"[...] bez zmieszania, bez zmiany, bez podzielenia i bez rozłączania(72) [...]"
CytujAbsolutnie niezmienna. Czyli mam rozumieć (uściślając o co pytałem /cytowany niżej/), że Pan Jezus ofiarował Ojcu swoje Ciało (uśmiercenie) i Krew (wylanie) i Duszę (udręczenie, pozbawienie ciała) oraz Bóstwo (przebywanie /jako Bóg/ z ludźmi bez odbierania od nich należnej czci)? Zbliżyłem się trochę do zrozumienia?Teraz to ja proszę o wyjaśnienie, bo nie rozumiem o co chodzi dokładnie.
Absolutnie niezmienna. Czyli mam rozumieć (uściślając o co pytałem /cytowany niżej/), że Pan Jezus ofiarował Ojcu swoje Ciało (uśmiercenie) i Krew (wylanie) i Duszę (udręczenie, pozbawienie ciała) oraz Bóstwo (przebywanie /jako Bóg/ z ludźmi bez odbierania od nich należnej czci)? Zbliżyłem się trochę do zrozumienia?
Niezmienność boskiej natury to pewnik wiary (ale i filozofii klasycznej).Jeśli chodzi o istotę ofiary Chrystusa, to jest jego posłuszeństwo ludzkie z miłości. Nieposłuszeństwem człowiek obraził Boga, posłuszeństwem Chrystus naprawia grzech Adama. To nie cierpienie krzyżowe jest istotą ofiary Chrystusa ale posłuszeństwo z miłości.
To definicja ofiary ze św. Augustyna, której używa św. Tomasz z Akwinu:De Civitate Dei (Państwo Boże), X, 6: „verum sacrificium est omne opus, quo agitur, ut sancta societate inhaereamus Deo, relatum scilicet ad illum finem boni, quo veraciter beati esse possimus” -prawdziwa ofiara to wszelkie dzieło, które jest wykonywane w tym celu, abyśmy świętą społecznością przylgnęli go Boga, odniesione mianowicie do tego celu jakim jest dobro, dzięki któremu naprawdę możemy być szczęśliwi (zbawieni) tłumaczenie moje."Prawdziwą ofiarą jest każde działanie prowadzące do zjednoczenia w świętej wspólnocie z Bogiem, a zatem skierowane ku dobru, którego osiągnięcie zapewnia nam prawdziwe szczęście." Tłumaczenie znalezione.To bardzo stara definicja ofiary. Dlatego św. Tomasz mówi, że wszystkie działania i doznawania (cierpienia) Pana Jezusa są skuteczne dla naszego zbawienia - nie tylko krzyż.
Ofiarą jest oddanie tego wszystkiego co dzieje się na krzyżu Trójcy Świętej, w jakiś szczególny sposób Ojcu.
Wiedza kapłana nie jest konieczna, nawet i ksiądz ignorant, bądź nawet niewierzący ksiądz może ważnie przeistaczać i ofiarować hostię, jeśli tylko zachowuje to, czego wymaga od niego Kościół - intencja, materia, forma. Myślę, że w normalnych warunkach ksiądz uważa, że ofiarowując hostie, ofiaruje całego Chrystusa. Jeśli zna Trydent, a powinien znać, to wie, co znajduje się w hostii.
Spróbowałem zrozumieć Najśw. Ofiarę - skoro rozbijają Pana na "elementy" staram się zrozumieć jaki udział w tej ofierze ma każdy z nich. Co do Ciała zdaje się że uśmiercenie. Krew jest chyba częścią ciała więc skoro została wymieniona to może chodzi o Jej wylanie/przelanie. Duszy zabić się nie da a nie śmiałbym powiedzieć że doznała "śmierci drugiej" /Ap 2,11/ więc pożyczyłem hipotezę od x. Olewińskiego (o Jej cierpieniu wskutek pozbawienia ciała). I wreszcie przedmiotowe Bóstwo - tu usiłuję znaleźć wyjaśnienie ale bezskutecznie. Zaproponowałem takie, że Bóstwo nie odbiera od ludzi czci w należnym rozmiarze ("całym sercem, całą duszą i z wszystkich twoich sił") jednak po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że to nie Boga problem ale człowieka a skoro Bóstwo nie cierpi ... Chyba że mówimy o obrazie Miłości Boga ... Nie wiem - znów temat przerasta moje możliwości.
Ofiarą jest oddanie tego wszystkiego co dzieje się na krzyżu Trójcy Świętej, w jakiś szczególny sposób Ojcu.Trójcy świętej? Czyli ofiarowanie się m. in. samemu Sobie?
Nie bardzo tylko mogę sobie wyobrazić pogodzenie dwóch czynników: "ksiądz niewierzący" i "intencja".
Apropos x. Granatahttp://teologkatolicki.blogspot.com/2021/06/co-czcigodny-suga-bozy-x-prof-wincenty.htmlx. Granat cytuje św Faustynę (chyba litanię do BM) wskazując:"[...] nie można umieszczać w litanii następujących wezwań: Miłosierdzie Boże w stworzeniu duchów niebieskich, Miłosierdzie Boże powołujące nas z nicości do bytu ... ufamy Tobie. Miłosierdzie bowiem okazujemy tym istotom, które istnieją, a nie samej nicości".
Mnie się zdaje, że w/w zdanie jest prawdziwe jeśli mówiąc "okazujemy" jako podmiot ma on na myśli nas - ludzi.Jeżeli chodziłoby o akt Boga, zdaje się że Bóg nie jest ograniczony do czasu trwania (istnienia) istoty.Jeśli dobrze rozumiem naukę o Stwórcy jest On wieczny (wiekuisty)a to oznacza, że ma On "przed sobą" (weźmy człowieka) człowieka w chwili jego narodzin i w chwili zgonu i w chwili sądu nad nim i każdą chwilę jego istnienia naraz nie wyłączając jego wiecznego życia.A skoro tak, ma też przed sobą chwilę jego stworzenia jak i swój zamysł jego stworzenia - czyli chyba to, co x. Granat nazywa nicością.Zatem skoro dany człowiek (nazwijmy go Grzegorz) zgrzeszył ciężko w wieku 15 lat i Bóg okazał mu Miłosierdzie (aby Grzegorz mógł pokutować i przylgnąć do Niego na powrót) to z punktu widzenia Boga nie ma jakiegoś momentu gdy Bóg mógł powiedzieć sobie "teraz okazuję mu miłosierdzie a wcześniej nie okazywałem bo nie było potrzeby". Bóg widzi tego człowieka przed sobą całego tj swój zamysł stworzenia, jego stworzenie, całe jego życie ziemskie i całą jego wieczność NARAZ.Więc (o ile się nie mylę) Bóg okazuje swoje Miłosierdzie Grzegorzowi wiecznie zatem nie widzę powodu by wykluczyć chwilę (z ludzkiego punktu widzenia) gdy Grzegorz jeszcze się nie począł. I tym samym wydawało by się, że św Faustyna nie popełnia błędu pisząc "Miłosierdzie Boże w stworzeniu duchów niebieskich".Co do "Miłosierdzie Boże powołujące nas z nicości do bytu" może odnosi się do punktu widzenia ludzkiego bo mnie się zdaje że nie istnieje coś takiego jak niebyt (nicość). Nicość to coś, co nigdy nie istniało bo Bóg tego nie powołał do bytu. Intuicyjnie mnie się zdaje, że to czego nie ma Bóg nie pomyślał. Nie sądzę by doskonały Bóg, a więc nie mający chybionych pomysłów ani natrętnych myśli, nie musi zmagać się sam z sobą będąc zmuszony odrzucać pomysły na byty.Czy dobrze pojmuję powyższe?Proszę o wykazanie błędów (zresztą zastrzegam się co kawałek "o ile się nie mylę" itd) żeby ktoś czasem nie przeczytał błędnych zdań i mu nie zapadło w pamięć - uchowaj Boże!
[...] zatem bóstwo było i z ciałem i z krwią (i z duszą zstępującą do piekieł (limbusa) ojców).
Jest Pan pewien tego "limbusa"? Znam to słowo z czegoś, co jest teorią o wiecznym stanie naturalnej szczęśliwości lub przynajmniej wiecznego naturalnego trwania bez cierpienia. Ale to ma być zaledwie teoria.
CytujJest Pan pewien tego "limbusa"? [...]Jestem pewien. Tutaj miesza się Panu dwie rzeczy: limbus ojców (limbus patrum) i limbus dzieci (limbus puerorum). Limbus patrum, czyli ta otchłań do której Chrystus zstępuje w wielką sobotę jest w wyznaniu wiary: zstąpił do piekieł (to jest właśnie ten limbus patrum). To nie jest żadna teoryjka. To jest dogmat wiary. Limbus puerorum (czyli otchłań nieochrzczonych dzieci) to też jest coś więcej niż tylko jakaś pojedyncza opinia. Jest to mimo wszystko nauka wspólna wielu ojców i doktorów Kościoła. Niemniej nie jest to dogmat wiary, ani nauka definitywna.
Jest Pan pewien tego "limbusa"? [...]
