Czy to, że wnuczka pod jednym dachem mieszkała z babcią przez 10 lat, jest wystarczającym powodem, by mogła nadal tam mieszkać? Według rzeszowskich urzędników nie i szykują eksmisję młodej kobiety, choć ta regularnie płaci rachunki. 29-letnia Renata Barłog planowała, że na środowej rozprawie w Sądzie Rejonowym w Rzeszowie odczyta pismo. Całą noc nie spała. Była przejęta, bo ważył się jej los i los jej 3-letniego synka Bartka. Ale sędzia Piotr Osowy nie pozwolił jej odczytać pisma. A chciała powiedzieć: "Wysoki Sądzie, nie obrażam się na polskie państwo, że ma takie prawo. Słuchałam wypowiedzi premiera Donalda Tuska dotyczącej powrotu młodych ludzi z zagranicy, że państwo będzie robić wszystko, aby umożliwić młodym powrót do kraju. Mam wrażenie, że moja sprawa świadczy o tym, że państwo nie chce pomagać takim obywatelom jak ja". Chciała też poprosić sąd o "życiowe podejście do sprawy" i zadać pytanie: "Co się z nami stanie?"."Nie ma pani tytułu prawnego do mieszkania" Dramat Renaty Barłog zaczął się w styczniu 2010 r. Wtedy niespodziewanie umarła jej babcia. Pani Renata była wtedy w Anglii. Od wielu lat wyjeżdżała dwa-trzy razy w roku za granicę na kilka miesięcy, by zarobić trochę grosza. Tym razem jednak powód pobytu był nieco inny: właśnie urodziła syna. Przed rozwiązaniem nie mogła przylecieć do kraju, bo ciąża była zagrożona. Lekarze poradzili pobyt w Anglii. Wcześniej przez 10 lat pani Renata mieszkała z babcią pod jednym dachem w bloku przy ul. Spiechowicza w Rzeszowie. To kawalerka, niewiele ponad 30 m kw. Po śmierci babci, która była głównym najemcą, urzędnicy żądali eksmisji 29-latki. Mieszkanie jest w zarządzie Miejskiego Zarządu Budynków Mieszkalnych w Rzeszowie. Urzędnicy z MZBM uznali, że Renata Barłog nie ma tytułu prawnego do mieszkania i musi się z niego wyprowadzić. Choć jest w nim zameldowana, to nie może wyrobić dla dziecka numeru PESEL, bo oficjalnie jest bezdomna. A to oznacza, że za każdą wizytę dziecka u lekarza musi płacić.Urzędnicy: Ma pani pecha Urzędników nie przekonuje to, że kobieta regularnie płaci rachunki za mieszkanie, które - tu paradoks - są nadal wystawiane na... zmarłą blisko trzy lata temu babcię. MZBM twardo stoi przy swoim - pani Renata nie ma prawa do kawalerki. Koniec i kropka. Powołuje się przy tym na przepisy Kodeksu cywilnego, które mówią, że o tytuł prawny danego mieszkania mógłby się starać np. mąż zmarłej, jej dzieci, osoba przysposobiona (adoptowane dziecko) albo taka, wobec której właściciel mieszkania miał obowiązek alimentacyjny. Na liście osób uprawnionych nie ma wnuków. - Kiedyś wnuczek był, ale ustawodawca wykreślił go z przepisów. Bo był nadużywany - przekonywała mnie w środę w sądzie Lucyna Więcek, która w potyczkach sądowych broni interesów MZBM. - Czyli prawo nie jest po mojej stronie? - pytała zrozpaczona pani Renata. - Ma pani pecha - odpowiadała Lucyna Więcek."Przepisy są nieżyciowe" Co ważne, by dostać prawo do mieszkania, w lokalu trzeba mieszkać do chwili śmierci najemcy. A ponieważ pani Renata w czasie śmierci babci była w Anglii, to o mieszkaniu może zapomnieć. Nic nie dało, że adwokat kobiety pisał do sądu, że z babcią łączyła ją "trwała więź psychiczna, uczuciowa i duchowa", a mieszkanie dla Renaty Barłog jest "centrum spraw życiowych". Argumentację MZBM dwukrotnie podzieliły sądy Rejonowy i Okręgowy w Rzeszowie. W środę Renacie Barłog wydawało się, że sąd rejonowy się nad nią zlituje. Tak się jednak nie stało, a jedyne, co sąd może teraz zrobić, to ustalić, czy kobiecie przysługuje prawo do lokalu socjalnego po eksmisji. Urzędnicy kwestionują prawo i do takiego lokalu dla pani Renaty. - Żeby je dostać, trzeba mieć tytuł prawny do mieszkania - protestowała w sądzie Lucyna Więcek z MZBM. - Przepisy są nieżyciowe - mówiła po wyjściu z sali ze łzami w oczach Renata Barłog.
Okazuje się, że naciera nie tylko na nas:
Akurat na tym polu życzę im powodzenie...
No wie Pan co? Jednak muzułmanin przestrzegający prawa naturalnego ma o niebo większe szanse uniknąć ognia wiecznego. Jak tak można mówić?
