Popis na fb o.Kosacza opisany tutaj:http://mateuszochman.com/list-otwarty-w-sprawie-marka-kosacza-op/można się dopisac do listu.
Gdyby było więcej ministrantów do dominikanki, dominikanka odprawiała by się częściej...
"Nic mi nie wiadomo, żeby Marcin i Katarzyna P. przewieźli do mnie złoto pochodzące z Amber Gold; do samego końca byłem przekonany o ich uczciwości" - mówił komisji śledczej były gdański dominikanin Jacek Krzysztofowicz.Krzysztofowicz odszedł z zakonu na początku 2013 r. W czerwcu 2017 roku Marcin P. mówił komisji, że z duchownym łączyły go przyjacielskie relacje. Dodał, że wsparł też gdański klasztor dominikanów kwotą 1,5 mln zł. Pieniądze te pochodziły z Amber Gold i zostały przeznaczone na remont trzech ołtarzy i kaplicy w kościele św. Mikołaja. Z kolei były rzecznik i były członek rady nadzorczej Amber Gold Michał Forc, zeznając przed komisją pod koniec września, określił Krzysztofowicza, jako "duchowego mentora" Marcina i Katarzyny P., z którym "często się spotykali" i rozmawiali o "ogólnych sprawach prywatnych"."Państwa P. znałem z widzenia z kościoła, regularnie przychodzili na msze, które odprawiałem. Wydaje mi się, że poznałem ich w 2008 r. Moment, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy, to była sytuacja, gdy Marcin P. przyszedł i zaoferował darowiznę na rzecz klasztoru. To miało miejsce w 2009 lub 2008 r." - mówił świadek o początkach jego znajomości z szefami Amber Gold.Zaznaczył, że wtedy nikt nie mówił, że Amber Gold to oszustwo. "W 2008, 2009 czy 2010 r. nie przypominam sobie, aby ktoś mówił, że Amber Gold to była piramida. To była firma, która była bardzo szanowana" - dodał Krzysztofowicz."Klasztor przyjmował"Witold Zembaczyński (Nowoczesna) dopytywał o 1,5 mln zł darowizny. "W tym czasie byłem przeorem klasztoru i przyjąłem tylko jedną darowiznę bodajże to było 30 tys. Innych darowizn od niego nie przyjmowałem" - zapewniał. Dodał jednocześnie, że w kwietniu 2010 r. przestał być przeorem i członkiem zarządu klasztoru."Ale klasztor przyjmował?" - dopytywał Zembaczyński. "Klasztor przyjmował" - potwierdził.W późniejszej części przesłuchania Zembaczyński pytał, czy klasztor nie sprawdzał źródła pochodzenia darowizn, świadek odpowiedział: "Przyjąłem jedną darowiznę w wysokości 2,5 tys. zł, o pozostałe darowizny proszę pytać ojca Michała, który był moim następcą".Krzysztofowicz zeznał też, że latem 2012 r. przed zatrzymaniem P. spotykał się z małżeństwem P. "właściwie codziennie". "Oni funkcjonowali jakby byli zaszczuci i ja właściwie byłem jedynym człowiekiem, który stał po ich stronie i się od nich nie odwracał" - powiedział. Świadek zapewniał jednocześnie, że do momentu aresztowania P. był przekonany, że małżeństwo Marcina i Katarzyny P. jest uczciwe.Szef Amber Gold Marcin P. został zatrzymany i trafił do aresztu w sierpniu 2012 r., a jego żona została aresztowana w kwietniu 2013 r. Od marca 2016 r. przed gdańskim sądem okręgowym trwa ich proces.Mówiąc o małżeństwie P. ocenił, że "generalnie oni unikali dziennikarzy, byli nietypowymi biznesmenami, ponieważ do ostatniej chwili funkcjonowali bez wizerunku publicznego, ukrywali się, czego do końca nie rozumiałem". "Zakładałem, że są uczciwi i nie rozumiałem, dlaczego to robią i sądziłem, że to szkodzi firmie" - powiedział.Natomiast były dyrektor biura bezpieczeństwa Amber Gold Krzysztof Kuśmierczyk zeznawał przed komisją pod koniec września, że w sierpniu 2012 r. było polecenie zarządu, by do kogoś wywieźć złoto Amber Gold. "Dokładnej daty nie pamiętam. Mówiono o jakimś Jacku" - wskazał zaznaczając, że nie wie, o jakiego Jacka chodzi."Nic z tego nie wyszło. Nic mi nie