Nie jest żadną tajemnicą, ani żadnym odkryciem, że w szeroko pojętym środowisku tradycjonalistycznym roi się - zresztą podobnie jak u narodowców, komunistów albo, dajmy na to, użytkowników komputera Amiga - od konfliktów, sporów, plotek, pogłosek, dywagacji, oskarżeń itd. Oskarżają się wzajemnie różne grupy (post-indult, FSSPX, sedewakantyści), mnożą się co jakiś czas rozmaite opowieści i przypuszczenia w rodzaju: dlaczego jakiś xiądz wystąpił z FSSPX, a inny wstąpił; dlaczego miało dojść do jakiegoś wydarzenia, a nie doszło; dlaczego miejscowy biskup ogłosił jedno, a zrobił drugie i jaka w tym rola lokalnego, oficjalnego duszpasterza Tradycji; czy to prawda, że x. X terroryzuje wiernych, a x. Y toleruje heretyków itd. To akurat zmyślone i ogólne przykłady, ale każdy chyba wie o jaki rodzaj dyskusji mi chodzi. Zresztą w sieci są jeszcze wpisy z różnych for, gdzie ktoś rozgrzebuje kwestię "awantury" w FSSPX Wrocław lata temu, ktoś inny czepia się finansów Bractwa, ktoś jeszcze inny dywaguje nad losami tego czy owego xiędza, ktoś oskarża x. Stehlina, a ktoś wyzywa na "post-indult" etc. I często są to kwestie, które nie sposób interpretować jako spory teologiczne, różnice w poglądach - tylko są to kłótnie personalne.Bardzo mnie to smuci, bo niewiele jest rzeczy nędzniejszych niż pustosłowie, plotki, pomówienia, a z drugiej strony jakieś ewentualne fałsze itd.Zastanawiam się, czy jest w ogóle możliwe, by takich kwestii wcale nie było, by wszelkie tego rodzaju tematy zniknęły, by nie było takich różnych plotek... Ściślej mówiąc: nie chodzi mi o to, żeby o sprawach nie mówić, nie pisać - ale o to, żeby nie było POWODÓW do tego. Czy to w ogóle możliwe? Sytuacja taka, żeby każdy miał pewność, że pomiędzy "jego" duchownymi panuje zgoda, że nikt nie kieruje się żadną "taktyką" czy "interesami", że nie ma żadnych "grupek", żadnego "millieu" czy innego zatęchłego "klimatu", "ekipy"...?Czy sądzicie Państwo, że w takich różnych kontrowersyjnych sprawach (vide: czemu jakiś ksiądz coś powiedział, czemu inny podjął jakąś decyzję, kto płacił za to, a kto za tamto itd.) receptą powinna być całkowita JAWNOŚĆ? Bądź co bądź, tylko jawność - wydarzeń, czynów, myśli, czy nawet finansów - pozwala uciąć wszelkie spekulację (chyba). Tymczasem częste - oczywiście dotyczy to także wielu innych środowisk - jest stosowanie zasady "kto ma wiedzieć, ten wie (pozdrowienia dla kumatych)", a więc np. sugestie w rodzaju "A właściwie po co to panu wiedzieć?", "To sprawa między X i Y" (mimo że np. Y jest księdzem i rozchodzi się o całą jego wiarygodność), "Odpowiednie kroki zostały podjęte, nie ma potrzeby ujawniać szczegółów, a wierni niech lepiej zajmą się Różańcem" itd. Albo może właśnie powinna być tajność i nie rozgrzebywanie takich spraw... No cóż, jak to kiedyś jakiś duchowny podczas telewizyjnej debaty powiedział: "Tak, Kościół zamiata pod dywan [chodziło bodaj o lustrację], ale to jest dywan chrystusowego miłosierdzia...". Czy to obłudne?Temat może się wydać jałowy i zdaję sobie sprawę, że ktoś może od razu odpisać: "Co pan marudzisz, nikt nie każe czytać plotek na forach", ale może ktoś będzie miał mądrzejsze (od moich) przemyślenia. Jest w każdym razie bardzo smutne, JEŚLI rzeczywiście w środowisku Tradycji (w którejkolwiek jego "odmianie") grają rolę, jak można wnosić z takich internetowych pogłosek, takie czynniki jak to, że ktoś kogoś lubi albo nie, że X-a się zjedzie, a na wybryki Y-a patrzy się przez palce, bo ma dobry układ z kimś-tam itd.Inspiracją były konkretne wątki dotyczące jakichś tam spraw z FSSPX sprzed lat wielu, kto chce, to łatwo znajdzie na kilku forach, zresztą Państwo pewnie się orientują, ale de facto nie jest moim celem rozgrzebywanie tych pojedynczych kwestii. Po prostu samo wrażenie ogólne jest smutne. Niezależnie od tego, która z kłócących się wtedy stron miała rację...