DN sama się broni, Pasterze Kościoła jej bronią.
Panowie jeśli Msza Trydencka "to VIII cud świata " czemu tak mało jest księży, którzy chcą ją celebrowac.
Probowałem rozmawiac ze starszymi księżmi z mojej parafii, którzy z pewnością ją pamiętają sprzed lat, to nie chcą do tego wracac, mówią, że do ludzi trzeba mówic ich językiem a im samym odpowiada NOM.
Młodych księży też brakuje, w seminariach diecezjalnych nie ma wielu chętnych by zgłębiac tą celebrację.
Młodych księży też brakuje, w seminariach diecezjalnych nie ma wielu chętnych by zgłębiac tą celebrację. Dlaczego tak jest?
Czy jestem niegrzeczny? pewnie tak. Próbuję z Panem rozmawiac na Pana poziomie. Wystarczy spojrzec kilka postów wyżej co Pan powypisywał, w jakim tonie, z jakimi słowami.
Rozmowa z Andrzejem Wronką, prezesem Stowarzyszenia Effatha zajmującego się uświadamianiem ludzi w zakresie zagrożeń wiary.Andrzej WronkaJak można zdefiniować sektę?Można powiedzieć, że sektą jest każda grupa, w której jednocześnie występuje wysoki poziom totalności, czyli ścisłego kontrolowania życia swoich członków i wysoki poziom manipulacji. Ja staram się nie używać za często tego słowa, gdyż niewiele ono wnosi do merytorycznej dyskusji, a często wprowadza antagonizmy. Nie jest najważniejsze czy dana wspólnota nazywa się kościołem, organizacją, wyznaniem, stowarzyszeniem czy uniwersytetem. Ważne jest, co i jak głosi.Ja jednak dla wygody pozostanę przy tym określeniu... Czym sekta różni się od wyznań, np. katolickiego?Podstawowym elementem odróżniającym Kościół katolicki od sekt jest wolność, jaką daje swoim członkom. Nie wszyscy muszą być głosicielami, nie wszyscy muszą kończyć te same szkoły, nie wszyscy muszą chodzić na te same spotkania i czytać te same książki. Zupełnie inaczej jest np. u Świadków Jehowy. Wszyscy - bez względu na wiek, zainteresowania, stopień zaangażowania, wykształcenie - chodzą na te same spotkania, korzystają z tych samych książek, śpiewają te same piosenki. Ja jako katolik mogę wydawać książki, pisać do gazet czy też tworzyć gazetki parafialne.Jak rozpoznać sektę?To nie jest takie proste. Często ludzie z sekt mówią pięknie o Chrystusie, bywa, że siebie nazywają chrześcijanami. Dają jednak wymijające i niejasne odpowiedzi na nasze pytania. Chcą decydować o miejscu naszego zamieszkania, sposobach spędzania wolnego czasu, miejscu pracy, o naszym ubiorze, zachowaniu i życiu rodzinnym. Przy werbunku nie podają pełnych informacji o panujących w grupie zasadach, z czasem zwiększają wymagania, uzależniają emocjonalnie.Co oferują sekty?Wiele prostych odpowiedzi na ważne pytania. Rzekomo proste sposoby wyjścia z trudnych sytuacji. Ponadto na początku otaczają zainteresowaniem adepta, człowiek zaczyna się czuć ważny, doceniony, szanowany, akceptowany. Budują też nadzieję na lepszy świat dla wybranych, czyli członków sekt.Dlaczego trafiają tam najczęściej młodzi ludzie?Właśnie dlatego, że o wiele bardziej niż dorośli potrzebują akceptacji, poczucia przynależności do grupy. Nie mają ukształtowanego światopoglądu, spojrzenia na wiele życiowych spraw (rodzina, małżeństwo, praca, wychowanie dzieci, religia, cierpienie, Bóg, Kościół). Co więcej, są często w okresie buntu. Jednakże nie tylko oni dają się oszukać. Wielu dorosłych także