Forum Krzyż
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Marca 28, 2024, 20:37:25 pm

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane
www.UnaCum.pl

Centrum Informacyjne Ruchu Summorum Pontificum
231859 wiadomości w 6626 wątkach, wysłana przez 1668 użytkowników
Najnowszy użytkownik: magda11m
Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja
Forum Krzyż  |  Traditio  |  Katolicki punkt widzenia  |  Wątek: Wolfgang Smith - książki [nauka i wiara]
« poprzedni następny »
Strony: 1 2 [3] 4 Drukuj
Autor Wątek: Wolfgang Smith - książki [nauka i wiara]  (Przeczytany 11424 razy)
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #30 dnia: Grudnia 19, 2018, 16:49:11 pm »

Cytuj
1. Ten solidny grunt bez problemu funkcjonował w zestawieniu z fałszywą fizyką; zatem jaka jest jego rola w odniesieniu do nauki, by o tę rolę kruszyć kopię?

W uproszczeniu chyba taka, że mielibyśmy w pewnym sensie 'jedność". A nie sztuczny podział w rodzaju: "jako fizyk jestem naturalistą, a po 16:00 jadę na mszę trydencką jako tradycjonalista". I zarazem być może coś więcej niż ogólnikowe zapewnienia w rodzaju "tak więc pracuję jak naturalista-materialista, ale tego, żeby nie było, jako katolik wzdycham nad wielkością Dzieła Stworzenia". A może nawet taki fundament pozwoliłby jakoś przebudować fizykę i inne nauki w sposób wartościowy - chociaż nie wiem jaki, bo ani nie jestem wybitnym metafizykiem, ani tym bardziej fizykiem. M.in. dlatego chcę się też przyjrzeć książkom Nasra, bo Smith, jak wspomniałem, trochę rozczarowuje. O ile bowiem sam przed chwilą napisałem o "przebudowaniu w sposób wartościowy", o tyle nie miałem oczywiście na myśli hard-młodoziemskiego kreacjonizmu, nieruchomej Ziemi, płaskiej Ziemi czy negowania rozmiarów Wszechświata.

Poza tym nauka tak czy inaczej potrzebuje metodologii, a ta bazuje na podstawach filozoficznych. Od tego nie uciekniemy. Jakieś trzeba wybrać. To chyba lepiej lepsze niż gorsze ;-) Poza tym poza ściśle pojętą metodologią jest jednak i coś takiego jak 'atmosfera', 'klimat' panujący w środowisku akademickim, interpretacja wyników badań (np. to, w jaki sposób odnosić suche dane do kwestii takich jak miejsce Ziemi we Wszechświecie czy rola człowieka w przyrodzie).

Zacytujmy może Nasra:

When modern science began, some of its greatest figures still looked upon their science as a way of studying God’s Wisdom and His signs in the created order. The great botanist John Ray would go into the fields to study plant specimens as vestigia Dei (literally āyāt Allāh or signs of God). In discovering the three laws of planetary motion, Johannes Kepler believed that he was discovering the harmony of the world that God had established therein. In writing his Principia, Isaac Newton thought that he was studying the “mind of God.” All these scientists were highly religious men. But although exceptions continued, the mainstream of modern science
spotlight on the faculty soon turned away from such concerns. Entelechy, teleology, and final causes as well as the presence of the Wisdom of God in His creation came to be denied and were expelled from the concern of science. Consequently, the place of man in the cosmos came to be seen only in material terms. (…) A discourse developed concerning the position of man in the cosmos that combined a false humility with hidden hubris. We are told ad nauseum that man is but an insignificant creature living on a minor planet revolving around one among innumerable suns in a cosmos of dimensions so vast that its vastness is beyond even our imagination. But rarely are we told by the champions of scientism how it is that this insignificant being can know the vast reality that is the cosmos, and such people even make claims about having certain knowledge of cosmic history going way back to billions of years ago usually hiding the conjectures and uncertain assumptions upon which their so-called scientific knowledge is based. Moreover, such supposed cosmological knowledge keeps being presented as completely certain knowledge and in fact the only possible knowledge of the cosmos despite the fact that this knowledge itself keeps changing all the time and does not possess any finality. What happened to that humility that was also asserted? That is why I spoke of fake humility. On the basis of what criterion do those who follow scientism reject the traditional cosmologies if not hidden hubris or sheer ignorance?


