A więc może dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie do programów nauczania klasycznej filozofii?
No i jako (za Romano Amerio) efekt uboczny chrześcijaństwa powstało Christianitas. Ale ten nowy porządek miał swój wymiar społeczno-gospodarczy. Polska jest tego dobrym przykładem - zaciskająca się pętla świadczeń w monecie i pracy. Niemcy i krwawe rozprawienie się z buntami chłopskimi (o których w polskiej szkole raczej niewiele się mówiło - jakoś zawsze) prowadziło do napięć. Lekko przeskakując kilkaset lat, możemy zauważyć, że grunt pod antyklerykalizm i wywrócenie porządku na przełomie XIX i XX w. dało stanie Kościoła - hierarchii po stronie interesów ekonomicznych raczej tych, którzy posiadali. Ta wracająca jak zły sen w podręcznikach szkolnych "kwestia chłopska".W Polsce nie było to już takie proste oczywiście. Produkcja rolna w II poł XIX w. nie opierała się już jak to się nam wydaje na "białych dworkach" i Zosiach ptactwo karmiących ale na gospodarstwach specjalistycznych - folwarkach, których własność była już całkowicie odmienna od sielanki Panatadeuszowskiej.Kościół, tak myślę, wtedy zawiódł. Nie znalazł jako instytucja recepty. Chyba dlatego, że jej wówczas nie było. Teraz to możemy zobaczyć - z perspektywy.W PRL-u Kościół stał na straży zaspakajania duchowych potrzeb społeczeństwa. Był prześladowany - jechał na jednym wózku ze społeczeństwem. I tak sobie jechał do połowy lat 80-tych. Potem zawiódł - takie jest moje zdanie. Zawiódł bo został wmontowany jako jeden z filarów oficjalnej struktury państwa.To było wówczas bardzo modne: -wracamy do II RP i jej tradycji - czyli do mitu. Na dodatek mit był szkodliwy. Religia weszła do szkół etc. Mamy powtórkę sprzed 100 lat. Sytuacja podobna. Nawet Żydzi wracają po kasę.
Hmm... Przedstawił Pan nieco marksistowski pogląd na tą kwestię.
W rzeczywistości christianitas istniało tak długo jak istniał sojusz tronu (czytaj elit państwowych) z ołtarzem (czyli Kościołem instytucjonalnym).
W XVI wieku elity części krajów europejskich stwierdziły że wolą heretyków
jakiś czas później czyli w dobie oświecenia europejska wierchuszka zaczęła promować anty-chrześcijańskie idee masońskie
które z czasem przerodziły się w dwie dobrze nam znane filozofie społeczne czyli marksizm i liberalizm
Ludzie którzy szerzyli niewiarę nie pochodzili z niepiśmiennych, chłopów pańszczyźnianych tylko raczej obszarników i bogatych mieszczan.
Filozofia grecka była ludzką, rozumowo-intuicyjną próbą powiedzenia czegoś o rzeczywistości. Trudno mieć pretensje do Platona, Arystotelesa i paru innych, że próbowali coś wywnioskować na temat rzeczywistości, przyglądającej się światu i człowiekowi; jeszcze bardziej niedorzeczne byłoby żywienie do nich pretensji... no właśnie: o co? Że nie byli na Synaju razem z Mojżeszem? Że nie byli Żydami, bo urodzili się gdzie indziej? To samo można powiedzieć o każdej innej filozofii, np. o Buddzie. Siedział chłop pod drzewem, kombinował sobie, o co "w tym wszystkim" może chodzić - i jeszcze mamy mu wypominać? ---
Chrześcijaństwo miało do filozofii greckiej stosunek dwuznaczny, a właściwie to różni (ale wszyscy prawowierni) intelektualiści chrześcijańscy prezentowali całe spektrum poglądów: od daleko idącej aprobaty po totalne odrzucenie. W końcu wygenerowano drogę pośrednią, mówiąc w uproszczeniu.
Cała filozofia średniowieczna była zbudowana na greckiej, ewentualnie greckiej przetrawionej przez muzułmanów, a nie np. na samej tylko Ewangelii. Co do neoplatoników, to wyraźne wpływy neoplatońskie widać np. u Pseudo-Dionizego Areopagity.
