No, zgoda. Powinna. Ale skoro tego nie robi - zresztą nie pierwsza to taka głowa Kościoła w ostatnich sześciu dekadach - to trudno, nie pozostaje nic innego jak dokonywać mniej czy bardziej wymuszonych egzegez czy nawet akrobacji, vide powyżej.To, co mierzi w owych "środowiskach tradsowskich" (a także w środowiskach polityczno-religijnie konserwowych czy prawackich) to przecież nie same kwestie doktrynalne, tylko pojawiające się często zacietrzewienie, atmosfera paniki, oburzenia, braku dystansu tudzież przyjmowania z góry tez, które powinny być dopiero dowiedzione. Że o zasadzie domniemania niewinności nie wspomnę, podobnie jak o tym, że przecież nie dyskutujemy o słowach pana Brauna, pana Petru czy rapera Peji, tylko o słowach papieża lub też osoby, którą podejrzewa się o pełnienie tej funkcji. O ile w przypadku rapera Peji czy nawet jakiegoś tam polityka to w gruncie rzeczy nie jest taka ważna sprawa, co mu tam przypiszemy, zaimputujemy i czym go "zaoramy", o tyle w przypadku papieża pewien rodzaj delikatności, subtelności i przede wszystkim spokoju byłby wskazany. W przeciwnym razie kończy się tak jak na dyskutowanej powyżej witrynie, która zresztą i tak jest "lajtowa". Powiem tylko, że istnieje np. taki blog, który kiedyś zaczynał jako bardzo, zdawałoby się, stonowany i poważny blog tradsowski o tematyce teologicznej, a skończył (no, ten stan trwa) w klimatach typu "Franciszek jest opętany, a co najmniej dręczony przez diabła", "piszący te słowa pamięta dziwny dreszcz i niepokój w dniu wyboru Franciszka" itd. Ostatnio nawet "piszący te słowa" z przekonaniem dowodzi, że jego działalność jest torpedowana przez demony przy pomocy narzędzi takich jak przestawianie zegarka, psucie komputera czy generowanie korków w drodze do pracy. Także tego.BTW, uprzedzając: ja rozumiem, że chodzi o sprawy poważne, sprawy fundamentalne, zbawienie dusz itd., jak to pewnie zaraz ktoś napisze. Ale właśnie DLATEGO tylko spokój może nas uratować. Mam wrażenie, że niektórzy robią z siebie niemalże osobiste ofiary wypowiedzi Franciszka; tzn. zupełnie jakby od rana do wieczora cierpieli fizycznie, psychicznie i duchowo za cały Kościół Święty po każdym kolejnym lapsusie i przez to nie mogli opanować gorliwego wzburzenia. Byłoby to nawet legitne, gdyby nie jednoczesne generowanie atmosfery bynajmniej nie troski o "tego biednego, błądzącego człowieka", a raczej skrzyżowania trollingu z pogardą ("Bergoljo znowu...", "Macie tu waszego Franka...", "Argentyńczyk znowu nacharał na Matkę Boską...", "Bergoljo bredzi jak potłuczony..." itd.). Przy czym bez większego problemu można znaleźć u Franciszka albo fragmenty prawdziwe, lecz banalne (no, ale tego chyba nie da się uniknąć, ostatecznie nawet w złotych czasach przedsoborowych przypominano czasem 'truizmy' w stylu 'lepiej być dobrym niż złym'); albo fragmenty po prostu sensowne i wartościowe. W sumie niemało (choć statystyki nie będę robił). Acz te są pomijane w opisywanych środowiskach, zresztą nie sądzę, że z powodu chęci manipulacji; raczej właśnie z takiej pogardy: "No, wielka mi rzecz, Bergoljo przypomniał, że trzeba nieść swój krzyż i zawierzyć Chrystusowi, jeszcze tego by brakowało, żeby mu za ten psi... ekhm, papieski obowiązek dziękować".
CHĘTNIE poznam że w złotych czasach przedsoborowych papieże też głosili te same "prawdy" które głosi ów nie katolik Franciszek.
