(...)Jeszcze kilka słów o nomowym uczestnictwie: Wielokrotnie, zwłaszcza od księży słyszałem, że nasi wierni nie mogą uczestniczyć we Mszy, bo łaciny nie znają, nie rozumieją i dlatego wpadają w subiektywną pobożność - "ksiądz sobie, a lud sobie". Sprowadzono tam uczestnictwo do sfery czysto zewnętrznej: postawy, słowa... A skąd to pochodzi? No właśnie ze sloganów ruchu liturgicznego. Dla ludzi to co zewnętrzne stało się istotą Mszy i dlatego jak czegoś nie słyszą lub nie widzą, lub nie rozumieją, to myślą, że we Mszy nie uczestniczą. Aspekt wewnętrzny został pominięty. Obecnie dostrzegam podobną tendencję w środowiskach postindultowych. Nieustanne kłótnie o postawy, słowa, kroje ornatów, sposoby wykonywania chorału itd. Chce się wprowadzić musztrę i zepchnąć na margines pobożność prywatną katolików (przynajmniej w zakresie Mszy). Tak się nie da. Skutki tego będą opłakane.
Czasami lepiej jest mieć Mszę recytowaną, niż tak śpiewaną, że ludzie myślą, że to żydowskie nabożeństwo.
Cytat: x. Konstantyn Najmowicz w Sierpnia 10, 2011, 10:39:14 am Czasami lepiej jest mieć Mszę recytowaną, niż tak śpiewaną, że ludzie myślą, że to żydowskie nabożeństwo.Zniechęcił mnie Ksiądz skutecznie do Mszy recytowanej.
Cytat: Tomek Torquemada w Sierpnia 10, 2011, 10:20:37 amMsza cicha lub recytowana w niedziele i święta to obciach i dziadostwo. A i w dni powszednie msze śpiewane by nie zaszkodziły.Ale kto Wam zabrania śpiewać? Chyba nie ja? W dzień powszedni obecnie widzę 3 w porywach do 7 osób. Działaczy internetowych na Mszy nie widać, ale do krytyki zawsze gotowi. Przyjdźcie najpierw na Mszę cichą, a potem będziemy myśleć czy nie śpiewać.
Msza cicha lub recytowana w niedziele i święta to obciach i dziadostwo. A i w dni powszednie msze śpiewane by nie zaszkodziły.
Nie wiem, czy ksiądz zdaje sobie sprawę, ale tego typu argumentami posługują się co bardziej betonowi posoborowi liturgiści żeby unieważnić jakąkolwiek troskę o zewnętrzny wymiar Liturgii.Oczywiście, że liturgia to "działanie Logosu, to Jego modlitwa, Jego Ofiara". Ale właśnie Jego wolą było, by w tym misterium można było uczestniczyć już tu na ziemi za pośrednictwem znaków materialnych: chleba, wina, celebrującego kapłana oraz niematerialnych, ale zewnętrznych: słów i gestów. W końcu Jezus wziął jakąś materię, coś z nią uczynił i wypowiedział jakieś słowa. A mógł się przecież obejść bez tego. Więcej, tak jak on sam uczynił, tak samo polecił czynić Apostołom i ich następcom "na moją pamiątkę".Nie uciekniemy więc od ludzkiej troski o to, by gesty te i słowa (tylko materia i forma, a więc ułamek słów wypowiadanych w czasie liturgii wynikają wprost z ustanowienia Bożego) jak najlepiej odpowiadały Misterium, które niedoskonale oznaczają.
No oczywiście, w imię źle pojętej tradycji brońmy do upadłego wynalezionych 100 lat temu mszy recytowanych, czy też mszy cichych mających sens przy odprawianiu prywatnym, czy też gdy kilku księży odprawia równocześnie przy bocznych ołtarzach.
Jeszcze raz powtórzę: liturgia to również śpiew, graduale romanum jest księgą liturgiczną, niedzielna liturgia bez śpiewu liturgicznego to obciach i dziadostwo.
Co do frekwencji: niech sobie Ksiądz wyobrazi, że nie wszyscy są studentami i emerytami i msza o 7 rano wiąże się dla wielu osób z dużym spóźnieniem do pracy. W roku szkolnym wieczorem u Bońków bywało zazwyczaj co najmniej kilkanaście osób.
Co do śpiewania, to znów rozmija się z argumentami. Dziadostwem jest msza recytowana w niedziele. W dni powszednie może być. Śpiew wtedy moim zdaniem nie jest konieczny, chociaż oczywiście "by nie zaszkodził", zwłaszcza jeśli przyjdzie więcej wiernych. A jak chce Ksiądz mieć śpiew w dni powszednie: prosta sprawa, wystarczy zatrudnić kantora lub organistę na etat. W przypadku ojców rodzin pełnieniem służby Bożej kosztem obowiązków stanu niestety byłoby przegięciem.
@KS. Równie dobrze mógłbym odpowiedzieć, że również doświadczenie, i to o wiele większe, bo kilkuwiekowe pokazuje, że pominięcie zewnętrznego aspektu uczestnictwa we mszy prowadzi do niezważania na liturgię w ogóle. Bezproblemowe przyjęcie NOM najlepszym tego dowodem. Przed NOMem broniono się tam, gdzie wiernych nauczono również zewnętrznego uczestnictwa. Bo rozumiano, jakiego skarbu się broni.Ps. Użycie pogardliwego określenia "nomowy" nawet sto razy nie zmieni faktu, że zewnętrzne uczestnictwo wiernych zakłada samo Ordo Missae. Już nie mówiąc o tym, że naprawdę nie warto na siłę przeciwstawiać sobie spraw, które ze swej natury są komplementarne. Jedna bez drugiej na dłuższą metę istnieć nie mogą.
Ale internetowych krytykantów nie wielu i nie za często.
Przed NOMem broniono się tam, gdzie wiernych nauczono również zewnętrznego uczestnictwa. Bo rozumiano, jakiego skarbu się broni.
Gdzie nazywam Księdza dziadem?
I gdzie piszę o konkretnej mszy z ostatniej niedzieli? Proszę ochłonąć i trzymać się litery tego, co napisałem.
Cytat: Tomek Torquemada w Sierpnia 10, 2011, 11:18:00 amGdzie nazywam Księdza dziadem? Nazywając niedzielną czytaną Mszę dziadostwem uznajesz jej celebransa za dziada.
Cytat: x. Konstantyn Najmowicz w Sierpnia 10, 2011, 11:19:41 amAle internetowych krytykantów nie wielu i nie za często.No oczywiście. Sami tu internetowi napinacze, który tylko klepią na forum. Przecież wszyscy wiedzą, że ani ja, ani Michał Barcikowski, ani inni z tego wątku nic w realu nie robią :-)))))))))))))
Cytat: Tomek Torquemada w Sierpnia 10, 2011, 11:12:44 amCo do śpiewania, to znów rozmija się z argumentami. Dziadostwem jest msza recytowana w niedziele. W dni powszednie może być. Śpiew wtedy moim zdaniem nie jest konieczny, chociaż oczywiście "by nie zaszkodził", zwłaszcza jeśli przyjdzie więcej wiernych. A jak chce Ksiądz mieć śpiew w dni powszednie: prosta sprawa, wystarczy zatrudnić kantora lub organistę na etat. W przypadku ojców rodzin pełnieniem służby Bożej kosztem obowiązków stanu niestety byłoby przegięciem.Zaraz zaraz. Nie obracaj kota ogonem. To Ty chciałeś śpiewu w dni powszednie. "A i w dni powszednie msze śpiewane by nie zaszkodziły."