Stadium starożytności jest nader pożyteczne, jednak starożytność nie stanowi jedynej normyJest zapewne rzeczą mądrą i godną pochwały powracać myślą i sercem do źródeł liturgii świętej. Badanie bowiem przeszłości nie mało przyczynia się do głębszego i dokładniejszego poznania znaczenia świąt i treści używanych formuł i świętych ceremonii. Natomiast nie jest rzeczą ani mądrą, ani godną pochwały wszystko i w każdy sposób cofać do starożytności. I tak, aby użyć przykładu, błądzi kto chce ołtarzom przywrócić pierwotny kształt stołu; kto chce wykluczyć czarny kolor z szat kościelnych; kto nie dopuszcza w kościele posągów i świętych obrazów; kto wymaga, aby wizerunek Zbawiciela przybitego na krzyżu tak był dostosowany, iżby na Jego ciele nie było znać okrutnych mąk, które poniósł; kto wreszcie gani i odrzuca wszelką muzykę polifoniczną, choćby nawet przystosowaną do przepisów wydawanych przez Stolicę Apostolską.Żaden z rozumnych katolików, w zamiarze powrotu do starych formuł uchwalonych przez dawne Sobory, nie może odrzucić orzeczeń, które Kościół pod natchnieniem i kierownictwem Ducha Świętego bardzo pożytecznie określił w nowych czasach i których trzymać się nakazał. Podobnie żaden rozumny katolik nie może odrzucać obowiązujących dzisiaj przepisów, by powrócić do spraw wywodzących się ze starożytnych źródeł Prawa Kanonicznego. Tak samo rzecz ma się z liturgią. Kto chce powrócić do starodawnych obrzędów i zwyczajów i odrzucać nowe, które z Opatrznościowego zrządzenia Bożego ze względu na zmienione warunki zostały wprowadzone, ten widocznie kieruje się nieroztropnym i niewłaściwym zapałem.Dlatego potępia się niezdrowy pęd ku starożytności, odnawiający błędy PistojczykówTaki sposób myślenia i postępowania aż nadto przypomina ów zbytni i niezdrowy entuzjazm dla starożytności, wzbudzony przez nielegalny synod w Pistoi oraz usiłuje wznowić owe rozliczne błędy, które były przyczyną zwołania tego synodu i które po nim z wielkim uszczerbkiem dla dusz się uwydatniły, a które Kościół, jako czujny zawsze stróż "depozytu wiary", powierzonego mu przez Boskiego Założyciela, słusznie potępił(53). Albowiem tego rodzaju zdrożne zamysły i poczynania prowadzą do tego, że osłabiają i wyjaławiają uświęcające działanie św. liturgii, którym ona zbawiennie wiedzie dzieci przybrania do Ojca Niebieskiego.Wszystko więc należy czynić w stałym zespoleniu z Hierarchią Kościelną. Niechaj nikt nie waży się na własną rękę wydawać norm i innym je narzucać. Jedynie Papież jako następca św. Piotra, któremu Boski Zbawiciel powierzył pieczę nad całą trzodą(54), a wraz z nim Biskupi, których "Duch św. ustanowił, aby rządzili Kościołem Bożym"(55)
Osobiście liturgię DN nazywam drugim etapem reformy liturgicznej. Zresztą kiedyś słyszałem, że DN była popierana przez abp Bugniniego. W tym sensie taka liturgia jest prawowierna bo stanowi rozwinięcie NOM.
Orate, fratres, ut meum ac vestrum sacrificium acceptabile fiat apud Deum Patrem omnipotentem - Suscipiat Dominus sacrificium de manibus tuis, ad laudem et gloriam nominis sui, ad utilitatem quoque nostram, totiusque Ecclesiae suae sanctae
PIUS XIIENCYKLIKAMEDIATOR DEI ET HOMINUM
Dalszy artykuł (11) Instrukcji zaleca szczególne uwzględnienie w katechezie eucharystycznej prawdy o powszechnym kapłaństwie wiernych. Dzięki temu wierni poznają lepiej miejsce, przysługujące im w liturgicznym zgromadzeniu oraz rolę, którą mają do spełnienia w czynności eucharystycznej. W ten sposób zażegnane zostanie niebezpieczeństwo klerykalizmu eucharystycznego, uznające jedynie aktywność urzędowego kapłana w liturgii. Artykuł 12, nakazujący wyjaśniać w katechezie istotę czynnego uczestnictwa we mszy św., ukazuje drogę do przezwyciężenia legalizmu eucharystycznego. To czynne uczestnictwo polega przede wszystkim na tym, że wierni jako członkowie świętego ludu Bożego wraz z kapłanem, czują się podmiotem ofiary eucharystycznej i pomni na mękę, zmartwychwstanie i chwałę Pana, składają Bogu dzięki i ofiarują nieskalaną żertwę nie tylko przez ręce kapłana, ale razem z nim.
To czynne uczestnictwo polega przede wszystkim na tym, że wierni jako członkowie świętego ludu Bożego wraz z kapłanem, czują się podmiotem ofiary eucharystycznej i pomni na mękę, zmartwychwstanie i chwałę Pana, składają Bogu dzięki i ofiarują nieskalaną żertwę nie tylko przez ręce kapłana, ale razem z nim.