Ależ Pan przecież zacytował jeden z piękniejszych cytatów z Pseudo-Dionizego :-) Dotychczas znałem go co prawda w mniej archaicznym tłumaczeniu. Jest to po prostu teologia apofatyczna. Pisałem o tym wyżej. Dopóki nie staje się ona panteizmem, dopóki uznaje różność stworzenia i Stwórcy oraz samoświadomość Boga jako osoby, dopóty jest ortodoksyjna. I chyba jest najbardziej wnikliwa, bo przecież wnioski Pseudo-Dionizego czy Eckharta w tej materii (z wyłączeniem ok. 20 tez, które potępiono) są dość naturalne: jak to pisałem wyżej, wystarczy spróbować sobie wyobrazić, na czym może polegać istnienie Boga, biorąc pod uwagę, że istnieje poza czasem i przestrzenią, że istniał przed stworzeniem Wszechświata (tylko że to nie znaczy, iż istniał tak sobie miliardy czy biliony lat - bo żadne lata nie upływały, jako iż nie było czasu), że tylko on istnieje jako byt konieczny, że nie ma żadnego miejsca fizycznego ani w ogóle żadnej rzeczy, do której nie miałby dostępu, a więc de facto żadnej rzeczy w pełni zewnętrznej od niego - i tak dalej. Naturalnie dokładniejszy rozbiór tych kwestii wymaga bardziej precyzyjnych rozróżnień filozoficznych, jak to pisałem wyżej (np. czy Bóg jest przyczyną sprawczą, czy materialną Wszechświata, czy może obiema, i co to znaczy). Są to zazwyczaj pojęcia zaczerpnięte z filozofii greckiej. Podobne, niezależnie, funkcjonowały np. w Indiach, przy wszystkich oczywiście różnicach kulturowych. W mniejszym chyba stopniu w Chinach. Ale to nas nie musi tu zajmować.
Jeżeli natomiast twierdzi Pan, że - ortodoksyjna, akceptowana i aprobowana przez Kościół - filozofia chrześcijańska (pierwszych wieków czy nie) nie zaczerpnęła żadnych (czy choćby - żadnych istotnych) poglądów od takiego np. Arystotelesa, to niestety, orbituje Pan wówczas daleko od faktów :-) Może i zaistniałaby np. filozofia Tomasza bez Arystotelesa, ale oznaczałoby to tylko tyle, że musiałby dojść do pewnych wniosków sam od podstaw, zamiast je przyjąć jako wygodny szkielet. Raczy Pan sądzić, że np. u Augustyna nie było nic z Platona? [co oczywiście nie zmienia faktu, że tak i owszem, część poglądów Platona odrzucał].
Nie powinien Pan pochopnie określać ludzi mianem pogan lub niewiernych, bo jest to poważne podejrzenie, a bez dowodów - obraza. Na razie nijak nie wyjaśnił Pan, cóż takiego bluźnierczego jest w powyższym cytacie Areopagity (czy np. u Eckharta, wyłączywszy konkretne przypisywane mu zdania, wymienione w bulli papieskiej). Co do reszty: zaraz Panu wkleję.
Wszystkie poniższe cytaty z: A. Stoeckl, J. Weingaertner, "Historja filozofji w zarysie", Wydawnictwo Antyk, reprint wydania z 1930 roku. ...
Zasadniczo błąd polega na tym, że sądzi pan, iż Kościół mógł przejąć jakąś prawdę teologiczną od filozofów.
bo Kościół od początku naucza o dychotomii duszy
Jeżeli podoba się panu lot na wozie skrzydlatym z Zeusem, to weź pan wszystkich modernistów i lećcie. Ale Kościoła w to nie mieszajcie.
Nie określam pochopnie. Sam pan to wyznaje, gdy przyznaje się do powyższego bluźnierstwa Pseudo-Dionizego.
Cytat: jotef w Kwietnia 01, 2020, 09:32:15 amNie określam pochopnie. Sam pan to wyznaje, gdy przyznaje się do powyższego bluźnierstwa Pseudo-Dionizego.Jak już byliśmy na Polterze, to mam następujące skojarzenie gdy czytam pańską impertynencyje. Pan stara się dorównać bezczelnością i szafowaniem oskarżeń o bluźnierstwo Inkwizytora z Ordo Hereticus [WH40000].Tymczasem dla pana jotefa funkcjonującego w świece autorytarnym następuje przypomnienie kto tu jest kim: