Kwestia nieomylności kanonizacji była dyskutowana z większą lub mniejszą intensywnością przez ponad 800 lat. Niemniej jednak to wydarzenia ostatnich lat – masowa przebudowa procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych w 1983 r. oraz późniejsze tsunami beati et sancti, wśród nich kilka bardzo kontrowersyjnych postaci które zwiększyły poczucie pilności tej debaty. Dziś w zawrotnym tempie wielkie zbiory świętych są wynoszone na ołtarze podczas tego co współczesny dziennikarz nazwał „fabryką świętych”. Ojciec John Hunwicke zauważa, że papież Franciszek nawet żartował w dość kiepskim guście że „Benedykt i ja jesteśmy na liście oczekujących [do kanonizacji]”. Tego rodzaju dowcip ze strony Ojca Świętego może jedynie wzbudzić podejrzenie w pobożnych duszach że wzorowe heroiczne cnoty, wiele cudów i rygorystyczne śledztwo, które były typowymi (powodami) na kanonizacje w przeszłości, zostały zignorowane a „nagroda aureoli” w której kwalifikacje do osiągnięcia zostały tak znacznie obniżone że nawet znaczenie słów „błogosławiony” i „święty” nie jest już jasne.
Niektóre z głównych argumentów przeciwko inerrantyzmowi przedstawionych przez autorów to: dogmat, terminologia, proces.1) Dogmat określający nieomylność kanonizacji nigdy nie został ogłoszony, co oznacza, że na wiernych nie nakłada się pozytywnego obowiązku jego przestrzegania. Choć może się wydawać, że ta czy inna formuła kanonizacyjna implikuje lub zakłada niezmienny lub nieomylny osąd, po bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że żadna z nich nie spełnia kryteriów nieomylności, zgodnie z nauczaniem Soboru Watykańskiego I.2) Sam termin „nieomylny” był błędnie rozumiany i niewłaściwie stosowany w wielu argumentach inerrantyzmu, a słynny tekst św. zostały zapomniane (możemy być wdzięczni zwłaszcza Williamowi Matthew Diemowi za jego staranne studiowanie omawianego Quodlibet ). Prawie każdy rozdział tej książki przedstawia świeże spojrzenie na omawiane elementy teologiczne; w ten sposób książka przekracza oczekiwania, podejmując niektóre z najbardziej drażliwych kwestii eklezjologii i papiestwa.3) Proces kanonizacji, starannie opracowany w potrydenckim Kościele i dopracowany do punktu żelaznego rygoru, który praktycznie uniemożliwiał szkodę z powodu kryzysu sumienia związanego z wynikami dochodzenia, został radykalnie zmieniony w 1983 r., aby przyspieszyć postęp wśród kandydatów [na ołtarze]. Chociaż nie ma dogmatu głoszącego nieomylność kanonizacji, w rzeczywistości istnieje dogmat głoszący, że wiara nigdy nie będzie sprzeczna z rozumem. Wiara, że obecny proces [kanonizacyjny], wraz z kilkoma kluczowymi przykładami jego owoców cieszy się charyzmatem nieomylności może być mocno sprzeczna z rozumem.
Nigdy nie przypuszczałem, że do tego dojdzie, ale w świetle powyższego czuję się zobowiązany w sumieniu powiedzieć, że dopóki ktoś nie przedstawi tekstu przeczącego twierdzeniu ks. Sieniatyckiego i posiadającego przedsoborowe imprimatur, uważam za udowodnione, że J. Bergoglio nie może być prawdziwym papieżem, a co za tym idzie Stolica Święta pozostaje nieobsadzona.
Są trzy drogi:1. Zaakceptować wszystkich posoborowych świętych (uznajemy papieża i jego nieomylność).2. Odrzucić wszystkich posoborowych świętych (nie uznajemy papieża).3. Zaakceptować część posoborowych świętych (uznajemy papieża, ale nie jego nieomylność).
Nie spotkałem się jeszcze z tekstem przedsoborowym obalającym twierdzenie o nieomylności przy kanonizacji. Są jakieś wywody, że sam proces został zmieniony, że to, że siamto i takie tam, ale wszystko post-V2. Tu Pan zacytował x Sieniatyckiego. Ja do tego mogę dorzucić św. Tomasza z Akwinu i Quolibet IX. Są w nim postawione dwa zarzuty (niepełna wiedza papieża o stanie duszy badanego i omylność świadectwa ludzkiego), i oba zostały obalone:
(...) dopóki nie dojdzie do osądu Kościoła w omawianej tu kwestii (czyli jakby do otwarcia pudełka z kotem), dopóty nie możemy wiedzieć, czy Bergoglio jest papieżem, czy nie?
Panie Filipie, Przekonał mnie Pan. Nie można aplikować tekstu z lat 30-tych do zmienionych zasad kanonizacji; w ten sposób rzeczywiście nie da się udowodnić istnienia wakatu.Na zdrowy rozum jednak, jeżeli założymy, że Bergoglio jest papieżem, wydaje się to absurdalne: organizuje się wielką, starannie przygotowaną ceremonię, w czasie której "papież" uroczyście proklamuje kogoś świętym "w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego", po to tylko, by każdy wierny mógł później powiedzieć: to nie było nieomylne, więc mnie to nie obowiązuje, nie muszę zatem tytułować tego człowieka świętym; w takim wypadku cała ta ceremonia, wszystkie te słowa byłyby bez żadnej wartości; równie dobrze mogłoby ich nie być. Czy nie byłaby to kpina z autorytetu Kościoła i papiestwa, a także z wiernych?
Myślę że "dekanonizacja" św. Szymona z Trydentu zamęczonego przez Żydów (...)