https://pdfs.semanticscholar.org/79e6/47443878a9a492e3ee384b87522cde7dd628.pdf

[nie zdążę teraz przetłumaczyć, więc niech nikt nie ma pretensji; potem może]
« Ostatnia zmiana: Grudnia 19, 2018, 16:56:01 pm wysłana przez Adimad » Zapisane
Anawim
bywalec
**
Wiadomości: 96

« Odpowiedz #31 dnia: Grudnia 19, 2018, 18:56:27 pm »

Nauka nie potrzebuje metodologii. Nauka się rozwijała i rozwija, tak, jak naukowcy ją uprawiają. Świadomy namysł nad metodą przyszedł później i... okazał się bardzo problematyczny. Bo kto ma rację? Popper, Kuhn, Lakatos?

Faktycznie okazuje się, że posługiwanie sie metodą naukową (tak, czy inaczej pojętą) jest po prostu płodne. Bardziej płodne, niż łatanie dziur w wiedzy interwencją Bożą, która zatrzymuje proces wyjaśnienia. Po Newtonie twierdzono, że Bóg swoim palcem koryguje ruchy planet, zaburzone przez ruch komet. Przeszło 100 lat temu mechanizm działania oka wydawał się takim, że bez Bożej interwencji się nie obędzie.
To jest prosta droga do ateizmu, bo jeśli "dowodem" istnienia Boga jest brak naszego rozumienia swiata w jakimś obszarze, to zrozumienie (które zwykle prędzej czy później przychodzi), ruguje potrzebę Boga.

A jakie są fakty? Warto popatrzeć, jak się rozkłada skłonność do wiary pomiędzy naukowcami. Jaki jest powód, dla którego zdecydowanie więcej wierzących jest wśród fizyków, niż biologów-ewolucjonistów? Po mojemu dlatego, że po casusach Kopernika czy Galileusza Kościół poszedł po rozum do głowy (i np. już Newtona, o którym pisze Nasr, którego spora część dzieła, to wręcz traktat teologiczny, nikt nie tknął). Ale w przypadku teorii ewolucji Kościół się okopał na oślich pozycjach i nim się zorientował, teoria znalazła się na sztandarach obok hasła "po co nam Bóg od zapychania dziur".
Zapisane
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #32 dnia: Grudnia 19, 2018, 19:20:06 pm »

Cytuj
Bardziej płodne, niż łatanie dziur w wiedzy interwencją Bożą, która zatrzymuje proces wyjaśnienia.

Ależ ja właśnie dlatego piszę, że co innego powinno być celem. Nie jakieś "fundamentalistyczne" wpięcie nadprzyrodzoności w fizykę (typu że zaczynamy wyjaśniać ucieczkę galaktyk w taki sposób, że to Bóg, być może łamiąc jakieś "zwykłe" prawa, "cuduje" sobie w arbitralny sposób).

Nieco słabowicie nagrany (szumiący) wykład prof. Nasra: "Kartezjusz i błąd kartezjańskiego dualizmu" ---> https://www.youtube.com/watch?v=Tt1u6UmJ3fk

Z kolei zagadnienie sensu i porządku Wszechświata / Rzeczywistości oraz tego, że na początku była Świadomość i że wciąż jest ona aktywna (w przeciwieństwie do teorii deizmu), poruszane jest tu: ---> https://www.youtube.com/watch?v=fIjW1z-ZAX8 (jakość znacznie lepsza).

