Forum Krzyż
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Kwietnia 27, 2024, 00:50:07 am

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane
www.UnaCum.pl

Centrum Informacyjne Ruchu Summorum Pontificum
231962 wiadomości w 6630 wątkach, wysłana przez 1668 użytkowników
Najnowszy użytkownik: magda11m
Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja
Forum Krzyż  |  Disputatio  |  Poczekalnia  |  Wątek: Sens cierpienia
« poprzedni następny »
Strony: [1] 2 3 Drukuj
Autor Wątek: Sens cierpienia  (Przeczytany 4807 razy)
Filomena
adept
*
Wiadomości: 26

« dnia: Maja 08, 2014, 14:04:00 pm »

Witam wszystkich  :D
Jestem tu nowa, forum bardzo ciekawe. Ciesze sie, ze jest tutaj tylu ludzi głębokiej wiary.
Też jestem osobą wierzącą, praktykującą, staram się pogłębiać swoja wiedzę, znajomość Pisma św i Tradycji. Nie znaczy to jednak, że wiem wszystko i od czasu do czasu nie dręczą mnie różne wątpliwości, które zaraz przedstawię, w nadziei, że uczestnicy forum zaraz je rozwieją, bez obrażania mnie, bo alfa i omega nie jestem i może jakichś oczywistości nie widzę i nie rozumiem.
Mamy Kościół katolicki, który zalozony przez naszego Zbawiciela a natchniony przez Ducha sw, chroniony przez Matke Boska, oparty na Pismie sw i tradycji, dzieki Boskiej łasce przetrwal dwa tysiace lat. W naszym Kosciele jest zbawienie, zawsze zdarzaly cuda, objawienia, święci, świadectwa głębokiej wiary, która góry przenosi. Tu nie ma wątpliwości. Załamuje mnie jednak wszechobecna i bardzo potężna inwazja zła. Mamy z drugiej strony anty-kosciól, masonerie czy inne organizacje o podłożu satanistycznym, które trwają jawnie i w ukryciu przez tysiace lat. Jak to jest mozliwe? Przeciez mówi sie w naszym kosciele, ze dziela, ktore sa złe nie mogą się ostać, że zło niszczy samo siebie, że tylko dzięki Bożej łasce, tylko dobre dzieła mogą przetrwać. Jak to jest mozliwe, ze masoneria dziala juz tyle stuleci, coraz silniejsza, przeniknela do struktur Kosciola niszczy go od srodka?? Jak to jest mozliwe, ze zdobyla chrzescijanska Europe?? Dlaczego nie uległa samozagładzie?
Druga sprawa: sens cierpienia - dlaczego zdrowie, łaska, prawda, musza byc okupione cierpieniem? Dlaczego swieci mistycy to byly zawsze głęboko cierpiące osoby przejmujace na siebie rany Chrystusa, ofiarujace swoje zycie i zdrowie za innych ludzi, za kosciol. Swieci stygmatycy wiekszosc czasu ciezko chorowali, w kazdy piatek w agonii, nie jedzac latami nic oprocz hostii. Dlaczego, aby wyprosic łaski u Boga potrzebna jest oprocz modlitwy, postu tez ogromna ofiara cierpienia?? Przecież "kto prosi otrzymuje, kto szuka znajduje a kołaczącemu otworzą"?? Przecież pan Bog jest miłosierny, wiec dlaczego ta ofiara cierpienia jest potrzebna?
Zapisane
Richelieu
aktywista
*****
Wiadomości: 858


« Odpowiedz #1 dnia: Maja 08, 2014, 14:26:43 pm »

