Usquequo, Domine? Dokądże, Panie?
Całym światem, nie tylko katolikami, wstrząsnęły dzisiaj nagłówki prasowe:
„Papież Franciszek popiera cywilne związki homoseksualistów”. Powiedział to w opublikowanym właśnie dzisiaj filmie dokumentalnym; można to zobaczyć w samym filmie lub przeczytać jego słowa na dowolnym portalu informacyjnym. Przeanalizujmy ten problem.
Samo zdarzenie. To najnowsze papieskie splunięcie samo w sobie nie ma z prawnego punktu widzenia żadnej wagi. Były to tylko słowa wypowiedziane w programie telewizyjnym — nic nie zostało napisane. Nie zostały wygłoszone w homilii ani na audiencji, ani nawet na pokładzie samolotu. To tylko jeszcze jedna plwocina, do której biskup Rzymu już nas niestety przyzwyczaił.
Z perspektywy liberalnej można by powiedzieć, że to, jak państwo postępuje wobec pary osób tej samej płci, jest sprawą państwa. Kościół jako taki w żaden sposób nie przyjmuje do wiadomości tego rodzaju związków, a tym bardziej do nich nie zachęca. Tak myśli Franciszek.
Mówiąc czysto obiektywnie, papieskie słowa nie są aż tak poważne. Dużo poważniejsze były na przykład słowa i gesty Jana Pawła II, kiedy zwołał w Asyżu sabat, w którym uczestniczyli biskupi, pseudobiskupi protestanccy, rabini, imamowie, szamani, czarownicy i niezliczone okazy pseudoreligijnej fauny z całego świata. Tego rodzaju spotkania były wyraźnie zabronione przez KPK z 1917 r. (kan. 1258 § 1), a to, co się wydarzyło przy tej okazji, doprowadziło do ogromnego zamętu w wierze u wielu katolików. A wywołanie zamętu w wierze jest znacznie poważniejsze niż spowodowanie zamętu w moralności; przy czym zamęt w wierze nieuchronnie kończy się zamętem w moralności. Jesteśmy tego świadkami w obecnych czasach.
Przyczyny. Należy stanowczo wykluczyć, aby powodem była rzekomo postępowa teologia Bergoglia, ponieważ
obecny Papież nie ma żadnej teologii, brakuje mu bowiem intelektu teoretycznego. Nie jest on w stanie zrozumieć istnienia uniwersalnych zasad i prawd absolutnych. Jest czystym pragmatykiem o niskiej jakości — jest peronistą — i przepełnia go monstrualna żądza władzy. To jego jedyna siła napędowa: uzyskać władzę i pozostać przy niej. Doszukiwanie się u Bergoglia motywów teologicznych to poszukiwanie piątej łapy u kota*.
Należy tutaj także wykluczyć jakąkolwiek myśl o współczuciu dla homoseksualistów, którzy z powodu niedającej się znieść samotności decydują się na związek cywilny. Ci, którzy znają Bergoglia z Buenos Aires, wiedzą, jaka jest jego opinia i słownictwo, kiedy odnosi się — dosłownie — do „homosiów”**.
Powód jest — moim zdaniem — taki, że trzeba było rzucić jakiś ochłap padliny niemieckim hienom. Kilka dni temu
La Repubblica opublikowała na pierwszej stronie notatkę o bieżącej sytuacji: kard. Reinhard Marx i biskup Georg Batzing są liderami ataku na Watykan i Papieża. Franciszka oskarża się o wstrzymywanie reformy Kościoła, co wzbudza niezadowolenie u najbardziej progresistowskiej frakcji i co wydaje się grozić swego rodzaju schizmą na lewicy. Według La Repubblica wszystko to znajdzie swój wyraz w dokumencie, który biskupi niemieccy przygotowują na zakończenie „drogi synodalnej”. Główne punkty konfliktu są zasadniczo dwa i dotyczą: kapłaństwa kobiet i błogosławienia związków homoseksualnych.
Franciszek wiedział o tym, tak jak i wie, że ma wiele niespłaconych długów u tych, którzy go wybrali (biedni naiwniacy: ufaj jezuicie i człowiekowi z Buenos Aires), wie, że bez milionów niemieckich euro Watykan zbankrutowałby w ciągu kilku dni, i wie, że nie chce przejść do historii jako Papież, który wywołał schizmę. Kierowany pragmatyzmem rzuca pewną frazę, jakby to było trochę zgniłego mięsa dla wyjących po niemiecku hien, aby zobaczyć, czy uda mu się je uspokoić.