W obrazowy sposób prof. Nasr przedstawia nasz problem tak (w tym drugim wykładzie): Ale świadomość Boga jest zbędna [w nowoczesnym obrazie świata]. (...) Zatem świadomość jest usuwana z Bożego stworzenia. I to dzieje się w XVII wieku. (...) Z pomocą tego mechanicznego oglądu Wszechświata, uzupełnionego przez ewolucję darwinowską w XIX wieku, kategoria świadomości zasadniczo stała się zbędna w ludzkim życiu. Zbędna, nawet jeśli wierzy się, że Bóg stworzył świat. Stworzył - i co z tego? (...) To doprowadziło do koncepcji, w której wszystko próbuje się wyjaśnić przez redukcję. To jedna z najważniejszych cech nowoczesnej myśli: wyjaśnienie poprzez analizę, nigdy przez syntezę. Całość nigdy nie jest większa niż jej części [tak się myśli].
« Ostatnia zmiana: Grudnia 20, 2018, 09:10:44 am wysłana przez Adimad » Zapisane
Anawim
bywalec
**
Wiadomości: 96

« Odpowiedz #33 dnia: Grudnia 20, 2018, 09:40:49 am »

Ja dalej nie łapię, jak tu jest rola metafizyki.
Świat może być wyjaśniany bez odwołania do Boga; w skrajnej postaci, twierdzą niektórzy, mogłoby to doprowadzić do sytuacji, gdy cały świat wyjaśni się światem. To jest właśnie naturalizm.

Boża obecność w świecie nie musi za sobą pociągać naginania racjonalności wyjaśnienia świata, jakby Jego ingerencje z konieczności pociągały działanie wbrew prawom przyrody. Katolicy przecież wierzą, że Bóg jest bliżej stworzenia, niż my sami sobie. Kiedy wyznajemy wiarę, to twierdzimy, że to Bóg sam poruszył naszą wolę, by rozum przyjął za prawdziwe to, co objawione. Czyż mam zatem twierdzić, że w akcie wiary w moim mózgu Bóg odpala jedne synapsy, a hamuje inne? A niby jak myślę o niebieskich migdałach, to "kto" odpala te synapsy? Ta Boża "ingerencja" w akcie wiary nie ruguje wolności, zdaniem św. Tomasza.

Mnie zawsze intryguje, dlaczego katolicy próbują zwalczać takie przesądy, typu właśnie deistyczny absolut, de facto przyjmując te same założenia. Właśnie św. Tomasz zapisał ładną maksymę: każdy skutek pochodzi w całości od Boga i w całości od przyczyn wtórych. Mnie lektura św. Tomasza (w zestawieniu z popularnonaukowymi pozycjami) doprowadziła do pytania o to, jak w świecie Tomasza, gdzie każdy skutek jest znany Bogu w swojej przyczynie i jest mu znany jednoznacznie (jako skutek mający wcześniej określony ciąg przyczyn lub określone ciągi przyczyn "przecinających się") możliwa jest przygodność. Jest to pytanie o to, czym jest przypadek. Czy jest on tylko naszą niewiedzą co do wszystkich przyczyn (tak argumentuje św. Tomasz - powiada, że jak dwóch niewolników spotyka się na targu, to jest to dla nich przypadkowe, ale nie jest pryzpadkowe z perspektywy ich panów, którzy nakazali im tam pójść), czy jest faktycznie pokłosiem wieloznacznej przyczynowości, gdzie określona przyczyna przyczynuje wieloznacznie, a to, że skutek jest taki, a nie inny, nie ma dodatkowej przyczyny, która determinowałaby akurat taki wynik.

