Forum Krzyż
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Kwietnia 23, 2024, 09:51:48 am

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane
www.UnaCum.pl

Centrum Informacyjne Ruchu Summorum Pontificum
231954 wiadomości w 6630 wątkach, wysłana przez 1668 użytkowników
Najnowszy użytkownik: magda11m
Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja
Forum Krzyż  |  Traditio  |  Katolicki punkt widzenia  |  Wątek: "Skąd mam wiedzieć, że Kościół się nie myli?"
« poprzedni następny »
Strony: [1] Drukuj
Autor Wątek: "Skąd mam wiedzieć, że Kościół się nie myli?"  (Przeczytany 1436 razy)
Jarod
aktywista
*****
Wiadomości: 2525


« dnia: Lipca 25, 2014, 22:44:14 pm »

Powiedziałam więc Panu Bogu: "skąd mam wiedzieć, że kościół się nie myli? Czy to Ty mi mówisz, że In vitro jest złe, czy jakiś ksiądz, który na niczym się nie zna? A przecież dałeś ludziom rozum i umiejętności po to żeby z nich korzystali. Dałeś powołanie lekarzowi, który mówi, że to tylko forma leczenia, jak każda inna. Dlaczego mam mu nie wierzyć? Przecież nie wykluczam Cię, to ostatecznie  Ty dasz życie temu dziecku. W takim razie na własną odpowiedzialność podejmuję tę decyzję."

To z Deona... http://www.deon.pl/pro-life/in-vitro/art,30,przeszlam-in-vitro.html

Ale zetknąłem się z tym argumentem w tym tygodniu w dyskusji z katolikami. Generalnie chodzi o indyferentyzm. To, że jest encyklika Grzegorza XVI o indyderentyzmie też nie ma znaczenia (dla pewnych grup katolików), bo przecież "Kościół tyle razy się mylił" więc papież też mógł się mylić w tej encyklice...

Skąd wiemy, że to co Kościół podaje do wierzenia - zwłaszcza w szczegółowych sprawach moralności - jest prawdą? Jakie są najlepsze argumenty w dyskusji z takimi katolikami, którzy twierdzą, że wystarczy przecież ogólnie 10 przykazań a nie jakieś szczegółowe Magisterium Kościoła, bo to przecież tylko wytwór czysto ludzki i pewnie błędny...
Zapisane
Seb. Kozłowski
rezydent
****
Wiadomości: 291

« Odpowiedz #1 dnia: Lipca 26, 2014, 10:30:13 am »

Czasami w dyskusjach z takimi niedowiarkami staram się szukać argumentacji poza religijnej. Np. co do in vitro - warto poznać głębiej całą tę procedurę, czy raczej proceder.

Jak dotrzeć do tak rozumujących ludzi? - posłużę się przykładami z własnego doświadczenia.
Czasami, gdy dyskutuję o liturgii i mówię, że komunia na stojąco jest szkodliwa dla nas, bo oducza nas szacunku do Boga, to ludzie powiadają, że to nie ma znaczenia, bo przecież w duchu trzeba Boga czcić, a postawa ciała nie ma znaczenia. Zauważyłem, że w tego rodzaju sytuacjach największe wrażenie robi ... odwołanie się do świeckiej wiedzy i świeckiego doświadczenia. Wielokrotnie wykorzystanym przeze mnie argumentem jest odwołanie się do praw psychologii. Powiadam wówczas, że psychologia naucza nas, iż jest coś takiego, jak mowa ciała. Postawa ciała, mimika, gestykulacja - to więcej czasami mówi o moich myślach i emocjach, niż słowa. Zatem jeśli ja mówię piękne słowa, ale mowa mojego ciała nie podąża za tym, co mówię, to czy słowa te nie są puste? Mogę dziesięć razy powiedzieć umiłowanej kobiecie "kocham cię", lecz wystarczy, abym tylko jeden raz powiedział to byle jak, na odczepnego... czy ta kobieta, będąc roztropną, nie poczuje się obrażona, czy nie uzna, że te słowa są pozbawione treści? Ponadto psychologia powiada, że jeśli jestem przygnębiony, to mam tendencję do chodzenia ze spuszczoną głową. Jeśli pragnę odpocząć od myśli, które mnie przygnębiają, to psychologowie radzą - uwaga! - świadomie chodzić z podniesioną głową. To czysto behawioralne podejście, ale działa! Zatem postawa ciała opowiada o moim życiu wewnętrznym, jednocześnie mogę wpływać na swoje życie wewnętrzne poprzez korygowanie postawy ciała. A zatem: jeśli przyjmuję komunię na stojąco, to wbijam sobie do głowy, że Pan Jezus jest takim równym mi jegomościem. Ale jeśli klękam... to wbijam sobie do głowy, że nie jesteśmy sobie równi. Kościół o tym wie od chwili swych narodzin, a wiedza ta została mu dana przez samego Pana Jezusa, który jest Głową i Założycielem Kościoła.

