Forum Krzyż
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Marca 28, 2024, 23:43:21 pm

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane
www.UnaCum.pl

Centrum Informacyjne Ruchu Summorum Pontificum
231859 wiadomości w 6626 wątkach, wysłana przez 1668 użytkowników
Najnowszy użytkownik: magda11m
Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja
Forum Krzyż  |  Disputatio  |  Sprawy ogólne  |  Wątek: Własność intelektualna, infoanarchizm etc.
« poprzedni następny »
Strony: [1] 2 3 ... 6 Drukuj
Autor Wątek: Własność intelektualna, infoanarchizm etc.  (Przeczytany 16221 razy)
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« dnia: Marca 28, 2010, 20:00:32 pm »

Temat ten rzuciłem co prawda już na inne fora, ale myślę, że - wbrew pozorom - jest on wart zastanowienia się, rozważenia etc., zwłaszcza w kontekście przemian technologicznych najnowszych czasów, "cyfryzacji" wszelkich danych etc., no i oczywiście rozumienia pojęć "własności", "wynagrodzenia", "kradzieży", "kopiowania", "pożyczania", "praw" etc.

Może np. na początek:

Wywiad z Maciejem Miąsikiem, który pracuje od 20 lat jako programista (m.in. Electro Body, Heartlight, Schizm, Wiedźmin) i jest info-anarchistą zarazem:

Galu:Ja rozumiem, że pan jako wolnościowiec podchodzi do sprawy z pozycji wolnościowych - tak samo jak pisze pan na swoim blogu o swobodnym dostępie do broni, o swobodzie umów, kwestionuje pan pojęcie obrony koniecznej itd. Ja się z tym wszystkim zgadzam, ale czy przypadkiem z prawem autorskim sprawa nie jest tak ewidentna jak by tego chcieli jego wyrachowni obrońcy i ideowi przeciwnicy? Dajmy na to, ktoś nagrał album albo napisał program komputerowy i chce go udostępniać innym - ale za opłatą. Nikogo nie zmusza do korzystania ze swojego dzieła, ale zalewa go krew jak widzi że ktoś użytkuje je bez uiszczenia owej opłaty. Z chęcią w obecnych warunkach skorzysta z pomocy tzw. "aparatu represji" i zażąda ukarania takiej osoby. Czy to akurat jest postawa, którą należy krytykować? Pan się sprzeciwia TYRANII (to jest hasło ze strony copyright.pl) ze strony właścicieli praw autorskich czy ogólnie - kwestionuje pan sam fakt istnienia czegoś takiego, jak własność intelektualna?


Maciej Miąsik:Mnie osobiście, gdyż jestem radykałem, chodzi o likwidację szkodliwej koncepcji "własności" intelektualnej. Szkodliwej z paru powodów. Po pierwsze umniejsza ono znaczenie normalnej własności rzeczy fizycznych. Jak się zastanowić, to właściciel praw autorskich ma władzę nad każdą rzeczą fizyczną, która w jakikolwiek sposób może wchodzić w kontakt z jego dziełem. A ponieważ większość dzieł przybiera obecnie formę ciągu bitów, autorzy chcą i mogą decydować o tym jak korzystamy z posiadanych przez nas wszelakich urządzeń cyfrowych. To nie ja decyduję, co mogę umieszczać na moim dysku twardym - jeśli będzie to "posiadany" przez kogoś ciąg bitów, wtedy on decyduje, np. każe mi ten ciąg z dysku usunąć. Albo nawet wsadzi mnie za to do więzienia. W takiej sytuacji nie jestem właścicielem swego dysku, ale każdy autor, skoro to on decyduje co może się na tym dysku znaleźć.

W przypadku własności rzeczy materialnych taka sytuacja nie ma miejsca - moje posiadanie czegokolwiek w żaden sposób nie wpływa na posiadanie przez innych ich własności.Popatrzmy na sytuację modchipów do konsol. Właściciele praw autorskich konstruują rozwiązania prawne, które nie pozwalają nam modyfikować swoich własnych konsol! Niby jesteśmy ich właścicielami, ale to oni decydują jakie oprogramowanie możemy na nich uruchamiać. I nie chodzi nawet o piraty, ale o dowolne oprogramowanie, które nie zostało zatwierdzone przez producenta konsoli. To kto tu jest właścicielem?