Współcześnie nie spotkałem się jeszcze z ludźmi, którzy będąc zafascynowani metafizyką Tomasza, publicznie wyznawali jego poglądy na temat fatum, predestynacji, Opatrzności, które z tej metafizyki wynikają. Zwykle poprzestają na tym miłym poczuciu, że rozumieją więcej, lepiej i dalej i że im się wszystko w głowie poukładało i w ogóle komfort.
Zapisane
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #34 dnia: Grudnia 20, 2018, 10:47:07 am »

To może inaczej: czy uważa Pan (tak / nie / nie wiem / dlaczego), że gdyby świat Zachodu (bo to de facto on rozwinął science) pozostał na pozycjach filozoficznych Tomasza (powiedzmy; ogólnie rzecz biorąc - przy tym, co Nasr i Smith nazwaliby 'klasyczną metafizyką'), to nie zbudowalibyśmy na tym nauki takiej jak współczesna i nie moglibyśmy dziś tu dyskutować, bo np. nikt nie ujarzmiłby elektryczności przez te wieki?

Nasr przedstawia nawet pewien postulat czy program (znów nie mam na razie czasu, by przetłumaczyć):

One might say that the most immediate task at hand is the creation of a sacred science of the cosmos which would not necessarily negate what  modern  science  has  discovered  but  provide  another  type  of  knowledge of the cosmos rooted in its sacred reality. Such a science, which  had  existed  in  various  traditional  civilizations  but  is  rarely  spoken  of  by  current  representatives  of  spirituality,  would  be  the  meeting ground between spirituality and science. It would provide a sacred  view  of  nature,  now  being  so  mercilessly  desecrated  and  one  might say even murdered in the act which is now being called ecocide. It  would  also  provide  a  knowledge  of  the  cosmos  which  could  discern between the aspects of modern science that correspond to some aspect of physical reality and those that are merely conjecture parading as science. It could also provide a domain of discourse between spirituality and science without destroying or mutilating the orresponding
realities involved. Of course such an endeavor would require humility not  only  on  behalf  of  certain  individual  men  and  women  practicing  science, for there are to be sure many humble scientists, but on behalf of science as a discipline. There must come the admission on behalf of the guardians and propagators of science in general, that modern science is a possible science and not the only legitimate science of nature.

As long as such a totalitarian and monopolistic view of science exists, all  talk  of  the  harmony  of  spirituality  and  science  remains  mere  talk  unless spirituality is diluted or transformed into something which has as little to do with the Spirit as do the discoveries in a physics laboratory. Once such a limitation is admitted, however, there is certainly the possibility of an approchement and even of the opening of the door to the metaphysical and symbolic significance of major modern scientific discoveries, a significance which lies beyond the realm and boundaries  defined by science for itself and therefore meaningless “scientifically” speaking in the same way that the term sacred in “sacred science” is simply a meaningless word in the context of the way in which modern science defines and understands concepts and terms.


(http://www.worldwisdom.com/public/viewpdf/default.aspx?article-title=Spirituality_and_Science_Convergence_or_Divergence_by_SH_Nasr.pdf)
« Ostatnia zmiana: Grudnia 20, 2018, 10:51:47 am wysłana przez Adimad » Zapisane
Anawim
bywalec
**
Wiadomości: 96

« Odpowiedz #35 dnia: Grudnia 20, 2018, 13:42:02 pm »

Świetne pytanie, uważam.
Żeby na nie spróbować odpowiedzieć, trzeba pewnie najpierw odpowiedzieć na kilka pytań pomocniczych. Oto jedno, które mi się nasuwa.
Gdzie przebiega granica pomiędzy metafizyką i fizyką u św. Tomasza? Pewnie rozważania o materii i formie, istocie i istnieniu - każdy przypisze do metafizyki. Ale już rozważania o gatunkach i rodzajach (które stoją w sprzeczności do teorii ewolucji)? Czy pięć dowodów na istnienie Boga to fizyka czy metafizyka (patrz dowód z ruchu)? Moja odpowiedź jest taka: granica jest przyjmowana arbitralnie, a złośliwie mówiąc: dąży do obszarów wiedzy niefalsyfikowalnych (bo te okupuje współczesna nauka). Natomiast w przeszłości takich dystynkcji metodologicznych nikt nie czynił, Tomaszowa koncepcja obejmowała całe bogactwo inwentarza, czyli przyrodoznawstwo Arystotelesa. Konieczne było zwalczenie artystotelizmu (z jego metodą dedukcyjną, w której z pierwszych zasad można wywnioskować, jak się sprawy mają - również w przyrodzie!), by zrobić miejsce dla nauk przyrodniczych. Patrz choćby Nowy Organon Bacona, czyli polemika z Arystotelesem. Patrz Galileusza Dialog o dwu... oraz Rozmowy i dowodzenia matematyczne..., w których zwalcza arystotelesowską filozofię przyrody, w szczególności pierwszą zasadę - wszystko co powstaje i ginie, powstaje ze swego przeciwieństwa, przechodzi w przeciwieństwo lub w stan pośredni.