Obawiam się, że emocje przesłoniły Panu zrozumienie tego, co napisałem. No cóż, przestrzegałem przed tym.Otóż jeśli:CytujCHĘTNIE poznam że w złotych czasach przedsoborowych papieże też głosili te same "prawdy" które głosi ów nie katolik Franciszek.- to na dobry początek lista fragmentów, niekoniecznie banalnych, które prawdopodobnie mogłyby swobodnie zabrzmieć z Tronu Piotrowego przez rokiem 1958. Albo dajmy na to, w kaplicy SSPX czy sedewakantystycznej. Tylko - uprzedzając - proszę nie zasuwać zaraz kawałków o "kontekstach", o "kropli dziegciu" czy "jednej jaskółce", o tym, "co ten człowiek miał na myśli, skoro równocześnie...", "Luter też mówił trochę dobrych rzeczy" itd. Pyta Pan o tę część nauczania Franciszka, która jest bez zarzutu, to literalnie Panu prezentuję.***--- „zbawienie przychodzi tylko z krzyża, ale z tego krzyża, którym jest wcielony Bóg; nie ma zbawienia w ideach, nie ma zbawienia w dobrej woli, w chęci bycia dobrymi”--- "jedyne zbawienie jest w ukrzyżowanym Chrystusie, ponieważ tylko On, jak to symbolizował wąż z brązu, był zdolny przyjąć cały jad grzechu i tam nas uzdrowił”--- W rzeczywistości, wyjaśnił, kto nie patrzy na krzyż w ten sposób, z wiarą, umrze we własnych grzechach, nie otrzyma tego zbawienia”.--- W rzeczywistości, wyjaśnił Papież, zepsucie jest gorsze od grzechu, bo mogę zgrzeszyć, „zdarzy mi się, jestem niewierny Bogu, ale potem staram się nie robić tak więcej albo staram się pojednać z Panem, albo przynajmniej wiem, że tak nie jest w porządku”. Natomiast „zepsucie jest wówczas, kiedy grzech wchodzi, wchodzi, wchodzi, wchodzi do twojej świadomości i nie zostawia ci miejsca nawet na powietrze, wszystko staje się grzechem – to jest zepsucie”. --- Jakie są zatem zasadnicze aspekty dziejów Abrahama, którego warto wspominać? Przede wszystkim „okazał on posłuszeństwo, kiedy został wezwany, by wyruszyć i odejść ku innej ziemi, którą miał otrzymać w dziedzictwie”. Abraham zatem „zaufał. Był posłuszny. I poszedł, nie wiedząc, dokąd idzie”. Był on zatem „człowiekiem wiary, człowiekiem nadziei”. --- Ale Pan „nie pozostawia nas samych, poucza nas, napomina: uważaj, jest dobro i zło; oddawanie czci Bogu, przestrzeganie przykazań jest drogą dobra; pójście w inną stronę, drogą bożków, fałszywych bogów – tak licznych fałszywych bogów – prowadzi do błędnego życia”. I „to jest jedna rzeczywistość: rzeczywistość człowieka, że wszyscy stoimy w obliczu dobra i zła”. --- Tak więc „Bóg przyjął całą rzeczywistość ludzką z wyjątkiem grzechu: nie ma Boga bez Chrystusa, Bóg bez Chrystusa, 'odcieleśniony', jest Bogiem nierzeczywistym”. W istocie, wyjaśnił Papież, „rzeczywistość Boga to Bóg który stał się dla nas Chrystusem, aby nas zbawić (...)"--- Jest to „zwodzenie – wyjaśnił Papież – alienacji, oddalenia”: jest to zwodzenie, które powoduje, że „jestem roztargniony, nie zastanawiam się i żyję tak, jakbym nigdy nie miał umrzeć”. Lecz, zapytał się, „kiedy przyjdzie Pan, który przyjdzie niczym grom, jakiego mnie zastanie? Oczekującego czy pośród licznych rozproszeń życia, zwiedzionego przez rzeczy powierzchowne, które nie mają transcendencji?”