Forum Krzyż
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Marca 29, 2024, 10:14:40 am

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane
www.UnaCum.pl

Centrum Informacyjne Ruchu Summorum Pontificum
231859 wiadomości w 6626 wątkach, wysłana przez 1668 użytkowników
Najnowszy użytkownik: magda11m
Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja
Forum Krzyż  |  Traditio  |  Summorum Pontificum  |  Wątek: Tradycjonaliści, a ich rodzina i bliscy.
« poprzedni następny »
Strony: [1] 2 3 Drukuj
Autor Wątek: Tradycjonaliści, a ich rodzina i bliscy.  (Przeczytany 2976 razy)
Talerpimmut
uczestnik
***
Wiadomości: 132

« dnia: Września 29, 2020, 02:32:11 am »

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    Załóżmy, że mieszkamy niedaleko kościoła, w którym sprawowana jest Msza święta trydencka. Niedaleko nie oznacza, że 2 kilometry od niego, może być i 500 metrów i 15 kilometrów. Co najważniejsze, Msza święta trydencka jest w naszym zasięgu, możemy na Nią dotrzeć w dość krótkim czasie, nie poświecając przy okazji połowy dnia. Większość osób przywiązanych do Mszy świętej trydenckiej nie jest osobami samotnymi. Większość z nas ma swoją sympatię, narzeczonego lub narzeczoną, dzieci, żonę... . Wyobrażamy sobie taką idylliczną scenkę, w której razem z całą rodziną uczęszczamy regularnie na Mszę świętą trydencką. Niestety życie bywa inne, żona może upierać się, że chce chodzić tylko na Mszę świętą po polsku, bo ona tam przynajmniej wszystko rozumie. Dzieci też mogą sprawiać podobne problemy. Rodzina pójdzie raz lub dwa razy na Mszę świętą trydencką, po czym stwierdzi, że oni chcą tylko na Mszę świętą po polsku, zaczną zarzucać, że rozbijamy rodzinę chodząc na Mszę świętą trydencką, że my sobie chodzimy na te swoje Msze, a nie chodzimy razem z nimi. A jak już pójdziemy z rodziną na Novus Ordo Missae, to chcą, żeby już tak chodzić za każdym razem. Spotykałem w środowiskach katolickich osoby, które były zaciekawione Mszą świętą trydencką, które poszły z ciekawości i gotowe są chodzić co jakiś czas na takie Msze. Są też osoby, które obstają twardo, że one tylko na Mszę świętą po polsku i osoby, które są wręcz wrogo nastawione do Mszy świętej trydenckiej. Kolejne problemy pojawiają się, gdy chcemy ochrzcić swoje dziecko po staremu.

    Co Państwo by poradzili w takich sytuacjach? W jaki sposób się zachowywać? Możemy oczywiście szukać swojej drugiej połówki w tradi-środowiskach, ale w ten sposób bardzo się ograniczamy, takich osób nie jest w Polsce przesadnie dużo. Możemy korzystać z sytuacji, gdy żona lub mąż nie są osobami religijnymi, ale przynajmniej nie przeszkadzają nam w praktykowaniu swojej wiary i przekazywaniu jej swoim dzieciom. Co robić w sytuacji, gdy żona lub mąż, który kiedyś był w Oazie, Odnowie, Neokatechumenacie, zaczyna zachęcać do nich nasze wspólne dzieci? Jak radzić sobie w sytuacjach, gdy nasza sympatia próbuje nas przekonać do regularnego uczesnictwa w jakichś odlotowych spotkaniach charyzmatycznych?