Postaram się poszukać szczegółowej krytyki Kenny'ego do koncepcji istoty i istnienia Tomasza (zarzuca jej wewnętrzną sprzeczność).
Zapisane
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3611


« Odpowiedz #36 dnia: Grudnia 29, 2018, 21:48:08 pm »

Faktycznie okazuje się, że posługiwanie sie metodą naukową (tak, czy inaczej pojętą) jest po prostu płodne. Bardziej płodne, niż łatanie dziur w wiedzy interwencją Bożą, która zatrzymuje proces wyjaśnienia. Po Newtonie twierdzono, że Bóg swoim palcem koryguje ruchy planet, zaburzone przez ruch komet. Przeszło 100 lat temu mechanizm działania oka wydawał się takim, że bez Bożej interwencji się nie obędzie.
To jest prosta droga do ateizmu, bo jeśli "dowodem" istnienia Boga jest brak naszego rozumienia swiata w jakimś obszarze, to zrozumienie (które zwykle prędzej czy później przychodzi), ruguje potrzebę Boga.

Wszystko zależy od tego, co rozumiemy przez "płodne". Jeżeli chodzi o zastosowania, to oczywiście, nauka jest "płodna", czyli produktywna, bo jej odkrycia pociągają za sobą tzw. "zdobycze techniki". Dzięki temu nauka stanęła na piedestale, na jakim dziś stoi.

Natomiast czy nauka przyczynia się do lepszego "rozumienia świata", to już jest sprawa nieco dyskusyjna. Współczesna nauka "ruguje potrzebę Boga", owszem, ale czym Go zastępuje? Innymi postulatami natury metafizycznej. Proszę sobie np. pomyśleć, ile nieweryfikowalnych założeń trzeba przyjąć, aby "zrozumieć, czym jest elektron", ba, nawet aby  uznać, że elektron można "zaobserwować". 

Owszem, mechanika kwantowa "wyjaśnia" nam, czym jest elektron, ale jak to robi? Uciekając się do teorii spektralnej operatorów w przestrzeni Hilberta, którą od "namacalnej" materii dzieli ogromna przepaść.  Aby tą przepaść przeskoczyć, fizyka ucieka się do argumentów, które wcale się nie różnią od "łatania dziur w wiedzy interwencją Bożą".

Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #37 dnia: Grudnia 30, 2018, 23:40:45 pm »

Zechciałby Pan rozwinąć dwa ostatnie akapity (w kontekście postulatów metafizycznych)? [nie, żebym się nie zgadzał: po prostu za mało wiem; to, że np. wystawiam tu książki Nasra czy Smitha to jeszcze nie znaczy, że sam je przeczytałem ;-) tym bardziej niewiele wiem na razie o fizyce].
Zapisane
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #38 dnia: Marca 27, 2020, 16:54:09 pm »

