Jestem tu nowa, forum bardzo ciekawe. Ciesze sie, ze jest tutaj tylu ludzi głębokiej wiary. Nie znaczy to jednak, że wiem wszystko i od czasu do czasu nie dręczą mnie różne wątpliwości, które zaraz przedstawię, w nadziei, że uczestnicy forum zaraz je rozwieją, bez obrażania mnie, bo alfa i omega nie jestem i może jakichś oczywistości nie widzę i nie rozumiem.
Druga sprawa: sens cierpienia - dlaczego zdrowie, łaska, prawda, musza byc okupione cierpieniem? Dlaczego swieci mistycy to byly zawsze głęboko cierpiące osoby przejmujace na siebie rany Chrystusa, ofiarujace swoje zycie i zdrowie za innych ludzi, za kosciol. Swieci stygmatycy wiekszosc czasu ciezko chorowali, w kazdy piatek w agonii, nie jedzac latami nic oprocz hostii. Dlaczego, aby wyprosic łaski u Boga potrzebna jest oprocz modlitwy, postu tez ogromna ofiara cierpienia?? Przecież "kto prosi otrzymuje, kto szuka znajduje a kołaczącemu otworzą"?? Przecież pan Bog jest miłosierny, wiec dlaczego ta ofiara cierpienia jest potrzebna?
Witam wszystkich Jestem tu nowa, forum bardzo ciekawe. Ciesze sie, ze jest tutaj tylu ludzi głębokiej wiary. Też jestem osobą wierzącą, praktykującą, staram się pogłębiać swoja wiedzę, znajomość Pisma św i Tradycji. Nie znaczy to jednak, że wiem wszystko i od czasu do czasu nie dręczą mnie różne wątpliwości, które zaraz przedstawię, w nadziei, że uczestnicy forum zaraz je rozwieją, bez obrażania mnie, bo alfa i omega nie jestem i może jakichś oczywistości nie widzę i nie rozumiem. Mamy Kościół katolicki, który zalozony przez naszego Zbawiciela a natchniony przez Ducha sw, chroniony przez Matke Boska, oparty na Pismie sw i tradycji, dzieki Boskiej łasce przetrwal dwa tysiace lat. W naszym Kosciele jest zbawienie, zawsze zdarzaly cuda, objawienia, święci, świadectwa głębokiej wiary, która góry przenosi. Tu nie ma wątpliwości. Załamuje mnie jednak wszechobecna i bardzo potężna inwazja zła. Mamy z drugiej strony anty-kosciól, masonerie czy inne organizacje o podłożu satanistycznym, które trwają jawnie i w ukryciu przez tysiace lat. Jak to jest mozliwe? Przeciez mówi sie w naszym kosciele, ze dziela, ktore sa złe nie mogą się ostać, że zło niszczy samo siebie, że tylko dzięki Bożej łasce, tylko dobre dzieła mogą przetrwać. Jak to jest mozliwe, ze masoneria dziala juz tyle stuleci, coraz silniejsza, przeniknela do struktur Kosciola niszczy go od srodka?? Jak to jest mozliwe, ze zdobyla chrzescijanska Europe?? Dlaczego nie uległa samozagładzie?Druga sprawa: sens cierpienia - dlaczego zdrowie, łaska, prawda, musza byc okupione cierpieniem? Dlaczego swieci mistycy to byly zawsze głęboko cierpiące osoby przejmujace na siebie rany Chrystusa, ofiarujace swoje zycie i zdrowie za innych ludzi, za kosciol. Swieci stygmatycy wiekszosc czasu ciezko chorowali, w kazdy piatek w agonii, nie jedzac latami nic oprocz hostii. Dlaczego, aby wyprosic łaski u Boga potrzebna jest oprocz modlitwy, postu tez ogromna ofiara cierpienia?? Przecież "kto prosi otrzymuje, kto szuka znajduje a kołaczącemu otworzą"?? Przecież pan Bog jest miłosierny, wiec dlaczego ta ofiara cierpienia jest potrzebna?
