Nie wiem jak Szanowni Forumowicze, ale ja po raz pierwszy spotykam się ze zrównaniem tradycyjnego katolicyzmu z terroryzmem islamskim.
Sam znam jedną rodzinę "tradycjonalistyczną", w której nie dzieje się dobrze, ale znam również przynajmniej kilka, z którymi wydaje się jak najlepiej.[/i]
że nie brakuje wsród nas ludzi lekko stukniętych.C'est la vie.
Inaczej - każdy ma swojego fioła.
Cóż, pojawia się kwestia, którą tu już kiedyś podnosiłem. Otóż z takimi filmami jak "Kreuzweg" problem jest mniej więcej taki jak z Inkwizycją, krucjatami, Indeksem Ksiąg Zakazanych itd. - czy linia obrony powinna opierać się na negowaniu przedstawionego obrazu ("to nieprawda, nasze dzieci wcale nie muszą się wyrzekać rock and rolla, gier komputerowych, dżinsów i chodzenia na imprezy, jesteśmy sympatycznymi normalsami, w sumie na luzie i na spokojnie, żyjemy sobie zwyczajnie w społeczeństwie, na ulicy nie odróżniłbyś nas od kogokolwiek innego"); czy też na uznaniu tego obrazu, ale przy odwrotnym wartościowaniu ("no tak, ale o co wam właściwie chodzi? oczywiście, że porządna dziewczyna nie powinna tańczyć na wuefie do diabelskiej muzyki, uganiać się za chłopakami, stroić w fatałaszki i tak dalej; pewnie, że promujemy umartwienie i surowość w wychowaniu, właśnie na tym polega prawdziwa, bezkompromisowa, katolicka miłość; w nas i wokół nas toczy się duchowa wojna, tu nie ma żartów") itd.? Tj. czy zaprzeczyć pokazanym praktykom, czy też ich bronić... Oczywiście można jakoś wyśrodkować podejście.
Znam też jedną rodzinę, bardzo ekstremalnie, posoborowo-katolicką, (ale nie "tradycjonalistyczną" bo dla niech lefebryści to sekta), w której sześcioro dzieci już dorosłych, ale żadne jeszcze nie założyło rodziny, i tak jakoś wszystko się nie klei....dziwaki jakieś.... I znam rodzinę religijnie obojętną w której jest dwóch dorosłych synów z rodzinami, i wszystko gra i mają się dobrze i każdy ma swoją firmę... i w ogóle....
Cytat: ATW w Grudnia 27, 2014, 22:00:31 pmCóż, pojawia się kwestia, którą tu już kiedyś podnosiłem. Otóż z takimi filmami jak "Kreuzweg" problem jest mniej więcej taki jak z Inkwizycją, krucjatami, Indeksem Ksiąg Zakazanych itd. - czy linia obrony powinna opierać się na negowaniu przedstawionego obrazu ("to nieprawda, nasze dzieci wcale nie muszą się wyrzekać rock and rolla, gier komputerowych, dżinsów i chodzenia na imprezy, jesteśmy sympatycznymi normalsami, w sumie na luzie i na spokojnie, żyjemy sobie zwyczajnie w społeczeństwie, na ulicy nie odróżniłbyś nas od kogokolwiek innego"); czy też na uznaniu tego obrazu, ale przy odwrotnym wartościowaniu ("no tak, ale o co wam właściwie chodzi? oczywiście, że porządna dziewczyna nie powinna tańczyć na wuefie do diabelskiej muzyki, uganiać się za chłopakami, stroić w fatałaszki i tak dalej; pewnie, że promujemy umartwienie i surowość w wychowaniu, właśnie na tym polega prawdziwa, bezkompromisowa, katolicka miłość; w nas i wokół nas toczy się duchowa wojna, tu nie ma żartów") itd.? Tj. czy zaprzeczyć pokazanym praktykom, czy też ich bronić... Oczywiście można jakoś wyśrodkować podejście.Opowiadałabym się raczej za tą pierwszą wersją, z tej prostej przyczyny, że obraz pokazany w filmie jest skrajnie przerysowany i po prostu nieprawdziwy.