Na pewno inni Forumowicze lepiej i pełniej przedstawią odpowiedzi na Pani pytania,
ale wydaje mi się, że można je też - jako wstęp do rozwinięcia - przedstawić dość syntetycznie i zwięźle:
1. Zło stało się i istnieje na świecie (zarówno materialnym jak i duchowym) jako skutek wolnej woli i szanowania przez Boga dokonywanych złych wyborów.
Konkretna zła sprawa, jak np. przywołana przez Panią masoneria, oczywiście nie musi istnieć wiecznie i nie ma takiej gwarancji, ale w jej miejsce, jeśli kiedyś przestanie istnieć lub mieć znaczenie, mogą i powstaną inne formy zła, które będzie istnieć na świecie aż do jego skończenia i Sądu Ostatecznego.
2. Cierpienie jest skutkiem wyboru człowieka: zostało nam dane w wyniku popełnienia grzechu pierworodnego jako kara za to nieposłuszeństwo Bogu, którego skutki obciążają każdego człowieka.
Chrzest uwalnia od tego grzechu, ale nie od następstw jego zaciągnięcia, którym jest istnienie cierpienia na świecie, a także skażenie natury człowieka zdolnością do popełniania grzechów. Zdolność tę ogranicza stan łaski uświęcającej, ale nie w stopniu całkowitym, stąd możność ponownego upadania w grzech.
Zapisane
Kefasz
aktywista
*****
Wiadomości: 3938


Amen tako Bóg daj, byśmy wszyscy poszli w Raj.

ministrantura śpiewniki tradycja->
« Odpowiedz #2 dnia: Maja 08, 2014, 15:29:59 pm »

Jestem tu nowa, forum bardzo ciekawe. Ciesze sie, ze jest tutaj tylu ludzi głębokiej wiary.
 Nie znaczy to jednak, że wiem wszystko i od czasu do czasu nie dręczą mnie różne wątpliwości, które zaraz przedstawię, w nadziei, że uczestnicy forum zaraz je rozwieją, bez obrażania mnie, bo alfa i omega nie jestem i może jakichś oczywistości nie widzę i nie rozumiem.

Mój Boże... bracia forumowi! Spójrzcie cośmy zrobili - nowa osoba cicho prosi, by jej nie obrażać... I zastrzega się, że nie nie uważa się za ostateczny autorytet!
Oj źle pracujemy i niedobrze świadczymy o Panu Bogu i świętym Kościele...
Zapisane
Stare jest lepsze Ł5,39
liczne stare książki->http://chomikuj.pl/Pjetja
Z forum amerykańskich tradycjonalistów:
Oto zwyczajowe napomnienie: unikaj żarliwości; krytykuj zasady, nie ludzi.
Bądź rozróżniający, lecz nie czepialski. Bądź pouczający lecz nie zgryźliwy. Bądź zasadniczy, zamiast natarczywy.
Fideliss
aktywista
*****
Wiadomości: 931

« Odpowiedz #3 dnia: Maja 08, 2014, 16:15:20 pm »

Pani Filomeno, nie jest pani osamotniona w swoich rozterkach.
Co tu dużo mówić, też je podzielam, nawet - mam ich więcej. Po to Stwórca dał nam rozum żebyśmy myśleli i zadawali sobie pytania i zauważę. że im bardziej posuwam się w latach tym więcej takich wątpliwości ocierających aż o chwile zwątpienia narasta. Ale jak powiedział niejaki Jean Lacroix;
"Nie ma wiary autentycznej i słusznej, której by nie towarzyszyła cząstka stale przezwyciężanej niewiary."

Przecież kwestia cierpienia nie zawęża się li-tylko do chrześcijaństwa. A co uczynić z taką postacią (tu przeze mnie wyimaginowaną), powiedzmy Markiem Secundusem,
który żył w I wieku przed Chrystusem, w starożytnym Rzymie, niedaleko Via Appia. Życie prowadził uczciwe, nikogo nie skrzywdził, klepał biedę garncarza, bogobojny był, okadzał te swoje domowe lary, bożkom się kłaniał, ale żona mu pomarła i dzieci też, zachorował ciężko, doznał paraliżu, ludzie kuternogą go przezywali i zmarł w wielkich męczarniach w pożarze swojej lepianki. I co stało się z jego duszą? Przecież nieochrzczony był i Wiary Prawdziwej poznać nie mógł.