    Możemy też rozważyć bardziej ekstremalny przypadek, gdy do najbliższego kościoła z Mszą świętą trydencką mamy parę godzin drogi w jedną stronę, ale chciałbym bardziej skupić się na wyżej wspomnianym przypadku.
Zapisane
Ulikkaluttuinnarpoq. Ullut 4o-t unnuallu 40-t siallersorujussuujuarpoq. Kiisa qaqqat portunerit allaat ulugussaapput. Inuit uumasullu umiarsuarmiinngitsut tamarmik ajunaarput, soorlu Guuti oqarsimasoq. umiarsuarmiittulli annapput.
miki
aktywista
*****
Wiadomości: 682


« Odpowiedz #1 dnia: Września 29, 2020, 08:32:17 am »

Możemy korzystać z sytuacji, gdy żona lub mąż nie są osobami religijnymi......
tak sobie myślę, że gdybym miał już nigdy w życiu nie pójść na Mszę Trydencką, a na NOM tylko, ale miałoby to sprawić że moja żona stanie się osobą religijną, potem wierzącą, a w konsekwencji dostąpi zbawienia - to w życiu bym na Mszę Trydencką nie poszedł.

W zeszłym tygodniu dowiedziałem się, że w mojej parafii jest MT codziennie. :) żona - mimo że słowa po łacinie nie zna - zapowiedziała, że nie będziemy ograniczać się do półśrodków (NOM po łacinie)...
Zapisane
Taki sobie o...
gnome
aktywista
*****
Wiadomości: 1849


« Odpowiedz #2 dnia: Września 29, 2020, 09:02:18 am »

Obserwuje to nieraz.
W rodzinie rewolucyjnie (żona "nosi spodnie" i oczywiście pracuje), w życiu rewolucyjnie (dzieci chowane "bezstresowo"), w pracy rewolucyjnie (wyjazdy integracyjne, imprezy firmowe) ALE chciałbym dołożyć Msze Trydencką bo wtedy będzie dobrze.
Nie będzie.


Cytuj
Możemy oczywiście szukać swojej drugiej połówki w tradi-środowiskach, ale w ten sposób bardzo się ograniczamy, takich osób nie jest w Polsce przesadnie dużo.
Mamy takich znajomych. Ostatnio o nich w domu rozmawialiśmy sporo z żoną. Pięknie swoje dzieci wychowali (5kę). Trójka już w wieku "do żeniaczki" i faktycznie się rozglądają a nawet zaręczają i wszystko w środowisku tradycji.
To nie łatwe dzisiaj to prawda, za 10 lat będzie łatwiej bo tradycja w Polsce jest młoda i dopiero za kilka dobrych lat pojawi się "na rynku" ta zgraja tysięcy małych tradycjonalistów.
Mimo wszystko, nie poszedłbym na łatwiznę (tak, tak wiem, że Pan Bóg działa cuda itd. itp.) bo lepiej mieć problemy na tym etapie niż na późniejszym.

Inny przypadek znany mi. On tradycjonalista ona miała "też spróbować". Się nie przyjęło. On marzy o wielkiej rodzinie a ma jednego już nie małego syna. On marzy o codziennej Mszy a ma coniedzielny NOM dla dzieci. Itd. itp. i tak setki problemów.
Kolega się nie często uśmiecha. Trzeba było może powalczyć....
Zapisane
Podczas jednej z ceremonii w Bazylice św. Piotra, gdy wnoszono na sedia gestatoria papieża św. Piusa X, lud rzymski żywiołowo zareagował oklaskami, Papież widząc entuzjazm wiernych rozkazał zatrzymać pochód. Gdy tłum się uciszył rzekł do wiernych, że *nie należy czcić sługi w domu jego Pana.
Fideliss
aktywista
*****
Wiadomości: 931

« Odpowiedz #3 dnia: Września 29, 2020, 10:27:23 am »

W tym temacie pozwolę sobie zauważyć, że problem ten nie jest nowy - bywało bowiem w historii i bywa do dzisiaj, że ON prawosławny a ONA katoliczka (vide - Kresy), lub ON ateista, a ONA protestantka . . .  I jakoś było. Niektóre taki małżeństwa - zwłaszcza wśród prostego ludu funkcjonowały jakoś, czasami lepiej niż dwoje gorliwych jednej wiary. .  I co z tym zrobić?
Zapisane
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #4 dnia: Września 29, 2020, 13:37:15 pm »

