Taka sobie refleksja...
http://www.piotrskarga.pl/ps,9699,2,0,1,I,informacje.htmlJak rozumiem istnieją Mszały Pawła VI napisane po rosyjsku i białorusku. Jeśli nie - to da się negocjować. Jeśli tak..., cóż, wtedy jak to sie mawia: "ważne względy duszpasterskie" powinny decydować po jakiemu odprawiać. Czyli chyba trzeba posłuchać cara, wszak "dobrze gada".
Nawiasem mówiąc, gdyby łacina obecna była w Kościele, sądzę, że nie byłoby problemu, przynajmniej przez pewien czas. Tylko w jakim języku wygłaszane miałyby być kazania?

Kto stanowi większość na Mszach św.? Polacy czy Białorusini? Czy ci ostatni skarżą się władzy, że nie rozumieją?
Nie wiem jaka jest znajomość polskiego wśród Białorusinów, znajomi co bywali mówią, że bez trudu da się dogadać (pomijam sprawę Polaków białoruskich). Mówią, że chodzi o to, by odprawiać po białorusku lub po rusku, ale tak naprawdę to chyba chodzi o to, żeby nie po polsku - czyli o zwykłe, poczciwe szykany. Na Białorusi, co oczywiste i zrozumiałe, mają duże kompleksy antypolskie, a zatem może by iść carowi na rękę i odprawiać po łacinie? Może by się zgodził...
Jak łatwo dyktatorom zdyscyplinować osoby lub instytucje, które mają liberalne zasady... Wystarczy powołać się na "demokratyczną większość". I na prawa demokracji ludowej. I wszystkie kontrargumenty odpadają. Bo cóż przeciwstawić "demokracji" (najwyższej formie ustroju) cóż przeciwstawić "wolności" (najwyższej z wszystkich wartości)?