wplątuje się w sekty.Jakie są skutki przynależności do sekty?Bardzo różne. Na płaszczyźnie psychicznej, fizycznej (zabójstwa, ubezwłasnowolnienia, okaleczenia, wykorzystywanie seksualne), finansowej (pozbycie się majątku na rzecz organizacji, uzależnienie finasowe) i duchowej (odrzucenie sakramentów św.)Jak się bronić przed sektą?Przede wszystkim musimy mieć świadomość problemu oraz pogłębioną wiedzę religijną. Obroną jest także modlitwa i praktyki religijne.Jak pomóc ludziom "wmanipulowanym" w sektę?Wymaga to pewnego przygotowania fachowego. Nie radziłbym robić tego na własną rękę. Każdy z nas może jednak się modlić w intencji takiej osoby. Ważne jest także, żeby rodzice i znajomi poprzez - często zbyt pochopne - działania nie przyczynili się do jeszcze większego odcięcia się danej osoby, bo pomóc można wyłącznie wtedy, gdy ma się jakikolwiek kontakt z osobą. Nie można więc dopuścić do zupełnego zerwania kontaktów.Dlaczego wśród sekt wymienia się także firmy tzw. sprzedaży bezpośredniej, np. Amvay?Myślę, że względu na pewne mechanizmy psychologiczne, jakie wykorzystują by zdobyć nowych członków. Często posługują się manipulacją. Człowiek tam wchodzący po jakimś czasie odkrywa (choć częściej to czynią jego najbliżsi, gdyż on już nie jest zdolny dostrzec zniewalających go mechanizmów), że jest o wiele za bardzo zaabsorbowany firmą, produktami, wyjazdami, mityngami, organizowaniem pokazów, spotkań, zdobywania nowych ludzi. Gdzieś na bok zostaje odstawione życie rodzinne, znajomi, a w konsekwencji wiara.Dziękuję za rozmowę.rozmawiała Małgorzata Tadrzak-Mazurek
neokatechumenat też...: Piszę o tym, bo prawie nikt nic nie pisze spośród tych, którzy opuścili neokatechumenat. To jeszcze jeden dowód na to że neo to sekta. Bardzo trudno jest się wyrwać przede wszystkim.Treść powyższego wywiadu praktycznie wyczerpuje wszystkie cechy drogi neokatechumenalnej. Oczywiście jest tam głoszone Słowo Boże (ale z podtekstem, że inaczej i lepiej, bo na drodze jest Duch Św. i tym podobne "wzmocnienia") udzielane sakramenty, być może a nawet na pewno nie byłbym tak często ich beneficjentem bez drogi. Ale jest to sekta, która wykorzystuje właśnie tą rzeczywistość Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa dla egzystencji dość wąskiej (bo większości z nich rzuca się tylko ochłapy) grupy tzw katechistów i odpowiedzialnych. Istotą istnienia drogi neokatechumenalnej jest zbieranie pieniędzy. Zbiera się je wszędzie i przy każdej możliwej okazji. Pomocy się także udziela, ale myślę, że pomoc dla naprawdę potrzebujących to tylko kilka procent wszystkiego - niestety podobnie jak w wielkich firmach charytatywnych.Problem pieniędzy jest na drodze rozwiązany wprost genialnie. Płacisz de facto więcej niż 10 procent, jak nie masz to ci pomagają nawet, ale w innych sektach też! Tutaj się mówi, że na drodze jest inaczej (!). Bo tutaj płacisz i nie wiesz na co (niech nie wie prawica...), bo tak jest powiedziane w Piśmie św. Mówi się też, że droga to centrum Kościoła, wylęgarnia wręcz. Słowa z dokumentu Jana Pawła II zostały tu przekręcone i są nadinterpretowane. Jesteśmy z Żoną w trakcie odchodzenia ze wspólnoty po 13-tu latach "formacji". Czujemy się naprawdę zagrożeni i zagubieni, bo droga w swej "misyjności" zabiła w