Forum Krzyż
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Marca 28, 2024, 10:12:22 am

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane
www.UnaCum.pl

Centrum Informacyjne Ruchu Summorum Pontificum
231859 wiadomości w 6626 wątkach, wysłana przez 1668 użytkowników
Najnowszy użytkownik: magda11m
Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja
Forum Krzyż  |  Traditio  |  Katolicki punkt widzenia  |  Wątek: Nowości na blogu Krusejdera - http://przedsoborowy.blogspot.com
« poprzedni następny »
Strony: 1 ... 74 75 [76] 77 78 ... 83 Drukuj
Autor Wątek: Nowości na blogu Krusejdera - http://przedsoborowy.blogspot.com  (Przeczytany 329465 razy)
Krusejder
aktywista
*****
Wiadomości: 6651


to the power and the glory raise your glasses high

mój blog
« Odpowiedz #1125 dnia: Września 24, 2017, 12:56:48 pm »

Uzurpacja stopni naukowych zawsze powinna być traktowana skrajnie nagannie, tu zaś dodatkowo kompromituje bardzo ważną i potrzebną inicjatywę teologiczną.

http://przedsoborowy.blogspot.com/2017/09/jaki-papiez-taki-profesor.html
Zapisane
zapraszam na mój blog: http://przedsoborowy.blogspot.com/ ostatni wpis z dnia 20 IX 2022
pauluss
aktywista
*****
Wiadomości: 1396


« Odpowiedz #1126 dnia: Września 24, 2017, 14:30:08 pm »

Jestem pewien, że jest ich znacznie więcej niż kilkunastu w paru ostatnich latach :(
Sa jakies statystyki odejsc mlodych ksiezy z kaplanstwa w przeciagu kilku ostatnich lat? I jaka mamy pewnosc, ze byly to odejscia z powodow doktrynalno-liturgicznych a nie innych? Choc jak wiemy, przyczyny zawsze moga byc bardzo zlozone i chyba juz wszystko na ten temat napisano.

Zawsze bylo ciezko byc ksiedzem (taka jest prawda), podobnie jak zawsze bardzo latwo zbudowac sobie swoj swiat/latwe zycie albo i jedno, i drugie. Odejscia z kaplanstwa sa zawsze trudne - szczegolnie jezeli dotycza ksiezy wierzacych, poboznych, inteligentnych a nie tych, ktorzy po jakims czasie zauwazyli, ze jednak nie takie latwe jest zycie ksiedza i robiac cos innego mozna miec o wiele wygodniejsze zycie (rowniez pod wzgledem finansowym). Wydaje mi sie jednakze, ze jest bardzo pozytywne, ze z kaplanstwa odchodza ksieza z drugiej wymienionej przeze mnie grupy - ci, ktorzy zostali ksiezmi z przyczyn nie do konca religijnych. Im ich wiecej odejdzie, tym lepiej - nawet jesliby to mialo byc 75 procent wszystkich ksiezy (wciaz sie ludze, ze az tylu ich nie ma) a media (z nasza ulubiona Gazetka W) mialyby z radoscia obwiescic, w jakim kryzysie jest Kosciol, bo ksieza odchodza. Juz kilkanascie lat temu myslalem (choc niewiele o zyciu wiedzialem a i teraz nie wiem zbyt wiele) i wciaz zdania nie zmienilem, ze najwiekszym problemem Kosciola sa ksieza, ktorzy nigdy ksiezmi nie powinni zostac. I nie chodzi o sprawy grzechow, bledow czy innych upadkow, ale o niewlasciwa motywacje, ktora stala juz u podstaw decyzji a w czesto patologicznym srodowisku kaplanskim tylko sie poglebila i przemienila sie w arogancje, cynizm i hipokryzje. Tez juz kiedys pisalem, ze Kosciol w obecnej formie, z obecnymi przyzwyczajeniami i z obecna metalnoscia duchowienstwa nie jest w stanie przeprowadzic prawdziwej odnowy, bo nie widzi zadnego problemu. Prawdziwa reforma zacznie sie masowymi odejsciami z kaplanstwa w formie, ktorej w Polsce jeszcze nie widzielismy - a im wczesniej, tym lepiej.