Po drugie - w świecie, w którym znacząca większość twórczości ma lub będzie miała postać cyfrową, "własność" intelektualna przybiera postać posiadania liczb. A to nie ma sensu, jak można posiadać liczbę, nawet bardzo dużą? A co gorsza, różne dzieła, różnych autorów mogę teoretycznie przybrać postać takiej samej liczby. Który autor wtedy jest jej "właścicielem"?

Po trzecie, koncept, że można posiadać ogólnie pojętą ideę czy informację, wydaje mi się absurdalny. Nie można komuś powierzyć jakiejś informacji, a potem żądać, aby ten ją oddał - nie uda się przecież wyjąć sobie z głowy. Chyba że jesteśmy bohaterami powieści Dicka. Z informacją nie jest tak, jak z dżinem - jak się ją wypuści z butelki, nie da się jej wsadzić tam z powrotem, szczególnie gdy mnoży się i rozpowszechnia z prędkością światła.


Po czwarte, system praw autorskich jest tworem sztucznym, monopolem stworzonym przez państwo istniejącym w sprzeczności z naturą idei (informacji, wiedzy, itp.), które istnieją w nieskończonej ilości.Przekazanie danej idei nie pozbawia jej ofiarującego, to ilość informacji się powiększa. Monopol próbuje tutaj stworzyć sztuczne niedobory, niezbędne do uzasadnienia istnienia pojęcia "własności" intelektualnej. Niedobory, których nie ma i nigdy nie będzie. Ludzie byli, są i będą kreatywni niezależnie, czy będzie istniał monopol zapewniający im stosowne zyski.

Technologia obecnie pozwala na to, aby dowolna wiedza i kreacja artystyczna dotarła do milionów odbiorców, abyśmy wszyscy mogli się nią dzielić i korzystać z niej. Niestety system prawny na to nie pozwala. Zamiast stworzyć nową bibliotekę aleksandryjską, ograniczamy dostęp do tej wiedzy, w imię rzekomego zapewnia chleba twórcom. Niestety, twórcy są tu wykorzystywani na równi z odbiorcami.

Ja żyję z kreacji, niemniej jednak obecny system pozyskiwania pieniędzy z tego tytułu nie jest przecież jedynym. Na dodatek opiera się na niesłusznych założeniach, które chciałbym zlikwidować, albo przynajmniej zmienić. Fakt, że jestem beneficjentem obecnego systemu nie sprawia, że w moich oczach staje się on słuszny i uzasadniony.

Jako wolnościowiec chcę, aby kwestie wynagrodzenia za dzieła regulowały mechanizmy technologiczne i rynkowe, a nie państwowy aparat przymusu. I jestem przekonany, że kreatywni ludzie wynajdą potrzebne do tego mechanizmy, jeśli tylko będzie taka potrzeba.

Jak powiedziałem, ja reprezentuję stanowisko radykalne - jestem infoanarchistą. Niemniej jednak wielu ludzi prezentuje stanowisko, które, co prawda, utrzymuje istnienie systemu praw autorskich, jednak mocno zreformowanego, który bierze pod uwagę zmiany technologiczne oraz interesy odbiorców. Którzy przeciwiają się całkowitemu zagarnięciu idei przez twórców (czy raczej producentów). Którzy nie chcą, abyśmy nie mogli kopiować dzieł i dzielić się ze znajomymi, lądując za to w więzieniach. Chcą za to, aby urządzenia elektroniczne słuchały swoich właścicieli, a nie producentów dzieł. Chcą móc modyfikować (dłubać) przy swoich urządzeniach i pisać na nie programy, bez obawy, że któregoś dnia za to zapuszkowani. Chcą także przeskakiwać reklamy i nie być nazywanymi z tego powodu złodziejami. Chcieliby też kiedyś dożyć do chwili, gdy część dziedzictwa kulturalnego przejdzie wreszcie do domeny publicznej, pozwalając na jego pełne wykorzystanie przez każdego, kto sobie tego zechce. Tacy ludzie noszą obecnie miano copyfigherów i mam nadzieję, że ich działalność przyniesie kiedyś skutek, bo sporo na tym zyskamy.


