[Fragment z artykułu pt. „Opustoszały Kościół”]
Koronawirus nie wprowadził niczego nowego*, ale mógł przyśpieszyć pewne procesy, tzn. zmierzanie w kierunku „opustoszałego Kościoła”, i możemy tutaj odkryć pewne prawidłowości.
Praca kapłanów — uzdrawianie dusz — nie została uznana za „niezbędną” podczas lockdownu, a nasi biskupi przyjmowali to wszystko z wielką chęcią i pełnym posłuszeństwem. Nie był to też czas na urządzanie modlitw i nabożeństw błagalnych, jak to miało miejsce w przeszłości. Wyższe dobro, zdrowie ludności, usprawiedliwiało wszelkie ofiary, nie wyłączając kultu Bożego. Księża musieli odtąd odprawiać swoje Msze św. prywatnie, a wiernym nie sprawiało to kłopotu, ponieważ mogli śledzić Eucharystię w swoich domach, przez telewizję, internet albo przez radio.
Sytuacja była wyjątkowa i na pierwszym miejscu postawiono zdrowie wszystkich. Ważne było, aby kierować się zaleceniami Ministerstwa Zdrowia — orwellowskiego „Ministerstwa Prawdy” — które stało się wielkim administratorem apostolskim: kiedy można otworzyć kościoły, ilu ludzi może w nich przebywać, w jakich godzinach i z jakim rytuałem: maski, bezpieczne odległości, oznaczenia, odstępy w ławkach…
Biskupi uzupełnili ten schemat o kolejne wymagania sanitarne: odpowiednia cyrkulacja podczas podchodzenia do Komunii św., wyciągnięcie ramion na bezpieczną odległość z księdzem, przesłony w konfesjonałach (w tych nielicznych, które jeszcze są używane) i zastąpienie znaku pokoju (podania ręki) przez nieznaczny skłon głowy albo mrugnięcie do pani obok.
W Hiszpanii zabrało głos niezwykle mało biskupów, którzy sobie wtedy zdawali sprawę z tego, co to wszystko oznacza, a przesłanie, jakie kierowano do wiernych, kładło nacisk na postawienie zdrowia na pierwszym miejscu i poddanie się rozkazom orwellowskiego rządu.
Pierwsza sprawa to to, że oczywiście zdrowie jest najważniejsze, a więc wszystko inne musi mu dać pierwszeństwo, nie wyłączając kultu Bożego i praw Bożych. Przesłanie takie jest bez wątpienia czymś nowym w dziejach Kościoła, i gdyby znano je wcześniej, ocaliłoby niejednego męczennika w Koloseum i niejedną Matkę Teresę, opiekującą się umierającymi na choroby zakaźne.
Druga sprawa to to, że rząd posiada uprawnienia do otwierania i zamykania kościołów oraz ustalania w nich porządku wewnętrznego. A jeśli rząd może postanowić, że na Boże Ciało nie wolno urządzać procesji na terytorium kościelnym, to przypuszczam, że tym bardziej będzie się czuł w prawie, aby jutro zadecydować o usunięciu krzyża ze szkół albo zakazać wielkotygodniowych uroczystości na ulicach.
Trzecia sprawa to to, że w obliczu wyższego dobra, jakim jest zdrowie, internetowe czy telewizyjne transmisje łatwo mogą zastąpić obecność i bezpośrednie uczestnictwo w sakramentach. I nie ulega wątpliwości, że będzie to o wiele wygodniejsze: wybieram sobie odpowiednią godzinę, wysłuchuję mszy na kanapie, a nawet przełączam się z jednego kanału na drugi, jeśli ksiądz głosi nudną homilię. Nie mówmy już o tym, jakie korzyści przyniosłoby to, jeśli chodzi o spowiedź!
* wcześniej mowa jest o coraz mniejszej liczbie osób chodzących na Mszę (zwłaszcza wśród młodzieży) i powołań kapłańskich i zakonnych
http://caminante-wanderer.blogspot.com/2021/02/la-iglesia-vaciada.html