcenty. To on występuje w reklamówkach Sternika, wypowiada się w programach telewizyjnych jako rodzic. Do Józefowa się nie przeprowadził, ale mieszka niedaleko, w Wesołej.
Wie, co ściąga tu ludzi: – Dwie podstawowe motywacje: po pierwsze, w Sterniku nacisk położony jest na wychowanie. To jest ważna rzecz, którą trochę brawurowo porównać można z tym, co wieki temu robili cystersi, odbudowując rolnictwo. Jeśli chce się dobrze wyedukować dzieci, trzeba je dobrze wychować. Nie pomaga w tym zwykła szkoła, która już dawno przestała wychowywać. Uważam, że Sternik daje coś więcej niż wiedzę. To jest wartość. Po drugie, chęć wyprowadzki z centrum dużego miasta. Człowiek w mniejszej społeczności przestaje być anonimowy, odzyskuje swoje obywatelstwo.
Na mapie polskich przedmieść Józefów jest nietypowy. Nowi zamiast wtapiać się w zastaną przestrzeń, energicznie biorą się do jej kształtowania. Dowodem na to, jak mocno liczą się w Józefowie, są nowe msze w okolicznych kościołach: codzienna o ósmej trzydzieści (dla rodziców, którzy odprowadzili już pociechy do szkoły), i niedzielna, w rycie trydenckim.
To prawie trzystu nowych trzy lata temu zorganizowało akcję „Józefów bez pornografii", przekonując (a precyzyjniej strasząc bojkotem) właścicieli stoisk z prasą do wycofania ze sprzedaży czasopism pornograficznych. Na prawie 30 punktów handlowych w Józefowie odmówił im tylko jeden sklepikarz.
To nowi działają w Społecznej Radzie Konsultacyjnej przy burmistrzu, zakładają stowarzyszenia, organizują jasełka i Dni Rodzin, skrzykują po kilka tysięcy ludzi na Orszak Trzech Króli. Są energiczni i energetyczni. Oraz bogaci. Agenci nieruchomości przyznają, że w Józefowie ruch w interesie, który zaczął się kilka lat temu, teraz nieco zelżał, bo z powodu Sternika ceny poszły zbyt ostro w górę. Za dom trzeba zapłacić od miliona wzwyż. Za metr działki – od trzystu do sześciuset złotych. To hamuje nawet bogatych.
Mniej zamożni zakładają spółdzielnie – wykupują razem działki (wychodzi taniej). Właśnie w ten sposób na Zacisznej, w Świdrze (przedmieścia Józefowa) powstało zamknięte osiedle „sternikowców". I kilka innych.
– Parę lat temu razem ze znajomymi wykupiliśmy ziemię po atrakcyjnej cenie w Aleksandrowie, niedaleko Józefowa i Falenicy – opowiada Dymitr Hirsch, były harcerz ZHR, dziś znany warszawski PR-owiec. – Właśnie kończymy budowę.
Nowym tylko z polityką jakoś nie wychodzi. W ostatnich wyborach rodzice związani ze Sternikiem założyli własny komitet. Wytykali burmistrzowi, że w kampanii wykorzystuje wizerunek dzieci w mundurkach ze Sternika. Przegrali z kretesem. Burmistrz będzie rządził kolejną kadencję.
Sternik odżegnuje się od polityki. Ale politycy nie odżegnują się od Sternika.
Dzieło Boże i łańcuszekTo, kto posyła dzieci do szkoły Sternika, nie jest tajemnicą. Rodzice (oprócz czesnego) muszą wykupić udziały w spółce Rodzice dla Szkoły, która finansuje Sternika. To (do niedawna) kilkanaście tysięcy wpisowego, do tego około tysiąca złotych czesnego miesięcznie. Sporo.
Rzut oka na listę udziałowców: inteligencka elita, która w wyborach głosuje raczej nie na SLD: czterej prawnicy z renomowanej kancelarii Sołtysiński (wszyscy przenieśli się w okolice Józefowa), były minister łączności w rządzie Jerzego Buzka Maciej Srebro, były wiceminister finansów Marian Moszoro, były szef gabinetu ministra transportu Robert Malicki, minister Radosław Sikorski, syn Henryki Bochniarz – Marcin Bochniarz, były szef gabinetu Antoniego Macierewicza Arkadiusz Siwko felietonista „Gazety Polskiej" Robert Tekieli, dziennikarz Bogdan Rymanowski z TVN. Wielu byłych harcerzy.
Trochę trudniejsze jest rozszyfrowanie, kto rzeczywiście dzierży finanse Sternika. Samo stowarzyszenie nie zarabia. Żyje dzięki spółce Rodzice dla Szkoły, która zasila je pożyczkami ( jako organizacja pożytku publicznego nie płaci wielu podatków). Z kolei uprzywilejowanym udziałowcem spółki Rodzice dla Szkoły jest fundacja Współpracy Międzynarodowej, założona dwa lata temu przez członków Opus Dei. Tu dociekliwy rodzic trafi na ścianę: Fundacja nie przekazuje sprawozdań finansowych sądowi gospodarczemu. Z jej akt rodzic dowie się jedynie, że co najmniej kilku założycieli fundacji mieszka w … warszawskiej prałaturze Opus Dei, obok Sejmu, przy ulicy Górnośląskiej.