***********

drugi wywiad tu: http://liberalis.pl/2007/07/23/wywiad-z-maciejem-miasikiem/

A ze swej strony powiem tak:

Problem z WI jest - jak sądzę po przemyśleniach - taki, że są dwie opcje, jeśli chcemy być konsekwentni:

1) albo INFO-ANARCHIA;

2) albo super-rygorystyczne podejście na zasadzie: "jeden odbiorca kupuje jedną oryginalną płytę/książkę i korzysta z niej samodzielne", co w praktyce oznaczałoby, że

musimy zlikwidować biblioteki (publiczne czy niepubliczne, ale tak czy inaczej jeden zakupiony egzemplarz czytają dziesiątki / setki / tysiące czytelników za darmo lub w każdym razie za nieproporcjonalnie małą opłatą, a zatem wyżej podana zasada się tu sypie);

zakazać puszczania płyty rodzinie czy lokatorom w akademiku (czym różni się sytuacja w której ja, żona, dwójka dzieci, mama i jeszcze paru kumpli słuchamy jednej płyty od sytuacji, w której wszyscy mielibyśmy kopie CDR albo mp3?);

zakazać pożyczania książek i płyt, bo tak samo - pożyczający otrzyma własność intelektualną za darmo (owszem, niby musi oddać, zwłaszcza w bibliotece, ale ...może - chyba nawet wg obecnego prawa - zrobić kopię zapasową płyty na własny użytek, a zresztą jeśli ma bardzo dobrą pamięć, to można rzec, że po samym przeczytaniu "wykradł ideę");

dopuścić wszelką możliwą kontrolę dysków twardych etc., celem sprawdzenia, czy przypadkiem nie ma tam "piratów" - a więc punkt, w którym własność intelektualna kłóci się z materialną, rzeczową;

i zapewne jeszcze kilka innych obostrzeń, które doprowadziłyby nas do absurdu.

***

Dlaczego widzę tylko te dwie możliwości...? Inne wydają mi się połowiczne, niekonsekwentne. Przykładowo: co z tego, że nie wolno kopiować albo robić mp3, skoro można puszczać muzykę grupie znajomych? Podobnie z biblioteką, podobnie z sytuacją, w której np. korepetytor uczy korepetytanta z jakiejś książki - i korepetytant wchłania przykłady i twierdzenia z niej, nie płacąc za to. I tak dalej. A gdzie miałyby być granice tych wszystkich kategorii...?

Inna rzecz: przecież informacja dziś to liczba, ciąg liczb - zer i jedynek. Wyłączność na określone ciągi liczb? Nie możesz z tego: 0000000101010101111111111100110101010101010011111111111111111111100000000000000000000001111111111110101010101010101011111101001 zrobić mp3, bo ja wcześniej położyłem na tym łapę?

Inna rzecz: własności intelektualnej nie ubywa. Gdy ci ukradnę samochód, to juz go nie masz. Lipa. Ale kiedy wykorzystam wiedzę czy melodię, czy ty ją tracisz? WI to już pewna abstrakcja w tym momencie.

To są problematyczne kwestie, ale jednak cała ta batalia o WI, tzn. na rzecz WI, batalia antypiracka, wydaje mi się nieporozumieniem. Popatrzmy też, jak rygoryzm w tych kwestiach ograniczyłby proste, zwykłe działania w necie: takie jak przeklejenie artykułu, jak wklejenie gdzieś obrazka wyszukanego w Google Grafika i tak dalej, i tak dalej.

wywiad kolejny z MM: http://www.korespondent.pl/index.php?x=artykul_r1&id=1999

(...)Jak obecnie wygląda ta sprawa, to pewnie wszyscy wiemy. Każdy z nas staje się stroną takiego niepisanego kontraktu z dowolnym autorem i twórcą, tylko przez sam fakt, że coś zostało stworzone. A pokonywanie zabezpieczeń technicznych jest prawnie zabronione, mimo że gwałci to nasze prawo do swobodnego dysponowania naszą materialną własnością i posiadaną wiedzą. I tutaj docieramy chyba do sedna konfliktu - niektórzy uważają, że twórcom już coś się należy za sam akt tworzenia, a ja uważam, że nie.
« Ostatnia zmiana: Marca 28, 2010, 20:21:56 pm wysłana przez ATW » Zapisane
marekkoc
aktywista
*****
Wiadomości: 924