To, o czym p. Fideliss napisał, to zresztą ciekawe: i zawsze mnie to intrygowało. Niby w starych, dobrych czasach Kościół tak surowo zniechęcał do mieszanych małżeństw, niby tyle żądano od strony niekatolickiej, niby tyle wydawano kaznodziejskiej literatury zniechęcającej do poślubiania ateuszy, żydów, protestantów, schizmatyków... i co? I nic, w biografiach wielkiej liczby ludzi, sławnych i nieznanych, przeczytać można, że np. "pobożna matka, ojciec mason i liberał", "ojciec nominalny katolik, matka poganka z Syberii, ślub prawosławny", "ojciec luteranin, matka katoliczka" etc.
Zapisane
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3611


« Odpowiedz #5 dnia: Września 29, 2020, 14:51:27 pm »

Ciężka to sprawa, ale sytuacja nierzadka: jeden współmałżonek "odkrywa" starą mszę i usiłuje przekonać drugą połówkę.

Jeżeli to kobieta zacznie, to mężczyznę przekonać chyba nieco łatwiej. Przekonanie kobiety może być większym problemem. Tu muszę się zresztą zgodzić z p. gnome:  jeżeli kobieta pracuje poza domem, a jeszcze w dodatku robi tzw. "karierę", to wtedy jest podwójnie trudno. W mojej parafii w zasadzie nie znam żadnej kobiety, która by była w wieku wychowującym dzieci i pracowała. Trafia się wyjątek co jakiś czas, ale albo przestaje przychodzić, albo przestaje pracować.
Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3611


« Odpowiedz #6 dnia: Września 29, 2020, 17:46:52 pm »

To, o czym p. Fideliss napisał, to zresztą ciekawe: i zawsze mnie to intrygowało. Niby w starych, dobrych czasach Kościół tak surowo zniechęcał do mieszanych małżeństw, niby tyle żądano od strony niekatolickiej, niby tyle wydawano kaznodziejskiej literatury zniechęcającej do poślubiania ateuszy, żydów, protestantów, schizmatyków... i co? I nic, w biografiach wielkiej liczby ludzi, sławnych i nieznanych, przeczytać można, że np. "pobożna matka, ojciec mason i liberał", "ojciec nominalny katolik, matka poganka z Syberii, ślub prawosławny", "ojciec luteranin, matka katoliczka" etc.

Myślę, że to jednak dotyczyło głównie ludzi, których biografie ktoś napisał, czyli mimo wszystko z wyższych warstw społecznych. Wierchuszce  zawsze było więcej wolno.  Wątpię, aby wśród chłopów było wiele małżeństw mieszanych z innowiercami.
Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
rysio
aktywista
*****
Wiadomości: 4774

« Odpowiedz #7 dnia: Września 29, 2020, 17:53:34 pm »

Cytuj
Trójka już w wieku "do żeniaczki" i faktycznie się rozglądają a nawet zaręczają i wszystko w środowisku tradycji.
To nie łatwe dzisiaj to prawda, za 10 lat będzie łatwiej bo tradycja w Polsce jest młoda i dopiero za kilka dobrych lat pojawi się "na rynku" ta zgraja tysięcy małych tradycjonalistów.
Tylko, że to będzie chów wsobny ;), to nie jest dobre rozwiązanie. Poza tym w takich zamkniętych środowiskach b. często kobiety są na proszkach. Tak jak w Opus Dei.

W tym temacie pozwolę sobie zauważyć, że problem ten nie jest nowy - bywało bowiem w historii i bywa do dzisiaj, że ON prawosławny a ONA katoliczka (vide - Kresy), lub ON ateista, a ONA protestantka . . .  I jakoś było. Niektóre taki małżeństwa - zwłaszcza wśród prostego ludu funkcjonowały jakoś, czasami lepiej niż dwoje gorliwych jednej wiary. .  I co z tym zrobić?