nas przede wszystkim tolerancję dla innych (tą katolicką tolerancję z rozeznaniem). Byłem uczestnikiem i świadkiem knucia wobec proboszczy, biskupów, także naśmiewania się i napuszczania innych nieświadomych ludzi na Kościół tzw. przez drogę "parafialny".Nigdy na drodze nie uzyskałem odpowiedzi na zadane pytanie innej, niż wypowiedzenie jakiegoś dyżurnego frazesu, co zresztą sam czyniłem wobec pytających mnie "nawracanych" przeze mnie "katechumenów".Choć od ponad 7 miesiecy nie bylem we wspólnocie mam cały czas poczucie winy, że mnie tam nie ma, wśród tych ludzi. I cały czas kolejni bracia kontaktują się z nami w pewnych okresach czasu, pod pozorem odwiedzin, tak naprawdę szpiegują i szukają dojścia do nas. Chodzi im o to, abyśmy wrócili, bo to by potwierdzało, że droga jest jedynym miejscem, gdzie można życ...Bardzo to smutne.Jeśli ktoś może nam pomóc, proszę o odpowiedź. Nie podpiszę się - mam dzieci, poza tym boję się.UDM
a poniżej przedstawiam stan prawny w Polskim Kościele w/s udzielania Komunii Św. na rękę:... Kilka miesięcy później biskupi na 331. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski stwierdzili, że "w Polsce Komunii św. udziela się przez podanie Hostii wprost do ust. Jeżeli jednak ktoś poprosi, gestem wyciągniętej dłoni, o Komunię św. na rękę, należy mu Jej w taki sposób udzielić". Biskupi wyrazili przy tym nadzieję, że powyższa decyzja kończy niejasny stan prawny w tej sprawie. Stan prawny rzeczywiście się wyjaśnił, ale problem pozostaje, gdyż są księża, którzy w tej sprawie prezentują swoje własne stanowisko.
14.01.1999 r. we Wrocławiu odbyła się Druga Statutowa Sesja Plenarna II Polskiego Synodu Plenarnego. Głosowano nad projektami dokumentów: „Liturgia Kościoła po Soborze Watykańskim II", „Misyjny Adwent Kościoła" i „Sól ziemi. Powołanie i posłannictwo świeckich". Dokument „Liturgia Kościoła po Soborze Watykańskim II" przedstawiał ks. dr Józef Sroka z Przemyśla. Przyjęty (ponoć bez poprawek) punkt 92 tego dokumentu brzmiał następująco: „92. Synod Plenarny podtrzymuje zwyczaj udzielania przez szafarza Komunii św. do ust przyjmującego. W Kościele w Polsce nadal żywa jest tradycja, która łączy podejmowanie i dotykanie Świętych Postaci z sakramentem święceń. Sens tej tradycji głęboko uzasadnił Jan Paweł II w „Liście do biskupów Kościoła o tajemnicy i kulcie Eucharystii" z 1980 r. Zachowując zwyczaj Komunii św. „do ust", nie chce się w niczym dotknąć osób, które z praktyką przyjmowania Chrystusa „na rękę" - w krajach, gdzie została ona zatwierdzona - łączą prawdziwą cześć i pobożność. Synod zachęca kapłanów, diakonów i nadzwyczajnych szafarzy Eucharystii, aby gdy osoby takie przybywają do Polski i tu uczestniczą w Eucharystii, udzielać im Komunii św. na rękę." (tekst w: Kurier Synodalny l(58)/99, Warszawa)Tekst, który podany został w dokumencie końcowym II Polskiego Synodu Plenarnego brzmi: „92. Synod Plenarny potwierdza i wyraża szacunek dla zwyczaju przyjmowania Komunii św. „do ust" w postawie zarówno klęczącej, jak i stojącej, nie wykluczając jednak innych form przyjmowania Komunii św., z zachowaniem najwyższej czci dla Eucharystii."
Katechezę tę przytaczał w swych rozważaniach o Eucharystii m. in. kard. Lustiger (którego trudno posądzić o ciągoty modernistyczne).