« Odpowiedz #1 dnia: Marca 29, 2010, 17:30:35 pm »

temat bardzo ciekawy. Ja w pewnym momencie przerzuciłem się na Linuxa Ubuntu i okazało się, że można znakomicie funkcjonować tylko na darmowych programach. Mam OpenOffica i inne specjalistyczne programy i Microsoft nie jest mi do niczego potrzebny.
Zżymam się na bezczelne wciskanie, nam podatnikom produktów Microsoftu do urzędów, szkół itd.
Niedawno chciałem sobie legalnie ściągnąć wersję próbną Offica. Ileż to zachodu! Jak już się przebrnie przez zakładanie konta z hasłem, które nie może być takie czy inne, z odpowiedzią na pytanie itd. itp. to pojawia się formularz z pytaniami o: branżę, zawód, stanowisko, stan cywilny (kawaler, żonaty, panna, itd.) ilość dzieci w gospodarstwie domowym, płeć. Wreszcie i tak mi się nie udało, bo coś nie pasowało...
Jak ktoś chce się bawić to proszę kliknąć na przycisk "pobierz teraz" na stronie:

http://trial.trymicrosoftoffice.com/trialpoland/product.aspx?sku=3082915&culture=pl-PL

Mnie to trwale wyleczyło z tej firmy...
Zapisane
"od wszelkiego zła się powstrzymujcie" (1Tes 5:21 BT)
pablo
aktywista
*****
Wiadomości: 536

« Odpowiedz #2 dnia: Marca 29, 2010, 22:32:14 pm »

Ja, również jestem szczęśliwym użytkownikiem Ubuntu.
Moim zdaniem Microsoft powinien płacić szkołom za to, iż lekcje tzw technologii informacyjnej są realizowane głównie w oparciu o produkty tej firmy. Jest to niewątpliwie forma reklamy. Ludzie przyzwyczajają się w szkołach do oprogramowania Microsoftu, i potem uważają że np Word to jedyny dostępny edytor tekstu.


 
Zapisane
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #3 dnia: Marca 30, 2010, 00:06:31 am »

Krótko może: czy wg waszej wiedzy, forumowicze drodzy, katolik ma - przynajmniej póki sprawy są nowe, niejasne etc. - prawo przyjmować w tej materyi koncept info-anarchistyczny / copyfightowy (lub zbliżony, powiedzmy), kierując się argumentami przedstawionymi powyżej
 
(tj. np.:

1) niejasność tego, czy WI jest w ogóle W, czyli własnością, skoro nie jest dobrem rzadkim, bo jej kopiowanie nie pozbawia twórcy oryginału etc.

2) kolizję WI z własnością materialną - kto ma prawo do mojej płyty CD, mojego dysku, ciągu cyfr na moim nośniku?

3) niekonsekwencję tego, że biblioteki, pożyczanie, odsłuch JEDNEGO ORYGINAŁU przez np. CAŁĄ RODZINĘ czy odsprzedaż oraz tworzenie kopii zapasowych są legalne, chociaż każda z tych rzeczy (zwł. w połączeniu - np. akcja typu: odsprzedaż i zrobienie kopii zapasowej, a potem kolejna odsprzedaż) - niosą ten sam skutek co "piractwo" - np. odsłuch jednego oryginału przez całą rodzinę nie różni się niczym od zrobienia im 5 kopii na CD-R, podobnie kupno na spółkę programu przez 5 czy 10 uczniów (co sugerował kiedyś nam katecheta w szkole...)

4) zagrożenie totalitaryzmem służb i organizacyj anty-pirackich

5) hamowanie (w pewnym sensie) postępu technologicznego, szybkiego dostępu do wiedzy, informacji, materiałów (argument niby taki humanistyczny, ale no niech będzie... hyhy), jak również hamowanie wygodnego użycia komputera i internetu (bo o byle obrazek, wklejkę tekstu, cytat etc. należałoby teoretycznie pisać maila z zapytaniem o łaskawą zgodę etc., dziesiątki maili i tak dalej)

6) i być może jeszcze inne argumenty, jeśli są...)