Ogolnie mam wrazenie (i nie pisze o sobie), ze bardzo trudno byc poboznym ksiedzem we wspolczesnym Kosciele, ktory sprawia wrazenie, ze ksiezy w gruncie rzeczy nie potrzebuje a jezeli sprawia wrazenie, ze potrzebuje, to wylacznie do celow, ktore nie maja nic wspolnego z kaplanstwem (akcje, kolonie, dzialalnosc spoleczna, ale nie sprawowanie sakramentow - niestety przyklad idzie z gory i to z samej gory). Nie chce nikogo usprawiedliwiac, bo nawet sam nie znam osobiscie zadnego mlodego bylego ksiedza, ale w pewnych sytuacjach bym sie im nawet nie dziwil - jest mi zal mlodych mezczyzn, ktorzy ida do seminarium, bo chca byc dobrymi ksiezmi a atmosfera w seminarium i pseudoformacja albo w nich niszczy powolanie, albo tworzy ksiezy cynikow, albo po swieceniach budza sie w swiecie ksiezy, ktory jest przeciwienstwem tego, jaki powinien byc a z duchowoscia nie ma nic wspolnego. Wiec mozna albo sie dostosowac, albo meczyc i byc wiecznym przez wszystkich krytykowaym i neirozumianym outsiderem (przykre ale prawdziwe), albo wystapic. Zawsze szkoda.
Drugim poczatkiem prawdziwej odnowy wiary bedzie prawdziwy kryzys powolan w Kosciele glownego nurtu (niestety znowu ku radosci Gazetki na W i innych podobnych mediow), kiedy nikt nie bedzie chcial poswiecac zycia rodzinnego i decydowac sie na samotne zycie po to, zeby byc animatorem kultury, organizatorem wyjazdow czy szoŁmenem (pisownia zamierzona;)). I znowu - im wczesniej, tym lepiej.
Zapisane
Krusejder
aktywista
*****
Wiadomości: 6651


to the power and the glory raise your glasses high

mój blog
« Odpowiedz #1127 dnia: Września 24, 2017, 14:46:20 pm »


Sa jakies statystyki odejsc mlodych ksiezy z kaplanstwa w przeciagu kilku ostatnich lat? I jaka mamy pewnosc, ze byly to odejscia z powodow doktrynalno-liturgicznych a nie innych? Choc jak wiemy, przyczyny zawsze moga byc bardzo zlozone i chyba juz wszystko na ten temat napisano.


Mój tekst mówi o odejściach kapłanów, których wczesniej identyfikowano z konserwatyzmem lub tradycjonalizmem. Nic mniej, nic więcej. O przyczynach się nie wypowiadam, bo często nic o nich nie wiem.
Zapisane
zapraszam na mój blog: http://przedsoborowy.blogspot.com/ ostatni wpis z dnia 20 IX 2022
Anna M
aktywista
*****
Wiadomości: 7381

« Odpowiedz #1128 dnia: Września 24, 2017, 15:02:44 pm »

Uzurpacja stopni naukowych zawsze powinna być traktowana skrajnie nagannie, tu zaś dodatkowo kompromituje bardzo ważną i potrzebną inicjatywę teologiczną.

http://przedsoborowy.blogspot.com/2017/09/jaki-papiez-taki-profesor.html



Jest wpis wyjaśniający na fb:

Zapisane
konzeb30
rezydent
****
Wiadomości: 468


"O skruchę ? pycha strojna w ornat".

« Odpowiedz #1129 dnia: Września 25, 2017, 02:48:45 am »

Tradycjonaliści są równi mówiąc tylko o samym indulcie. Kapłani którzy przejmują się wariatami są pierdołami. Ostatnio kiedy odbierałem rzeczy od ks. Sikorskiego po dziewiątej wieczorem usłyszałem domofon. Infułat odebrał, powiedział, że taka zwariowana pani przyjdzie po jedzenie, dał chleb, który został, zagotował wodę, nalał do słoika, dał i miał spokój.
Ks. infułat z każdym cwaniakiem i wariatem aktualnie sobie radzi a ma ich codziennie. 
Intronizatorowi wystarczy obrazek i benedykcja, innym starczy wysłuchanie a jeszcze innym nie można pomóc. Bardziej martwi mnie stan młodzieży trydenckiej, która wyzbyta godności błądzi a brak duszpasterzy nie robi jej dobrze. TRYDENTOM BRAKUJE DOBREJ FORMACJI. FORMACJI CIĄGŁEJ!!!