Inną rzeczą jest to, czy te hieny mu wierzą. Jorge Bergoglio narzucił swoje umiejętności politycznego przywódcy przeciętnym osobom argentyńskich biskupów. Nie sądzę, żeby te umiejętności były mu teraz przydatne w starciu z niemiecką inteligencją.
Mówiąc to, co powiedział, Papież uważał również, że ponownie narzuci swój program i ponownie zyska uznanie świata. I — jak sądzę — po raz kolejny zawiodło go niezdrowe przekonanie o własnej wyjątkowości.
Jego pontyfikat już się skończył, zużył i zawiódł. Jego gwiazda już nie rozbłyśnie. Kilka godzin po jego wypowiedzi jako pierwsi
powstali przeciw niemu ci sami, którzy go oklaskiwali kilka lat temu.
Skutki. Są niszczycielskie. Bergoglio burzy w ciągu kilku lat to, co budowano przez wieki. Jak się wydostać z tej matni? W jaki sposób następny Papież ma powiedzieć, że cudzołożnicy nie mogą przyjmować Eucharystii i że nie ma cywilnych rozwiązań dla zakochanych homoseksualistów i że jedynym rozwiązaniem jest życie w czystości?
Są niszczycielskie dla katolików, którzy widzieli w Kościele mocną i pewną skałę, na której można się oprzeć i budować. To już nie jest bezpieczne; skała nagle stała się piaszczysta.
Są niszczycielskie dla katolików, zwłaszcza młodych, którzy starają się wieść życie czyste, zachowując cnotę czystości, częstokroć w sposób heroiczny, pośród świata pogrążonego w rozlewającej się pożądliwości. Jak będzie można wymagać od młodzieży, aby aż do ślubu unikała seksu w jakiejkolwiek postaci? Z jakim autorytetem kapłan podczas spowiedzi będzie mógł doradzać w ten sposób? Nie ma to już wsparcia biskupa Rzymu.
Są niszczycielskie dla księży, którzy — również oni — dźwigają brzemię celibatu w świecie i w Kościele, gdzie coraz trudniej jest usprawiedliwić to poświęcenie.
Są niszczycielskie dla świata, ponieważ przeciętny człowiek, z niewielkim albo zerowym wykształceniem religijnym, który przeczytał dzisiejsze wiadomości, zrozumie, że Kościół zmienił swoje stanowisko i teraz akceptuje homoseksualizm, tak jak kilka lat temu zaakceptował rozwody.
Co robić? Poza modlitwą my, świeccy, możemy niewiele albo i nic. Ci, którzy muszą coś zrobić — i mam nadzieję, że czują to w swoim sumieniu — to kardynałowie i biskupi. I nie chodzi już tutaj o zebranie się czterech czy pięciu osób i napisanie listu zawierającego pewne wątpliwości, na które nigdy nie będzie odpowiedzi. Być może potrzebna jest bardziej energiczna i zdecydowana inicjatywa. W Kościele łacińskim nie ma wotum nieufności albo impeachmentu, daleko też nam do ewentualnego przewrotu pałacowego. Nie do mnie należy myślenie, co robić. Jest to rzeczą osób powołanych do tego; tych, którzy noszą czerwone szaty, ponieważ muszą być gotowi do przelania krwi za Oblubienicę Chrystusa.
Przyczynek psychologiczny. W styczniu 2016
opisałem na niniejszym blogu profil psychologiczny Bergoglia, zdumiewając się jego podobieństwem do psychopaty. A psychologia mówi, że
psychopaci pod koniec swej patologii stają się destrukcyjni. Czy tak właśnie dzieje się z Papieżem? Zdając sobie sprawę ze swej nieuchronnej porażki, pragnie już tylko niszczyć.
* hiszpańskie powiedzenie „buscarle la quinta pata al gato” oznacza doszukiwanie się na siłę czegoś skomplikowanego w nieskomplikowanym; wyczytywanie ukrytych znaczeń tam, gdzie ich brak
** po hiszpańsku: trolos (słowo używane w Argentynie w okolicach Buenos Aires)
http://caminante-wanderer.blogspot.com/2020/10/usquequo-domine-hasta-cuando-senor.html