Forum Krzyż
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Kwietnia 25, 2024, 08:11:35 am

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane
www.UnaCum.pl

Centrum Informacyjne Ruchu Summorum Pontificum
231960 wiadomości w 6630 wątkach, wysłana przez 1668 użytkowników
Najnowszy użytkownik: magda11m
Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja
Forum Krzyż  |  Traditio  |  Katolicki punkt widzenia  |  Wątek: Kiedyś było więcej doświadczeń mistycznych?
« poprzedni następny »
Strony: 1 [2] Drukuj
Autor Wątek: Kiedyś było więcej doświadczeń mistycznych?  (Przeczytany 3240 razy)
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #15 dnia: Października 05, 2017, 09:55:28 am »

Tzn. zdarza się jedno i drugie. Do kategorii mistyków włączyć można zarówno kogoś, kto przeżył "tylko" coś w rodzaju "chrześcijańskiego satori" (tzn. doszedł do pewnego rodzaju spokoju, wyciszenia, pewności itd.; określenia 'satori' używam tu swobodnie i pół-serio), jak i tych, którzy mieli ekstazy, udręki, stygmaty, rozbudowane widzenia, proroctwa, nadprzyrodzone dary duchowe itd.

Ale czy w takim razie jakiś poczciwy ksiądz, który przeczytał wszystkie dzieła Eckharta, Jana od Krzyża i kogo tam jeszcze, napisał trzy książki o teologii mistycznej i dziesięć rozpraw, a nawet sam modli się na różańcu, żyje w umiarkowanej ascezie, praktykuje hezychazm czy medytację (w sensie chrześcijańskich rozważań), niemniej nie doszedł do żadnego szczególnego 'oświecenia', nie przeżył żadnego 'nie dającego się do końca zwerbalizować poczucia, że to jest właśnie to', nie mówiąc już o objawieniach, przepowiedniach i stygmatach; innymi słowy, jego życie pod tym względem przypomina życie normalnego, zwykłego katolika - NIE jest mistykiem? A jedynie np. 'teologiem mistycznym', 'badaczem mistycyzmu' itd.?
Zapisane
Bartek
Administrator
aktywista
*****
Wiadomości: 3689

« Odpowiedz #16 dnia: Października 05, 2017, 10:31:10 am »

W świetle tego co pisałem wyżej, każdy kto przeżył okres tzw. pierwszej gorliwości i mimo przeszkód trwa dalej na modlitwie, jest mistykiem.
Zapisane
Hoc pulchrum est hominis munus et officium: ut oret ac diligat.
Aqeb
aktywista
*****
Wiadomości: 2919

« Odpowiedz #17 dnia: Października 05, 2017, 11:26:58 am »

Nie pamiętam gdzie już czytałem taką opinię - musiało to być jakieś opracowanie albo na temat bł. Dominika Barberiego albo bł. kard. Newmana. Przypomnę, że ten pierwszy przyjął do Kościoła tego drugiego. W tle pojawiała się jeszcze postać Ambrożego Phillippsa - de Lisle'a (najzwięźlej chyba można o nim poczytać w książce Jakuba Pytla "Sławni konwertyci", ale często pojawia się w jakiejkolwiek literaturze dotyczącej odrodzenia Kościoła w Anglii w XIX wieku - w każdym razie on nawet przeszedł do Kościoła pod wpływem pewnego przeżycia nadprzyrodzonego) .

Pamiętam, że autor sugerował, że tak jak w literaturze widać pewne dominujące nurty myślenia - tzn. najpierw romantyzm, który jest nieco irracjonalny, potem nadmiernie racjonalistyczny pozytywizm - to ma też przełożenie na inne dziedziny życia. To ma wpływ np. na politykę - i tak za czasów romantyzmu raczej w Polsce dążono do organizowania powstań - listopadowe, styczniowe - wbrew kalkulacjom i z marnym efektem. W czasach pozytywizmu raczej naciskano na "pracę u podstaw" w przeciwieństwie do dążenia do zrywów, które mogą się źle skończyć.