Zdaje mi się, że efekt Benedykt zaczął się niedawno i straty zaczynamy liczyć. Kościelna ubecja (inaczej układy diecezjalne) działa i ma się dobrze. To powoduje, że wikarzy idący na dobre parafie są niszczeni psychicznie przez buców. Bezkarność wielu proboszczów jest smutna a biedni wikariusze muszą tracić zdrowie bez słowa pochwały od szefa. Oczywiście walka o liturgię bardzo mocno trwa, a ilość obowiązków nie pozwala np. odprawić trydenta i tak oto kapłan bardzo cierpi tracąc chęci.

Seminarzyści idą coraz głupsi (oficjalne raporty rektorów), część jest niedojrzała, część ideowej młodzieży jest wywalana a część jest tak miękka po święceniach, że człowiek boi się, że to sobowtór.

Aqeb opowiadając mi o swoich obowiązkach mówi mi, że zajmuje się dziadziusiami u siebie, jednemu wpisuje doładowanie do komórki, innemu coś niesie, wspólnie z współbraćmi koszą, to jest zakon, tam jest wspólnota, tam jest inaczej. A diecezjalnicy coraz rzadziej mają nawet wspólną wigilię, żyją sami, proboszcz wymaga jak urzędnik, wspólnoty kapłanów wlaściwie nie występują poza fejsem a kapłani mogą na Ars Celebrandi popłakać, że ich proboszcz jest zły a inni chwalić się, że wspaniały. Co ciekawe my świeccy nie założymy takich wspólnot kleryckich tak samo jak chłop nie zorganizuje wspólnoty żeńskiej (no chyba, że zakon).

Życie kapłańskie jakoś umarło, jeden emeryt wspominał, że za komuny raz w tygodniu człowiek był w kurii, spotkał wtedy tego, czy owego, pogadał, pośmiał się i jakoś to szło. Teraz wszyscy obcy.

Na pielgrzymce BCC brat Wawrzyniec powiedział mi jeden z kluczy na ulepszenie diecezji, iście kolbiańska metoda. Otóż wystarczyłoby jakby biskup codziennie dzwonił do jednego proboszcza i rozmawiał z nim nie mniej, nie więcej jak pięć minut. Porozmawialiby o dziurze w dachu, o tym, że wikary ma potencjał, albo o tym, że proboszcz użala się na ból w kolanie. Może z jednym o niczym pomówią a może biskup zadzwoni do proboszcza w najgorszym momencie kryzysu.

Długo mólbym pisać o wielu aspektach dzisiejszej problematyki, ale wiemy dwie rzeczy, że trzeba modlitwy i to jeszcze nie koniec.
Zapisane
Krusejder
aktywista
*****
Wiadomości: 6651


to the power and the glory raise your glasses high

mój blog
« Odpowiedz #1130 dnia: Października 05, 2017, 13:54:02 pm »

Ateiści lubią prezentować się jako ludzie oświeceni i naukowi, którzy nie wierzą w religijne bzdury, niegodne nowoczesnego, wykształconego człowieka. Jednak prawda o nich jest zupełnie inna.

Jak bowiem naukowo dowieść, że nie ma Boga? Przecież to jeszcze bardziej ryzykowne założenie niż potwierdzenie, że Bóg istnieje! Można prowadzić takie rozważania na płaszczyźnie filozofii, ale niemożliwe jest poparcie ich doświadczeniami w rozumieniu nauk empirycznych.

CAŁOŚĆ: http://przedsoborowy.blogspot.com/2017/10/sowko-o-ateizmie.html
Zapisane
zapraszam na mój blog: http://przedsoborowy.blogspot.com/ ostatni wpis z dnia 20 IX 2022
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #1131 dnia: Października 05, 2017, 15:15:58 pm »

Cytuj
Ateizm jest zatem swoistą religią, gdyż stanowi wiarę, że nie ma boga.