Podsumowując: próby obrony nieomylności Kościoła raczej nie na wiele się zdadzą w takich sytuacjach. Można próbować wyprowadzać dowód nieomylności z faktu, że Pan Jezus jest Głową i Założycielem Kościoła, że jest obietnica asystencji Ducha Św., ale to na nic. Ludzie myślący takimi kategoriami są w stanie tak głębokiego wewnętrznego i intelektualnego ubóstwa, że do nich to nie dotrze. Żadne encykliki też nie pomogą. Co do indyferentyzmów i innych takich pojęć filozoficznych - nie ma żadnych szans, aby tacy ludzie zwrócili na taką argumentację uwagę, nie mówiąc już o zrozumieniu jej. Moim zdaniem większe są szanse dotarcia do nich drogą okrężną poprzez świeckie doświadczenie.

Jeśli Kościół podaje normy moralne, to one są bardzo łatwe do obronienia i uzasadnienia argumentami z psychologii, medycyny, socjologii. To jest akurat dość łatwe. Poważną trudnością dla nas jest tylko to, że trzeba posiąść ogromną ilość wiedzy. Ponadto trzeba się nauczyć dobrze dyskutować. Nie wolno atakować poglądów strony przeciwnej, nie wolno sugerować, że są błędne. Nie wolno też próbować ich przebijać siłą autorytetów. Działanie wbrew tym zasadom prowadzi do umocnienia fałszywych przekonań w naszych rozmówcach. Należy ograniczyć się tylko do obrony naszych pozycji i trzeba to czynić z ogromną delikatnością.
Warto przy tym pamiętać, jak św. Paweł wypowiedział się do Ateńczyków: nie zaatakował ich wielobóstwa, ale połechtał mówiąc "O Ateńczycy, we wszystkim widzę was wysoce pobożnymi. Przechodząc bowiem i patrząc na świętości wasze, znalazłem też ołtarza, na którym było napisane <Nieznanemu Bogu>"
Co do ilości słów - powinniśmy mówić jak najmniej, aby nasi rozmówcy raczej nas dopytywali. Wciskając im mnóstwo wiedzy i argumentów zaczopujemy im głowy, ani nie zrozumieją o co nam chodzi, ani się tym nie zainteresują.
Jakość argumentów zawsze pozostanie niczym, dopóki nasi rozmówcy nie zobaczą, że żyjemy tym, co mówimy.
I znów z własnego doświadczenia: kilku moich kolegów po malutku zaczyna się interesować życiem Kościoła oraz kryzysem Kościoła... ale jak do tego doszło? Kilkanaście lat temu byli zgodni, że tylko kaprysem, chwilowym zauroczeniem jest, że chodzę na msze trydenckie. Mijały lata... a ja byłem  coraz bardziej przekonany, że oni nigdy się nie zainteresują tematem... Zainteresowali się, bo zobaczyli że stoję przy tym, co deklarowałem. Zobaczyli, że nie tylko gadam o wstrzemięźliwości od mięsa w piątek... razem spotykaliśmy się przy grillu, ale ja wolałem nic nie zjeść, niż jeść mięso w piątek. Pewnego razu czekałem do północy, a upewniwszy się, że jest co najmniej kilka minut po północy przystąpiłem do konsumpcji. Koledzy śmiali się z tego rygorystycznego podejścia, ale po latach widzą to trochę inaczej. Jeden z nich zainteresował się myślą św. Maksymiliana Kolbego (chodziło głównie o jego rzekomy antysemityzm), dałem koledze książkę z tekstami świętego... niech czyta. Zastanawiam się tylko nad tym, ile naszkodziłem swoją nadmierną gorliwością, a ile pomogłem kiełznając ją.

