Dają czadu w Watykanie.https://wiadomosci.wp.pl/seks-w-watykanie-nowa-ksiazka-dziennikarza-ktory-rozpetal-afere-vatileaks-6185942052972161a
W Syrakuzach na Sycylii odbyła się sesja zorganizowana przez Lożę Wielkiego Wschodu Włoch pod tytułem: „Kościół i masoneria, tak bliscy, a tak dalecy?”. Wydarzenie to miało charakter w pewnym sensie przełomowy, bo w dyskusji uczestniczył również katolicki biskup. Wywołało to sporo kontrowersji, ponieważ można było odnieść wrażenie, że Kościół chce się pojednać z masonerią. Tak jednak nie było. Bp Staglianò wyjaśnił, że na spotkanie z włoską masonerią poszedł z posłuszeństwa słowom Jezusa, który posyła swoich uczniów jak owce między wilki i każe im kochać swych nieprzyjaciół."Jako biskup, a przede wszystkim jako teolog chciałem im wytłumaczyć, że nie należą do komunii Kościoła” – podkreślił ordynariusz sycylijskiej diecezji Noto. Dodał, że zdecydował się na spotkanie z masonami również ze względu na tych, którzy są zdezorientowani i twierdzą, że można należeć do masonerii, a zarazem chodzić do kościoła, a nawet przystępować do Komunii. „Jest to niemożliwe. A że niektórzy twierdzą, iż do masonerii należą też pewni księża i biskupi, to właśnie dlatego potrzebna była miarodajna obecność biskupa, który powie jasno, że nie jest to możliwe. Bo jeśli jakiś katolik, a przy tym ksiądz czy biskup, należy do masonerii, to znaczy, że nie przejmuje się ekskomuniką i ma problemy ze swą katolicką tożsamością” – powiedział bp Staglianò. Podkreślił on, że mason, który chodzi do kościoła i przystępuje do Komunii jest człowiekiem zepsutym, skorumpowanym. „Pan Jezus właśnie takich ludzi ostrzega, że kiedy umrą i będą pukać do Ojca Niebieskiego, to On im odpowie: «nie znam was»” – dodał włoski biskup.
Akurat pozytyw. Z delikatnym "jajem" ale sprawa poważna. Różańca jak najwięcej i wszędzie. Inna sprawa:Widział ktoś z Państwa działający film o. Remigiusza Recława o tym w jaki sposób olać ciepłym moczem najnowszą instrukcję KEP dot. muzyki i zakazu perkusji? Na każdym źródle zacina mi się.
W każdym razie najpierw odwróciłem się od kościoła, już nie pamiętam dobrze, ale pewnie to był gdzieś okres gimbazy, zacząłem np. kwestionować sensowność mszy – przez krótki okres nawet zacząłem sam w domu się modlić/”rozmawiać” ze stwórcą, ponieważ uważałem, że standardowe modlitwy recytowane z pamięci nie są właściwym sposobem. Przede wszystkim zdałem sobie sprawę, że msze wcale nie pomagają mi w „duchowym” rozwoju, odczuwałem je bardziej jako swego rodzaju obowiązek niż pomoc z kontaktem z istotą wyższą.