Aaaaaa, to ilu uchodzców juz masz w domu?
Powinien byl pan poinformować odpowiednie władze- zarówno dla dobra kapłana, jak i wiernych.Co do meritum argumentacje tego księdza skandaliczne
Wczoraj tvp pokazała I odcinek serialu o ks. Zieji. Był tam wątek, że gdy był jeszcze młody (czyli w czasach mocno przedsoborowych) odprawił pogrzeb samobójczyni i za to trafił na "dywanik". To rozumiem. Mam jednak pytanie: ta samobójczyni umierała na raty, samobójstwo sie nie udało i trafiła do szpitala, tam spotkała ks. Zieję, który ją wyspowiadał (lub przynajmniej porozmawiał i chciał to zrobić później). Ta dziewczyna zmarła kilka dni później. I księdzu zarzucano również tę spowiedź, że nie powinien... I tego nie rozumiem. To nie mógł nawrócić grzesznika? W takim przypadku (nieudanego samobójstwa) nie można było już człowiekowi, który żałował, udzielić rozgrzeszenia?
Oglądałem ten film o ks. Zieji w samolocie LOTU. Rozumiem, że zrobili teraz dłuższą wersję w formie serialu. Moje impresje były bardzo pozytywne, i nawet byłem mile zaskoczony, że LOT wstawił taki film do repertuaru pokładowego. Film jest jak dla mnie na cztery gwiazdki z pięciu. Główny minus to prawie-kanonizacja Kuronia w końcowej części filmu, połączona z przekazem, że nie jest ważne, czy się jest katolikiem ani nawet wierzącym w Boga, najważniejsze być dobrym człowiekiem. Taki typowy dobroludzizm.Co do samobójstwa, to bardzo możliwe, że ksiądz miał nieprzyjemności za wyprawienie pogrzebu katolickiego samobójczyni. W mojej rodzinie było samobójstwo w czasach międzywojennych i samobójczyni nie pochowano nawet na głównym cmentarzu, ale na przyległej parceli pod płotem. O katolickim pogrzebie nie było mowy. W filmie nie było 100% jasne, że ta dziewczyna "umierała na raty", ja miałem wrażenie, że zmarła w wyniku drugiej próby. Pewnie w serialu pokazali więcej szczegółów.
Czy choć za nią odprawiono Mszę św? - Pewna starsza pani którą znam osobiście - jej mąż w latach 70tych popełnił samobójstwo. Ona musiała się starać o pozwolenie.
To był wstyd, nikt o tym nie mówił, ta osoba prawie została wymazana z pamięci. Do tego stopnia, że teraz już nikt nie wie, gdzie jest (czy też był) jej grób.
CytujTo był wstyd, nikt o tym nie mówił, ta osoba prawie została wymazana z pamięci. Do tego stopnia, że teraz już nikt nie wie, gdzie jest (czy też był) jej grób. To w sumie ciekawe, bo w latach 20-tych i 30-tych samobójstwa - szczególnie z biedy, bezrobocia i nieszczęśliwej miłości - były codziennością; przynajmniej wśród mas ludowych. Wystarczy przeglądnąć gazetę taką jak np. warszawska i zarazem żydowska, ale wydawana po polsku "5-ta rano". Dzień w dzień: "bezrobotna służąca wypiła jodynę", "pomocnik szewca powiesił się z powodu długów", "dwoje kochanków rzuciło się do rzeki", "osiemnastolatka w ciąży skoczyła pod pociąg", "zbankrutowany kupiec zastrzelił się" itd. Oczywiście to nie kłóci się bezpośrednio z tym, co pan napisał, no ale naturalne byłoby przechodzenie z tym do porządku dziennego, jeżeli chodzi o odbiór społeczny.
U mnie na cmentarzu byla sekcja zrobiona w latach 30. - pod plotem.
CytujTo był wstyd, nikt o tym nie mówił, ta osoba prawie została wymazana z pamięci. Do tego stopnia, że teraz już nikt nie wie, gdzie jest (czy też był) jej grób. To w sumie ciekawe, bo w latach 20-tych i 30-tych samobójstwa - szczególnie z biedy, bezrobocia i nieszczęśliwej miłości - były codziennością; przynajmniej wśród mas ludowych.