Tutaj widzę jedną z opcji zrozumienia koronki:Ojcze przedwieczny, ofiaruję Ci Bóstwo, czyli ofiaruję Ci tego, który jest Bogiem, któremu bóstwo przysługuje
Bóstwo to natura boska przede wszystkim. Czy przypadkiem nie rozumie Pan przez słowo osoba natury, w wypadku Chrystusa: bóstwa i człowieczeństwa razem?
ks. Olewiński mówi, że osoba Chrystusa obejmuje i bóstwo i człowieczeństwo, albo, że jest bosko-ludzka.
Osoba a natura to nie jest to samo.
Gdyby ten ksiądz powiedział, że jedna jedyna osoba boska Chrystusa ma od momentu wcielenia do dyspozycji dwie natury - boską i ludzką, nie czepiałbym się. Ale mówienie, że bóstwo i człowieczeństwo są konieczne dla osoby Chrystusa - to nieprawda.
Nie było wcielenia, Pan Jest.
Boska osoba jest odwieczna, niezależna od stworzenia, nie zaczęła istnieć dopiero w momencie zaistnienia natury ludzkiej Chrystusa.
Osoba Chrystusa to nie jest bóstwo i człowieczeństwo. Jest różnica między osobą i naturą.
Możemy powiedzieć, że od wcielenia Chrystus to jedna osoba (Syn Boży, Logos, II osoba Trójcy) w dwóch naturach (niezmieszanych etc.) boskiej i ludzkiej, w bóstwie i człowieczeństwie. Tym właśnie jest Chrystus. Bierzemy pod uwagę i osobę i 2 natury, ale nie mówimy, że osoba to dwie natury.
W teologii św. Augustyna i późniejszej było pojęcie Totus Christus (cały Chrystus): czyli Chrystus 1 osoba, 2 natury oraz mistyczne Jego ciało: Kościół.
Osobę rozumiem jako osobny byt świadomy mający rozum i wolę.
człowieczeństwo: właściwość bycia człowiekiem.
Czyli w moim rozumieniu co innego oznacza Bóg, co innego Bóstwo. Za to Bóstwo rozumiem jako synonim słowa Boskość.
W tym przypadku słowo Bóstwo rozumiem nie jako osobę ale jako właściwość osoby Boga.
Prawdę mówiąc zaczynam gubić się w pojęciach odkąd dowiedziałem się, że "osoba" (mam na myśli np. dowolnego człowieka) to pojęcie nieistniejące przed chrześcijaństwem (prosze mnie poprawić jeśli się mylę) i chyba powstało wskutek rozważań teologicznych nad Trójcą świętą.
Podobnie "substancja" (zawsze kojarzyło mi się głównie z substancją chemiczną, w każdym razie materialną /lub jakaś inna forma energii/ a wiem już teraz, że to tylko osobliwy przypadek). Słowo "istota" było dla mnie analogicznie jak "osoba" ale dotyczączyła nie tylko osób ale np. także zwierząt. Teraz wszystkie te słowa są u mnie do zrewidowania bo żadnego już nie jestem pewien.
Może ma na myśli, że są konieczne by dobrze zrozumieć Jego Osobę teraz, gdy dociekamy, czyli po Wcieleniu.
Takoż też zawsze tak rozumiałem. I kluczowym jest słowo JEST (a nie np. "był") skoro On JEST poza czasem czyli wiecznie, bez początku.
Zanim dojdziemy do poszczególnych pojęć, trzeba powiedzieć, że są one trochę jak w innych naukach, dość ściśle rozumiane. To są często terminy techniczne.
CytujOsobę rozumiem jako osobny byt świadomy mający rozum i wolę.Świadomość nie należy do pojęcia osoby (nie bylibyśmy osobami, w czasie snu, po pijaku, jako bardzo małe dzieci, albo osobami nie byłyby ludzie niepełnosprawni umysłowo. Boecjusz definiował osobę jako substancję indywidualną (niepodzielną, pojedynczą) natury rozumnej. Można to rozumieć dość szeroko to znaczy przedstawiciel natury rozumnej, mało istotne, czy anioł, czy człowiek. Ja tak długo rozumiałem osobą. Na doktoracie dowiedziałem się, że św. Tomasz z Akwinu zwraca uwagę też na tę substancję. Substancja to jest de facto definicja jakiejś rzeczy, w przypadku człowieka, to dusza rozumna w połączeniu z ciałem. To jest nasza substancja. Dlatego w nauce św. Tomasza z Akwinu dusze odłączone od ciał (nie ważne, czy świętych, czy czyśćcowe, czy potępione) nie są osobami. Tomasz mówi wprost: moja dusza to nie ja. Nie znaczy to, że dusze są pozbawione rozumu [przecież dusze świętych oglądają Boga (zatem poznają Boga) twarzą w twarz]. Ale naszą substancją jest dusza zjednoczona z ciałem.