No właśnie, bywało bardzo różnie. Przykłady z życia:
Gdy żyd z małego miasteczka zakochał się po uszy w katoliczce i dla niej się chrzcił to policja ( w XX-leciu) dzień i noc musiała czuwać bo żydzi nałożyli fatwę ...i w końcu policja poddała się. Żyda przekonano do przeprowadzki z rodziną do dużego miasta.
W XIX w były małżeństwa prawosławno-katolickie. Jak to formalnie było tego nie wiem (chętnie się dowiem). Wówczas córki chodziły z matką katoliczką do kościoła, synowie z ojcem do cerkwi.
Z małżeństwami posoborowo - katolickimi jest gorzej. Wystarczy rozejrzeć się, ilu jest żonatych facetów na mszach - samotnie. Na dodatek dręczy ich pytanie, czy mogę spełnić obowiązek niedzielny na novusie. No ale na to pytanie nikt nie chce tym zakłopotanym dać odpowiedzi (zadawałem to pytanie księżom IBP - bez odpowiedzi)
Ale są także w Bractwie ludzie, którzy chodzą na Tridentinę a za tydzień na novusa. Ja nazywam to synkretyzmem - oni "płodozmianem" -cytat.
Zapisane
"I w mordobiciu musi być umiarkowanie"*
 * Dzielny wojak Szwejk.
Talerpimmut
uczestnik
***
Wiadomości: 132

« Odpowiedz #8 dnia: Września 29, 2020, 18:06:33 pm »

Możemy korzystać z sytuacji, gdy żona lub mąż nie są osobami religijnymi......
tak sobie myślę, że gdybym miał już nigdy w życiu nie pójść na Mszę Trydencką, a na NOM tylko, ale miałoby to sprawić że moja żona stanie się osobą religijną, potem wierzącą, a w konsekwencji dostąpi zbawienia - to w życiu bym na Mszę Trydencką nie poszedł.

W zeszłym tygodniu dowiedziałem się, że w mojej parafii jest MT codziennie. :) żona - mimo że słowa po łacinie nie zna - zapowiedziała, że nie będziemy ograniczać się do półśrodków (NOM po łacinie)...

A dlaczego Msza Trydencka miałaby tegoż samego nie sprawić? A jeżeli dzięki NOM stanie się bardziej religijna i wierząca, to dlaczego nie pójść z nią potem na Mszę trydencką?  ;)


Cytuj
Trójka już w wieku "do żeniaczki" i faktycznie się rozglądają a nawet zaręczają i wszystko w środowisku tradycji.
To nie łatwe dzisiaj to prawda, za 10 lat będzie łatwiej bo tradycja w Polsce jest młoda i dopiero za kilka dobrych lat pojawi się "na rynku" ta zgraja tysięcy małych tradycjonalistów.
Tylko, że to będzie chów wsobny ;), to nie jest dobre rozwiązanie. Poza tym w takich zamkniętych środowiskach b. często kobiety są na proszkach. Tak jak w Opus Dei.

Większość z nas ma ten chów wsobny w genach. ;) Cóż innego działo się kiedyś na wsiach? Pokolenia mijały, a mąż i żona z sąsiedztwa. A to państwo młodzi mają wspólnego przodka zmarłego 90 lat przed ich narodzinami. Może uda mi się chociaż wnuka tradi-wyswatać, nim ten doświadczy szóstej fali pentekostalizacji.

To, o czym p. Fideliss napisał, to zresztą ciekawe: i zawsze mnie to intrygowało. Niby w starych, dobrych czasach Kościół tak surowo zniechęcał do mieszanych małżeństw, niby tyle żądano od strony niekatolickiej, niby tyle wydawano kaznodziejskiej literatury zniechęcającej do poślubiania ateuszy, żydów, protestantów, schizmatyków... i co? I nic, w biografiach wielkiej liczby ludzi, sławnych i nieznanych, przeczytać można, że np. "pobożna matka, ojciec mason i liberał", "ojciec nominalny katolik, matka poganka z Syberii, ślub prawosławny", "ojciec luteranin, matka katoliczka" etc.