Otóż tenże autor (którego nazwiska nie pamiętam) sugerował, że widać takie różnice między bł. Dominikiem a bł. kard. Newmanem. Dominikowi raz po raz zdarzały się jakieś wizje, jedna z nich przekonała go o tym, że uda się do Anglii (za co przełożeni go wówczas zestrofowali). Dominik porywał się do katolicyzacji Anglii jak z motyką na słońce i widać było takie nastawienie w jego życiu. Podobnie można powiedzieć o wspomnianym tutaj Ambrożym Phillipsie - de Lisle. Tymczasem następujący po nich kard. Newman był spokojny, wyważony, bez wizji i audycji, uzasadniający większość spraw na drodze rozumowej. Także autor uważał, że na swój sposób ich duchowość mieściła się jakoś w charakterystyczności epok, w którym przyszło im żyć. Oczywiście to pewne uogólnienie mające oddać jednak jakieś tendencje, które wówczas występowały.

Jeśli przyjąć taki punkt widzenia to również dzisiaj możemy żyć na skraju dwóch tendencji. Posoborowa reforma, a za nią posoborowy kryzys, trafiły na tendencje "racjonalistyczne". Popularność wśród biblistów zyskiwały nadmiernie ahistoryzujące interpretacje Pisma Świętego (np. z negowaniem historyczności niektórych cudów Pana Jezusa), w niektórych krajach na zachodzie próbowano znieść egzorcyzmy bądź ich zakazać, zasobne w cudowności żywoty świętych odkładano i wolano o nich zapomnieć...

Od przynajmniej kilku lat widzimy jakby reakcję - wszędzie mówi się o egzorcyzmach, mówi się więcej (choć często w niewłaściwy sposób) o przeżyciach nadzwyczajnych, więcej promuje się "uzdrowicieli", "stygmatyków" (jak mamy w wątkach równolegle prowadzonych), egzorcyści stają się kościelnymi celebrytami, uzdrowiciele przyciągają tłumy... Dochodzą inne "nadzwyczajne" zjawiska: języki, spoczynki, cudowności w Medjugorje, nie wiadomo co jeszcze...
Jest takie zapotrzebowanie i mam takie podejrzenie, że popularność charyzmatyzmu zasadza się na tym, że ludzie poszukują czegoś więcej, że nie chcą wiary takiej "tylko" racjonalnej.
Ale nawet poza charyzmatykami... Mamy inne takie "reakcje". W pewien sposób pasują do tego również "intronizatorzy".
Mamy jednak w Kościele środowiska nawet niewywrotowe, które promują mówienie o cudownościach. Dałbym na przykład "Ruch czystych serc" i związane z nim czasopismo "Miłujcie się". Co rusz chyba w każdym numerze jest opisanych ileśtam spraw nadprzyrodzonych bądź  "nadprzyrodzonych", a redaktor naczelny zebrał nawet kiedyś te artykuły w książkę zatytułowaną cytatem z Ewangelii "Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie".

I tak w tym temacie z żywotów świętych wyciąga się znowu cudowności, o których do niedawna mówiono, że należy je tak właściwie pomijać...
Zapisane
"Ilekroć walczymy z pychą świata czy z pożądliwością ciała albo z heretykami, zawsze uzbrójmy się w krzyż Pański. Jeśli szczerze powstrzymujemy się od kwasu starej złośliwości, to nigdy nie odejdziemy od radości wielkanocnej." Św. Leon Wielki
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #18 dnia: Października 12, 2017, 21:40:05 pm »

Ciekawe jest też pytanie o zależność, relację pomiędzy 'duchowością', 'Duchem' - a 'psychiką', 'umysłem', 'myślami' i 'emocjami'. Tzn. do tej drugiej grupy wrzuciłem różne rzeczy, ale piję do takich uwag i rozróżnień, które czasami można spotkać w kontekście np. 'charyzmatów' zielonoświątkowych, praktyk jogicznych czy nawet przeżyć mistyków chrześcijańskich. Mówi się, że ktoś pomylił sferę duchową z 'psychologicznym' uspokojeniem i zaspokojeniem, że takie-owakie doświadczenie nie było 'duchowe', ale czysto psychiczne, emocjonalne - czy też intelektualne. Albo odwrotnie, ktoś mówi o postępie duchowym i o tym, że na drodze tego postępu nie trzeba się przejmować problemami psychiki, jak np. rozkojarzenie, depresja etc.