Straszny to był widok. Wszyscy na wyścigi szydzili, przeklinali, pluli, lali plugastwa różne, miotali pociski, kłuli i cięli Jezusa. Ich bronie, miecze i włócznie podnosiły się i opadały jak cepy na ogromnym boisku, a wszystko dybało z wściekłością na to niebiańskie ziarnko pszeniczne, które dostało się do ziemi i w niej umarło, by w tysiąckrotnym owocu żywić wszystkich wiecznie chlebem żywota. Widziałam wśród tych tłumów rozjuszonych mar, z których niejedna wydawała mi się ślepą, Jezusa drżącego, przerażonego, jak gdyby broń ich rzeczywiście Go dosięgała, weń godziła i zadawała Mu rany. Chwiał się na wszystkie strony, to się podnosił, to znów upadał. A wąż, uwijający się w pośród tej hordy, wciąż szczwał ich na nowo do wściekłości, bił ogonem na wszystkie strony, a kogo obalił lub chwycił w swe sploty, zaraz dławił, rozdzierał i pożerał. Zdziwiona tym wszystkim, otrzymałam objaśnienie, że te tłumy niezliczone, dręczące Jezusa, są to wszyscy ci, którzy w jakikolwiek sposób znieważają Zbawiciela, ukrytego prawdziwie, rzeczywiście i istotnie w Najśw. Sakramencie z bóstwem i człowieczeństwem, z ciałem, krwią i duszą, pod postaciami chleba i wina. Rozpoznałam wśród tych wrogów Jego, wszelkiego rodzaju znieważycieli Najświętszego Sakramentu, tego żywego zadatku Jego nieprzerwanej, osobistej obecności w Kościele katolickim. W uosobionych tych marach widziałam najrozmaitsze rodzaje znieważania Najśw. Sakramentu, począwszy od zaniedbania, nieuszanowania i opuszczenia, aż do wyraźnej pogardy, nadużycia i najohydniejszego świętokradztwa; począwszy od zwrócenia się ku bożyszczom światowym, ku pysze i fałszywej wiedzy, aż do błędnych nauk, niewiary, zaciekłego fanatyzmu, nienawiści i krwawych prześladowań. W tłumie tym znaleźć było można wszelkiego rodzaju osobniki, i to: ślepych, chromych, głuchych, niemych, a nawet dzieci nieletnie. Ślepych, którzy nie chcieli widzieć prawdy; chromych, którzy, widząc ją, nie chcieli przez lenistwo iść za nią; głuchych, którzy nie chcieli słuchać przestróg Pana i gróźb Jego; niemych, którzy nawet mieczem słowa nie chcieli walczyć za Niego; wreszcie dzieci w towarzystwie światowych, zapominających o Bogu rodziców i nauczycieli, przesyconych rozkoszami świata, otumanionych czczym mędrkowaniem, ze wstrętem odwracających się od rzeczy Boskich, a ginących na zawsze z powodu ich braku. Widok dzieci w tym tłumie największą mi sprawiał przykrość, bo przecież Jezus dzieci tak kochał. Między nimi najwięcej było źle wychowanych i pouczonych, nieuczciwych ministrantów do Mszy św., którzy nie czcili należycie Jezusa w Najśw. Sakramencie. Wina ich spadała po części na nauczycieli i niebacznych zarządców świątyń. Wreszcie z przerażeniem ujrzałam, że do znieważania Jezusa w Najśw. Sakramencie przyczyniało się także wielu kapłanów rozmaitych stopni hierarchii kościelnej nawet takich, którzy sami mieli się za wierzących i pobożnych. Z wielu tych nieszczęśliwców wspomnę jeden tylko rodzaj. Byli to tacy, którzy wierzyli w obecność żywego Boga w Najśw; Sakramencie, czcili Go i stosownie do tego nauczali lud, lecz z tej obecności Boga na ołtarzu niewiele sobie robili a mianowicie nie starali się i nie dbali o pałac, tron, namiot, siedzibę i strój królewski tego Króla Nieba i