Tylko teraz panuje gnoza. Wszystko tłumaczy się naukowo, a wszelkie inne tłumaczenia to albo zabobon, albo nieoczekiwany zbieg okoliczności itd.
Cytat z abp abp. Teodorowicza ciekawy. Jednak zdaje mi się, że to dość niebezpieczny pogląd. No bo skoro niektóre cuda biblijne są fake, to skąd wiadomo, które? Wkraczamy na śliską ścieżkę.
Niebezpieczna
Cytat z abp abp. Teodorowicza ciekawy. Jednak zdaje mi się, że to dość niebezpieczny pogląd. No bo skoro niektóre cuda biblijne są fake, to skąd wiadomo, które? Wkraczamy na śliską ścieżkę. A wracając nieco do "cudów kanonizacyjnych": czy znany jest Państwu jakiś przypadek cudu uznanego w procesie beatyfikacyjnym lub kanonizacyjnym, który byłby innego typu niż uzdrowienie?
CytujCytat z abp abp. Teodorowicza ciekawy. Jednak zdaje mi się, że to dość niebezpieczny pogląd. No bo skoro niektóre cuda biblijne są fake, to skąd wiadomo, które? Wkraczamy na śliską ścieżkę. Niebezpieczna, szczególnie gdy rozciąga się na Nowy Testament (egzegeza w stlyu Bultmanna, nierozważnie stosowana metoda historii form itd.). Chociaż wydaje się, że Magisterium Kościoła już sobie z tym poradziło, to jednak nie wszyscy o tym pamiętają, a gdzieniegdzie "duch Soboru" dalej przyzwalał np. na negowanie Zmartwychwstania.
Kwestia umiaru tudzież rozdzielenia tego, co jest konieczne dla spójności Magisterium i tego, co nie jest.
i że jeśli dopuścimy myśl, iż z tym Jonaszem w brzuchu ryby to metafora, legenda lub nieporozumienie [...]
Zwolennicy wdrożenia 8 rozdziału AL w praktyce, wbrew pozorom nie zaprzeczają słowom Chrystusa wprost, ale właśnie argumentując konieczność zmian tym, że przecież "w czasach Chrystusa nie było dyktafonów" (jak to "ładnie" określił niedawno jeden z arcybiskupów) - co oznacza po prostu tyle, że uważają, iż słowa w Ewangeliach przypisywane Jezusowi (np. te o rozwodach i cudzołóstwie właśnie) nie są de facto jego słowami, a pisemnym ukonstytuowaniem wierzeń i zasad ówczesnej społeczności wczesnochrześcijańskiej.
W ten sam sposób zresztą jest dziś argumentowane "otwarcie się" na żyjących w cudzołóstwie. Zwolennicy wdrożenia 8 rozdziału AL w praktyce, wbrew pozorom nie zaprzeczają słowom Chrystusa wprost, ale właśnie argumentując konieczność zmian tym, że przecież "w czasach Chrystusa nie było dyktafonów" (jak to "ładnie" określił niedawno jeden z arcybiskupów) - co oznacza po prostu tyle, że uważają, iż słowa w Ewangeliach przypisywane Jezusowi (np. te o rozwodach i cudzołóstwie właśnie) nie są de facto jego słowami, a pisemnym ukonstytuowaniem wierzeń i zasad ówczesnej społeczności wczesnochrześcijańskiej.
No właśnie, a kiedy agnostycy, ateiści itd. piszą długie traktaty o sprzecznościach w Ewangeliach, o warstwach tekstu w Biblii, autorstwie ksiąg starotestamentalnych, o tradycji jahwistycznej i kapłańskiej - to katolik nie uśmiecha się kpiąco.
Pewnie ma Pan rację Po prostu po tylu latach ten prawacki matrix zaczyna trochę frustrować. To jak film "Dzień świstaka".
Owszem, chyba mówił o tym nowy generał Jezuitów. Ale to argumentacja bardziej... prymitywna. Aż mnie zdziwiło, że takiej używa. Bardziej zaginające jest podpieranie się słowami "poza wypadkiem nierządu" (i zachwycanie się teologią prawosławną).
Zaniepokoił mnie Pan, bo ja ostatnio zaczynam się właśnie uśmiechać kpiąco jak słyszę/czytam takie gadanie. Czy to znaczy, że przestaję być katolikiem?