Opus Dei (Dzieło Boże – łac.) to katolicka organizacja. W Polsce należy do niej około 400 osób. Wśród nich jest wielu polityków, prawników, menedżerów. Kładzie nacisk na rozwój, edukację, na kształtowanie charakteru swoich członków. Unika rozgłosu i masowości. Ludzie Dzieła często przywołują słowa założyciela, Josemaria Escrivá: „Zakładajcie szkoły dla swoich dzieci, szkoły będące przedłużeniem domu rodzinnego, w którym praktykuje się ducha służby, współpracy, hojności, jedności".
Trudno powiedzieć, na ile o popularności Sternika decyduje dziś fama, że projekt to „szkoła Opus Dei". Szkoły – choć promują wartości chrześcijańskie – oficjalnie nie mają nic wspólnego z Dziełem. Jednak rodzice wiedzą swoje. Nie dość, że wielu założycieli jest członkami Opus Dei, to duchową opiekę nad Sternikiem sprawuje warszawska prałatura Dzieła. To wystarczy. Na internetowym forum jeden z rodziców zachwala podstawówkę: „Opieka duszpasterska księży z Opus, ale z tego, co się orientuję, to w Józefowie część rodziców wystarała się również o Trydent w okolicy. Niemniej warto się przyglądać i zwalczać ewentualne wpływy moderny (bo gdzie jej nie ma?)".
Marta, warszawianka, której brat z żoną i dwójką dzieci przeniósł się do Józefowa, ironizuje: – Pewnie przez przypadek mój brat musiał w szkole na spotkaniach oglądać film o Opus Dei? Bez dwóch zdań szkoły mają związek z Dziełem. Nie afiszują się z tym, ale i specjalnie nie ukrywają. To duchowa krucjata w szatach edukacji. Eksperyment. Dlatego mówią o nim „Projekt".
Formowanie człowiekaPodstawowy powód, dla którego katolicy sprowadzają się pod Warszawę: tak jest po prostu wygodniej. Nie dla dzieci, ale dla rodziców, którzy po latach znów zaczynają się uczyć.
Bo szkoły Sternika to szkoły totalne. Tak mówią sami rodzice, i pobrzmiewa w tym nuta dumy. W Sterniku nie można zaparkować dzieciaka, zapłacić czesnego i mieć święty spokój. Szkoła to miejsce dla dzieci i rodziców. Szkoła organizuje wychowanie, naukę (właśnie w tej kolejności), a do tego czas dorosłym. Każda rodzina ma przydzielonego opiekuna. Rodzice zamiast chodzić na wywiadówki, raz na kwartał (czasem częściej) spotykają się z opiekunem. Omawiają nie tylko to, co dziecko robi w szkole, ale również to, co robi w domu. Planują zadania. Egzekwują. Formują nowego człowieka.
– Polskie słowo „formowanie" kojarzy się trochę z lepieniem, ugniataniem. W Sterniku mamy do czynienia z żywymi ludźmi. Najważniejsze jest poszanowanie wolności rodziców i dzieci. Pojmujemy to w ten sposób, że staramy się profesjonalnie pomóc rodzicom w ich pracy wychowawczej, przede wszystkim poprzez spotkania z indywidualnym opiekunem dziecka. Praca zaczyna się od przedszkola. Potem są szkoły prowadzone oddzielnie dla chłopców i dla dziewcząt. Staramy się wspólnie z rodzicami uczyć porządku i innych dobrych nawyków: samodzielności, hojności, szczerości, bycia życzliwym – wylicza Paweł Zuchniewicz, dyrektor ds. komunikacji Sternika.
Marta, warszawianka, której brat z żoną i dwójką dzieci przeniósł się do Józefowa: –To jest fenomenalne. Teoretycznie nie ma obowiązku, ale jest presja, żeby być na tych wszystkich wykładach w szkole. Uczyć się, jak być dobrym rodzicem. Opowiadać, jak dziecku udało się wdrożyć zadania, które ustaliliście. Chodzić na próby Chóru Ojców i Synów. To szkoła kadetów, w której panuje przyjazna atmosfera. Getto bogatych katolików.
Dymitr Hirsch: – To nie jest łatwa szkoła, nawet jeśli ktoś uzna, że jest modna. Nie sposób opłacić niemałych pieniędzy i mieć spokój. Za dużo jest po drodze „potykaczy" – spotkań z opiekunami, zajęć, które angażują rodziców. Jeśli ktoś chciałby się lansować, posyłając dzieci do Sternika, to musiałby być naprawdę wytrwałym lanserem.
Paweł Zuchniewicz: – Wysokość czesnego negocjowana jest indywidualnie i osoby gorzej uposażone płacą mniej, są też takie, które chcą płacić więcej. W rezultacie istnieje duża grupa rodzin, które otrzymują dofinansowanie. W idei Sternika nie chodzi o to, by robić getto dla bogatych, tylko żeby powstała dobra szkoła, która zapewni całościową edukację od przedszkola do matury.
Marta: – Jeśli się dobrze się nad tym zastanowić, to w tej elitarności jest sens. Dzieciaki słyszą, że mają nad sobą pracować. Że nie zrobią kariery jedynie wtedy, kiedy nie będą się do tego przykładać. To jest pozytywne myślenie.
To środowisko tworzy rodzaj nowego człowieka i własny mikroświat. Kiedy rozmawiamy o tym, jak zmienia się Józefów i kiedy chcę podrażnić brata, przypominam mu apokalipsę świętego Jana. Jedną z wizji jest fantastycznie piękne miasto, Nowe Jeruzalem, przybytek Pana Boga.