ziemi, tj. nie starali się utrzymać w porządku i schludności kościoła, ołtarza, tabernakulum, monstrancji żywego Boga; dalej, wszystkich naczyń, sprzętów, ozdób, strojów, wszystkich w ogóle przyborów i rzeczy kościoła, domu Bożego. Wszystko to pozostawiali ci kapłani w opuszczeniu na pastwę pyłu, rdzy, zbutwienia i wieloletniego niechlujstwa, a służbę Bożą, tj. obrzędy religijne odprawiali od niechcenia, opieszale, więc choć jeszcze nie popełniali istotnego świętokradztwa, ale pozbawiali je zewnętrznej godności i blasku Bożego. Nie było to zaś przyczyną rzeczywistego ubóstwa, tylko ospałości uczuć, gnuśności, niedbalstwa, oddania się marnym rzeczom doczesnym, nieraz także samolubstwa i wewnętrznej śmierci duchownej; a zaniedbanie takie widziałam nawet w kościołach zamożnych i dostatnich. Owszem, wielu było takich, którzy zamiłowani w okazałości światowej, pousuwali najwspanialsze i najczcigodniejsze pamiątki dawnych pobożniejszych czasów, a zastąpili je czczym blichtrem. A to, co robili bogaci przez zbytek chełpliwości i pychy, naśladowali nierozumnie ubożsi z braku prostoty i pokory. Przyszedł mi zaraz na myśl nasz biedny kościółek klasztorny, w którym także stary piękny ołtarz z kamienia przykryto drzewem, naśladującym marmur, co mnie zawsze bardzo smuciło. Zniewagi te Jezusa w Najśw. Sakramencie zwiększało jeszcze wielu zarządców kościoła, którym brakło na tyle poczucia sprawiedliwości i obowiązku, że ze Zbawicielem obecnym na ołtarzu trzeba przynajmniej dzielić się tym, co się ma, bo przecież On przez śmierć oddał się za nas cały, i cały pozostawił nam Siebie w Sakramencie Ołtarza. Widziałam nieraz, że pod tym względem wyglądało lepiej w mieszkaniach najuboższych, niż w kościele, przybytku Pana Nieba i ziemi. Jakże gorzko smuciła Jezusa ta niegościnność i nieużytość, który Siebie samego dał nam za pokarm? Jakież udręczenie sprawiali Mu tu w Ogrójcu ci wszyscy niedbali Jego słudzy! Przecież nie potrzeba na to bogactwa, by ugościć Tego, który wynagradza tysiąckrotnie nawet kubek zimnej wody, podanej pragnącemu. A On sam jakże spragniony jest za nami! Więc jakże nie ma narzekać, jeśli kubek, podany Mu, jest brudny, a woda — pełna robactwa. Taka opieszałość stała się nieraz powodem zgorszenia dla słabych na duchu, przez to ulegały nieraz świątynie znieważeniu, a kościoły stały pustką; kapłani tacy popadali w pogardę, więc wnet też i w sercach wiernych Kościoła zagnieżdżał się brud i opieszałość. Widząc, w jakim zaniedbaniu pozostawiają kapłani tabernakulum na ołtarzu, i oni nie oczyszczali z brudu przybytku serca swego na przyjęcie weń Boga żywego. Ci więc niedbali, nierozumni kapłani byli przyczyną, że Chrystus musiał wchodzić do brudnych, grzechem skażonych serc. Gdy chodziło o przypochlebienie się książętom i dostojnikom świata, o zaspokojenie ich zachcianek i światowych planów, to tacy kapłani znaleźli zawsze czas zająć się tym gorliwie, a tymczasem Król Nieba i ziemi leżał jak Łazarz przed drzwiami, łaknąc nadaremnie okruchów miłości, bo i tego Mu nie podano.Rany, któreśmy Mu zadali, przychodziły lizać psy, tj. wciąż upadający grzesznicy, którzy podobnie jak psy żarłoczne wyrzucają z siebie spożyty pokarm i znowu chciwie wracają do żeru. Gdybym cały rok opowiadała, nie