. --- W związku z tym Papież przypomniał, że kiedy „jako dziecko” chodził na „katechizację”, uczono o „czterech rzeczach: śmierci, sądzie, piekle lub chwale”.Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć: „Ojcze, to nas przeraża”. Jednak, odpowiedział Franciszek: „to jest prawda. Bowiem jeżeli ty nie troszczysz się o serce, aby Pan był z tobą, i żyjesz zawsze z dala od Pana, być może jest niebezpieczeństwo, zagrożenie, że będziesz tak oddalony na wieczność od Pana. To bardzo złe!”. --- 2. Dobrze zauważcie, jak odpowiada Jezus. Nie prowadzi On dialogu z szatanem, jak to uczyniła Ewę w ziemskim raju. Jezus dobrze wie, że z szatanem nie można prowadzić dialogu, bo jest on bardzo przebiegły. Dlatego Jezus, zamiast dialogować, jak czyniła to Ewa, postanawia schronić się w Słowie Bożym i odpowiada mocą tego Słowa. Pamiętajmy o tym: w chwili pokusy, naszych pokus, wobec szatana nie liczą się żadne argumenty, ale zawsze chroni nas Słowo Boże! Ono nas ocali.--- 6. Są księża, którzy czytając taki fragment Ewangelii, mówią: «Ależ Jezus uzdrowił tu człowieka z choroby psychicznej». Jakby nie czytali tego, co jest tu napisane. To prawda, że w tamtych czasach można było pomylić padaczkę z opętaniem, ale jest też prawdą, że diabeł istnieje! I my nie mamy prawa tego upraszczać, mówiąc: «Wszyscy oni nie byli opętani, a jedynie chorzy psychicznie». Nie! Diabeł jest obecny na pierwszej stronie Pisma Świętego. I Pismo Święte kończy się też obecnością diabła, zwycięstwem Boga nad diabłem!--- 7. Nie można myśleć o życiu duchowym, chrześcijańskim bez opierania się pokusom, bez walki z diabłem, bez nakładania tej Bożej zbroi, dającej nam moc i broniącej nas. 8. Ależ diabeł istnieje i musimy z nim walczyć. Mówi o tym św. Paweł, a nie ja! Mówi o tym słowo Boże. Ale my nie jesteśmy nazbyt o tym przekonani.
NIE wolno nawracać żydów, prawosławnych schizmatyków, heretyków BO TO GRZECH
Ale co mi Pan próbuje udowodnić? Bo ja - akurat w tym, powiedzmy, sub-wątku - dowodzę Panu TYLKO TYLE, że WŚRÓD wypowiedzi (ustnych, pisemnych, różnej rangi, w różnej formie) Franciszka jest WIELE takich, które są bez wątpienia prawilne, a czasami nawet niebanalne, szczególnie z perspektywy współczesnego człowieka. Vide te wymienione powyżej. Nie dostrzega ich Pan? Przecież sam wziął je Pan w cytat.Tylko tyle (...) wśród (...) wiele. Jasne?A to, że jest wiele takich, które są co najmniej wątpliwe, a najprawdopodobniej niezgodne z nauczaniem katolickim, to zupełnie inna sprawa, o tym przecież wiem. Ogłasza mi to Pan jak jakąś wielką nowinę, podczas gdy znam tradycjonalistyczną publicystykę i argumentację od, lekko licząc, jakichś 15 - 18 lat i to wszystko nie jest dla mnie zaskoczeniem; zresztą w większości tych spraw Franciszek nijak nie odbiega od takiego np. Jana Pawła II (nie żeby to samo w sobie było jakimś usprawiedliwieniem). Sam zaś 'sub-wątek' wziął się po prostu z mojej uwagi, iż tradsi koncentrują się właściwie wyłącznie na tychże błędach. Osobną sprawą jest to, że wiele fragmentów jest na tyle (ubolewam nad tym) niejasnych i wieloznacznych, że można je rozmaicie interpretować. Tradsi właściwie zawsze interpretują na niekorzyść Franciszka.
