dlatego i tu i tam są obecni owi poszukiwacze świętych kapłanów deklarujący im posłuszeństwo choć nikt od nich tego się nie domaga
A jeszcze ci wierni, którzy są raz na "indulcie" raz u Bractwa a czasem nawet na NOMie (poważnie - tacy są, znam osobiście)...
Nie-myślenie pod płaszczykiem posłuszeństwa nie powinno być "postawą naturalną", pomimo takich skojarzeń.
ta postawa po prostu nie jest naturalna dla tradycjonalistów jako takich.
przy czym nie potrzeba już nawet autorytetu publicznego, każdy sam się definiuje, jak mu się podoba
"Wojna w obronie idei autorytetu przeciw realnym, namacalnym autorytetom"
zawsze można w zgodzie z własnym sumieniem wymyślić sobie własny, jednoosobowy nurt, dzięki niej można sobie wybrać, do którego księdza czy biskupa chce się przylgnąć (w szczególności tyczy się to sedeków, ale nie tylko)
Właśnie w tym tkwi paradoks, który jest znacznie szerszy: np. prawica powinna utożsamiać się z państwem, wojskiem, jakąś tam Ochraną itd., a w praktyce na ogół przybiera postać opozycyjno-rewolucyjną i przejmuje opozycyjno-rewolucyjno-antysystemową retorykę.
"bo ja w was rozpoznałem herezję, na co mam 150 stron poniższych wywodów...".
Znowu nie jest pan na czasie. Wystarczą cytaty z Bergoglia.
Szukanie kierownika duchowego na drugim końcu kraju
Oficjalnie ich członkom mówi się by nie spowiadali się u "zwykłych" księży bo oni "nie zrozumieją specyfiki OD"
Panie rysio, bzdury pan pisze, zresztą prawie jak zawsze!
Gdyby Franciszek był papieżem, to na mocy prawa kanonicznego przysługiwałaby mu bardzo mocna ochrona także przed internetowym hejtem. Jeśli ktoś uważa go za papieża a równocześnie wypisuje o nim rozmaite rzeczy, jakich niemało w necie (antychryst i inne równie oskarżenia), to powinien podlegać surowym karom włącznie z ekskomuniką, z której zwolnić może wyłącznie Stolica Apostolska.
Natomiast paradoks tkwi w tym, że sama ta optyka była w czasach ultramontańskich uważana za rzecz niedopuszczalną.
ale właśnie cała rzeczy w pytaniu, czy i kiedy (czy kiedykolwiek? na jakiej podstawie? w oparciu o jakie kryteria?) katolicy mogą uznać, że czasy stały się "nienormalne". That's the point, ten kluczowy moment, w którym to my mówimy autorytetowi "sprawdzam", tym samym samemu stając się autorytetem.
Ja uznaję ultramontanizm za irracjonalną aberrację
I to się faktycznie zemściło po Vaticanum II.
A zatem: katolik ma znać Ewangelię, umieć ją odróżnić od nie-Ewangelii i nie ma znosić spokojnie tej drugiej.
Jeśli katolik (stosownie do swego poziomu wykształcenia) nie potrafi albo nie chce ocenić, czy jakaś teza jest katolicka, to coś tu jest nie tak.
No toż przecież cały czas o tym właśnie zjawisku / procesie piszę.
Można nawet rzec, że jesteśmy zakładnikami dogmatyki Soboru Watykańskiego I.
Chętnie - i nie jest to ironia! - poznałbym jakieś poważniejsze osoby lub frakcje tamtych czasów (1789 - 1958, powiedzmy), które były tradycjonalistyczne, a NIE były ultramontańskie, jak też i się za takie nie uważały.