Myślę, że to jednak dotyczyło głównie ludzi, których biografie ktoś napisał, czyli mimo wszystko z wyższych warstw społecznych. Wierchuszce  zawsze było więcej wolno.  Wątpię, aby wśród chłopów było wiele małżeństw mieszanych z innowiercami.

Choć zdarzały się takie przypadki np. w środowisku XIX-wiecznych miejskich rzemieślników mieszkających niedaleko pruskiej granicy. Na przykład - on katolik, ona luteranka, ślub w parafii ewangelickiej, dzieci chrzczone u katolików, żona ma akt zgonu u katolików. Albo - on katolik, ona luteranka, synowie chrzczeni u katolików, a córki u luteran.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Są problemy w parach katolik-luteranka, prawosławny-katoliczka, katolik-niewierząca i innych im podobnych. Jak więc opisać sytuację, gdy np. on chce z nią chodzić na Mszę trydencką, a ona z nim na stadionowe uzdrowienia i nabożeństwa ekumeniczne?
« Ostatnia zmiana: Września 29, 2020, 18:36:09 pm wysłana przez Talerpimmut » Zapisane
Ulikkaluttuinnarpoq. Ullut 4o-t unnuallu 40-t siallersorujussuujuarpoq. Kiisa qaqqat portunerit allaat ulugussaapput. Inuit uumasullu umiarsuarmiinngitsut tamarmik ajunaarput, soorlu Guuti oqarsimasoq. umiarsuarmiittulli annapput.
rysio
aktywista
*****
Wiadomości: 4774

« Odpowiedz #9 dnia: Września 29, 2020, 19:54:34 pm »

Cytuj
tak sobie myślę, że gdybym miał już nigdy w życiu nie pójść na Mszę Trydencką, a na NOM tylko, ale miałoby to sprawić że moja żona stanie się osobą religijną, potem wierzącą, a w konsekwencji dostąpi zbawienia - to w życiu bym na Mszę Trydencką nie poszedł.

No tak, ale gdyby mogło to być możliwe co pan pisze (stać się osobą religijną i dostąpić zbawienia) to by księża IBP o tym powiedzieli wiernym w pełnej łączności. Tymczasem milczą jak grób i sami nie praktykują.

Ponadto chodzenie na nabożeństwo luterańskie też może spowodować, że żona stanie się bardziej religijna. No a zbawienie też może nastąpić, bo zależy wyłącznie od Boga.
Zapisane
"I w mordobiciu musi być umiarkowanie"*
 * Dzielny wojak Szwejk.
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3611


« Odpowiedz #10 dnia: Września 29, 2020, 20:24:48 pm »

Ale są także w Bractwie ludzie, którzy chodzą na Tridentinę a za tydzień na novusa. Ja nazywam to synkretyzmem - oni "płodozmianem" -cytat.

Trudno wytrzymać coś takiego na dłuższą metę i zachować zdrowe zmysły.
Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
rysio
aktywista
*****
Wiadomości: 4774

« Odpowiedz #11 dnia: Września 29, 2020, 22:08:56 pm »

Ale są także w Bractwie ludzie, którzy chodzą na Tridentinę a za tydzień na novusa. Ja nazywam to synkretyzmem - oni "płodozmianem" -cytat.

Trudno wytrzymać coś takiego na dłuższą metę i zachować zdrowe zmysły.

Mam nadzieję, że poglądu tego nie wyraża pan na podstawie własnego doświadczenia  ;)

Zagubieni wierni tradycyjni w KK, pozostawieni sobie*, niestety mają niejakiego bzika. Gdy dochodzi do tego nie tylko konflikt z małżonkiem, ale z całą rodziną ... no to przypuszczam, że nie chciałbym być w ich skórze.

