To nie szantaż tylko zwykły argument z autorytetu
Przepraszam że wałkuję w kółko tematy rozporkowe, mam nadzieję że nie czuje się pan jakoś zgorszony.
są poglądami mieszczącymi się w ramach katolickiej ortodoksji ot i tyle
Ojciec Prokop
Czy tu chodzi o Jana Tomasza Leszczyńskiego OMFCap ?
Widzę, że bardzo ciekawe tematy zostały wyżej podjęte. Ja jestem za powrotem do tradycyjnego ładu na świecie, myślę tutaj np. o: podziale na plaże męskie i żeńskie, patriarchacie itp. Długo można rozprawiać; polecam dwa artykuły, które ukazały się na wiki.patriarchacie:https://wiki.patriarchat.pl/index.php?title=Artyku%C5%82_-_Awaria_Ma%C5%82%C5%BCe%C5%84stwahttps://wiki.patriarchat.pl/index.php?title=Artyku%C5%82_-_Ile_rodz%C4%85_p0lkiUważam, że ks. bp. Williamson ma słuszność piętnując "robienie studiów" przez kobiety, choć w sprawach eklezjalnych się z nim nie zgadzam.
Kobiecy katolicyzmW "naszej" religii - czyli w dominującym tak lub inaczej rzymskim katolicyzmie, kapłan nie jest mężczyzną - jest funkcjonalnym kastratem. Męskie postaci występujące w tej religii są żałosne: czczona jest Święta Rodzina, ale mężczyzna w tej rodzinie - św. Józef - nie jest ojcem z krwi i kości, tylko rogaczem, któremu Bóg przyprawił rogi; potulnym i zapewne impotentnym opiekunem nie-swojego syna, który (Józef) nie śmie seksualnie "tknąć" swojej boskiej "białej" małżonki. Płeć kobiety, zamknięta pieczęcią świętego dziewictwa, jest tak święta, że niedostępna, zakazana, TABU dla mężczyzny. Skoro owo najwyższe dobro, jakim są narządy płciowe kobiety, jest aż tak niebotycznie uświęcone na poziomie boskiego archetypu, nie dziwota, że i na poziomie życia ziemskiego jawić się musi mężczyznom czymś bosko-zbawicielskim. Jest to, jak pisał Henryk Kliszko, religijne uświęcenie uzależnienia mężczyzny od narządów rodnych kobiety. A przy tym "rodność" przez dziewictwo Maryi staje się czymś wyższym od seksualności; przez dogmat dziewictwa wagina "bardziej" służy do rodzenia niż do seksu.Wszystko to składa się na kompleks wyobrażeń przez antropologów rozpoznawany jako archetyp Wielkiej Matki. Jest to uświęcony religijnie kompleks, w którym sacrum skupione jest w postaci kobiecej, czynność rodzenia jest zsakralizowana, mężczyzna zaś wyobrażany jest jako słaby partner kobiety. Męski partner Wielkiej Bogini bywa składany w ofierze; tu należy odesłać do klasyki religioznawczej, np. do książki Frazera "Złota Gałąź", gdzie prześledzony jest występujący w wielu dawnych kulturach motyw świętego króla, który jest na jeden rok wybrany na męża Bogini (lub jej kapłanek), po czym zostaje w torturach zgładzony, a jego krwi przypisywana jest zbawcza moc.Ten archaiczny archetyp został żywcem przeniesiony do chrześcijaństwa, a w jego obrębie przede wszystkim do rzymskiego katolicyzmu. Katolickim upostaciowaniem świętego króla jest oczywiście Jezus, którego widzimy w trzech rolach-obrazach: (1) dziecka; (2) krwawej, storturowanej ofiary; (3) trupa. W każdej w tych ról dominującą i żywą stroną (stroną JANG, chciałoby się powiedzieć z chińska) jest KOBIETA: jako matka trzymająca dziecko na ręku przy piersi; jako płaczka opłakująca Ukrzyżowanego; jako Boleściwa w scenie piety, czyli niańczenia trupa.Nie w każdej sekcie chrześcijaństwa tak musi być, i nie w każdej lokalnej odmianie katolicyzmu. Protestanci nie używają w ogóle obrazu Ukrzyżowanego, a krucyfiks z powykręcanym Jezusem pojawia się tam co najwyżej w antypapistowskich karykaturach, kult zaś Boskiej Matki został tam odrzucony w ogóle. W prawosławiu Jezus na krzyżu jest przedstawiany jako dość oględny symbol, bez naocznych szczegółów tortury, w szatach, itd., a przede wszystkim jest zrównoważony przez obraz Chrystusa Pantokratora (Wszechdzierżyciela), Chrystusa Tryumfującego. Na praskich Hradczanach - w katolickim przecież sanktuarium - aż trzykrotnie wyeksponowana jest postać św. Jerzego, zabijającego smoka; a jest to kluczowy męski (i głęboko przedchrześcijański) archetyp pokonania zła. Bliźniaczego żeńskiego obrazu - Maryi depcącej węża - na tej świętej górze Pragi w ogóle nie zauważyłem.Maryjny archetyp megalitycznej Wielkiej Matki jest, jak się wydaje, przede wszystkim polską specjalnością.Z archetypami trzeba ostrożnie, jak z tą siekierą Eugeniusza, o której śpiewali Pink Floyd. Są silniejsze niż psyche jednostki i posiadają własną dynamikę; miewają przez to rozmaite nieoczekiwane skutki uboczne.
Dla mnie np. wiele kwestii które tu Państwo opisują dotyczące "rygorystycznych" jak na dzisiejsze społeczeństwo normach zachowania wydają się logiczne i wypływające z ogólnych zasad katolickich, ale dla wielu z Państwa są "absurdalne", więc wolał bym aby to rozsądził autorytet kościelny (albo chociaż wypowiedzi jakiś Świętych).
Druga rzecz prawie w ogóle nie poruszana to grzech obżarstwa, jakby w ogóle nie istniał, mimo że rzecz ma się podobnie jak z nieczystością (jedzenie jest przede wszystkim dla odżywienia ciała, przyjemność jako dodatek itd.)
aktor był synonimem grzesznika i chyba aż do XVII wieku bycie aktorem nie za bardzo współgrało z byciem dobrym katolikiem.