Jednym słowem jak widać retoryka jaką przyjmują polscy biskupi brzmi całkiem swojsko, w rodzaju: "Nic się nie stało - Polacy - nic się nie stało!"
Kardynał Kasper usatysfakcjonowany wynikami synodu, drzwi dla komunii dla rozwodników zostały otwarte, teraz wszystko w rękach papieża!
Jeśli historia czegokolwiek uczy, to tylko tego, że ludzie niczego się z historii nie nauczą.
Tematem tabu jest natomiast cierpienie dzieci, ich wstyd i cichy bunt, brak ojca.
Czyli teraz papież albo usankcjonuje komunię dla rozwodników i popadnie w herezję, albo potwierdzi tradycyjne nauczanie, a wtedy biskupi niemieccy (i inni) powiedzą "niet".Dokładnie w taką samą pułapkę wpakował się Paweł VI ze swoją komisją badającą antykoncepcję.
W krajach, gdzie rozwód jest możliwy na wniosek tylko jednej ze stron bez żadnego ustalania przyczyn i winy, większość rozwodów następuje w małżeństwach w których nie ma żadnego poważnego konfliktu (małżonkowie po prostu "dryfują w osobnych kierunkach").W USA, gdzie "no-fault divorce" jest prawdziwą epidemią, mówi się, że jedynym kontraktem, którego egzekucji nie można wymusić na drodze prawnej jest kontrakt małżeński. No bo cóż to za kontrakt, od którego można odstąpić w dowolnej chwili bez podania przyczyny? Ale biskupom tak naprawdę nie zależy na wzmocnieniu instytucji małżeństwa. Dlatego tak naprawdę wszystkie te górnolotne sformułowania n/t rodziny w przemówieniach i postanowieniach "ojców synodalnych" są czystym łgarstwem.