?

Przy czym nie chodzi tu o to, że gdzieś-tam jakiś ksiądz wyraził "swoje zdanie", jeden napisał tak, drugi siak etc., tylko o bardziej oficjalne dokumenty.

« Ostatnia zmiana: Marca 30, 2010, 00:42:16 am wysłana przez ATW » Zapisane
pablo
aktywista
*****
Wiadomości: 536

« Odpowiedz #4 dnia: Marca 30, 2010, 15:20:54 pm »

O nie.  Korzystanie z nielegalnego oprogramowania to kradzież. Kupuje się zawsze licencję na użytkowanie danego programu, a nie sam program lub tym bardziej nośnik. Każdy ma prawo do słusznej zapłaty za swoją pracę.
Uważam, że powinno się dokonać demonopolizacji rynku systemów operacyjnych i pakietów biurowych,poprzez uświadamianie ludzi, że nie muszą korzystać z produktów Microsoftu.
Zapisane
Marcus
aktywista
*****
Wiadomości: 715

« Odpowiedz #5 dnia: Marca 30, 2010, 15:40:55 pm »

Panie Pablo

Czy w takim razie benedyktyni w wiekach średnich kradli WI autorów ksiąg żmudnie je kopiując bez ich zgody? :o
Zapisane
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3611


« Odpowiedz #6 dnia: Marca 30, 2010, 15:48:53 pm »

Chyba obecna koncepcja WI jest nie do utrzymania na dłuższą metę. W moim przekonaniu musi ona upaść. Jeżeli coś można kopiować bez wysiłku, to należy na to pozwolić, kropka. Przecież gdyby ktoś np. wynalazł maszynę do kopiowania jabłek, która robi kopię jablka za ułamek ceny oryginału,  to czy należałoby zabronić produkcji takich maszyn aby ochronić sadowników?

W niektorych dziedzinach własność intelektualna już w zasadzie znikla. W mojej dziedzinie (matematyka) nikt nie sprzedaje swoich prac naukowych - przeciwnie, każdy matematyk chce, żeby jego pracę przeczytało jak najwięcej ludzi, i dlatego większość umieszcza swoje prace na darmowych serwerach takich jak arxiv.org. Matematycy zarabiają na czym innym: sprzedając swoje usługi (ucząc studentów na uniwersytetach).

To samo stanie sie wcześniej czy później z inną "własnością" intelektualną.






Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #7 dnia: Marca 30, 2010, 16:24:12 pm »

Też się ku temu skłaniam. BTW to też moja "dyscyplina", choć ja tu dopiero "ubogi student" ;-)

Ale istotnie, najwyżej nadejdą czasy - które przecież były przez większość epok - że artyści albo mieli mecenasów, albo se byli bogatymi dziedzicami fortun, albo zarabiali na czym innym, pracując - a dzieła przecież powstawały. Dopiero wiek XIX przyniósł takich ludków jak E.A. Poe, który uchodził za dziwaka, bo się chciał utrzymać li tylko z pisania :-) Przyczyny pewno były inne, ale mniejsza o to.


Cytuj
a nie sam program lub tym bardziej nośnik.

Czyli płyta z programem jest moja czy tejże firmy? Czy tak na spółę?

Cytuj
Przecież gdyby ktoś np. wynalazł maszynę do kopiowania jabłek, która robi kopię jablka za ułamek ceny oryginału,

To wielu ludzi uznałoby pewnie, że jakoś tak nie godzi się kopiować oryginalnego jabłka ze sadu, no bo teraz to sadownik nie zarobi i w ogóle co to będzie, trzeba by jakieś prawa na jabłka wprowadzić, tylko jabłka-oryginalne... :-)
« Ostatnia zmiana: Marca 30, 2010, 16:26:12 pm wysłana przez ATW » Zapisane
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3611


« Odpowiedz #8 dnia: Marca 30, 2010, 17:13:17 pm »

BTW to też moja "dyscyplina", choć ja tu dopiero "ubogi student" ;-)

W takim razie pozdrawiam i życzę sukcesów w ujarzmianiu królowej nauk (dodam że ja jestem fizykiem z wykształcenia, a matematykiem z zawodu, dlatego przypisuję się do obu dziedzin :-).

