Jakieś refleksje w temacie?
Tak na prosty rozum: teologia katafatyczna ma ten minus, że może prowadzić do ujmowania Boga w wąskie ramy, które go nie wyczerpują, a opisują jedynie w sposób niedoskonały; wydaje się, że w skrajnych, być może zwulgaryzowanych formach, może to kończyć się wyobrażaniem sobie chrześcijańskiego Boga na sposób przesadnie antropomorficzny.
No, a teologia apofatyczna zdaje się być bliższa mistyce i intuicji, która podpowiada, że 'opisać to ograniczyć', a Bóg w swej
istocie jest ponad / poza wszelkimi dystynkcjami. Naturalnie tutaj minusem może być pewna mętność i nieprzydatność wywodu, zwłaszcza dla umysłów lubiących proste kategoryzowanie i 'namacalne' wyobrażenia; poza tym apofatyczny sposób myślenia może (ale nie musi i nie należy się w nim tego pochopnie doszukiwać!) prowadzić do monizmu czy panteizmu.
Poniżej Dionizy Areopagita (nie znalazłem tłumaczenia na polski, a nie chcę sam kombinować):
Ascending higher, we say . . .
not definable,
not nameable,
not knowable,
not dark, not light,
not untrue, not true,
not affirmable, not deniable,
for
while we affirm or deny of those orders of beings
that are akin to Him
we neither affirm nor deny Him
that is beyond
all affirmation as unique universal Cause and
all negation as simple preeminent Cause,
free of all and
to all transcendent.Mistrz Eckhart:
„To, co dusza wypowiada o Bogu, nie zawiera w sobie niczego z właściwej treści Jego bytu; nikt nie może powiedzieć naprawdę, czym jest Bóg […]. Nie jest On tym, co nazywamy Bogiem, to zaś, czego o Nim nie mówimy, bardziej Nim jest niż to, o czym mówimy, że to On”.