A dlaczego Nasz Dobry Ojciec zezwolił żeby Jego Syn Umiłowany w takich męczarniach....... ??? Dlaczego? Dlaczego?

Mam kontynuować? Chyba zbyteczne byłoby i gorszące.
Proponuję wgooloć się w "zwątpienia w wierze". Tam dyskutują o tych kwestiach.

P.S. A cóż nam pozostaje. Ateizm materialistyczny odrzucam a priori jako bełkot śliniącego się idioty.
 
Zapisane
Regiomontanus
aktywista
*****
Wiadomości: 3617


« Odpowiedz #4 dnia: Maja 08, 2014, 16:24:43 pm »

Zło to rzecz, można powiedzieć, "naturalna". Amerykańska pisarka Flannery O'Connor powiedziała kiedyś, że świat to terytorium w większości kontrolowane przez diabła, ale nawet pośród największego zła (a często zwłaszcza tam)  pojawiają się znienacka przebłyski łaski.

Jedni odrzucają łaskę, więc cierpią, są jak zabawka w ręku diabła.

Ci, którzy przyjmują łaskę, cierpią również - a nawet jeszcze bardziej: łaska zmienia, a zmiana jest zawsze bolesna. I think there is no suffering greater than what is caused by the doubts of those who want to believe.

Tak więc nie ma ucieczki od cierpienia.
Zapisane
Certe, adveniente die judicii, non quaeretur a nobis quid legerimus, sed quid fecerimus.
jp7
Administrator
aktywista
*****
Wiadomości: 5521


« Odpowiedz #5 dnia: Maja 08, 2014, 16:38:40 pm »

Druga sprawa: sens cierpienia - dlaczego zdrowie, łaska, prawda, musza byc okupione cierpieniem? Dlaczego swieci mistycy to byly zawsze głęboko cierpiące osoby przejmujace na siebie rany Chrystusa, ofiarujace swoje zycie i zdrowie za innych ludzi, za kosciol. Swieci stygmatycy wiekszosc czasu ciezko chorowali, w kazdy piatek w agonii, nie jedzac latami nic oprocz hostii. Dlaczego, aby wyprosic łaski u Boga potrzebna jest oprocz modlitwy, postu tez ogromna ofiara cierpienia?? Przecież "kto prosi otrzymuje, kto szuka znajduje a kołaczącemu otworzą"?? Przecież pan Bog jest miłosierny, wiec dlaczego ta ofiara cierpienia jest potrzebna?
Ujmijmy to tak: ma Pani Ukochaną Osobę. Osoba ta cierpi. Jeśli swoim cierpieniem choć trochę może Pani ulżyć Ukochanej Osobie w cierpieniu - to czy nie będzie Pani sama chciała dla Niej cierpieć? Dlatego cierpieli mistycy, dlatego u wielu świętych była CHĘĆ męczeństwa (np. św. Franciszek - nie spełniona).

By wyprosić łaski cierpienie nie jest niezbędne. Ale chcieć brać nie dając nic w zamian - to też trochę jakby nie jest w porządku. Dostawać tylko dlatego że proszę (choć i wtedy Pan Bóg wysłuchuje)?
Zapisane
Kyrie Eleison!
Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?
Wewiórka
*NOWICJUSZ*
uczestnik
***
Wiadomości: 228

« Odpowiedz #6 dnia: Maja 08, 2014, 23:06:54 pm »

Panu Bogu nic od nas nie jest potrzebne, to nam jest potrzebne oczyszczenie z bardzo wielu złych rzeczy, a to, że możemy  się oczyścić tylko w cierpieniu, to właśnie świadczy o naszej skażonej naturze, oczywiście grzechem pierworodnym.
Zapisane
Anna M
aktywista
*****
Wiadomości: 7381