skończyłabym wyliczać tych wszystkich zniewag, jakie zadano i zadawać miano Jezusowi w Najśw. Sakramencie. Jakaż więc boleść przejmowała Jezusa, gdy widział to wszystko, gdy poznawał jasno, jak ludzie odwdzięczą Mu Jego oddanie się dla nas i za nas. A wszystkie te tłumy przyszłych Jego znieważycieli, stosownie do rodzaju przewinienia różną opatrzone bronią, rzucały się teraz na znękanego, strwożonego Jezusa, przygniatając Go do ziemi. Widziałam między nimi niegodne sługi Kościoła wszystkich stuleci, lekkomyślnych, grzesznych kapłanów, niegodnie sprawujących Mszę świętą i udzielających Najśw. Sakramentu, a zarazem tłumy takich, którzy obojętnie, lub niegodnie przyjmowali Najśw. Sakrament. Mnóstwo było takich, dla których źródło wszelkiego błogosławieństwa, tajemnica Boga żywego, stała się słowem przysięgi, lub przekleństwa w złości. Byli dalej zaciekli żołdacy i słudzy szatana, którzy rozsypywali Najświętsze dobro, zanieczyszczali święte naczynia, poniewierali haniebnie, a nawet bezcześcili w strasznej szatańskiej służbie bożyszcz. Obok tych niesłychanych, brutalnych zniewag, były tu uosobione zniewagi Jezusa więcej wyrafinowane, przebiegłe, a nie mniej ohydne. Było więc wielu takich, którzy przez zły przykład i zdradliwe nauki stracili wiarę w obietnicę obecności Jezusa w Najśw Sakramencie, więc też przestali czcić z pokorą obecnego tam Zbawiciela. Między nimi sporo widziałam grzesznych nauczycieli, zbłąkanych z drogi prawdy. Walczyli oni z początku z sobą, lecz w końcu wspólnymi siłami uderzyli na Jezusa w Najśw. Sakramencie Kościoła Chrystusowego, Widziałam, jak heretycy, ci naczelnicy sekt, pogardą obrzucali kapłaństwo Kościoła, stawiali w wątpliwość i zaprzeczali obecność Jezusa w tajemnicy Najśw. Sakramentu tak, jak On ją sam podał Kościołowi, a Kościół wiernie przechował. A przez swe krętackie wywody odrywali od serca Jezusa mnóstwo ludzi, za których przelał krew Swą. Ach! straszny to był widok! Przed oczyma miałam Kościół jako ciało Jezusa, którego pojedyncze członki złączone były gorzkimi Jego cierpieniami. A od ciała tego żywego odrywały się całe kawały, boleśnie poranione i poćwiartowane; były to wszystkie owe kacerskie sekty i rodziny i ich potomstwo, odpadłe od społeczności Kościoła. Z jakąż boleścią niezmierną spoglądał za tymi odpadłymi członkami Swego ciała świętego i biadał nad nimi! On, który Siebie samego oddał jako pokarm w Najśw. Sakramencie, by rozproszoną i rozpadłą na niezliczone cząstki ludzkość zebrać w jedno ciało Kościoła, Swej oblubienicy, widział się teraz w tym ciele oblubienicy rozpadłym i rozszarpanym przez złe owoce drzewa rozdwojenia. Stół zjednoczenia w Najśw. Sakramencie, najwyższe dzieło Jego miłości, w którym na wieki chciał pozostać wśród ludzi, stał się przez fałszywych nauczycieli kamieniem granicznym, oddzielającym ludzi, i tu, przy świętym stole, gdzie żywy Bóg sam jest pokarmem i gdzie jedynie mogą się wszyscy łączyć w jedno ku zbawieniu, musiały się dzieci Jego oddzielać od niewiernych i zbłąkanych, by nie stać się winnymi cudzych grzechów. — W ten sposób całe narody odrywały Się od serca Jezusa, tracąc uczestnictwo w całej skarbnicy łask, pozostawionych Kościołowi. Jakże przykro było patrzeć, jak najpierw nieliczne jednostki oddzielały