To trochę nieścisłe. Nie sądzę, by istotą religii była wiara, jest nią raczej rytuał, praktyka religijna, organizacja życia własnego i społecznego według norm religijnych. W tym sensie religią może być nawet doktryna ateistyczna czy materialistyczna, owszem: np. zrytualizowany komunizm pod to podchodził; czegoś podobnego można się doszukiwać w pseudo-religii Rewolucji Francuskiej, choć tam podstawą był raczej deizm (ale skoro Bóg i tak jest bierny, to cały kult ma znaczenie tylko dla człowieka, np. jako spoiwo społeczne). Tym niemniej większość ateistów nie celebruje swojego ateizmu na sposób religijny.

Albo jeszcze inaczej, od drugiej strony: można też być człowiekiem wierzącym (w jakimś tam swoim subiektywnym sensie), ale nie religijnym. Współcześnie jest sporo takich osób: zarówno 'normików', mówiących "no, wierzę, że coś tam gdzieś istnieje, albo jakaś moc nad nami, ale nie sądzę, by miały sens te wszystkie psychodramy kościelne, ważne tylko, żeby być dobrym", jak i rozmaitych filozofów oraz naukowców, mówiących to samo, ale bardziej subtelnie. Są zresztą fizycy czy kosmologowie, którzy dopuszczają istnienie "Transcendentnej Inteligencji" nad nami, a nawet są pewni jej istnienia, wnioskując z obserwacji Wszechświata, ale mimo tego nie można o nich powiedzieć, że są religijni, ponieważ nie sprawują kultu, nie przestrzegają rytualnych norm itd.

A ci, którzy głoszą, że żadnej transcendencji nie ma i nie ma żadnego osobowego Boga (ani nawet nieosobowego brahmana) - na ogół tym bardziej nie praktykują tego religijnie. Mizerną próbą 'religizacji' ateizmu są jakieś 'śluby humanistyczne', 'pogrzeby humanistyczne' itd., ale to wszystko kruche i nieciekawe; nikt też chyba nie buduje obecnie symbolicznych Świątyń Rozumu itd. No dobrze, są wyjątki: np. w USA powstała sztuczna religia białych rasistów, zorganizowana w formie "Kościoła Twórcy". Ich doktryna jest czysto materialistyczna, nie dopuszcza istnienia bogów ("Twórcą" jest wyabstrahowany Człowiek vel Nadczłowiek), ale jednak system ma charakter religijny: mają jakieś swoje święta, przykazania, obrzędy, "pastorów", sankcje, tabu itd. No i to jest ateistyczna i materialistyczna religia. Ale to ma raczej mało wspólnego z Dawkinsem, powiedzmy. Czy z portalem racjonalista.pl.

To tak tylko w temacie definicji.
« Ostatnia zmiana: Października 05, 2017, 15:22:33 pm wysłana przez Adimad » Zapisane
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3611


« Odpowiedz #1132 dnia: Października 05, 2017, 19:51:13 pm »

Jak bowiem naukowo dowieść, że nie ma Boga? Przecież to jeszcze bardziej ryzykowne założenie niż potwierdzenie, że Bóg istnieje! Można prowadzić takie rozważania na płaszczyźnie filozofii, ale niemożliwe jest poparcie ich doświadczeniami w rozumieniu nauk empirycznych.

Nie bardzo rozumiem, o co chodzi w powyższym. Dlaczego uznanie, że nie ma Boga  ma być bardziej ryzykowne? Chyba tylko w sensie "zakładu Pascala"?

Bo experymentalne udowodnienie istnienia Boga w rozumieniu nauk empirycznych jest przecież tak samo trudne. W dodatku ateista może słusznie uznać, że ciężar dowodu spoczywa na teistach: to teiści twierdzą, ze coś istnieje, więc to oni  muszą to udowodnić.

No i  "świadectwo" ateistyczne nie wydaje się wcale słabsze - przynajmniej w oczach samych ateistów. Mogą zawsze po prostu powiedzieć: "znałem mnóstwo niewierzących, którzy żyli długo i szczęśliwie."