Relacje te zarówno w budowie kościoła, jak i w realizacji liturgii, stały się w czasach nowożytnych niejasne, a nawet zupełnie przestano je sobie uświadamiać. Tak tylko daje się wytłumaczyć fakt, że wspólny kierunek modlitwy kapłana i ludu zaczął być nazywany "celebrowaniem do ściany" lub "odwracaniem się plecami do ludu", sprawiając tym samym wrażenie czegoś absurdalnego i całkowicie nie do przyjęcia. Tylko w ten sposób wyjaśnić można fakt, że uczta - do tego wyobrażana w nowożytnych obrazach - stała się w tym momencie normatywną ideą dla liturgicznej celebracji chrześcijan. Tak naprawdę doszło tutaj do klerykalizacji, nigdy wcześniej w tym miejscu nieobecnej. Kapłan - jako przewodniczący liturgii (jak się go teraz chętnie nazywa) - staje się teraz właściwym punktem odniesienia dla całości. Wszystko zależy od niego. To jego trzeba widzieć, to w jego działaniu brać udział, jemu odpowiadać - to jego kreatywność podtrzymuje całość. W sposób uzasadniony podejmowana jest próba zredukowania tej dopiero co powołanej do życia roli poprzez rozdzielenie różnorodnych czynności i powierzenie "twórczego" opracowania liturgii grupom wiernych przygotowujących nabożeństwo, które powinny, a przede wszystkim chcą "włączyć siebie" w przebieg mszy. Coraz mniej widać tu Boga, coraz ważniejsze staje się to, co czynią ludzie, którzy spotykają się tutaj i którzy wcale nie chcą się już poddać "danemu z góry schematowi". Zwrócenie się kapłana do ludu czyni ze wspólnoty zamknięty krąg. Wspólnota w swoim kształcie nie jest już otwarta ani do przodu ani do góry, lecz zamyka się w sobie samej. Wspólne zwrócenie się na Wschód nie oznaczało ani tego, że "celebruje się do ściany", ani tego, że kapłan "odwraca się plecami do ludu" (nie był on po prostu uważany za aż tak ważnego). Albowiem tak, jak w synagodze wspólnie patrzono w stronę Jerozolimy, tak i tutaj wspólnie patrzy się "na Pana". Jak wyraził to J.A. Jungmann, jeden z Ojców Konstytucji Liturgicznej Soboru Watykańskiego II, chodziło raczej o ten sam kierunek zwrócenia się kapłana i ludu, którzy wiedzieli, iż wspólnie zmierzają do Pana. Nie zamykają się w kręgu, nie przyglądają się sobie wzajemnie, lecz jako wędrujący lud Boży kierują się na Wschód, w stronę Chrystusa, który wychodzi nam naprzeciw.
Jakoś nie za bardzo jej dostrzegam.
Cytat: thomas12345 w Września 05, 2011, 20:07:25 pm Jakoś nie za bardzo jej dostrzegam. Jednak Polscy Biskupi (poza jednym) chcieli ten ruch spacyfikować, zaważyło liberum veto.
Otóż i Ja tobie powiadam: ty jesteś Piotr, czyli Skała i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą.
Widziałam wielką liczbę kapłanów dotkniętych ekskomuniką, którzy wydawali się tym nie przejmować, a nawet o tym nie wiedzieli. A jednak byli ekskomunikowali od chwili, gdy wzięli udział w pewnych przedsięwzięciach, gdy weszli do pewnych stowarzyszeń i przejmowali opinie, na których ciążyła klątwa. Widziałam tych ludzi w takiej mgle, że byli jakby oddzieleni murem. Widać z tego jak bardzo Bóg liczy się z dekretami, postanowieniami i zakazami głowy Kościoła i podtrzymuje je, choć ludzie się nimi nie przejmują, przeciwstawiają się im lub wyśmiewają. (A. III. 148) Widziałam, jak smutne były konsekwencje przeciwstawiania się Kościołowi. Ujrzałam, jak ono rosło, a w końcu heretycy wszelkiego rodzaju przybyli do miasta (Rzym). (A. III. 102)
Viator - to chyba "drogista"? Wypowiada się na "wiagrze":http://info.wiara.pl/doc/940068.Co-naprawde-powiedzial-zwierzchnik-lefebrystow
Zeznania Kuby Mańkowskiego, praktykującego katolika i lidera metalowego zespołu Pneuma, były decydujące w procesie o znieważenie uczuć religijnych, w którym oskarżony był Adam "Nergal" Darski.... Jednym z widzów był Kuba Mańkowski z grupy Pneuma. Choć deklaruje się jako wierzący, w sądzie zeznawał na korzyść Nergala. Dlaczego? O tym wokalista i gitarzysta opowiedział "Dużemu Formatowi". "Powiedziałem sędziemu, że to, co zrobił Nergal na scenie, mnie zszokowało, dotknęło, ale nie obraziło. Dla mnie jednak nadrzędną wartością - jeśli mówimy o warstwie społecznej - jest wolność, przede wszystkim wolność wypowiedzi, wolność jednostki, o ile przez tę wolność nie krzywdzi się nikogo fizycznie i nie znęca się nad nikim psychicznie" - uważa muzyk."Nie uważam, że składając zeznania w sądzie, graliśmy na dwa fronty. Nie czuję się dwulicowy, bo mam w tej sprawie jasno sprecyzowany pogląd. Nie będę ukrywał też, że z chłopakami z Behemotha znamy się już z sześć lat. Dlatego byliśmy gośćmi na tym koncercie. Z mojego punktu widzenia to są świetni kolesie, złego słowa nie powiem o żadnym z nich" - dodał Mańkowski.