się od Ciała Jezusa i szły precz, a potem wracały, wzmocnione już jako całe narody; wszyscy ci odpadli od Kościoła, zdziczeni i rozwścieczeni w niewierze, zabobonach, błędnych zasadach, pysze i fałszywej umiejętności światowej, poróżnieni w najświętszych uczuciach, stawali zrazu wrogo naprzeciw siebie, lecz wnet, złączeni w nieprzejrzane hordy, rzucali się z szałem na Kościół; a wśród nich uwijał się wąż, pobudzał do nowej wściekłości i między nimi samymi szerzył spustoszenie. Jezus zaś odczuwał to tak boleśnie, jakby własne Jego ciało darto w niezliczone strzępki. Widział i czuł w tym ucisku całe jadowite drzewo odszczepieństwa, ze wszystkimi gałązkami i owocami, mnożącymi się wciąż aż do końca dni, kiedy to pszenicę zbierze się do stodoły, a plewy rzuci w ogień. Widok ten był czymś tak potwornym, okropnym, że podczas jego trwania postać mego niebieskiego Oblubieńca położyła mi rękę na piersi, mówiąc: „Nikt jeszcze tego nie widział, a i twoje serce pękłoby z przerażenia, gdybym go nie trzymał." I na Jezusa samego strasznie oddziałał ten widok. Krew spływała Mu w grubych, ciemnych kroplach po bladym obliczu, włosy, zwykle gładko przyczesane, pozlepiały się krwią, najeżyły i powikłały, a broda także była pokrwawiona i potargana. Po ostatnim obrazie, w którym dzikie hordy tak rozdzierały ciało Jego, wyszedł z jaskini, jakby szukając schronienia i poszedł ku trzem Apostołom. Litość brała patrzeć na Niego. Szedł chwiejnie, zataczając się, jakby przywalony olbrzymim ciężarem; zdawało się, że lada chwila upadnie. Apostołowie nie leżeli na ziemi, jak za pierwszym razem, lecz siedzieli, oparłszy zakryte głowy na kolanach, Jak to wedle krajowego zwyczaju zwykli siedzieć ludzie w żałobie, lub na modlitwie; ale i teraz zdrzemnęli się, pokonani smutkiem, trwogą i znużeniem. Gdy jednak Jezus drżąc i stękając zbliżył się ku nim, pozrywali się z ziemi. Ujrzawszy Go w bladym świetle księżyca, zgiętego, z zapadniętą piersią, z krwawym, bladym obliczem i pogmatwanymi włosami, w postawie ku nim pochylonej, nie poznali Go w pierwszej chwili, — tak strasznie był zmieniony. Dopiero gdy załamał ręce, skoczyli ku Niemu i z miłością wielką podparli Go, by nie upadł. A Jezus, w smutku wielkim oznajmił im, że jutro będzie zabity, że za godzinę już Go pojmą, zawloką przed sąd, będą dręczyć, wyszydzać, biczować, a wreszcie w okrutny sposób zabiją. Opowiedział im wszystko, co musi wycierpieć do jutra wieczora, zarazem polecił im pocieszyć w smutku Najśw. Pannę i Magdalenę. W ten sposób rozmawiał z nimi kilka minut, a właściwie Sam mówił, Apostołowie bowiem, ze smutku i przerażenia nad Jego wyglądem i słowami, nie wiedzieli, co mówić i myśleć. Przypuszczali nawet, że może postradał zmysły. Chcąc wrócić do groty, nie miał już Jezus tyle sił, więc Jan i Jakub Go tam odprowadzili i wrócili zaraz na swoje miejsce. Było to mniej więcej kwadrans po jedenastej.
a poniżej przedstawiam stan prawny w Polskim Kościele w/s udzielania Komunii Św. na rękę:
W Polsce praktyka ta pojawiła się stosunkowo niedawno. W 2005 r. Ksiądz Prymas Józef Glemp zezwolił na udzielanie Komunii św. na rękę w archidiecezji warszawskiej.
Decyzja ta była w duchu zatwierdzonych przez Stolicę Apostolską dokumentów II Soboru Plenarnego w Polsce.