Nie chcę oczywiście zniechęcac Pana Krusejdera, ale z mojego skromnego doświadczenia wszelka krytyka ateimzu na płaszczyźnie intelektualnej, nieważne jak celna i prawdziwa, jest czymś w rodzaju uderzania w próżnię - ateiści słysząc ją tylko wzruszają ramionami.

Aby ateista uwierzył, potrzebna jest gratia Dei.
Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #1133 dnia: Października 05, 2017, 21:30:54 pm »

Cytuj
W dodatku ateista może słusznie uznać, że ciężar dowodu spoczywa na teistach: to teiści twierdzą, ze coś istnieje, więc to oni  muszą to udowodnić.

That's the point.

Cytuj
Aby ateista uwierzył, potrzebna jest gratia Dei.

Tu już można dyskutować. Oczywiście: potrzebna i nawet niezbędna, ale motorem do jej uruchomienia zwykle są lub być powinny pewne poszlaki. Nawiasem mówiąc, to właśnie tłumaczy ową "arogancję" (jak powiedzieliby ateiści czy w ogóle niekatolicy), z jaką Kościół domagał się przez wieki wyłączności na głoszenie prawd wiary i moralności publicznej; przesycenia społeczeństwa (prawa, obyczajów) duchem katolickim; eliminowania (z dokładnością do roztropności) czynników nie-katolickich. I jest to też coś, co powinni sobie przemyśleć rzecznicy różnych form fideizmu, a można takich dziś spotkać, zarówno na katolickiej "lewicy", jak i "prawicy". Mówię o tych, którzy deprecjonują zarówno rozumowe argumenty za istnieniem Boga, jak i konieczność przedstawiania 'racjonalnych' przesłanek za tym, że Kościół ma rację (te dwa obszary to nie to samo). Zwłaszcza ci z "prawicy" powinni to sobie przemyśleć, bo liberałowie i tak nie domagają się społeczeństwa katolickiego.

Otóż Kościół dlatego z taką "arogancją" głosił to, co głosił, ponieważ uważał, że jego (Kościoła) historia dostarcza wystarczająco wiele bardzo mocnych poszlak za tym, że "coś jest na rzeczy" i że "chyba faktycznie ktoś, kogo można nazwać Bogiem, maczał w tym palce". Żeby było zabawniej, niektórzy apologeci zdradzali wręcz pewnego rodzaju irytację faktem, że wielu pozytywistów, innowierców czy agnostyków nadal nie jest przekonanych. Bo przecież "sam rozum podpowiada, iż przedziwne i cudowne zjawiska towarzyszące krzewieniu Świętej Wiary nie mogą być dziełem przypadku lub samego tylko człowieka; sam rozum podpowiada, że nauka, którą głosimy, jest niebywale zacna i szlachetna, a zarazem, że tak szlachetna nauka nie może być dziełem czysto ludzkim" itd.

Równocześnie rodzi się oczywiście pewien paradoks. Bo jeśli ktoś patrzył, badał, po czym wzruszał ramionami, mówiąc: "To wszystko wcale nie jest takie fajne, jak mówicie" albo "To wszystko jest nawet fajne, ale da się to wyjaśnić bez tej całej nadprzyrodzoności", to wówczas uznawano, że ten ktoś najwidoczniej nie umie posługiwać się rozumem prawidłowo albo że jest przepełniony złą wolą, gdyż albowiem z założenia wiemy, że sam rozum, kierowany dobrą wolą i uczciwością intelektualną, jest w stanie dostrzec boskość posłania katolickiego.

Na pozór to okropne podejście, bo strasznie niefalsyfikowalne - ale nie do końca. Bo to trochę tak jak na wykładzie z matematyki: wykładowca rozumie, co się dzieje, duża część sali też to pojęła, inna część nie pojęła, ale zgadza się na mocy autorytetu profesora; ale gdzieś-tam w lewym-górnym rogu auli siedzi dwóch gogusiów, którzy od pół godziny marudzą, że "oni to tego przejścia nie widzą". No trudno, trzeba nad nimi przejść do porządku dziennego. Najwidoczniej dobry Pan Bóg też uważa, że powinniśmy uwierzyć na tej właśnie zasadzie, na podstawie mocnych, choć teoretycznie nie stuprocentowych przesłanek. Wykazać się tą odrobiną zdrowego rozsądku i zaufania (zamiast np. tłumaczyć, że teoretycznie jest możliwe, iż objawienie w Fatimie było dziełem inteligentnej rasy kosmitów kontrolującej Ziemię od czasów Wielkiej Lechii przy pomocy "tachionowych projekcji holograficznych" czy czegoś równie mądrze brzmiącego).
Zapisane
Krusejder
aktywista
*****
Wiadomości: 6651