« Odpowiedz #7 dnia: Maja 08, 2014, 23:08:42 pm »

Żeby bliżej zrozumieć sens, cel cierpienia (bo cierpienie jest tajemnicą Pana Boga) to polecam tę pozycję:

Chrystus w cierpieniu i chwale - bp Tihamér Tóth

http://www.rodzinakatolicka.com.pl/pl/p/Chrystus-w-cierpieniu-i-chwale-bp-Tihamer-Toth/190

... bp Toth zaczyna swoje kazania od grzechu pierworodnego.

"Zanim zacznę mówić, co cierpiał Chrystus, musimy sobie zdać sprawę, dlaczego cierpiał? Musimy poznać nędzę i rozterki duszy ludzkiej, wołającej o przyjście Zbawiciela, w czasach przedchrystusowych. Dlaczego Syn Boży stał się człowiekiem, co to jest grzech pierworodny, kim jest Zbawiciel, czym jest dzieło odkupienia, co to znaczy, że jesteśmy odkupieni?" (fragment książki).

Pięknie łączy nasze ludzkie cierpienia z cierpieniami Zbawiciela. Na prawdę warto po to sięgnąć. Takich kazań dzisiaj brak.


Św.Ludwik de Monfort radzi nam: "Winniście umieć większe korzyści wyciągać z krzyżów małych aniżeli z wielkich. Pan Bóg patrzy nie tyle na wielkość cierpienia, ile raczej na sposób w jaki człowiek je znosi. Cierpieć wiele i źle, jest to cierpieć jak szatan. Mało czy dużo, ale dla Boga cierpieć, jest to cierpieć jak święty. Jeśli czasem sam możesz sobie wybrać krzyż, wybierz raczej mały i niewidoczny, a nie wielki i łatwo wpadający w oczy. Nasza pycha może się domagać, abyśmy szukali, wybierali, a nawet brali na siebie krzyż wielki i dla wszystkich widoczny; wybierać właśnie małe i ukryte i dźwigać je z radością potrafi tylko człowiek obdarzony wielką łaską i pałający wielką miłościa Bożą. Gdy niesiecie krzyż, spoglądajcie na cierpienia i rany Jezusa Ukrzyżowanego".


O cierpieniu człowieka

Wypowiedź z 2002 roku. Ksiądz Tomasz A. Dawidowski FSSP odpowiada na pytania związane z doktryną katolicką. Tym razem zastanowimy się, jaki jest sens cierpienia.

(...)

http://www.przymierzezmaryja.pl/O-cierpieniu-czlowieka,1102,a.html
Zapisane
Rita
uczestnik
***
Wiadomości: 209

« Odpowiedz #8 dnia: Maja 09, 2014, 00:55:48 am »

Pani Filomeno, stawia Pani pytania, na które w życiu doczesnym nie znajdzie satysfakcjonującej odpowiedzi. W tzw. skrócie (czasami skróty pomagają): Bóg, którego dałoby się zrozumieć, nie byłby Bogiem. Człowiek po grzechu pierworodnym skazany jest na doświadczanie cierpienia, które pozostanie dla niego tajemnicą. Zasłonę tej tajemnicy uchyla Syn Boży. Cała odpowiedź o sens cierpienia, odpowiedź która ma nam wystarczyć, jest w Jezusie Chrystusie. Dojrzewanie do otwierania się na ten sens to zadanie na całe życie, do którego potrzeba wiary i pokory. Na ukojenie cytat z wielkiego doktora Kościoła - św. Bernarda z Clairvaux: "Impassibilis est Deus, sed non incompassibilis. Deus non  potest pati, sed compati".
« Ostatnia zmiana: Maja 09, 2014, 01:03:59 am wysłana przez Rita » Zapisane
korynt3
*NOWICJUSZ*
adept
*
Wiadomości: 7

