Przecież jako pracownik też jestem biznesmenem, prawda? Sprzedaję usługę pracodawcy, czyli robię z nim interes. Więc pracodawca-szef nieprzewidywalny, a tak to jest w korporacjach, jest dla mnie z założenia złym biznesem, właśnie dlatego, że nie jestem w stanie zrobić jakiegokolwiek biznesplanu. Jestem pionkiem w machinie, a nie partnerem w biznesie. Dokładnie tak, jak za komuny.
Zgadzam się z Panem że ktoś kto kopie rowy czy stoi za kasą nie będzie zarabiał tyle co lekarz czy policjant z AT np. Chodzi mi tylko o to żeby zarabiał tyle żeby go stać było nie na jakieś super dostatnie życie ale na godne życie. Sam Pan wie że najniższa krajowa na to nie pozwala. Ja za mieszkanie plus inne opłaty płacę tą sumę.Polska to nie trzeci świat a niektórzy pracodawcy tak traktują szczególnie prostych pracobiorców.
No i główny problem: wcale się nie zdziwię, jak za kilkadziesiąt lat nie będą istniały legalnie małe niezależne przedsiębiorstwa. Jak wszystko, każdy interes, każda firma, każde przedsiębiorstwo będzie podlegało jakiejś korporacji w taki sposób, że będzie od niej całkowicie zależne, że będzie jedynie jej odnogą, której pozwoli działać na ściśle napiętej smyczy, likwidując je kiedy jej żywnie przyjdzie ochota.
Powiem tak: te zalety, które Pan wymienił, to efekt socjalistycznych przepisów, które wielkie korporacje dźwigają na karku, i te przepisy muszą być tam o wiele skrupulatniej przestrzegane, niż w małym kilku-kilkunastoosobowym przedsiębiorstwie. Dlatego w korporacji nie pracuje się na czarno, dlatego ma się urlop, dlatego nie wylatuje się z dnia na dzień, ale z miesięcznym uprzedzeniem, dlatego korzysta się z jakichś tam przywilejów socjalnych etc. Ale to nie jest tak, że gigantyczne firmy są takie "przyjazne" z samej swojej natury.
Anonimowość, rozległe struktury, ogrom zatrudnionych, wpływają raczej na kompletną obojętność wobec sytuacji drugiego człowieka. Trudno, żeby było inaczej - nie istnieje tam międzyludzka relacja, relacje są całkowicie zinstytucjonalizowane. Nie zatrudnia ani nie zwalnia mnie właściciel, ale jego pracownik, czyli n-ty pośredni, czyli - odpowiednik państwowego URZĘDNIKA.
No i główny problem: wcale się nie zdziwię, jak za kilkadziesiąt lat nie będą istniały legalnie małe niezależne przedsiębiorstwa. Jak wszystko, każdy interes, każda firma, każde przedsiębiorstwo będzie podlegało jakiejś korporacji w taki sposób, że będzie od niej całkowicie zależne, że będzie jedynie jej odnogą, której pozwoli działać na ściśle napiętej smyczy, likwidując je kiedy jej żywnie przyjdzie ochota. I tego się boję. A wtedy skończą się socjalne karby i cały kit o "przyjazności". Nie wierzę w socjal ani przyjaźń w tego typu strukturach - jest tylko mniej czy bardziej opłacalne poddawanie się wymogom okoliczności (prawo pracy, nastroje społeczne etc.). Takim wymogom poddają się dziś korporacje. Przy monopolu powrócą prawa dżungli.W małych niezależnych firmach - prawo dżungli wciąż funkcjonuje, ale da się 1) "oswoić" klienta i sprawić, by opłacało mu się być moim klientem, 2) znaleźć inne małe przedsiębiortswo i innego klienta.Co zobić - nienawidzę monopolu. A w tym kierunku zmierzają korporacje.
A najbardziej mi żal, że to, o czym Pan pisze tutaj panu Majorowi, o wartości pracy w zależności od popytu, nie sprawdza się już w rzeczywistości z dwóch powodów.Po pierwsze dlatego, że kapitalizm nie ogranicza się do odpowiadania na popyt, ale sam go tworzy i sam potrafi narzucić społeczeństwu wyobrażenie o tym, czego to społeczeństwo niby oczekuje i potrzebuje. Tym samym sam decyduje o wartości pracy.Po drugie - ponieważ kieruje się zwykle chęcią zysku, a nie respektowaniem praw naturalnych, tworzy popyt na to, na co najłatwiej go stworzyć i na czym najpewniej zarobi: na usługi i towary zaspokajające najniższe instynkty. Nie stworzy popytu na to, co dla natury człowieka dobre i korzystne, na co człowiek może odpowiedzieć zgodnie ze swoimi naturalnymi predyspozycjami. Nie doprowadzi nas do źródeł, czyli słów Boga "a przecież pokarmem twym są płody roli", imho stworzy nam popyt na taki pokarm i na takich "rolników", że jeszcze uszami nam wyjdzie.
Dodam tylko, że nie rynek ma wyznaczać jakie zawody są opłacalne, jakie nie. Tak się dzieje, ale nie jest to normalne. Człowiek ma inne potrzeby i społeczeństwo (ekonomia, polityka) MUSI je uwzględniać. Produkcja nie ma mieć na celu wyłącznie zysku. Ale dobro tego, do którego jest produkt skierowany. Toż w średniowieczu ekonomia, polityka - to były aspekty etyki! Takie są podstawy cywilizacji łacińskiej, ale dziś w Europie ścierają się różne prądy cywilizacyjne. W ogóle, te czasu już minęły i chyba zapomnieliśmy jak być powinno...