[Nie widzi tu Pan zasadniczej różnicy? W 1903 r. człowiek wie, że coś jest złe, że to jest grzech, że Kościół nie pozwala, ale to robi. 100 lat później nie ma tego problemu. Tu nie chodzi o Hrabiego Monte Cristo, ale o świadome przekroczenie zakazu.
Oczywiście, że widzę różnicę, ale nie nazwałbym jej zasadniczą. Rozumiem, że to chodzi głównie o złamanie zakazu, ale jednak czuję się nieswojo, że jakaś rzecz była zakazana ( bo była szkodliwa dla duszy), a potem przestała być zakazana (bo przestała być szkodliwa). Czyli mojemu dziadkowi Balzac szkodził, a mnie już nie szkodzi? On by się zgorszył czytając
Splendeurs et misères des courtisanes, a ja się mogę tylko z tego śmiać? Swoją drogą, biedny dziadek...
Jeśli jednak tak to działa, to w takim razie może prenumeratora Playboya też szkodziła tylko poprzedniemu pokoleniu, a my możemy spokojnie się delektować?. A jak nie my, to nasze dzieci - oni przecież całkiem przywykli do znacznie gorszych rzeczy (a jak nie przywykli jeszcze, to przywykną). Playboy to niewinna gazetka, w porownaniu z całym hardcorem jaki jest teraz w sieci - podejrzewam, że mniej szkodzi dzisiejszemu nastolatkowi niż Balzac dorastającym panienkom w XIX w.