« Odpowiedz #9 dnia: Września 06, 2014, 02:52:53 am »

Witam wszystkich  :D
Jestem tu nowa, forum bardzo ciekawe. Ciesze sie, ze jest tutaj tylu ludzi głębokiej wiary.
Też jestem osobą wierzącą, praktykującą, staram się pogłębiać swoja wiedzę, znajomość Pisma św i Tradycji. Nie znaczy to jednak, że wiem wszystko i od czasu do czasu nie dręczą mnie różne wątpliwości, które zaraz przedstawię, w nadziei, że uczestnicy forum zaraz je rozwieją, bez obrażania mnie, bo alfa i omega nie jestem i może jakichś oczywistości nie widzę i nie rozumiem.
Mamy Kościół katolicki, który zalozony przez naszego Zbawiciela a natchniony przez Ducha sw, chroniony przez Matke Boska, oparty na Pismie sw i tradycji, dzieki Boskiej łasce przetrwal dwa tysiace lat. W naszym Kosciele jest zbawienie, zawsze zdarzaly cuda, objawienia, święci, świadectwa głębokiej wiary, która góry przenosi. Tu nie ma wątpliwości. Załamuje mnie jednak wszechobecna i bardzo potężna inwazja zła. Mamy z drugiej strony anty-kosciól, masonerie czy inne organizacje o podłożu satanistycznym, które trwają jawnie i w ukryciu przez tysiace lat. Jak to jest mozliwe? Przeciez mówi sie w naszym kosciele, ze dziela, ktore sa złe nie mogą się ostać, że zło niszczy samo siebie, że tylko dzięki Bożej łasce, tylko dobre dzieła mogą przetrwać. Jak to jest mozliwe, ze masoneria dziala juz tyle stuleci, coraz silniejsza, przeniknela do struktur Kosciola niszczy go od srodka?? Jak to jest mozliwe, ze zdobyla chrzescijanska Europe?? Dlaczego nie uległa samozagładzie?
Druga sprawa: sens cierpienia - dlaczego zdrowie, łaska, prawda, musza byc okupione cierpieniem? Dlaczego swieci mistycy to byly zawsze głęboko cierpiące osoby przejmujace na siebie rany Chrystusa, ofiarujace swoje zycie i zdrowie za innych ludzi, za kosciol. Swieci stygmatycy wiekszosc czasu ciezko chorowali, w kazdy piatek w agonii, nie jedzac latami nic oprocz hostii. Dlaczego, aby wyprosic łaski u Boga potrzebna jest oprocz modlitwy, postu tez ogromna ofiara cierpienia?? Przecież "kto prosi otrzymuje, kto szuka znajduje a kołaczącemu otworzą"?? Przecież pan Bog jest miłosierny, wiec dlaczego ta ofiara cierpienia jest potrzebna?

Cierpienie jest aktem życia również [pochodzi od słowa życie], niestety niektorzy wyrzucają je (z siebiena siłę ) robiąc chaos i śmierć.Chodzi o to  ,żeby ten organizm czyli duch  w ludziach ożył. W wypadku cierpienia, na minus i jako miłość dla innych istot :)
To nie znaczy oczywiście , ze tylko przez cierpienie można dojść do zycia, ale żeby dojsc do życia trzeba poszerzyć w sobie zakres tej tolerancji troche o ...  co ? o  Krzyz rzecz jasna 8)  Jako nas - osobnych bytów -bardziej powinno kłuć łamanie prawa Bożego , niesprawiedliwość wobec bliznich, niż krzywda własna ;)

 A to ze świeci akurat cierpeili było perfekcyjnym przełamaniem ich bariery lęku
Bo gdy człowiek jest z Bogiem , to moze wszystko:)
A człowiekowi co stoi obok, moze się wydawać ze to jakiś masohizm, czy upadek , no własnie, bo on jeszcze jest chwiejny i dlatego rozumie to źle :P
« Ostatnia zmiana: Września 06, 2014, 03:01:04 am wysłana przez korynt3 » Zapisane
Fideliss
aktywista
*****
Wiadomości: 931

« Odpowiedz #10 dnia: Września 06, 2014, 10:45:57 am »

Twarda i dziwaczna jest mowa pana korynta3.
Nic z niej nie rozumiem.
Zapisane
vita.romana
rezydent
****
Wiadomości: 253


Miserere mei...