* księża indultowi "Bi" namawiają na "płodozmian". Ks IBP ...nie wiem co mówią...bo nie mówią zapewne z obawy, że taki Nycz zabierze im zabawki. Księża z Bractwa stanowczo odrzucają synkretyzm. Tak czy owak, wierny o słabszej konstrukcji psychicznej otoczony rodziną, która nie rozumie dlaczego nie chce on pójść na Boszaborę lub Pachamamę, ma delikatnie mówiąc - przerąbane.
« Ostatnia zmiana: Września 29, 2020, 22:10:32 pm wysłana przez rysio » Zapisane
"I w mordobiciu musi być umiarkowanie"*
 * Dzielny wojak Szwejk.
Talerpimmut
uczestnik
***
Wiadomości: 132

« Odpowiedz #12 dnia: Września 29, 2020, 23:48:16 pm »

Tak czy owak, wierny o słabszej konstrukcji psychicznej otoczony rodziną, która nie rozumie dlaczego nie chce on pójść na Boszaborę lub Pachamamę, ma delikatnie mówiąc - przerąbane.

W końcu 38-60 złotych piechotą nie chodzi, w końcu Godzinki do odśpiewania, zawsze jest powód. ;)
Zapisane
Ulikkaluttuinnarpoq. Ullut 4o-t unnuallu 40-t siallersorujussuujuarpoq. Kiisa qaqqat portunerit allaat ulugussaapput. Inuit uumasullu umiarsuarmiinngitsut tamarmik ajunaarput, soorlu Guuti oqarsimasoq. umiarsuarmiittulli annapput.
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3611


« Odpowiedz #13 dnia: Września 30, 2020, 03:06:24 am »

Mam nadzieję, że poglądu tego nie wyraża pan na podstawie własnego doświadczenia  ;)

Na podstawie własnego doświadczenia...

Dawno, dawno temu, kiedy "odkryłem", że mam w pobliżu tradycyjną parafię, zaczęliśmy z żoną tam chodzić, ale najpierw tylko co drugą niedzielę. Taki był pomysł - szkoda nam było porzucić parafię polską, do której wtedy należeliśmy. Musi Pan wiedzieć, że na obczyźnie przynależność do polskiej parafii spełnia, prócz aspektu religijnego, także inne funkcje - to taki kawałek Polski. Nie było nam więc łatwo powiedzieć "żegnajcie" wszystkim ludziom, z którymi byliśmy zaprzyjaźnieni.  Dla nas porzucenie polskiej parafii było też porzuceniem polskich kazań, polskich pieśni, polskich obrzędów. Oznaczało to też odebranie naszym dzieciom regularnego doświadczania znaczącego kawałka polskiej kultury. Strasznie nam było szkoda.

No więc myśleliśmy, że będziemy chodzić raz tu, raz tam. Ale po dwóch miesiącach okazało się, że tak się nie da. Tzn. może się i da, ale ryzyko schizofrenii jest wielkie  :)
Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3611


« Odpowiedz #14 dnia: Września 30, 2020, 15:06:35 pm »

Jest Pan bardzo krytyczny... Ale w dużej mierze słusznie. Ja tych ułomności parafii "etnicznych" nie widziałem wówczas tak wyraźnie, dopiero zobaczyłem to kiedy zacząłem chodzić na tradycyjną mszę. To mnie poniekąd zmusiło do jasnego określenia pewnych poglądów, i zobaczyłem wówczas całą mizerię polonijnego środowiska.

Ale mimo tego daleki jestem od potępienia w czambuł. Wśród Polonii są, przynajmniej tu u mnie, ludzie bardzo wartościowi, i nie wszystko jest głupotą i megalomanią. Więcej, byłoby na czym budować, gdyby była chęć. W mojej parafii jest w tej chwili już całkiem sporo "uciekinierów" z polonijnych kościołów, wielu z nich ma nawet za sobą jakieś bunty, pisanie listów, próby zahamowania negatywnych zmian itd. Po latach frustracji i bezowocnych wysiłków w końcu poddali się i przyszli do nas - i nagle voila, spokój ducha, jak Pan napisał.
Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
Strony: [1] 2 3 Drukuj 
Forum Krzyż  |  Traditio  |  Summorum Pontificum  |  Wątek: Tradycjonaliści, a ich rodzina i bliscy. « poprzedni następny »
 

Działa na MySQL Działa na PHP SMF 2.0.19 | SMF © 2014, Simple Machines Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!