to the power and the glory raise your glasses high

mój blog
« Odpowiedz #1134 dnia: Października 05, 2017, 23:43:38 pm »

Bo experymentalne udowodnienie istnienia Boga w rozumieniu nauk empirycznych jest przecież tak samo trudne.

Przeprowadziłem sporo dyskusyj, w których (na początku) materialiści / ateiści twierdzili, że są DOWODY naukowe, że Bóg nie istnieje.
Zapisane
zapraszam na mój blog: http://przedsoborowy.blogspot.com/ ostatni wpis z dnia 20 IX 2022
Albertus
rezydent
****
Wiadomości: 326

« Odpowiedz #1135 dnia: Października 05, 2017, 23:48:15 pm »

W dodatku ateista może słusznie uznać, że ciężar dowodu spoczywa na teistach: to teiści twierdzą, ze coś istnieje, więc to oni  muszą to udowodnić.

Nie zgodziłbym się z tym. Ciężar dowodu spoczywa na tym, kto wprowadza jakąś nową, rewolucyjną tezę. Skoro ludzie od zawsze wierzyli w istnienie Boga lub później również bogów, co wiemy ze współczesnej antropologii, to jeśli ktoś nagle wyskakuje z twierdzeniem, że żadnych bogów nie ma i nigdy nie było, to on musi mieć na to mocne dowody, wszakże mówimy tu o bardzo poważnej sprawie.
Przykład geo- i heliocentryzmu: Powszechny był pogląd, że Ziemia jest w centrum, a Słońce razem z planetami i gwiazdami krążą wokół niej. Nagle przychodzi  jakiś Galileusz i twierdzi inaczej. Naturalne jest, że nikt mu nie uwierzy na słowo, tylko będzie chciał przekonujących argumentów. A że wtedy Galileusz takichże argumentów nie podał, (również z punktu widzenia naszej współczesnej wiedzy) no to ówczesny świat naukowy tezę tę odrzucił.
Zapisane
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #1136 dnia: Października 06, 2017, 07:10:35 am »

Cytuj
Ciężar dowodu spoczywa na tym, kto wprowadza jakąś nową, rewolucyjną tezę. Skoro ludzie od zawsze wierzyli w istnienie Boga lub później również bogów, co wiemy ze współczesnej antropologii, to jeśli ktoś nagle wyskakuje z twierdzeniem, że żadnych bogów nie ma i nigdy nie było, to on musi mieć na to mocne dowody

A jednak mimo tego, że zarówno w starożytnej Grecji i średniowiecznej Europie, jak i np. w Indiach ludzie en general wierzyli w Boga / bogów*, to pewna grupa filozofów nawet w tym przyjaznym im środowisku spędzała czas na wymyślaniu rozumowych dowodów (czy też poszlak na rzecz) istnienia Boga (5 dróg Tomasza, argument św. Anzelma, 9 argumentów systemu nyaya, rozważania Arystotelesa i Platona, teistyczne nauki Ramanudży). Po co to robili?

* Formalnie rzecz biorąc, w Grecji i Indiach istniały systemy ateistyczne albo sceptyczne, ale jednak tyczyło się to nurtów filozoficznych, z natury rzeczy elitarnych; albo obejmowało filozoficzne jądro systemu, który zewnętrznie był religijny: masy zawsze komuś tam ofiary składały i podejrzewam, że przeciętny dźinista czy buddysta mógł nawet nie wiedzieć, że jego religia jest 'ateistyczna', więc składał kwiaty przed posążkiem Buddy czy świętego dźinijskiego jak przed statuą boga.
« Ostatnia zmiana: Października 06, 2017, 07:14:11 am wysłana przez Adimad » Zapisane
zelus
bywalec
**
Wiadomości: 90