Wracając do tematu, to faktycznie, obecna koncepcja WI jest bardzo dziwaczna. Mamy metodę, która pozwala na to, aby każdy, kto chce mógł pozyskać pewne powszechnie pożądane dobra, i to praktycznie za darmo. Jednak wielkim nakładem sił i środków zbudowaliśmy system, który ma to uniemożliwić!


Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
pablo
aktywista
*****
Wiadomości: 536

« Odpowiedz #9 dnia: Marca 30, 2010, 17:23:03 pm »

Podobnie jak pan Regiomontanus argumentują zwolennicy wolnej miłości. Wszak w czasach łatwej dostępności do antykoncepcji nauczanie kościoła w tej dziedzinie jest anachronizmem.

Odpowiadam panu Marcusowi:
Gdy powstawały dzieła kopiowane przez benedyktynów ich autorzy nie myśleli o zarabianiu na nich. Zresztą uważam, że prawa autorskie powinny podlegać dziedziczeniu tylko w ograniczonym stopniu. Praca nad programem komputerowym jest też pracą za którą należy się słuszna zapłata, tak jak praca lekarza nauczyciela czy górnika. Czy winą programisty, albo jego dzieci jest to że Bóg obdarzył go takim właśnie talentem.
Uważam, że piractwo w pewnym sensie leży w interesie Microsoftu, bo pozwala mu utrzymać monopol w pewnych segmentach rynku. Trochę nie logiczne ale już wyjaśniam. Gdyby ktoś miał zapłacić za dany program zacząłby się  zastanawiać się czy dany program jest mu naprawdę potrzebny, zacznie kombinować, i być może zainstaluje któryś z darmowych programów a wtedy zobaczy to jego kolega i drugi kolega i n kolega. Wszyscy przekonają się, że bez oprogramowania Microsoftu można żyć i żegnaj monopolu a witaj drastyczna obniżko cen.

Wracając do benedyktynów to oni nie kopiowali tych dzieł z myślą o zastosowaniach komercyjnych, a piraci często używają nielegalnych programów w  pracy zarobkowej.
Uważam, że idea oprogramowania z zamkniętym kodem źródłowym jest nieco anachroniczna. Chodzi o to iż programy Microsoftu nie są kompatybilne z innymi systemami operacyjnymi niż Windows tj z Linuxem. Korzystanie z emulatorów pomijam.
Zapisane
marekkoc
aktywista
*****
Wiadomości: 924

« Odpowiedz #10 dnia: Marca 30, 2010, 18:20:35 pm »

kupując program specjalistyczny śłużący do obliczeń (choćby Excela), nie mam żadnej możliowści wglądu czy otrzymane wyniki są prawidłowo liczone (gdyż nie znam kodu programu) i w praktyce użytkownik musi ślepo zaufać producentowi, który oczywiście nie ufa użytkownikowi, (bo nie udostępnia mu kodu). I jest to niemoralne. jedna strona musi ślepo wierzyć drugiej stronie, a druga nic nie musi. Poza tym jak ktoś przy pomocy Excela obliczy parametry mostu z błędem, i most się zawali to bardzo wątpię czy producent poniesie jakąkolwiek odpowiedzilaność. I dlatego kupując program powinienen mieć wgląd w jego kod...
« Ostatnia zmiana: Marca 30, 2010, 18:22:17 pm wysłana przez marekkoc » Zapisane
"od wszelkiego zła się powstrzymujcie" (1Tes 5:21 BT)
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3611


« Odpowiedz #11 dnia: Marca 30, 2010, 18:49:42 pm »

Podobnie jak pan Regiomontanus argumentują zwolennicy wolnej miłości. Wszak w czasach łatwej dostępności do antykoncepcji nauczanie kościoła w tej dziedzinie jest anachronizmem.

Co za porównanie ??? Nauczanie Kościoła w sprawach seksualnych, i ograniczenia jakie Kościól nakłada, nie mają nic wspólnego z dostępnością dóbr i usług, ani z ich ceną. Antykoncepcja jest złem moralnym czy jest łatwo dostępna czy nie.

Czy gdyby nagle ktoś wymyślił metodę, dzięki której każdy może wyprodukować sobie w domu tyle energii ile chce, praktycznie za darmo, to czy uważa Pan, że należałoby mimo tego zmuszać ludzi, aby kupowali energię od zakładu energetycznego?