wiadomo, żeby złoto do mnie przewieźli. Nic nie wiedziałem o przewiezieniu żadnego złota" - powiedział Krzysztofowicz, odnosząc się do zeznań Kuśmierczyka. Odpowiadając na pytanie przewodniczącej komisji Małgorzaty Wassermann (PiS), sprecyzował, że u niego w klasztorze w Gdańsku nie odbyło się przeszukanie."Błąd młodości"Były zakonnik dodał, iż wiedział, że Marcin P. był skazany - "on tego nie ukrywał". Jak zaznaczył świadek, P. utrzymywał, iż "był to błąd młodości, a on wszystko spłacił, co później okazało się nieprawdą". "Jest taki mechanizm psychologiczny, że jak się raz w coś uwierzy to się generalnie odsuwa fakty, które przeczą tej teorii. Ja im po prostu uwierzyłem, że są uczciwi i prawdopodobnie byłem ostatnim człowiekiem w Polsce, który przestał w to wierzyć" - ocenił Krzysztofowicz.Dodał, że wie od szefów Amber Gold, że na krótko przed zatrzymaniem P. ktoś z sąsiedniego samochodu pokazał im broń. "Podejrzewali raczej służby" - tak odparł na pytanie, czy mówili mu, kto to mógł być. "Z dnia na dzień atmosfera się zagęszczała" - zeznał świadek. Według niego, "byli w panice".Świadek nie zgodził się jednak ze stwierdzeniem komisji, że był powiernikiem małżeństwa P. "To jest za dużo powiedziane, że byłem powiernikiem, bo myślę, że na pewno byłem kimś u kogo szukali wsparcia emocjonalnego, to na pewno tak było, ale nie dzielili się ze mną wiedzą dot. faktów" - powiedział świadek, dodając, że "o bardzo wielu rzeczach, z tego co teraz wie, nie wiedział wtedy".Pytany przez Joannę Kopcińską (PiS), dlaczego dążył do częstych kontaktów z małżonkami P. latem 2012 r., świadek odparł: "Powodowało mną współczucie". "Wydawało mi się, że mogłem dać wsparcie (...); byłem przekonany, że są uczciwi" - mówił. Pytany, czy dawał też wsparcie ofiarom Amber Gold, odpowiedział, że nie znał żadnego z poszkodowanych. "Wtedy były tylko fakty medialne" - zaznaczył.Z kolei Krzysztof Brejza (PO) - cytując listy P. o jego przywiązaniu do wiary i Kościoła - pytał, czy P. wykorzystywał ludzi Kościoła do budowy swego wizerunku. "To nie są pytania do mnie" - odparł świadek. Dodał, że "możliwa jest zarówno taka wersja, że cynicznie manipulował (...), a może jest też i taka wersja, że wierzył w to; że w jego głowie nastąpił rozdział pomiędzy sferą wiary, a sferą praktycznych działań"."Geniusz ekonomiczny"Zapytany, z jakiego powodu oceniał wtedy P. jako "geniusza ekonomicznego", świadek odpowiedział: "Z tego, że banki dawały 3 proc., on dawał 10"."Wydawało się, że wszystko jest super; wszyscy takie przekonanie wtedy mieli" - dodał. Świadek przyznał, że to określenie świadczy o jego ówczesnej naiwności.Stanisław Pięta (PiS) pytał świadka, jakim człowiek był P. - ironizując, że wiadomo już, iż świadek miał go za "geniusza ekonomicznego". "Piramida finansowa jest przekrętem starym jak świat; nie trzeba być geniuszem, żeby go skonstruować, a jak się okazuje, ludzie ciągle się na to nabierają" - odparł świadek. Według niego, Marcin P. "robił wrażenie spoistości wewnętrznej". "Nigdy nie czułem, że coś tu nie gra" - dodał. "Robili wrażenie pary głęboko ze sobą związanej" - mówił świadek o małżeństwie P. Przyznał też, że P. "w kilku sprawach kłamał", np. mówiąc, że był tylko raz skazany.Krzysztofowicz podkreślił, że zerwał kontakty z Marcinem P. po jego aresztowaniu; utrzymywał natomiast relację z Katarzyną P. "Ona mówiła, że nic nie wiedziała; że ją mąż oszukiwał". Rzymkowski pytał: "Świadek uwierzył?". "We wszystko wierzyłem" - mówił świadek, dodając że jego praca polega na tym, "że ludziom się ufa i nie zostawia się, niezależnie od okoliczności". "Konsekwencją jest to, że siedzę tu teraz" - dodał.