Tak czytam posty z tego tematu i przychodzą mi na myśl wiersze Herberta i Leśmiana (zaznaczyłem fragmenty moim zdaniem pasujące do wątku):
Bolesław Leśmian
Urszula Kochanowska
Gdy po śmierci w niebiosów przybyłam pustkowie,
Bóg długo patrzał na mnie i głaskał po głowie.
— „Zbliż się do mnie, Urszulo! Poglądasz jak żywa…
Zrobię dla cię, co zechcesz, byś była szczęśliwa”.
— „Zrób tak, Boże — szepnęłam — by w nieb Twoich krasie
Wszystko było tak samo, jak tam — w Czarnolasie!” —
I umilkłam zlękniona i oczy unoszę,
By zbadać, czy się gniewa, że Go o to proszę?
Uśmiechnął się i skinął — i wnet z Bożej łaski
Powstał dom kubek w kubek, jak nasz — Czarnolaski.
I sprzęty i donice rozkwitłego ziela
Tak podobne, aż oczom straszno od wesela!
I rzekł: „Oto są — sprzęty, a oto — donice.
Tylko patrzeć, jak przyjdą stęsknieni rodzice!
I ja, gdy gwiazdy do snu poukładam w niebie,
Nieraz do drzwi zapukam, by odwiedzić ciebie!”
I odszedł, a ja zaraz krzątam się, jak mogę, —
Więc nakrywam do stołu, omiatam podłogę —
I w suknię najróżowszą ciało przyoblekam
I sen wieczny odpędzam — i czuwam — i czekam…
Już świt pierwszą roznietą złoci się po ścianie,
Gdy właśnie słychać kroki i do drzwi pukanie…
Więc zrywam się i biegnę! Wiatr po niebie dzwoni!
Serce w piersi zamiera… Nie!… To — Bóg, nie oni!…Herbert Zbigniew
U wrót doliny
Po deszczu gwiazd
na łące popiołów
zebrali się wszyscy pod strażą aniołów
z ocalałego wzgórza
można objąć okiem
całe beczące stado dwunogów
naprawdę jest ich niewielu
doliczając nawet tych którzy przyjdą
z kronik bajek i żywotów świętych
ale dość tych rozważań
przenieśmy się wzrokiem
do gardła doliny
z którego dobywa się krzyk
po świście eksplozji
po świście ciszy
ten głos bije jak źródło żywej wody
jest to jak nam wyjaśniają
krzyk matek od których odłączają dzieci
gdyż jak się okazuje
będziemy zbawieni pojedynczoaniołowie stróże są bezwzględni
i trzeba przyznać mają ciężką robotę
ona prosi
- schowaj mnie w oku
w dłoni w ramionach
zawsze byliśmy razem
nie możesz mnie teraz opuścić
kiedy umarłam i potrzebuję czułościstarszy anioł
z uśmiechem tłumaczy nieporozumienie
staruszka niesie
zwłoki kanarka
(wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)
był taki miły - mówi z płaczem
wszystko rozumiał
kiedy powiedziałam -
głos jej ginie wśród ogólnego wrzasku
nawet drwal
którego trudno posądzić o takie rzeczy
stare zgarbione chłopisko
przyciska siekierę do piersi
- całe życie była moja
teraz też będzie moja
żywiła mnie tam
wyżywi tu
nikt nie ma prawa
- powiada -
nie oddam
ci którzy jak się zdaje
bez bólu poddali się rozkazom
idą spuściwszy głowy na znak pojednania
ale w zaciśniętych pięściach chowają
strzępy listów wstążki włosy ucięte
i fotografie
które jak sądzą naiwnie
nie zostaną im odebrane
tak to oni wyglądają
na moment
przed ostatecznym podziałem
na zgrzytających zębami
i śpiewających psalmy
(Czytam te wiersze, no tak - Herbert ma rację - jest jak jest: żona po lewej, mąż po prawej stronie, św. Perpetua - męczennica, w chwale nieba, jej ojciec - poganin, no... (vide wspaniały opis bólu córki chrześcijanki na widok (niesłusznych przecież) boleści ojca poganina w opisie procesu św. Perpetuły i Felicyty).
Na koniec moja myśl oparta o wstęp do "Boskiej komedii" Dantego, wyd. Christianitas - człowiek w piekle
musi być nieszczęśliwy, a człowiek oglądający Boga w niebie
musi być szczęśliwy. W całej pełni - bo inaczej nie byłoby szczęścia doskonałego ani nieszczęścia. Gdy ktoś jest w niebie, na przykład mąż czy dziecko, to widząc Boga doznaje takiego szczęścia, że nie zauważa zupełnie tego, że jego żona czy rodzice są w piekle (to odnośnie jednego postu, czy możemy być szczęśliwi w niebie bez naszego dziecka, dedykując autorowi fragment z Herberta i końcowy Leśmiana - a p. LUK będzie uprzejmy przytoczyć fragment z Summy o tym, czy nasz anioł stróż jest smutny, gdy człowiek mu powierzony zostaje potępiony).
Któryś z filozofów - nie pamiętam, czy Kant, czy jakiś inny - powiedział, że filozof może snuć rozważania o wyprowadzeniu dobra ze zła w ciszy swego gabinetu, ale co ma on powiedzieć matce, której przed chwilą zmarło dziecko...
Ale z drugiej strony - ból zaślepia, a nie otwiera na prawdę. Tak czy nie?
Swoją drogą, mam wrażenie, że dawniej ludzie byli jakby, czy ja wiem, twardsi? A może nie? Kochanowski? W końcu Dante też płakał nad potępionymi w piekle (choć tych w niższym potrafił bez mrugnięcia okiem nie żałować)...
Czy naprawdę będziemy mniej szczęśliwi w niebie bez naszych dzieci, żon, mężów, rodziców etc.?
Być potępionym - ciężka rzecz. Być zbawionym -