Chciałbym zapytać osoby kompetentne w dziedzinie wojskowości (a wiem, że są tu na forum takie osoby), na ile opisywana przez autora wojna ponowoczesna i sposób walki jaki proponuje są "realne".
czy w dobie gigantycznego zadłużenia wyszkolone społeczeństwo jest w stanie zastąpić zawodowe wojsko przy relatywnie niskich kosztach;
czy po za wspomnianą przez autora Austrią, Szwajcarią (i jak ostatnio czytałem Wenezuelą) są znane przypadki (nowoczesne) aby kraj przekazywał kwestie obronne na ręce obywateli rezygnując z rozwijania zawodowej armii?
No i ostatnie pytanie - z jakim rezultatem (czy możemy tutaj jako przykład potraktować konfrontację Rosja kontra Afganistan i czy bez specyficznego górzystego układu terenu w Afganistanie, wojna miałaby szansę zakończyć się takim samym wynikiem?)
1. Bez zawodowej armii bylibyśmy łatwym kęskiem, a sama myśl o partyzantce nic nie zmieni.
2. Mogę się zgodzić, by ogół społeczeństwa był jakoś przygotowany do warunków życia wojennego: partyzanta, czy odpowiednie zagospodarowanie pożywienia, czy lekarstw.
3. Co do kawalerii. Hmm.... w czasach dzisiejszych zbyt duża jej liczba na nic, choc na różnego rodzaju szybkie akcje bądź zasadzki może byc na naszym terenie dobra.
4. Czołgi, artyleria i inny ciężki sprzęt to podstawa.
5. Ale chyba i tak w razie wojny na szerszą skalę, jedna ze stron może uciec się po bomby atomowa i koniec.
Może i ja się wypowiem, choć zaznaczam, że się na wojskowości nie znam, a to co napiszę to moje własne przemyślenia:
Podwyżka wieku emerytalne w wojsku i policji