« Odpowiedz #11 dnia: Września 16, 2014, 11:00:29 am »

Pani Filomeno, stawia Pani pytania, na które w życiu doczesnym nie znajdzie satysfakcjonującej odpowiedzi. W tzw. skrócie (czasami skróty pomagają): Bóg, którego dałoby się zrozumieć, nie byłby Bogiem. Człowiek po grzechu pierworodnym skazany jest na doświadczanie cierpienia, które pozostanie dla niego tajemnicą. Zasłonę tej tajemnicy uchyla Syn Boży. Cała odpowiedź o sens cierpienia, odpowiedź która ma nam wystarczyć, jest w Jezusie Chrystusie. Dojrzewanie do otwierania się na ten sens to zadanie na całe życie, do którego potrzeba wiary i pokory. Na ukojenie cytat z wielkiego doktora Kościoła - św. Bernarda z Clairvaux: "Impassibilis est Deus, sed non incompassibilis. Deus non  potest pati, sed compati".

"Bóg, którego dałoby się zrozumieć, nie byłby Bogiem"...
I to jest chyba sedno o Nieskończoności, która nas dosłownie otacza. Bo jaki kres mogłaby mieć Potęga Stwórcy, zakrzywioną przestrzeń??
Podobnie z przestrzenią ducha, dogmatyczne słowa praktycznie nic nie wyjaśniają, jeśli człowiek nie ma tej łaski, by poczuł na kolanach, ze jest marnym prochem i pyłem przed Stwórcą.
I Proponuje nam cierpienie jako drogę...ku Sobie.
Zapisane
Pan jest moim Pasterzem...
Pedro
uczestnik
***
Wiadomości: 218


« Odpowiedz #12 dnia: Października 22, 2014, 23:59:06 pm »

Tak się zastanawiałem nad tym tematem w ostatnim czasie, przyszło wiele wątpliwości.

Jakby tak szczerze popatrzeć na nasze człowieczeństwo, na ten świat od początku, to dobra i radości w nim w zasadzie jest niewiele, marginalnie mało. Same zbrodnie, gwałty, zabójstwa, przemoc, głód, bieda, nędza, choroby, słabość ludzkiego ciała. I to wszystko dlatego, że kiedyś tam dwoje pierwszych ludzi popełniło jeden błąd? Czy ta kara nie jest zbyt surowa?

Popatrzyłem na człowieka, który robi wszystko, aby sobie pomóc - tak dosłownie sobie, wyłącznie dla poprawy swojej ułomności i słabości, dla podniesienia swojej godności. Kosmetyki, higiena, toalety, naczynia, bieżąca czysta woda, dach nad głową, ogrzewanie, medycyna, farmaceutyka, edukacja, technologie. Nie chcemy być brudni, śmierdzący, zaniedbani, nie chcemy chorować, nie chcemy ginąć. Chcemy, żeby nam było dobrze, prawda? Nikt nie chce cierpieć i się smucić dla samego siebie, dla zasady. Wszystko co zwalczamy to konsekwencje grzechu pierworodnego? Pan Bóg stworzył nas takimi naiwnymi, wystawionymi na odstrzał przez szatana, potem się na nas "obraził" i "radźcie sobie sami, jeszcze wam dołożę"?