Pani Filomeno, stawia Pani pytania, na które w życiu doczesnym nie znajdzie satysfakcjonującej odpowiedzi. W tzw. skrócie (czasami skróty pomagają): Bóg, którego dałoby się zrozumieć, nie byłby Bogiem. Człowiek po grzechu pierworodnym skazany jest na doświadczanie cierpienia, które pozostanie dla niego tajemnicą. Zasłonę tej tajemnicy uchyla Syn Boży. Cała odpowiedź o sens cierpienia, odpowiedź która ma nam wystarczyć, jest w Jezusie Chrystusie. Dojrzewanie do otwierania się na ten sens to zadanie na całe życie, do którego potrzeba wiary i pokory. Na ukojenie cytat z wielkiego doktora Kościoła - św. Bernarda z Clairvaux: "Impassibilis est Deus, sed non incompassibilis. Deus non potest pati, sed compati".
Tak się zastanawiałem nad tym tematem w ostatnim czasie, przyszło wiele wątpliwości. Jakby tak szczerze popatrzeć na nasze człowieczeństwo, na ten świat od początku, to dobra i radości w nim w zasadzie jest niewiele, marginalnie mało. Same zbrodnie, gwałty, zabójstwa, przemoc, głód, bieda, nędza, choroby, słabość ludzkiego ciała. I to wszystko dlatego, że kiedyś tam dwoje pierwszych ludzi popełniło jeden błąd? Czy ta kara nie jest zbyt surowa? Popatrzyłem na człowieka, który robi wszystko, aby sobie pomóc - tak dosłownie sobie, wyłącznie dla poprawy swojej ułomności i słabości, dla podniesienia swojej godności. Kosmetyki, higiena, toalety, naczynia, bieżąca czysta woda, dach nad głową, ogrzewanie, medycyna, farmaceutyka, edukacja, technologie. Nie chcemy być brudni, śmierdzący, zaniedbani, nie chcemy chorować, nie chcemy ginąć. Chcemy, żeby nam było dobrze, prawda? Nikt nie chce cierpieć i się smucić dla samego siebie, dla zasady. Wszystko co zwalczamy to konsekwencje grzechu pierworodnego? Pan Bóg stworzył nas takimi naiwnymi, wystawionymi na odstrzał przez szatana, potem się na nas "obraził" i "radźcie sobie sami, jeszcze wam dołożę"?Jak widzę cierpienie innych to mi się nie serce tylko kraje, ale i nóż w kieszeni otwiera. Potem słyszę, że to wszystko dlatego, że jego/jej rodzice nie dali rady, że ojciec pił, że matka biła. Ale dlaczego rodzice nie dali rady? Dlatego, że dziadek nie dał rady, że babka nie dała rady, że każde poprzednie pokolenie miało swoją chwilę słabości, było przez chwilę Adamem i Ewą i za tą jedną chwilę następne pokolenia będą miały koszmar z życia? Nawet nie wiadomo o co się modlić i jak się modlić, aby coś się zmieniło? Ciągle słyszę o łaskach, cudach, uzdrowieniach, "mannie z nieba", ale gdy przychodzi co do czego, to zawsze jest tak samo - "widocznie tutaj Pan Bóg postanowił nie interweniować, tak jak w miliardach innych przypadków, tak jak...zwykle".Nie pojmuję tego. Nie czuję jakiejś radości, tylko rozczarowanie. Czytam kazania Vianneya i wychodzi na to, że całe nasze ziemskie życie to strach przed grzechem, przed wiecznym potępieniem. Trzeba uważać na wszystko co się mówi, co się myśli, co się widzi, bo za wszystkim czai się zło. I to okropne uczucie, że ja nie mogę mieć w życiu dobrze, wygodnie, spokojnie, bez strachu o jutro, o pracę, o zdrowie, bo to by było za piękne, bo ty jesteś katolikiem, będzie bieda i ubóstwo.Ktoś sobie pomyśli, że mam pretensje do Pana Boga. Jak można mieć pretensje do Pana Boga, który może zrobić to, co mu się podoba? Byłbym hipokrytą, gdybym powiedział, że to nie prawda, że Go kocham całym sercem, duszą i ciałem, że się staram, mam swoje problemy, ale nic mnie nie rusza, mam swoją wiarę katolicką, zasady, nic mnie nie obchodzi, nie zastanawiam się po co, dlaczego?Cała moja wiara wynika ze strachu i ucieczki przed cierpieniem. Nie zgrzesz, a jak zgrzeszysz to idź do tej spowiedzi, bo nie wiesz czy przeżyjesz, może jutro zginiesz i prosto do piekła trafisz, a może za ten grzech z pracy wylecisz, a później nie dostaniesz drugiej, albo gdzieś za karę coś się stanie, a może zapłacą za to najbliżsi.