Chodzi mi o to: jak rozpoznać 'autentycznie duchowe' doświadczenie, sferę duchową, skoro - tak na pierwszy rzut oka - to, co odbieramy, to albo rzeczy zmysłowe, albo nasze stany psychiczne... Skąd np. wiem, że po [iluś] dniach rekolekcji czy [iluś] latach systematycznej modlitwy poczyniłem 'postęp duchowy', a nie tylko doświadczyłem pozytywnych efektów, jakie tego rodzaju praktyki dają na gruncie psychicznym? Są np. ludzie, nie tylko nie-katolicy, ale nawet agnostycy czy ateiści, którzy stosują takie czy inne metody kontemplacji, medytacji, samokontroli, wyciszenia czy wyrzeczenia - i po jakimś czasie stwierdzają 'zbawienne skutki' ('jestem spokojny', 'znikła gonitwa niestosownych myśli', 'zwalczyłem nałogi' itd.).

Czy 'postęp duchowy' jest w ogóle falsyfikowalny? Albo czy możliwe jest, że ktoś 'postępuje duchowo' ku 'zjednoczeniu z Bogiem', a jednocześnie na poziomie psychicznym nie postępuje w ogóle, tylko wręcz się cofa? Czy można sobie wyobrazić świętego, który 'duchowo' jest już 'spełniony, wyciszony, pogłębiony, zjednoczony z Bogiem', a psychicznie jest np. kłębkiem nerwów, kompleksów, depresji, szaleństw, pokus itd.; i ten poziom duchowy w ogóle nie oddziałuje na sferę emocji i myśli?
Zapisane
Anawim
bywalec
**
Wiadomości: 96

« Odpowiedz #19 dnia: Października 13, 2017, 12:56:18 pm »

Żeby oddzielić tzw. duchowość od psychiki/umysłu trzeba by najpierw znać wszystkie przejawy psychiki i ewentualnie postulować, że coś "niepsychicznego" jest duchowe. Analogiczny problem dotyczy w ogóle rozróżnienia natura-łaska, czy przyrodzone-nadprzyrodzone. Kiedy ktoś mówi, że coś tam było li tylko "emocjami", to chyba ma na myśli, że nie byłu tutaj wpływu łaski. Oczywiście taki osąd jest trudny do zweryfikowania i stosowany wg doraźnych kryteriów osądzającego.

Trudno jest wskazać jakiś kolejny poziom (duchowy), różny od rozumu, woli, zmysłów i uczuć. Choć klasycznie rozum i wola to były władze duszy, których akty były niezależne od ciała. Dziś już trudno utrzymywać takie twierdzenia. Nasze myślenie jest ucieleśnione; rozumienie pojęć nie dokonuje się na drodze jakiejś abstrakcji, ale symulacji mentalnych, w które zaangażowane są obszary kory wyższego rzędu odpowiedzialne za podstawowe doznania zmysłowe (wzrokowe, słuchowe, motoryczne).

Ciekawym przypadkiem jest św. Teresa od Dzieciątka Jezus, która cierpiała z powodu jakiś zaburzeń psychicznych. Mamy jeszcze św. Jana Vianneya, który wg dzisiejszych kryteriów byłby się zaliczał do silnych neurotyków. Jak widać nie przeszkadza to w byciu świętym.
Zapisane
Strony: 1 [2] Drukuj 
Forum Krzyż  |  Traditio  |  Katolicki punkt widzenia  |  Wątek: Kiedyś było więcej doświadczeń mistycznych? « poprzedni następny »
 

Działa na MySQL Działa na PHP SMF 2.0.19 | SMF © 2014, Simple Machines Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!