Jak widzę cierpienie innych to mi się nie serce tylko kraje, ale i nóż w kieszeni otwiera. Potem słyszę, że to wszystko dlatego, że jego/jej rodzice nie dali rady, że ojciec pił, że matka biła. Ale dlaczego rodzice nie dali rady? Dlatego, że dziadek nie dał rady, że babka nie dała rady, że każde poprzednie pokolenie miało swoją chwilę słabości, było przez chwilę Adamem i Ewą i za tą jedną chwilę następne pokolenia będą miały koszmar z życia? Nawet nie wiadomo o co się modlić i jak się modlić, aby coś się zmieniło? Ciągle słyszę o łaskach, cudach, uzdrowieniach, "mannie z nieba", ale gdy przychodzi co do czego, to zawsze jest tak samo - "widocznie tutaj Pan Bóg postanowił nie interweniować, tak jak w miliardach innych przypadków, tak jak...zwykle".

Nie pojmuję tego. Nie czuję jakiejś radości, tylko rozczarowanie. Czytam kazania Vianneya i wychodzi na to, że całe nasze ziemskie życie to strach przed grzechem, przed wiecznym potępieniem. Trzeba uważać na wszystko co się mówi, co się myśli, co się widzi, bo za wszystkim czai się zło. I to okropne uczucie, że ja nie mogę mieć w życiu dobrze, wygodnie, spokojnie, bez strachu o jutro, o pracę, o zdrowie, bo to by było za piękne, bo ty jesteś katolikiem, będzie bieda i ubóstwo.

Ktoś sobie pomyśli, że mam pretensje do Pana Boga. Jak można mieć pretensje do Pana Boga, który może zrobić to, co mu się podoba? Byłbym hipokrytą, gdybym powiedział, że to nie prawda, że Go kocham całym sercem, duszą i ciałem, że się staram, mam swoje problemy, ale nic mnie nie rusza, mam swoją wiarę katolicką, zasady, nic mnie nie obchodzi, nie zastanawiam się po co, dlaczego?

Cała moja wiara wynika ze strachu i ucieczki przed cierpieniem. Nie zgrzesz, a jak zgrzeszysz to idź do tej spowiedzi, bo nie wiesz czy przeżyjesz, może jutro zginiesz i prosto do piekła trafisz, a może za ten grzech z pracy wylecisz, a później nie dostaniesz drugiej, albo gdzieś za karę coś się stanie, a może zapłacą za to najbliżsi.
« Ostatnia zmiana: Października 23, 2014, 00:03:14 am wysłana przez Pedro » Zapisane
Tadeusz
uczestnik
***
Wiadomości: 212

« Odpowiedz #13 dnia: Października 23, 2014, 00:10:41 am »

mhm
Zapisane
vita.romana
rezydent
****
Wiadomości: 253


Miserere mei...

« Odpowiedz #14 dnia: Października 23, 2014, 10:44:44 am »

Tak się zastanawiałem nad tym tematem w ostatnim czasie, przyszło wiele wątpliwości.

Jakby tak szczerze popatrzeć na nasze człowieczeństwo, na ten świat od początku, to dobra i radości w nim w zasadzie jest niewiele, marginalnie mało. Same zbrodnie, gwałty, zabójstwa, przemoc, głód, bieda, nędza, choroby, słabość ludzkiego ciała. I to wszystko dlatego, że kiedyś tam dwoje pierwszych ludzi popełniło jeden błąd? Czy ta kara nie jest zbyt surowa?

Popatrzyłem na człowieka, który robi wszystko, aby sobie pomóc - tak dosłownie sobie, wyłącznie dla poprawy swojej ułomności i słabości, dla podniesienia swojej godności. Kosmetyki, higiena, toalety, naczynia, bieżąca czysta woda, dach nad głową, ogrzewanie, medycyna, farmaceutyka, edukacja, technologie. Nie chcemy być brudni, śmierdzący, zaniedbani, nie chcemy chorować, nie chcemy ginąć. Chcemy, żeby nam było dobrze, prawda? Nikt nie chce cierpieć i się smucić dla samego siebie, dla zasady. Wszystko co zwalczamy to konsekwencje grzechu pierworodnego? Pan Bóg stworzył nas takimi naiwnymi, wystawionymi na odstrzał przez szatana, potem się na nas "obraził" i "radźcie sobie sami, jeszcze wam dołożę"?