« Odpowiedz #1137 dnia: Października 06, 2017, 10:16:36 am »

Wydaje mi się, że próba udowodnienia nieistnienia jest błędna metodologicznie. Po prostu nie da się udowodnić, że coś nie istnieje. Nie da się np. udowodnić, że nie istnieją krasnoludki, chociaż nie wierzymy w ich istnienie. Bo niby jak przeprowadzić taki dowód? Natomiast znalezienie choćby jednego krasnoludka, byłoby dowodem na ich istnienie. Formalnie należałoby zatem twierdzić, że twierdzenie, że krasnoludki istnieją, jest hipotezą o znikomym stopniu prawdopodobieństwa, ale zawsze pozostaje ten ułamek możliwości, że ktoś jednak znajdzie krasnoludka.
Zapisane
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #1138 dnia: Października 06, 2017, 10:42:59 am »

To trochę bardziej złożone. Na przykład w matematyce można udowodnić nieistnienie wielu obiektów nie wprost - ponieważ założenie o ich istnieniu prowadziłoby do sprzeczności z innymi założeniami, które chcielibyśmy przyjąć.

Nawiasem mówiąc, poza matematyką od biedy też można to zastosować. Marek S. Huberath napisał kiedyś dla "Nowej Fantastyki" felieton pt. "Młot na krasnoludki", w którym dowodził, że humanoidalne krasnoludki i olbrzymy nie mogłyby istnieć, a przynajmniej nie, jeśli miałyby mieć organizmy oparte na takich zasadach, jakie znamy. Gdyż albowiem "ludzkie" proporcje i kształty ciała dopasowane są do ludzkich rozmiarów, np. hipotetyczny gigant musiałby mieć mega-grube nogi (vide słoń), a i krasnoludek z jakichś tam przyczyn by sobie nie poradził, bodajże zmarzłby - i dlatego bardzo małe organizmy wyglądają inaczej niż ludzie czy małpy. Vide gryzonie czy owady. Zatem mielibyśmy sprzeczność ze znanymi faktami na temat działania, rozwoju i budowy organizmów, w szczególności ich kości, tkanek, krwiobiegów etc.

Naturalnie ten dowód Huberatha to nie jest dowód absolutny, szczególnie że może się zdarzyć, że ktoś znajdzie krasnoludka, tylko po prostu nie będziemy umieli wyjaśnić, jak to możliwe, że on egzystuje - ale też nie chodzi o matematykę, zatem trzeba zgodzić się na dowody poszlakowe i 'duże prawdopodobieństwa'.
Zapisane
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3611


« Odpowiedz #1139 dnia: Października 06, 2017, 16:10:48 pm »

Tak przy okazji, skoro już o matematyce mowa, to były próby "matematyzacji" teologii. Alanus ab Insulis (Alan z Lille) już w XII w. próbował sfromułować teologię w sposób aksjomatyczny, na wzór Elementów, tak aby różne kwestie teologiczne można było dowodzić na drodze formalnej, jak twierdzenia matematyczne. Zabrałem się kiedyś czytać jego dzieło temu poświęcone, ale niestety utknąłem na dość wczesnych stronach.

Było też wiele prób matematyzacji, czy przynajmniej aksjomatyzacji etyki, aby problemy etyczne stały się rozstrzygalne poprzez dokonanie prostych obliczeń (np. znalezienia maksimum "funkcji dobra").

Niestety, żadna z tych prób nie przyniosła w pełni zadowalającyh rezultatów. Gdy się kiedyś to komuś uda, nawracanie ateistów stanie się prostsze (OK, przynajmniej nawracanie matematyków  :) )
« Ostatnia zmiana: Października 06, 2017, 16:13:38 pm wysłana przez Regiomontanus » Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
Strony: 1 ... 74 75 [76] 77 78 ... 83 Drukuj 
Forum Krzyż  |  Traditio  |  Katolicki punkt widzenia  |  Wątek: Nowości na blogu Krusejdera - http://przedsoborowy.blogspot.com « poprzedni następny »
 

Działa na MySQL Działa na PHP SMF 2.0.19 | SMF © 2014, Simple Machines Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!