A ja mam proste pytanie do pana ATW. Czy osoba będąca głową Kościoła nie powinna się wyrażać w sposób jasny i precyzyjny, aby nie powodować zamętu wśród wiernych? Po co te tłumaczenia i szukanie na siłę odpowiedzi na to co autor miał na myśli? Co najmniej 80% wiernych ma skromną wiedzę z teologii. Takie słowa mogą budzić i budzą zgorszenie wśród wiernych.
jedynie na podstawie XIX-wiecznego podręcznika z dogmatyki (wielu uważa, że XIX-wieczne podręczniki to woda na młyn późniejszego "posoborowia").
Że o zasadzie domniemania niewinności nie wspomnę
"Szok: [tutaj podane cośtam cośtam powiedziane przez liberalnego hierarchę, a właściwie to samo od dwudziestu lat...]"
BTW, uprzedzając: ja rozumiem, że chodzi o sprawy poważne, sprawy fundamentalne, zbawienie dusz itd., jak to pewnie zaraz ktoś napisze. Ale właśnie DLATEGO tylko spokój może nas uratować.
Mam wrażenie, że niektórzy robią z siebie niemalże osobiste ofiary wypowiedzi Franciszka; tzn. zupełnie jakby od rana do wieczora cierpieli fizycznie, psychicznie i duchowo za cały Kościół Święty po każdym kolejnym lapsusie i przez to nie mogli opanować gorliwego wzburzenia.
Gdyby podchodzić do obecnego pontyfikatu tak jak robi to Ksiądz
że cała sprawa to lapsusy.
Ale z drugiej strony trudno mi przyjąć słowa "tylko spokój może nas uratować" gdy gwałcą Matkę.
Przepraszam za bokotemat, ale czy mogę prosić o rozwinięcie/uzasadnienie:co jest nie tak z XIX w. podręcznikami katolickimi;na czym polega ich woda na młyn posoborowia?Mam za sobą kilka książek religijnych, katolickich z XIX i początku XX w. Cenię sobie ich klarowny, logiczny język, argumentację.
niektóre XIX-wieczne podręczniki od teologii moralnej służyły za uzasadnienie tzw. "brawaryzmu", próbując wszystko bardzo zacieśnić i ograniczyć ([...] nie wolno kłamać dla ocalenia czyjegoś życia...)