wyraził pogląd, że motu proprio nie pozwala mu na swobodne odprawianie w tym rycie
Polska forma odwiedzin duszpasterskich przechodzi do lamusa, gdyż traci ona na swym kanonicznym znaczeniu! Tzw. kolęda w dzisiejszych czasach, to wpadnij pokrop i wypadnij. By rozpocząć rozmowę z ksiedżem, to nie na koledzie, bo ten szczesliwy jest, kiedy może juz uciekac dalej. W innych diecezjach moze i ksieza maja motywacje w formie biletów NBP, by biegac po koledzie i udawać jak to pieknie jest, i usmiech numer 5! U nas jest calkowity zakaz przyjmowania biletow NBP i czesciej ksieża decydują sie na tzw zaproszenia,ze strony wiernych, ktore zainteresowani składaja przez caly adwent i kaplan idzie tam gdzie go chca! A co do swiadomosci na temat tradycji i znajomości dokumentow Kosciola, to raczej lenistwo duchownych i rzecz chyba fundamentalna: kremowkowe pokolenie, byle co, byle jak, bo przeciez Pan Jezus i tak cie kocha i txt ktory u mnie wywoluje odruch wymiotny - jak dobrze,że jesteś!!!
U nas jest calkowity zakaz przyjmowania biletow NBP i czesciej ksieża decydują sie na tzw zaproszenia,ze strony wiernych, ktore zainteresowani składaja przez caly adwent i kaplan idzie tam gdzie go chca!
Jak jeszcze nosiłem sutannę to przy okazji obejrzałem sobie kartotekę kolędową i przy każdej rodzinie oprócz tej informacji kiedy była kolęda była też informacja jaka była ofiara.
Cytat: pauluss w Lutego 23, 2009, 09:44:56 amJakos dziwnie ksieza traca motywacje, kiedy w jakiejs dijecezyji jest zakaz przyjmowania biletow NBP .Tam gdzie nie ma zakazu, też nie są jakoś szczególnie zmotywowani. Konwencja jest taka, że w czasie kolędy księża mają odwiedzić ileś tam setek mieszkań, co jest potworną harówą. Wstaje taki ksiądz o 6 rano, odprawia Mszę, leci do szkoły, gdzie użera się z niewierzącymi bachorami, wraca na obiad i przed nim całe popołudnie i wieczór łażenia po domach, wysłuchiwania różnych żalów i w dodatku zapisywania w kajeciku uwag nt. tego co zastał u poszczególnych parafian. Nierzadko pada ze zmęczenia. Wcale mu się nie dziwię, że nie ma ochoty ani siły wdawać się w ciężkie tematy typu "dlaczego dziś w Kościele jest tak, jak jest". Gdyby odwiedzał 2-3 rodziny dziennie, sprawa zapewne wyglądałaby inaczej. Ponieważ odwiedza ich o wiele więcej, przy czym napotyka nieraz przeróżnych świrów, z których każdy ma swoje postulaty nt. parafii (jeden sobie kategorycznie nie życzy, by przy ołtarzu stały róże, drugi kategorycznie żąda wprowadzenia rady parafialnej, trzeci judzi go na proboszcza etc.), przypuszczam, że i tak większośc tego co słyszy, puszcza mimo uszu i czeka na moment, kiedy będzie mógł położyć się łóżka i odpocząć, a wizyty skraca do kilku minut i wymiany grzeczności.Naprawdę, żeby sensownie i konstruktywnie pogadać, trzeba z rozmówcą nawiązać jakąś relację, a nie da się nawiązać relacji w takiej konwencji. Spróbujcie porozmawiać z listonoszem, który przynosi Wam przekaz pocztowy, o sprawności funkcjonowania poczty. Powie "daj mi pan spokój, ja mam jeszcze 150 budynków do zaliczenia".Wg mnie kolęda niemal zatraciła sens.
Jakos dziwnie ksieza traca motywacje, kiedy w jakiejs dijecezyji jest zakaz przyjmowania biletow NBP .
A lubi Pan kiedy w czasie orki ktoś Panu przeszkadza wypełniać obowiązki? Kiedy śpieszy się Pan do pracy, a nagle wpadnie sąsiad by pogadać o nadużyciach w administracji budynku?
Cytat: AdamAle kolęda oprócz błogosławieństwa mieszkania i domowników jest również po to, żeby ksiądz poznał swoich parafian i dowiedział się, co się podoba w parafii a co nie. To bywa fizycznie niemożliwe. W niektórych parafiach do tego stopnia niemożliwe, że nawet do wiosny nie dałoby się odwiedzić wszystkich parafian, gdyby przeznaczyć na wizytę ponad kilka minut. Taka forma, o jakiej Pan pisze, w dużych miastach zatraciła kompletnie swój sens.
Ale kolęda oprócz błogosławieństwa mieszkania i domowników jest również po to, żeby ksiądz poznał swoich parafian i dowiedział się, co się podoba w parafii a co nie.
I każdy z nas, kiedy ma nawał obowiązków, zbywa rozmówców i mówi po prostu "nie mam czasu".
Taki X to ma m/w taki wpływ na plan kolędowy, jak ja. Ma wypełnić przewidziany plan w określonym terminie i tyle.
Pierdoły. Nigdy mi się nie zdarzyło, żeby księża odmówli wizyty, kiedy zapraszałam. Czy w ogóle spotkania - gdziekolwiek, u mnie, w kancelarii, w rozmównicy.
Zero analogii. Jak przyjdzie z przekazem, niech go Pan skłoni do dlugiej rozmowy, wskutek której pracę zakończy o 20h.