To bardzo trudny problem. Problem wiary w obliczu nieszczęść.
Bóg nas wspiera i wysłuchuje naszych modlitw. Czasami jednak tego nie czyni. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że źle się modlimy. Bóg jest nieskończenie doskonały i wie o wszystkim, w tym także wie i o nas takie rzeczy, których sami osobie nie wiemy.
Jeśli Bóg nas doświadcza cierpieniem (lub dopuszcza byśmy cierpieli) to zawsze ma w tym jakiś cel, a tym celem jest jakieś wyższe dobro. Również nasze własne dobro. Niekoniecznie jednak jest to dobro w naszym, ziemskim tego słowa rozumieniu. Człowiek jest zbyt ułomny by pojąć zamysły Boga i jego plany. Człowiek najczęściej rozumie swoje dobro poprzez komfort psychiczny, brak cierpienia, szczęście osobiste i swoich bliskich, zamożność, zdrowie, ciekawe życie, życie pełne rozrywek albo pełne świętego spokoju. Bóg słucha uważnie naszych błagań, ale nie zawsze się do nich przychyla – bo wie co jest dla nas dobre – w ostatecznym rozrachunku.
Czasem Bóg decyduje by naszą wiarę wystawić na próbę – jeśli ją przejdziemy pomyślnie – czeka nas za to kiedyś nagroda. Jeśli nie… to być może będziemy musieli popracować nad sobą więcej – póki mamy na to czas.
Czasem Bóg decyduje by naszą wiarę wystawić na próbę – właśnie tu-i-teraz – kiedy jeszcze wszystko można zmienić, bo np. wie, że w przeciwnym razie czekać nas być może będzie próba w okolicznościach, w których nie będzie odwrotu od podjętych decyzji.
Może cierpienie jest swego rodzaju „zaliczką” na poczet kar czyśćcowych? Wręcz nagrodą, przywilejem danym osobie głęboko pobożnej, okazją do odpokutowania win, już teraz, w Tym życiu. Krótkie (tzn. wobec wieczności) cierpienie tu na tym świecie, by po śmierci z „czystym kontem” wkroczyć do Nieba?
Żyjemy w określonych warunkach, wynikłych ze skutków grzechu pierworodnego. Bóg może ingerować w stworzony przez siebie świat ale nie musi. To my musimy dostosować sie do warunków świata i to w dodatku w ten sposób, by nie popaść w grzech. Choroby i nieszczęścia są elementem tego świata i jeśli nas dotykają to w przytłaczającej większości przypadków nie jest to żadna kara tylko po prostu życie. Życie, które każdy z nas otrzymuje, z określonym potencjałem (jeden ciężkie życie, inny lekkie i przyjemne) — i z którego będzie rozliczony – jak w przypowieści o talentach.
Bóg na nas patrzy i ocenia jak zachowujemy się w wynajętym przez nas czasowo od Niego mieszkaniu.
Przykłady rzekomej bożej niesprawiedliwości są liczne, znamy ludzi wierzących i cierpiących straszliwie aż do śmierci. Szukamy sensu tego cierpienia, szukamy jakiegoś dobra w życiu takiego człowieka, które mogłoby usprawiedliwić boży dopust zła, nieszczęść, chorób i innych cierpień … nie znajdujemy nic. Może więc to dobro wyniknie już po śmierci?
Wielu świętych cierpiało w życiu doczesnym…
Nikt nie może przewidzieć jak zachowa się w obliczu nieszczęść jakie nań mogą spaść. Bywa, paradoksalnie, że człowiek małej wiary zyskuje w niej umocnienie, a bywa i tak, że człowiek silny duchem, żarliwie wierzący (w przekonaniu własnymi i otoczenia) nagle przeklina Boga lub wręcz dochodzi do wniosku, że Go nie ma. Po II Wojnie Światowej tysiące niegdyś bogobojnych żydów, traciło wiarę i stawało się Żydami niewierzącymi. To jest zrozumiałe w judaizmie, który zakłada wszelką pomyślność dla Wiernego Narodu Wybranego a niepomyślność traktuje jako skutki grzechu uczynkowego. Jeśli pobożnego judaistę spotykają niezawinione nieszczęścia, to dochodzi on do wniosku, że Boga nie ma, bo nie zgadza mu się to z własnym wzorcem kulturowym.
To judaistyczne myślenie obecne jest u wielu ludzi, w tym chrześcijan. A ma źródło ponoć jeszcze w czasach pogańskich i to w fazie animistycznej. Trudno z tym walczyć choć oczywiście chrześcijańskie myślenie powinno być inne i zakładać poddanie się woli Boga.
Nie wiem... może coś z tego co tu napisałem będzie pomocne…
Proszę się gorąco modlić za brata ale… przede wszystkim niech brat się modli. Ale nie tylko o zdrowie. Również a może przede wszystkim o zachowanie wiary. U siebie i u żony. O zachowanie ufności w mądrość i dobroć Najwyższego. Niech ofiaruje Chrystusowi swe cierpienie, może w jakieś intencji, swojej lub czyjejś, lub za dusze czyśćcowe (jak pisze p. Gawain, może to już się stało). Bo to cierpienie nie pójdzie na marne. Jeśli nie w tym życiu, to w przyszłym.
Łatwo o tym mówić, bardzo trudno to przyjąć w obliczu tragedii. Zresztą może to jest próba?
proszę o modlitwę w intencji tego zmarłego dziecka i niepełnosprawnej Zuzi.
++
i za Pana
+