Była ponadto zgodna z instrukcją watykańską "Redemptionis Sacramentum" z 2004 r., w której czytamy m.in.: "Chociaż każdy wierny zawsze ma prawo według swego uznania przyjąć Komunię św. do ust, jeśli ktoś chce ją przyjąć na rękę, w regionach, gdzie Konferencja Biskupów, za zgodą Stolicy Apostolskiej, na to zezwala, należy mu podać konsekrowaną Hostię".
Kilka miesięcy później biskupi na 331. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski stwierdzili, że "w Polsce Komunii św. udziela się przez podanie Hostii wprost do ust. Jeżeli jednak ktoś poprosi, gestem wyciągniętej dłoni, o Komunię św. na rękę, należy mu Jej w taki sposób udzielić".
To może linka pan da?
Cytat: zwykły katolik w Czerwca 02, 2010, 21:59:26 pm Kilka miesięcy później biskupi na 331. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski stwierdzili, że "w Polsce Komunii św. udziela się przez podanie Hostii wprost do ust. Jeżeli jednak ktoś poprosi, gestem wyciągniętej dłoni, o Komunię św. na rękę, należy mu Jej w taki sposób udzielić". Nadal brak formalnej zgody Stolicy Apostolskiej, więc nadal przepis nie obowiązuje...
Ciągłe pytanie bez odpowiedzi do naszych forumowych panów nełonów:Jak tam z "nawiedzeniem" Kiko i Carmen ?Może coś więcej powiecie na ten temat ?A z jakimi ślipiami była ta zjawa? Bo to co on maluje ma dziwne ślipia.Co Kościół mówi na temat "objawień" dla Kikosia i Carmen?
Pan Jarod ma rację. jest zgoda Stolicy Apostolskiej. niestety
Cytat: jp7 w Czerwca 11, 2010, 00:14:00 amCytat: zwykły katolik w Czerwca 02, 2010, 21:59:26 pm Kilka miesięcy później biskupi na 331. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski stwierdzili, że "w Polsce Komunii św. udziela się przez podanie Hostii wprost do ust. Jeżeli jednak ktoś poprosi, gestem wyciągniętej dłoni, o Komunię św. na rękę, należy mu Jej w taki sposób udzielić". Nadal brak formalnej zgody Stolicy Apostolskiej, więc nadal przepis nie obowiązuje...Niestety wydaje mi sie, ze nas biskupi ja dostali. Chyba to widzialem. Kard. Arinze to zadekretowal z takim tekstem, ze "z przyjemnoscia" czy jakos tak...
Pan Jarod ma rację. jest zgoda Stolicy Apostolskiej. niestetyhttp://www.google.pl/url?sa=t&source=web&cd=4&ved=0CBIQFjAD&url=http%3A%2F%2Ffronda.pl%2Fansbach1%2Fblog%2Fdokumenty_dt_wprowadzenia_w_polsce_praktyki_udzielania_komunii_sw_na_reke&ei=t9MRTMSIA4Pw0wTl4qDxAg&usg=AFQjCNGtOn6g2uyxcpTxai82-jpVgXe3AQ
Cytat: ryszard1966 w Czerwca 11, 2010, 08:15:57 amPan Jarod ma rację. jest zgoda Stolicy Apostolskiej. niestetyhttp://www.google.pl/url?sa=t&source=web&cd=4&ved=0CBIQFjAD&url=http%3A%2F%2Ffronda.pl%2Fansbach1%2Fblog%2Fdokumenty_dt_wprowadzenia_w_polsce_praktyki_udzielania_komunii_sw_na_reke&ei=t9MRTMSIA4Pw0wTl4qDxAg&usg=AFQjCNGtOn6g2uyxcpTxai82-jpVgXe3AQ"wyrażam chętnie zgodę" dzieki temu zapamietalem ten dekret Obecny prefekt juz by tak nie napisal. Ciekawe czy jest gdzies wykaz krajow, ktore jeszcze tej zgody nie dostaly. Ciekawe czy teraz by dostaly.