Radiowy showman: za 20 lat pedofilia będzie „normą”, jak „homomałżeństwa". Amerykański konserwatywny showman radiowy Rush Limbaugh, porównał ruch na rzecz uznania społecznego dla pedofilii do ruchu na rzecz poparcia "małżeństw" homoseksualnych. Przyznał, że radykalna lewica ma dużą szansę, by – krok po kroku – taki projekt przepchnąć. Oburzenie homoaktywistów nie ma końca.Limbaugh w swej niezwykle popularnej audycji omawiał artykuł brytyjskiego „Guardiana”, w którym twierdzono, że rosnąca liczba naukowców opowiada się za uznaniem pedofilii za „orientację seksualną”. Radiowiec zauważył, że choć ta informacja wydaje się słuchaczom szokująca, to zapewne podobnie szokujące było dla nich, gdy pierwszy raz usłyszeli propozycję wprowadzenia do systemu prawnego „małżeństw osób tej samej płci”. Teraz zaś pomysł ten wydaje się oczywisty.Już w 2011 roku grupa pedofilskich aktywistów i psychologów, określająca się mianem B4U-ACT spotkała się w Baltimore i przedstawiła plan budowania poparcia społecznego dla pedofilii, który opierał się na strategii przyjętej przez środowiska pederastów, w celu dekryminalizacji aktów homoseksualnych, zbudowania koncepcji praw homoseksualistów, i wreszcie zgody na homomałżeństwa – przypomina portal fronda.pl.Pedofilia zyskuje coraz to nowych sojuszników - najnowszy przewodnik dla żołnierzy USA służących w Afganistanie ostrzega ich przed krytykowaniem pedofilii, Talibów i stawaniem w obronie kobiet. Przewodnik „Don’t Discuss Religion: InsiderThreats – Afganistan: Observations, Insights, and Lessons” proponuje listę tematów tabu, których nie powinni poruszać członkowie sił koalicji. Zakazuje się, prócz: „obraźliwych komentarzy na temat Talibów”, „propagowania praw kobiet”, „krytykowania Afgańczyków”, „mówienia na temat homoseksualizmu” i „mówienia na temat wszystkiego co ma związek z islamem” znalazł się również zakaz „wszelkiej krytyki pedofilii”.Źródło: fronda.pl/ WSJkra
Na początku lat 70-tych we Francji ruch na rzecz przywilejów dla pederastów występował razem z pedofilami. Potem z powodów taktycznych "rozstali się" (zbyt szokujące dla ludzi). Obecnie wracają - co się dziwić jak się dopuszcza jedno zboczenie to logiczne jest w imię egalitaryzmu tak samo traktować wszystkie inne (pedofilia, zoofilia...).
Duchowni katoliccy w Wielkiej Brytanii protestują przeciw małżeństwom gejów. Aż 1054 katolickich duchownych, w tym 13 biskupów i opatów, wyraziło obawy w liście do gazety "Daily Telegraph", iż skutkiem planowanego zalegalizowania małżeństw homoseksualnych w Wielkiej Brytanii będą prześladowania chrześcijan znane z minionych wieków. Duchowni obawiają się, że wolność praktyk religijnych i swoboda głoszenia Ewangelii zostaną poważnie ograniczone, a zapewnienia rządu brytyjskiego, że nic takiego się nie stanie uznają za nieprzekonujące. Gabinet premiera Davida Camerona zamierza w najbliższych tygodniach wnieść do parlamentu projekt ustawy legalizującej małżeństwa homoseksualne. W opinii sygnatariuszy listu zrównanie w prawach małżeństw homoseksualnych i heteroseksualnych to zmiana definicji małżeństwa i wydarzenie tej samej rangi, co zabiegi Henryka VIII usiłującego nakłonić Stolicę Apostolską do zgody na jego rozwód z Katarzyną Aragońską; zapoczątkowało to na Wyspach Brytyjskich trzy stulecia krwawej konfrontacji Kościoła z władzą państwową. Zalegalizowanie małżeństw gejowskich, w połączeniu z prawem o zakazie dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i ustawami o równości, zamknie usta katolikom i w ogóle chrześcijanom pracującym w szkołach, organizacjach charytatywnych i instytucjach publicznych jak np. w szpitalach, sądach, czy urzędach. Nie będą oni mogli publicznie mówić w co wierzą i o tym, że małżeństwo mężczyzny i kobiety jest sakramentem. Zagrożona może zostać nawet wolność głoszenia Słowa Bożego z ambony, a chrześcijanie stojący na gruncie tradycyjnej definicji małżeństwa mogą mieć zamkniętą drogę do niektórych zawodów i awansów - argumentują autorzy listu. Pod listem podpisała się łącznie jedna czwarta duchowieństwa katolickiego w Anglii i Walii. Dyskryminację katolików zapoczątkowaną przez Henryka VIII (1509-1547) zniesiono w Wielkiej Brytanii dopiero w 1829 roku, gdy katolikom przyznano bierne i czynne prawo wyborcze oraz dopuszczono ich do urzędów publicznych. Nadal obowiązuje prawo zakazujące monarsze lub dziedzicom tronu zawierania ślubu z katolikiem lub katoliczką pod groźbą utraty korony, choć ma być to niebawem zmienione. Liczbę katolików w Wielkiej Brytanii szacuje się na 5,6 mln (na ok. 60,5 mln ogółu ludności), z czego 4,2 mln w Anglii i Walii. W całym kraju jest ok. 3 tys. katolickich parafii. (ah)