W trakcie wakacji wirusowych czytam "Cosmos and Transcendence" z e-booka. Sympatyczne. Ciekawe jest to, że Smith zdaje się skłaniać ku matematyce konstruktywistycznej w opozycji do formalizmu teorio-mnogościowego. Uważa np., że zbiory aktualnie nieskończone właściwie nie istnieją, a to, że z tym wszystkim pracujemy, wynika jedynie z faktu, że doprowadziliśmy definicję liczby do postaci tak ogólnej, że mającej niewiele wspólnego z intuicją. Zapewne ma na myśli liczby kardynalne / porządkowe. Te dywagacje służą mu m.in. do tego, by podkreślać, że wieczność Boga nie oznacza jakiegoś nieskończonego ciągu momentów, jakiegoś "wiecznego czasu", tylko bez-czas, absolutną aktualność, "teraz", a to z kolei ma dalsze konsekwencje filozoficzne. W zasadzie chodzi mu o podkopanie kartezjańsko-newtonowskiego (jak to określa) poglądu, w ramach którego jakości są czysto subiektywne, realnie istnieje we wszechświecie tylko mechanicznie poruszana materia, a duch hula sobie w oderwaniu od tego. Smith uważa, zresztą słusznie, że takie postawienie sprawy, czyli zaprzestanie traktowania Wszechświata jako manifestacji Boga, wydzielenie Bogu jedynie miejsca "poza", doprowadziło do tego, że w końcu w ogóle zrezygnowano z "hipotezy Boga", by użyć słynnego określenia Laplace'a.
Zapisane
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3611


« Odpowiedz #39 dnia: Marca 27, 2020, 19:38:03 pm »

Odpowiadam z opóźnieniem, ale dopiero teraz zauważyłem Pana wpis.

Zechciałby Pan rozwinąć dwa ostatnie akapity (w kontekście postulatów metafizycznych)?

Załóżmy, że nie wiemy, czy elektron istnieje, i chcemy go dopiero zaobserwować. Co musimy zrobić? Oczywiście gołym okiem zobaczyć go nie możemy. Możemy zrobić jakiś eksperyment, np. zbudować jakiś detektor, ktory po przejścu elektronu wyda dźwięk "beep", albo wskazówka jakiegoś miernika odchyli sę mocno w prawo.

Tyle tylko, że aby uznać, iż wychylenie wskazówki jest równoznaczne z przejściem elektronu, musimy użyć teorii fizycznej. Musimy przyjąć teorię, która wyjaśnia, jak np. elektron jonizuje atomy w naszym detektorze, i jak przyłożone do elektrod detektora  napięcie powoduje przepływ prądu w zjonizowanym gazie, i że wywołuje to ruch elektronów w drucie cewki miernika, a ta cewka wytwarza pole magnetyczne wychylające wskazówkę, itd.

Ale zaraz zaraz, do obserwacji elektronu, o którym nie zakładamy a priori, że istnieje (przecież chcemy go dopiero "zaobserwować"), użyliśmy teorii, która zakłada, że elektrony w cewce miernika reagują tak i tak - czyli nie tylko zakładamy ich istnienie, ale jeszcze zakładamy, że  są posłuszne prawom elektrodynamiki.

Wszystko, dokładnie wszystko w fizyce działa właśnie tak. Przyjmujemy aksjomaty, np. elektrodynamiki, a potem  "eksperymentalnie" potwierdzamy słuszność tychże, używając do interpretacji wyników doświadczenia tych samych aksjomatów, które chcieliśmy potwierdzić.

Tak więc przyjęcie aksjomatów takiej czy innej teorii jest postulatem metafizycznym, bo na gruncie samej fizyki nie jesteśmy w stanie ich w żaden sposób udowodnić. Im bardziej niedostępna naszym zmysłom są zjawiska opisywane przez teorię fizyczną, tym mocniejsze postulaty są konieczne, aby ją uznać za "wyjaśnienie" danego zjawiska.
Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #40 dnia: Marca 27, 2020, 19:54:19 pm »

Ha! Jak to mówi młodzież: "no to grubo".  8)
Zapisane
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3611


« Odpowiedz #41 dnia: Marca 27, 2020, 21:58:20 pm »

Sympatyczne. Ciekawe jest to, że Smith zdaje się skłaniać ku matematyce konstruktywistycznej w opozycji do formalizmu teorio mnogościowego. Uważa np., że zbiory aktualnie nieskończone właściwie nie istnieją,