Na koniec elaboratu muszę powiedzieć z całą mocą. Nie te argumenty są najlepsze, które są najlepsze, ale te, które są poparte przykładem naszego życia.
Dyskutując z ludźmi mówmy jak najmniej, wkładając w to jak najwięcej serca, miłości do Pana Boga i miłości do dusz. Nie rozgadujmy się, oszczędzajmy gardło i język. Im mniej przestrzeni i czasu w takich sytuacjach zajmiemy sami sobą, tym więcej pozostanie przestrzeni i czasu dla Pana Boga. Zapraszajmy Pana Boga do zajęcia tej przestrzeni i tego czasu. Zajmujmy się więcej pracą nad dostosowaniem naszych obyczajów do wymagań naszej wiary, niż opowiadaniami o naszej wierze. Mówmy tylko wówczas, gdy nas zapytają i nawet mówmy mniej, niż myślimy, że od nas oczekują. Najwyżej się dopytają, tak będzie lepiej, bo to oznacza, że zainteresowali się tematem. Nikt lepiej nie potwierdzi nieomylności papieża i Kościoła, niż my sami, a zrobimy to nie inaczej, niż przykładem naszego życia. Bądźmy łagodni i tolerancyjni dla błędów i niedostatków naszych rozmówców, jednocześnie bądźmy bardzo rygorystyczni dla siebie. Z wielką pilnością realizujmy nauczanie Kościoła. Bądźmy dla siebie bardzo surowi: jeśli Kościół powie "idź dziesięć metrów prosto, a potem zmień kurs na prawo o około 30 stopni" to odmierzmy te 10 metrów miarką, a potem użyjmy kątomierza. Jednak widząc naszego słabszego rozmówcę podążającego tym samym śladem bądźmy dla niego wyrozumiali: niechby przeszedł tylko dziewięć metrów i zmienił kurs o 25 stopni, przymknijmy na to oko. Taka surowość dla siebie i łagodność dla bliźnich jest kluczem do sukcesu apostolskiego.
Zapisane
Anna M
aktywista
*****
Wiadomości: 7381

« Odpowiedz #2 dnia: Lipca 27, 2014, 19:55:45 pm »

Skąd wiemy, że to co Kościół podaje do wierzenia - zwłaszcza w szczegółowych sprawach moralności - jest prawdą? Jakie są najlepsze argumenty w dyskusji z takimi katolikami, którzy twierdzą, że wystarczy przecież ogólnie 10 przykazań a nie jakieś szczegółowe Magisterium Kościoła, bo to przecież tylko wytwór czysto ludzki i pewnie błędny...

Oczywiscie, że 10 przykazań wystarczy, ale nie do końca. Dziesięcioro przykazań Boskich obowiązuje wszystkch ludzi, dlatego, bo one należą do moralnego prawa natury. Ale oprócz moralnego prawa natury, kazdego chrześcijanina obowiązuje jeszcze prawo ewangeliczne i prawa kościelne i słuszne prawa Boże. Etyka ogólna uczy, że nie wystarcza ludziom norma moralności subiektywna, czyli sumienie, ale potrzebna jest również norma obiektywna, na której dopiero sumienie sie wzoruje. Normą moralności obiektywną jest Bóg i prawo Boże moralne oraz prawa ludzkie, zgodne z prawem Bozym.