To jest spojrzenie na osobę najbardziej istotne. Czyli ani jako rola społeczna, ani jako świadomość, ani jakieś inne podobne temu opinie. Nasze orzekanie na temat Boga jest zawsze analogiczne (analogia to bardzo silne narzędzie filozoficzne). Bóg przekracza w sposób nieskończony stworzenie, to nie jest jeden z bytów wśród innych bytów. Tak było w pogaństwie. Niemniej wiadomo, że każde dzieło przypomina swego twórcę. Stworzenie, choćby bardzo odlegle, ale jest podobne do Stwórcy. Osoba jest również orzekana analogicznie o nas i o Bogu. Wiemy, że to jest jakaś doskonałość, która istnieje realnie w świecie - ja i Pan np. - zatem potrzeba, żeby miała swoje źródło, i żeby było jakieś podobieństwo do Twórcy. Co znaczy być osobą boską, my tego wprost nie wiemy, ale można powiedzieć, co nie jest osobą boską. Natura boska ma w sobie tę doskonałość rozumności, ale tam osoby to nie pojedyncze substancje. Substancja boska jest tylko jedna, nie do zdefiniowania. Ileś wpisów temu mówiłem o Jej doskonałościach i o tym dlaczego nie da się zdefiniować substancji boskiej (czyli bóstwa). W przypadku boskich osób, każda z nich jest całym bóstwem. Odróżniamy osoby dzięki wzajemnemu ich powiązaniu. Każda z osób jest pełnym Bogiem (bo nie można być niepełnym Bogiem). Ojciec od nikogo nie pochodzi, nie jest rodzony przez nikogo, Syn pochodzi tylko od Ojca (to pochodzenie nazywa się zrodzeniem) i razem z Ojcem (jak jedno źródło) daje pochodzenie Duchowi Świętemu, Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna. Ojciec nie jest Synem, nie jest Duchem Świętym, ale jest Bogiem, Syn nie jest Ojcem, nie jest Duchem Świętym, ale jest Bogiem, Duch Święty nie jest Ojcem ani Synem, ale jest Bogiem. No i w Trójcy nie ma nic wcześniej ani potem. Widać, że to nie jest orzekanie dokładnie takie samo, jak w przypadku osób ludzkich, czy anielskich. Cytujczłowieczeństwo: właściwość bycia człowiekiem.Tutaj trzeba bardziej postawić pytanie, co sprawia, że ktoś jest człowiekiem. Dusza rozumna i ciało zjednoczone z tą duszą.
CytujCzyli w moim rozumieniu co innego oznacza Bóg, co innego Bóstwo. Za to Bóstwo rozumiem jako synonim słowa Boskość.Boskość, bóstwo - to w zasadzie kwestie językowe. Nie ma czego się czepiać. Bóstwo jest chyba bardziej tradycyjnym polskim terminem.Jaka zatem byłaby różnica między Bogiem a bóstwem? Każdej z osób boskich przysługuje pełnia bóstwa. Każda z osób jest Bogiem, ale przecież nie ma trzech bogów, a jest tylko jeden Bóg. Podobnie jak nie ma wielu bóstw tylko jedno bóstwo. Bóg i bóstwo są synonimami. To mówił kilka razy wspomniany Synod z Reims z czasów Eudeniusza III.
Umówmy się, że mówiąc bóstwo nie będziemy mówili o tym, co słownik języka polskiego mówi na ten temat: że np. Perun to bóstwo Słowian etc. Umówmy się, że mówimy o Bogu w sensie ścisłym, filozoficznym i teologicznym (jak św. Tomasz). CytujW tym przypadku słowo Bóstwo rozumiem nie jako osobę ale jako właściwość osoby Boga.Każda z osób boskich jest całym bóstwem. Cała natura boska przynależy i Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu.
Tomasz mówi wprost: moja dusza to nie ja.
To o co chodzi z tą osobą? Czy u św Tomasza nie jest czasem tak jak z tym ślimakiem, który wg UE jest rybą?
Tzn dusza ogląda Boga i myśli sobie "nie jestem osobą"? Abstrahując od tego, że jak mniemam, oglądając Boga pewnie nawet nie chce się myśleć o sobie. Coś jak z zakochaniem do potęgi N-tej (i chyba bez motyli w brzuchu bo w tej N-tej potędze by nas to zabiło). Czy to twierdzenie Tomasza jest zdogmatyzowane?