W sumie to ma jakąś tam rację, ale mnie to za bardzo nie boli, bo matematyka to przecież i tak czysta forma. Okrąg, punkt, czy prosta też właściwie nie istnieją, a zajmowały umysły filozofów od czasów antycznych. A czy liczby ujemne istnieją? Bóg stworzył ponoć tylko liczby naturalne :)

Konstruktywizm ma pewien urok, owszem, chyba dla większości matematyków. Dowód nie wprost na istnienie czegoś jest jakiś taki... no pachnie trochę oszukaństwem  :)
Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #42 dnia: Marca 28, 2020, 06:38:18 am »

Tak. A cóż dopiero powiedzieć o dowodach w rodzaju: "weźmy wszystkie obiekty danej klasy [a jest ich np. przeliczalnie albo, co gorsza, nieprzeliczalnie wiele] i podzielmy tak: jeżeli obiekt x spełnia warunek W, to coś-tam, jeżeli nie, to inaczej...". Tylko że tak się nie da. Roztropny dziesięciolatek powinien wtedy powiedzieć: "to napisz na to program w Pascalu". Z pętlą kontinuum razy...
Zapisane
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #43 dnia: Marca 28, 2020, 21:42:51 pm »

Zobaczyłem, że mam na dysku przetłumaczony taki krótki fragment ze Smitha:

Widzimy zatem, że nie da się wyrazić czy uporządkować tradycyjnej kosmologii tak jak np. faktów z dziedziny botaniki czy historii Grecji. Tym niemniej istnieją pewne zasady, do których stosuje się każda tradycyjna kosmologia: i te zasady można nakreślić; posłużą one jako znaki drogowe na ścieżce dalszych odkryć.

Zaprezentuję teraz cztery takie zasady, w porządku poniekąd wstępującym. Zasada pierwsza jest dość prosta: mówi ona, że tradycyjna kosmologia w pierwszym rzędzie odnosi się do kwalitatywnych (jakościowych) aspektów stworzonej (kosmicznej) rzeczywistości; a ten komponent to coś, co wyklucza kosmologia nowoczesna. Będziemy mieli okazję zauważyć, że ta obserwacja, choć sama w sobie prosta, rodzi niebywale istotne implikacje.

Druga zasada odnosi się do metafizycznego pojęcia werykalności i mówi o porządku hierarchicznym, w którym rzeczywistość materialna (corporeal), rozumiana potocznie, tworzy jedynie najniższy poziom. Przejście od kosmologii tradycyjnej do współczesnej pociąga więc za sobą drastyczne ograniczenie, ontologiczne pomniejszenie owych nieobliczalnych proporcji, co oczywiście odnosi się nie do kosmosu jako takiego, ale do horyzontu naszego światopoglądu. Aby zrekompensować tę redukcję, współczesna kosmologia wprowadza do kosmosu wielkości czasoprzestrzenne tak wielkie, że sam ich rozmiar wstrząsa wyobraźnią. Pozostaje jednak faktem, że ów wszechświat czaso-przestrzenny konstytuuje tylko powłokę zewnętrzną całego kosmosu, jeśli porównać to z kosmologią tradycyjną.

Trzecia zasada opiera się na dwóch wcześniejszych - i zakłada, że człowiek jest w istocie mikrokosmosem, "wszechświatem w miniaturze", w pewnym sensie rekapitulując w sobie porządek całego kosmosu. Ta obserwacja może zresztą łatwo zostać wyróżniona jako konstytutywna cecha całego światopoglądu tradycyjnego, który w istocie można opisać jako antropomorficzny. Mówię "w istocie", bo to, o czym mówimy, to pojmowanie antropocentryzmu nie tylko na sposób poetycki czy urojony, ale rzeczywisty. Tradycja utrzymuje, że człowiek i kosmos są przykładem tego samego śladu, tego samego genialnego planu. To znaczy, po pierwsze, że tak jak człowiek jest troisty (złożony z 'corpus', 'anima' i 'spiritus'), tak samo troisty jest kosmos, złożony z tego, co tradycja wedyjska określa jako 'tribhuvana', czyli "trzy światy"). Zgodnie z tym poglądem człowiek jest z pewnością obcym we wrogim lub obojętnym wszechświecie, ale zarazem stanowi samo serce i środek kosmosu jako całości. (...) W ostatecznym rozliczeniu człowiek jest w stanie poznać kosmos dokładnie dlatego, że sam jest mikrokosmosem.