A przecież teraz mamy to samo np. z muzyką: każdy może sobie ściągnąć z sieci praktycznie co chce, i to za darmo. Ale nie wolno tego robić, i zamiast tego jesteśmy zmuszani do kupowania.

Dodam jeszcze, że nie jestem za łamaniem prawa, i nie mówię, że należy używać "pirackich" programów  (sam zresztą używam tylko wolnego oprogramowania). Mówię tylko, że obecne prawo jest złe, i będzie musiało być zmienione.
« Ostatnia zmiana: Marca 30, 2010, 18:54:22 pm wysłana przez Regiomontanus » Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
stefan
aktywista
*****
Wiadomości: 581

« Odpowiedz #12 dnia: Marca 30, 2010, 19:10:28 pm »

O nie.  Korzystanie z nielegalnego oprogramowania to kradzież. Kupuje się zawsze licencję na użytkowanie danego programu, a nie sam program lub tym bardziej nośnik. Każdy ma prawo do słusznej zapłaty za swoją pracę.
Uważam, że powinno się dokonać demonopolizacji rynku systemów operacyjnych i pakietów biurowych,poprzez uświadamianie ludzi, że nie muszą korzystać z produktów Microsoftu.
Płacić, aby później Bill Gates miał za co finansować program kontroli urodzeń i aborcji na świecie?
Może trzeba zrezygnować z komputera, bo co by człowiek nie zrobił to grzeszy?
Zapisane
Powstaną bowiem fałszywi chrystusowie i fałszywi prorocy, i czynić będą znaki wielkie i cuda, tak aby w błąd byli wprowadzeni (jeśli to być może) nawet i wybrani.Mt. 24).
-------------------
Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem, lecz chcę, by trwała w cichości? (1 Tm 2,11-1
pablo
aktywista
*****
Wiadomości: 536

« Odpowiedz #13 dnia: Marca 30, 2010, 19:48:58 pm »

Dlatego używam programów które można darmowo i legalnie pobrać z internetu. Uważam, że kradzież jest zawsze kradzieżą i nic jej nie usprawiedliwia. Niestety we współczesnym Kościele panuje taka bolszewicka moralność, że oni mogą nie płacić bo są biedni, a ktoś te pieniądze używa do złego celu. Dalej uważam, iż nielegalne użytkowanie produktów  firmy Microsoft to ich reklama. Ubuntu jest naprawdę tak dobre jak Windows, a czasem nawet lepsze np większe możliwości dostosowania pulpitu do swoich upodobań, oraz większa odporność na wirusy.

Wiem że wiele osób na tym forum się ze mną nie zgadza. Sprawę przemyślałem i zdania raczej nie zmienię, ale nie chcę być czyimś sędzią. Każdy ma własne sumienie. Osobiście użytkuję tylko legalne oprogramowanie, nawet książek nie kseruję.

Tu już nie chodzi o film program czy brudne sprawy Microsoftu nie chcę zatruwać sobie sumienia
Zapisane
marekkoc
aktywista
*****
Wiadomości: 924

« Odpowiedz #14 dnia: Marca 30, 2010, 20:19:48 pm »

A propos sumienia. Czy nie płacenie podatków jest grzechem? Za odpowiedż niech posłuży wypowiedź Jego Ekscelencji Bp. Richarda Williamsona:

 "z punktu widzenia tradycyjnej katolickiej moralności nie jest grzechem niepłacenie podatków, gdy socjalistyczne rządy dążą do przywłaszczenia 50 czy 60 proc. wszystkich naszych dochodów. To stanowczo za dużo."

cytuję ze strony:
http://pl.wikiquote.org/wiki/Richard_Williamson
Zapisane
"od wszelkiego zła się powstrzymujcie" (1Tes 5:21 BT)
Strony: [1] 2 3 ... 6 Drukuj 
Forum Krzyż  |  Disputatio  |  Sprawy ogólne  |  Wątek: Własność intelektualna, infoanarchizm etc. « poprzedni następny »
 

Działa na MySQL Działa na PHP SMF 2.0.19 | SMF © 2014, Simple Machines Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!