Jak widzę cierpienie innych to mi się nie serce tylko kraje, ale i nóż w kieszeni otwiera. Potem słyszę, że to wszystko dlatego, że jego/jej rodzice nie dali rady, że ojciec pił, że matka biła. Ale dlaczego rodzice nie dali rady? Dlatego, że dziadek nie dał rady, że babka nie dała rady, że każde poprzednie pokolenie miało swoją chwilę słabości, było przez chwilę Adamem i Ewą i za tą jedną chwilę następne pokolenia będą miały koszmar z życia? Nawet nie wiadomo o co się modlić i jak się modlić, aby coś się zmieniło? Ciągle słyszę o łaskach, cudach, uzdrowieniach, "mannie z nieba", ale gdy przychodzi co do czego, to zawsze jest tak samo - "widocznie tutaj Pan Bóg postanowił nie interweniować, tak jak w miliardach innych przypadków, tak jak...zwykle".

Nie pojmuję tego. Nie czuję jakiejś radości, tylko rozczarowanie. Czytam kazania Vianneya i wychodzi na to, że całe nasze ziemskie życie to strach przed grzechem, przed wiecznym potępieniem. Trzeba uważać na wszystko co się mówi, co się myśli, co się widzi, bo za wszystkim czai się zło. I to okropne uczucie, że ja nie mogę mieć w życiu dobrze, wygodnie, spokojnie, bez strachu o jutro, o pracę, o zdrowie, bo to by było za piękne, bo ty jesteś katolikiem, będzie bieda i ubóstwo.

Ktoś sobie pomyśli, że mam pretensje do Pana Boga. Jak można mieć pretensje do Pana Boga, który może zrobić to, co mu się podoba? Byłbym hipokrytą, gdybym powiedział, że to nie prawda, że Go kocham całym sercem, duszą i ciałem, że się staram, mam swoje problemy, ale nic mnie nie rusza, mam swoją wiarę katolicką, zasady, nic mnie nie obchodzi, nie zastanawiam się po co, dlaczego?

Cała moja wiara wynika ze strachu i ucieczki przed cierpieniem. Nie zgrzesz, a jak zgrzeszysz to idź do tej spowiedzi, bo nie wiesz czy przeżyjesz, może jutro zginiesz i prosto do piekła trafisz, a może za ten grzech z pracy wylecisz, a później nie dostaniesz drugiej, albo gdzieś za karę coś się stanie, a może zapłacą za to najbliżsi.

"wychodzi na to, że całe nasze ziemskie życie to strach przed grzechem, przed wiecznym potępieniem"

Taka wizja wydaje się być prawdziwa, a te radosne tańce liturgiczne itp. to w moim odczuciu diabelska sprawka...

Ja się często zastanawiam, czy Raj, do którego miał dostęp wąż... był już czymś podobnym do Królestwa Niebieskiego...
Pytam o zło osobowe, nie uczynkowe, co ono tam robiło:-)?

Nie widzę innej sensownej opcji na życie, niż: "Kto się w opiekę odda Panu Swemu..."

Bardzo podoba mi się ten wpis, jest taki wyważony i mądry, tą mądrością człowieka wierzącego:-)
Zapisane
Pan jest moim Pasterzem...
Strony: [1] 2 3 Drukuj 
Forum Krzyż  |  Disputatio  |  Poczekalnia  |  Wątek: Sens cierpienia « poprzedni następny »
 

Działa na MySQL Działa na PHP SMF 2.0.19 | SMF © 2014, Simple Machines Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!