Watykanka jest wadliwa, maestro Bartosz Izbicki więcej o tym pisał w artykule "Trzy bitwy o chorał gregoriański".
Melodie „watykanki” w przeważającej części zaczerpnięto z kodeksu H 159 z Montpellier, dzięki czemu edycja ta jest melodycznie bliższa tradycji franciszkańsko-dominikańskiej niż współczesne restytucje semiologów. Zirytowała mnie Twoja etykietka „
bardzo wadliwa”, zwłaszcza w kontekście edycji Piotrkowczyka, która przecież, podobnie jak editio Vaticana, była dzieckiem swojej epoki i nie ustrzegła się skracania melizmatów czy ich przesuwania na sylaby akcentowane (co zrealizowano z większym rozmachem w wydanej kilka lat później editio Medicea).
Od siebie dodam że najbardziej irytującą cechą jest nierozróżnienie w piśmie znaków długich i krótkich.
Podobnie jak w księgach mendykanckich
Na koniec potyczki o watykankę; ciekawe, że wiek po reformie Piusa X dopiero wydano Nocturnale, prawda? I to jako wydawnictwo prywatne. Swoją drogą to musiał być ewenement, że wydaje się księgę do nieuznawanego rytu (rok bodaj 2005). Posiadam jeden exemplarz dzięki uprzejmości Michała Pełki, ale z jednego oficjum się nie zaśpiewa.
„Nocturnale Romanum” nie traktowano wyłącznie jako księgi liturgicznej do starego rytu. To miał być przyczynek do odnowy śpiewu oficjum, również do „reformy reformy” samej Liturgii Godzin (której reponsoria jedynie może w 1/3 pochodzą ze starego oficjum). Sam redaktor na krótko przed śmiercią opracował „Ordo Responsorialis” do Liturgii Godzin oparty wyłącznie o śpiewy „Nocturnale” i zabiegał o zatwierdzenie go przez Kongregację Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.
U mnie „Nocturnale”, mimo wielu niekwestionowanych zalet, nadal nie budzi jeszcze na tyle zaufania, bym mógł z niego śpiewać oficjum bez uprzedniej weryfikacji z Hartkerem. W porównaniu z editio Vaticana, jest to księga edytorsko „bardzo wadliwa”.