Drogi Panie sm, dlaczego ostatnimi czasy obraża Pan na tym forum dużą część swoich interlokutorów?Proszę o więcej miłości dla bliźniego swego, nawet niedoskonałego. I mniej pychy.Dziękuję.
Osąd poszedł "w świat". Przeczytało go mnóstwo ludzi: duchownych i świeckich, biskupów i liderów wspólnot. Jaki wchłonęli przekaz? Jakie podejmą na ich podstawie decyzje? Można się spodziewać jakie. Zresztą. Wiele decyzji podjęto już jakiś czas temu pod wpływem podobnych "opinii" Księdza Kobylińskiego. Niektóre diecezje już są zabarykadowane przed "tymi" z zagranicy, niczym Węgry przed uchodźcami.
U nas kultura ludowa w zderzeniu z kulturą konsumpcyjną zachodu przegrała - "to obciach śpiewać" wiec coraz mniej ludzi spiewa. I niezaleznie od wiary czy braku wiary. Kultura mieszczanska ma silniejsza podstawę intelektualną i dlatego potrafi przetrwac. Mieszczanie maja poczucie wlasnej wartosci. Prosty mieszkaniec dawnej wsi, wyrwany ze swojego srodowiska jest slaby i plynie z glownym nurtem .
Pamiętajcie, że są w Polsce środowiska kantorskie i kantorskofilne, które też najchętniej wyrzuciłyby organy z Tradycyjnej Mszy Rzymskiej. To moi najwięksi wrogowie, gorsi nawet od zwolenników NOMu z gitarkami!!
reformacji, ktora podkreslala znaczenie wspolnego spiewania piesni w czasie nabozenstwa. Zapewne reformacja wplynela na rozwoj kultury mieszczanskiej wlasnie w Niemczech, jej sile, dume i podejscie do spiewu nawet w katolickich swiatyniach.
Tam, gdzie byly silne niemieckie (i ewangelickie) wplywy, tam ludzie spiewali i dalej spiewaja rowniez w katolickich kosciolach (choc pamietajmy, ze wspolny spiew piesni w czasie liturgii nie jest przeciez katolickim zwyczajem). Moze to jest rowniez owa protestantyzacja Kosciola.
Ciekawe sa jeszcze inne spostrzezenia: w Polsce byly piesni ludowe do spiewania podczas mszy swietych (co bylo rowniez niemiecka praktyka w dodatku nie do konca zgodna z zasadami liturgicznymi), ale w Polsce mialo to charakter zawodzenia i ciagniecia, nawet jezeli spiewal caly Kosciol a organista (z zasady slabo wyksztalcony) byl dodatkiem. Wyjatkiej do dzisiaj jest Gorny Slask z oczywistych powodow.Po drugie - do dzisiaj o wiele chetniej ludzie spiewaja w kosciolach na wsi niz w miescie - w miescie faktycznie jest to uwazane za obciach, choc nie mozna sie temu dziwic z powodu jakosci spiewu i warstwy muzycznej i tekstowej samych piesni. W Polsce "mieszczanskosc" nie byla zwiazana ze wspolnym spiewem albo - co jest jeszcze gorsze - swiadczy to o kulturowej prostocie naszego narodu .Po trzecie: ewangelicy w Polsce wciaz maja o wiele wyzsza kulture muzyczna jak i kulture wspolnego spiewu, ktory nie jest traktowany jako obciach. Pewnie jest to wplyw i samego luteranizmu (co jest oczywiste), i "niemieckosci", i silniejszej kultury mieszczanskiej.Ciekawym przypadkiem jest Czeska Republika (nawet w ludowym morawskim wydaniu), gdzie luteranizm nie mial wiekszego znaczenia, ale gdzie sie w katolickich kosciolach spiewa do dzis ze spiewnikow - choc nie tak chetnie jak w Niemczech. Czesi byli mieszczanskim narodem i silne byly rowniez wplywy niemieckie. Na Slowacji tez sie spiewa ze spiewnikow, ale piesni sa juz bardziej ludowe i slodkie a ludzie mniej chetnie spiewniki otwieraja.Zabrzmi to troche jak herezja (szczegolnie na tym forum), ale osobiscie mam slabosc do spiewu Niemcow w kosciolach i im tego zazdroszcze (mimo iz nie jest to tradycyjnie katolickie). Odwiedzajac rozne kraje najchetniej na NOM chodze paradoksalnie w Niemczech (co sie laczy z obrzydzeniem dotyczacym przebudowanej przestrzeni sakralnej i z obawa, jak w ogole liturgia bedzie wygladac) i bardzo niekatolicko lubie ze spiewnikiem w rece spiewac rozliczne piesni. Chyba sie we mnie odzywa mniej polska i mniej katolicka natura, choc nie mam pojecia, skad sie mogla wziac .