Wszystko to, nie trzeba nawet mówić, stoi w całkowitej opozycji do światopoglądu współczesnego. Ten bowiem głosi, że człowiek rzeczywiście jest obcym we wszechświecie, że jest przypadkowym i nietrwałym produktem ślepych sił. Nie jest bynajmniej mikrokosmosem, a wręcz przeciwnie, jest raczej najbardziej niespodziewaną anomalią, niepewną konstrukcją cząsteczkową, astronomicznie nieprawdopodobną. Poza prawami fizyki i chemii, które najpewniej obiektywnie działają w komórkach jego ciała, tak jak w gwiazdach, nie ma on żadnej łączności z uniwersum jako całością. Kosmos jawi mu się jako obojętny i ostatecznie wrogi jego ludzkim aspiracjom.

(...)

Czwarta i ostatnia zasada tradycyjnej kosmologii, którą chciałbym przedstawić, odnosi się do jej intymnego związku z duchowym wzrostem człowieka, jak to głoszą szkoły mądrości. Zasada ta mówi, że wyższe poziomy integralnego kosmosu mogą być poznane lub osiągnięte doświadczalnie poprzez realizację odpowiednich stanów samego człowieka, co w istocie można określić jako "itinerarium mentis in Deum", czyli "podróż umysłu do Boga", jak to określa św. Bonawentura. (...) Jesteśmy obecnie zdolni poznawać świat materialny, bo realizujemy odpowiadający mu stan: to określa naszą ludzką kondycję. Okultyści i new-agersi są czasem zdolni, jak się wydaje, wedrzeć się na niższe poziomy spośród pośrednich, zwane czasami astralnymi; aby wznieść się ponad ten poziom, trzeba jednak bez wątpienia być mędrcem i świętym. Relacja pomiędzy tradycyjną kosmologią i duchowym wzrostem jest jednak dwustronna: nie tylko jest tak, że wyższe poziomy manifestacji kosmicznej są poznawane poprzez aktualizację odpowiadających stanów duchowych; ale również podstawowa wiedza na temat hierarchii kosmicznej, wyrażona np. w ikonografii, może być pomocą w tejże wędrówce duchowej.


(Wolfgang Smith, "Ancient Cosmology Wisdom", World Wisdom 2004).
Zapisane
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #44 dnia: Kwietnia 12, 2020, 21:16:43 pm »

https://www.geocentrismdebunked.org - ciekawy blog. Na głównej wisi teraz bardzo surowa krytyka W. Smitha, zwłaszcza jego koncepcji, według której istnieją physical i corporeal objects, przy czym te drugie miałyby być obiektami "prawdziwymi", w sensie arystotelesowsko-tomistycznej substancji. W sensie, że istnieje "prawdziwe jabłko z rzeczywistym kolorem", a nie tylko kolekcja atomów odbijających fale świetlne o określonym zakresie itd. Krytykowana jest też idea, według której świat na poziomie kwantowym to potencja w sensie Tomasza, która się aktualizuje przez obserwację.
Zapisane
Strony: 1 2 [3] 4 Drukuj 
Forum Krzyż  |  Traditio  |  Katolicki punkt widzenia  |  Wątek: Wolfgang Smith - książki [nauka i wiara] « poprzedni następny »
 

Działa na MySQL Działa na PHP SMF 2.0.19 | SMF © 2014, Simple Machines Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!