"Poza Bogiem nie ma sprawdzianu, który by pozwalał rozróżniac stale i na pewno dobre od złego. Według niedowiarków pojęcie dobrego i złego jest względne, jest czymś płynnym. Co w jednym środowisku uznaje sie za występek, to gdzie indziej, lub w innej epoce, może być zalecane jako cnota". Jest to nihilizm moralny, czyli anarchia duchowa, wykluczająca mozliwość jakichkolwiek zasad.

Uważam i tak myślę, że ... żeby dyskutować w temacie moralności trzeba oprzeć się na trwałym fundamencie, gdzie jest to bardzo dobrze tłumaczone, a mianowicie na "Apologetycznym katechizmie katolickim" - ks. Walentego Gadowskiego. Być może na czymś innym też, ale ja akurat w nim poczytałam i na nim się opieram pisząc tu.

Część II to nauka moralności chrześcijańskiej gdzie od strony 210 do 252 jest w tym temacie pisane, wyjaśniane, podawane przykłady. Zaczyna się od potrzeby dobrych uczynków, dalej rozum nie jest najwyższą normą moralności, opinia publiczna nie jest normą moralności, ustawy nie sa najwyższą normą moralności, ale Bóg i prawo Boże jest najwyższą normą moralności, etc ... Wszystko pięknie tłumaczone, podawane sa przykłady.
Zapisane
Anna M
aktywista
*****
Wiadomości: 7381

« Odpowiedz #3 dnia: Lipca 28, 2014, 15:58:44 pm »

Powiedziałam więc Panu Bogu: "skąd mam wiedzieć, że kościół się nie myli? Czy to Ty mi mówisz, że In vitro jest złe, czy jakiś ksiądz, który na niczym się nie zna? A przecież dałeś ludziom rozum i umiejętności po to żeby z nich korzystali. Dałeś powołanie lekarzowi, który mówi, że to tylko forma leczenia, jak każda inna. Dlaczego mam mu nie wierzyć? Przecież nie wykluczam Cię, to ostatecznie  Ty dasz życie temu dziecku. W takim razie na własną odpowiedzialność podejmuję tę decyzję."

To z Deona... http://www.deon.pl/pro-life/in-vitro/art,30,przeszlam-in-vitro.html
(...)

Ciekawy artykuł w temacie in-vitro. Referat wygłoszony 21 maja 2002 r. w Lublinie w ramach spotkań organizowanych przez Koło Naukowe Teologów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Zauważmy, że już w 1949 r., czyli prawie 30 lat przed przyjściem na świat pierwszego dziecka "z próbówki", papież Pius XII zajął jasne i bezapelacyjne stanowisko co do niemoralności tej metody. Publikowany wykład jest dowodem na to, że 60 lat później wszelka argumentacja w gruncie rzeczy sprowadza się do czterech wyżej wymienionych przez papieża punktów. Z jedną istotną różnicą: Pius XII w przeciwieństwie do współczesnych, wspominając godność natury ludzkiej nigdy nie odnosi się do ontologicznej godności "osoby ludzkiej", spuścizny rewolucji francuskiej. Bowiem wbrew personalizmowi tradycyjne Nauczanie Kościoła głosi, iż godnością naszą jest możliwość uczestnictwa w życiu Bożym, którego odrzucenie stanowi wyrzeczenie się godności dla której zostało się stworzonym.

(...)

Zapłodnienie in vitro — mity i kłamstwa

http://rodzinakatolicka.pl/index.php/publicystyka/5-komentarze/7538-in-vitro-mity-i-kamstwa
Zapisane
Strony: [1] Drukuj 
Forum Krzyż  |  Traditio  |  Katolicki punkt widzenia  |  Wątek: "Skąd mam wiedzieć, że Kościół się nie myli?" « poprzedni następny »
 

Działa na MySQL Działa na PHP SMF 2.0.19 | SMF © 2014, Simple Machines Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!