Natomiast jeśli mózg okaże się tylko skomplikowanym komputerem, którego cały soft można skopiować na inny komputer, to nic nam nie pomoże. Taki wynalazek, gdyby go dokonano, byłby falsyfikacją religii katolickiej jaką znamy.
Ja bym powiedział tak: jeżeli medycyna/technika będzie kiedykolwiek w stanie zapewnić człowiekowi nieśmiertelność, to będzie to znaczyło, że błądziliśmy, że nasza wiara była pomyłką.
Oczywiście moglibyśmy się wtedy upierać, że to nadal nie jest nieśmiertelność, bo: --- 1) nie zabezpiecza ona przed wypadkami losowymi jak morderstwa czy przejechanie przez tramwaj (chyba że ktoś się "zapisał" na karcie pamięci, no ale można sobie wyobrazić, że ktoś inny skasował zawartość wszystkich kart pamięci itd.);
Pamiętam, że kiedyś za młodu czytałem w jakiejś powieści SF o planecie, która był non-stop bombardowana meteorytami, które raz po raz uderzały w jakiegoś mieszkańca i robiły z niego miazgę. Aby się przed tym zabezpieczyć, mieszkańcy mieli zdeponowany w bezpiecznym miejscu dokładny plan swojego ciała (tzn. współrzędne położenia wszystkich swoich atomów), który regularnie uaktualniano. W razie wypadku z meteorytem do odpowiedniego urządzenia wsypywało się trochę węgla, dodawało wodoru, tlenu i innych potrzebnych pierwiastków, po czym owoż urządzenie odtwarzało danego osobnika dokładnie tak, jak było w zapisane w planie. Jeśli plan był stary, to osobnik miał lukę w pamięci, ale odtworzony żył dalej I teraz pytanie: gdyby coś takiego wymyślono, czy pozostałby Pan wierzącym?
Załóżmy, że pamięć, świadomość itd. można przekopiowiać i zgrać na innego nowego człowieka - ale to nie byłby ściśle rzecz biorąc ten sam byt, który zginął pod meteorytem. To byłby inny byt z jego świadomością, pamięcią itd, ale już inny.
[...]Czyli świadomość jest niezwiązana z duszą? Dla mnie to dość trudne do przyjęcia. Zawsze sobie wyobrażałem, że świadomość jest czymś, co dusza zabiera z sobą na tamten świat po opuszczeniu ciała.
[...] No więc jeśli tak zaczniemy po kolei usuwać lub wymieniać poszczególne części, to jaki jest "zestaw minimalny", który zagwarantuje, że ciągle mamy do czynienia z człowiekiem w sensie chrześcijanskiego pojecia "ciało+dusza"? Przecież musi być chyba jakieś minimum, albo chociaż infimum?
Przyczyną istnienia ciała zwierzęcia/rośliny jest dusza odpowiednio sensytywna/wegetatywna i ma to potwierdzenie we współczesnych ustaleniach naukowych.