Mówiła też, że dzieciaki latały do przydrożnych kapliczek, by śpiewać Litanię loretańską i różne pieśni Maryjne, no i na Różaniec. Że to była też w pwenym sensie "atrakcja towarzyska": spotkać się pod kapliczka całą grupą, przynieść polnych kwiatów do przystrojenia itd.
U mnie w parafii do dziś ludzie (generalnie babcie) się spotykają i modlą się (w maju - majówki, w październiku - różaniec). Jeszcze jak byłem mniejszy, to nawet miałem zaszczyt prowadzić taką modlitwę (mówiłem kwestie kapłana, zaczynałem śpiewać pieśni itp.)