W 100 procentach. --- 7. Nie można myśleć o życiu duchowym, chrześcijańskim bez opierania się pokusom, bez walki z diabłem, bez nakładania tej Bożej zbroi, dającej nam moc i broniącej nas. 8. Ależ diabeł istnieje i musimy z nim walczyć. Mówi o tym św. Paweł, a nie ja! Mówi o tym słowo Boże. Ale my nie jesteśmy nazbyt o tym przekonani. ***Czy Pan w jakiś amok wpadł? Bo trochę tak to wygląda. Przecież powoli, spokojnie i kulturalnie tłumaczę, co chciałem przekazać, a Pan swoje. Pana zdaniem Franciszek NIGDY nie głosi ŻADNEJ prawidłowej nauki?
Myślę, że dość ryzykownym jest rzucanie uogólnień pod adresem książek XIX-wiecznych. By móc to robić, trzeba by mieć przeprowadzone badania na dużej próbie tych książek, a nie sądzę, by "szerzej wyrażana opinia" była na takowych badaniach oparta.
Mimo tego przykładu dot. książki z dogmatyki dot. Niepokalanego Poczęscia, który został przytoczony, to osobiście ciągle czuję się bardziej bezpiecznie i komfortowo czytając książki XIX-wieczne (z imprimatur biskupa), czy w ogóle - przedsoborowe. Po pierwsze, mam większą pewność co do czystości doktrynalnej, oraz, po drugie, ich język, klarowność, konkret (brak owijania w bawełnę), forma - są dużo bardziej przystępne.
To głosi czy nie głosi? Pisał Pan przed chwilą, że nauczanie Franciszka jest w 100 proc. sprzeczne z Przedsoborem. "Nie w tym rzecz" - ano właśnie, to odwieczne: "nie w tym rzecz, że X napisał coś katolickiego, co to, mam mu za to dziękować, jeszcze czego..., WAŻNE ŻE...".
Szło tam o "prozelityzm", które to słówko - błędnie chyba, ale co poradzić - we współczesnym języku kościelnym niemal zawsze definiuje się jako nawracanie w "brzydki sposób" (np. poprzez przemoc, kuszenie korzyściami materialnymi, nachalność itd.). Nie wiem, czy Franciszek uważa, że KAŻDE nawracanie jest prozelityzmem, może tak uważa, a może nie - niemniej sławetny fragment o prozelityzmie od biedy można tak rozumieć. No jasne, może i to naciągana interpretacja, może to ciągle balansowanie na pograniczu, ale trudno, skoro da się tak koślawo wybronić, to niech będzie.
Pana zdaniem Franciszek NIGDY nie głosi ŻADNEJ prawidłowej nauki?
W 100 procentach. --- 7. Nie można myśleć o życiu duchowym, chrześcijańskim bez opierania się pokusom, bez walki z diabłem, bez nakładania tej Bożej zbroi, dającej nam moc i broniącej nas. 8. Ależ diabeł istnieje i musimy z nim walczyć. Mówi o tym św. Paweł, a nie ja! Mówi o tym słowo Boże. Ale my nie jesteśmy nazbyt o tym przekonani. ***Czy Pan w jakiś amok wpadł? Bo trochę tak to wygląda. Przecież powoli, spokojnie i kulturalnie tłumaczę, co chciałem przekazać, a Pan swoje. Pana zdaniem Franciszek NIGDY nie głosi ŻADNEJ prawidłowej nauki? Nawiasem mówiąc, nawet analiza najprostszych sformułowań jest zawsze jakąś interpretacją. Na przykład gdyby bez żadnej interpretacji odczytywać słynny kanon Soboru Florenckiego o tym, kto zostanie potępiony, to wyszłoby na to, że nie ma czegoś takiego jak niezawiniona niewiedza. A tymczasem nic takiego nie wychodzi i oczywiście chodzi o to, że ci poganie, schizmatycy, Żydzi itd. pójdą w ogień wieczny, którzy ponoszą winę za swój stan. A kto ponosi, to już Pan Bóg wie.