Czyli właściwość bycia człowiekiem to posiadanie duszy i ciała. (?)
Jeżeli Bóg i Bóstwo są synonimami to znów nic nie rozumiem.Np. w objawiniu prowatnym od św Brygidy jedną z obietnic dla odmawiających te modlitwy jest "10.Zaprowadziwszy ją tam, dam jej kosztować z przedziwnej studni Mojej Boskości, czego nie uczynię tym, którzy nie odmawiali tych czy podobnych modlitw.""studnia Mojej Boskości". Gdyby Boskość (czyli Bóstwo) była synonimem Boga, to zdanie zdaje się nie mieć sensu bo byłoby równoznaczne z "dam skosztować ze studni mojego boga" (celowo piszę małymi literami by nie wkładać tych słów w usta Boga).
dam jej kosztować z przedziwnej studni Mojej Boskości
[..] niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła" (Rz 1, 19-20)A więc św Paweł stwierdza, że Bóstwo jest przymiotem.
Stary Testament głosił wyraźnie Ojca, Syna zaś bardzo niejasno. Nowy objawił Syna i pozwolił dostrzec Bóstwo Ducha. (św Grzegorz z Nazjanzu)
Daję wam jedno Bóstwo i Potęgę, Jednego istniejącego w Trzech i zawierającego Trzech na różny sposób. Bóstwo bez różnicy substancji czy natury, stopnia wyższego, który podnosi, ani stopnia niższego, który poniża... Nieskończona współnaturalność Trzech nieskończonych. Cały Bóg w każdym z osobna... Bóg Trójjedyny ujmowany jako całość... Nie zacząłem jeszcze myśleć o Jedności, a już Trójca ogarnia mnie swoim blaskiem. Nie zacząłem jeszcze myśleć o Trójcy, a już obejmuje mnie Jedność... (św Grzegorz z Nazjanzu)
"Partia i Lenin – bliźnięta-bracia –
Pan staje się od tej chwili powszechnym imieniem określającym Boskość Boga Izraela. (KKK 446)Boskość Boga (czyja Boskość)
Od pierwszej prośby skierowanej do naszego Ojca jesteśmy zanurzeni w wewnętrzne misterium Jego Boskości [...] (KKK 2807)Jego Boskość
Jednorodzony Syn Boży, chcąc uczynić nas uczestnikami swego Bóstwa, przyjął naszą naturę, aby stawszy się człowiekiem, uczynić ludzi bogami (św Tomasz z Akwinu)Swego Bóstwa
Niezmienny w swoim Bóstwie (liturgia bizantyjska)Swoje Bóstwo
Nigdy nie był oddalony od Ojca z powodu natury ludzkiej, którą przyjął... jest naturalnym Synem swego Ojca przez swoje Bóstwo, naturalnym Synem swojej Matki przez swoje człowieczeństwo, ale właściwym Synem Bożym w obydwu naturach (synod we Friuli)Swoje Bóstwo
PS. Kościół uznaje w ten sposób Ojca za „źródło i początek całej Boskości" (Synod Toledański VI (638): DS 490)Czy tego czasem później nie korygowano? Mowa o "początku całej Boskości" a jak wiemy nie ma Bóg początku więc i Boskość nie ma początku. Pewnie chodzi o Zrodzenie (albo raczej wieczne Rodzenie) Słowa przez Ojca. Ale to trwa wiecznie bez poczatku o ile dobrze pojąłem wiedzę, jak dotychczas do mnie zdołała dotrzeć.
Ja nie jestem całym człowieczeństwem, chociaż mam naturę ludzką (człowieczeństwo).
W Bogu nie ma podziału na całość i części.
Bóg i bóstwo to to samo: Credimus et confitemur simplicem naturam divinitatis esse Deum, nec aliquo sensu catholico posse negari, quin divinitas sit Deus et Deus divinitas. To jest wypowiedź Synodu z Reims, która jest w wypowiedziach wiążących Magisterium. Cytuję za: http://patristica.net/denzinger/enchiridion-symbolorum.html. Niestety nie mam polskiego wydania tego tekstu. W moim tłumaczeniu: "Wierzymy i wyznajemy że prosta natura bóstwa jest Bogiem, tak że w żadnym sensie katolickim* nie może być zanegowanym, że bóstwo to Bóg, a Bóg to bóstwo".* Trudno przetłumaczyć: nec aliquo sensu catholico - żaden zmysł katolicki, żadne poznanie katolickie. Sens jest taki, że wiara katolicka w żaden sposób nie neguje, że bóstwo to Bóg, a Bóg to bóstwo.