Antonius
wiem, że to dziwnie brzmi, ale mój patron zakonny to nie Antonius ale Antoninus
taki oto żart
raczej ironia, ale niestety oparta na faktach...
aroganckim stwierdzeniem
jeśli nawet aroganckie, choć nie było to moją intencją, to, pierwsza część jest stwierdzeniem faktycznym, a druga - nieco żartobliwym, acz, jeśli siedzi Pan teraz nad książkami i wyszukuje cytaty, to chyba też ma jakieś oparcie...
obraźliwych i skandalicznych wypowiedzi i zachowań pana Hołowni,
jak dla kogo. publicznie urągał, publicznie odstąpił od wiary? publicznie negował dogmaty? Kościół nie zakazuje dyskusji. a może to zasada: dajcie człowieka, a ja znajdę na niego paragraf w starych księgach... a może jest tak, że wychodzi takie nasze polskie zachowanie, że jak się komuś udało, to mu dołożyć - a tu jest jeszcze problem, bo facet coś tam o Kościele i religii - no nie, przecież to my: umęczeni, wiecznie biadolący i krzyczący na innych mamy na to monopol. dla takich młodych wesołków nie ma tu miejsca. pozwólcie nam zachować nasze kompleksy! chcemy, żeby było tak, jak zawsze było.
sic semper fuit!karygodne
nakłanianie
całkowicie dowolne interpretacje
wyśmiewanie
głoszenie błędów
i teraz tak: jak mam się odnieść do wypowiedzi oceniających - jest Pan prawnikiem-kanonistą? ja z wykształcenia jestem prawnikiem świeckim, i choć w prawie kanonicznym się nie będę specjalizował, to naprawdę trudno jest dyskutować z Pańskimi inkwizycyjnymi określeniami. dla mnie to rzecz odbioru, właśnie (sic!) konwencji, subiektywnego odczucia, konkretnych warunków i okoliczności. jeśli nie jest to explicite podpadające pod dany kanon, to na siłę nie szukam zła, a raczej szukam dobra. nie fascynuje mnie to. tak Pan to odbiera? ok, Pana prawo - może Pan to głosić wszystkim. ja tylko napisałem wcześniej to, co napisałem...
właśnie:
centrum wypowiedzi Ojca stanowi własne „ja”, tak nieporuszenie, że pozostaje Ojciec bez reakcji wobec wszelkich dowodów
to "ja" to są moje doświadczenia właśnie. i nie musi ich Pan przyjmować. nie oczekuję tego. tylko się wypowiedziałem. a Pańskie "dowody" to Pańskie odczucia wypowiedzi Hołowni, które ktoś nazwie "żartem", "przekomarzaniem się", a Pan nazwie to "nakłanianiem do bluźnierstwa". trzeba naprawdę ślepoty na dzisiejszy świat lub złej woli (o czym wyżej), żeby wyciągać aż takie wnioski...
załóżmy, że sobie rozmawiamy: Pan mi mówi: "Hehe, niektórzy "postępowi" anglikanie głoszą, że nie ma czyśćca". a ja na to: "hehe, no tak, słusznie, przecież piekła też nie ma. już dawno radzieccy naukowcy to wykazali, także hulaj Pan sobie do woli!". czyli, rozumiem, że Pan z tego wyciągnie wniosek od razu, że 1) fr.A jest heretyk, bo głosi publicznie, że piekła nie ma,2) potwierdza naukę heretyków, że nie ma czyśćca i 3) nakłania mnie do grzechu. Wydaje mi się, że nie - tym bardziej, gdybyśmy się znali wcześniej, znali swoje poglądy, poczucie humoru, etc...
prowadzi do błędnych i często opłakanych w skutkach mniemań
tego akurat jeszcze stwierdzić nie możemy... chyba, że ktoś zacznie taką naukę głosić i powie, że to dzięki Szymonowi H.
obruszaniem się
nie obruszałem się
obraźliwymi komentarzami
nie było moją intencją... to raczej ironia. ale jeśli poczuł się Pan/Ktoś jeszcze obrażony, to przepraszam.
indyferentne pokolenie nastolatków
no bardzo Pana przepraszam, ale to typowe żenujące stwierdzenie, słowo-wytrych godne... typowego proboszcza czytającego kazania z kartki...
sięgnie do takich książek
ja z kolei wiem o dużej liczbie młodych osób, które do kościoła i duszpasterstwa przyszły właśnie po przeczytaniu tych książek... a wspomniany przez Pana niejaki p. Prokop po wielu latach poszedł do spowiedzi... nie wiem, co dalej, ale jednak zawsze coś (no chyba, że w naturze tradycyjnego katolika jest wątpić w prawdziwość nawróceń nie-tradycyjnych)
i
creme de la creme ... przyznaję, że już straciłem nadzieję, że pojawią się jakieś -izmy, długo się Pan trzymał ;-)
liberalistowskiemu pojęciu wolności
proszę Pana, o wolnej woli Pan słyszał? Pan Bóg robi wszystko, żeby człowiek został zbawiony, ale wolnej woli nie przełamuje - aby człowiek mógł się o tym przekonać, że bez Boga nie ruszy... często człowiek potrzebuje do tego dojść, dlaczego więc mamy mu zabraniać... jesteśmy takimi samymi ludźmi jak inni.
od kupna czy lektury złej ksiązki
akurat w przypadku Hołowni to będzie zawsze brzmiało jak jakiś resentyment: nie wmówi mi nikt, że lepiej czytać Kingę Dunin niż Hołownię. no ludzie, gdzie Rzym, gdzie Krym - mam wrażenie, że dyskutujemy, czy facet - katolik mieści się aby super dokładnie w granicach cyt. "reguł wiary czy moralności katolickiej", mimo, że nie pisze teologicznych traktatów (a więc nie podpada pod
imprimatur), a chce dotrzeć do tych, co "w opłotkach" i pozwala sobie na spekulację czy głośne myślenie (tak jakby w XIII w. nie spekulowano w ogóle). Strzelamy z armaty do komara.
Może jest tak, że już jasno wiemy, co się nam nadaje, a co nie... a skoro tak, to zostało nam wykosić wszystko, co nie czarno-białe. Bo chyba umiemy określić, kto wróg, ale teraz jeszcze musimy znaleźć tego, zakonspirowanego wroga u nas. i wrzucić go na ruszt. (uważam, że jakiś ferment jest zawsze potrzebny, jakiś kamień uwierający w bucie - byśmy się nie poczuli za dobrze, od tego zawsze zaczyna się myślenie, twórczość, dobra apologia, umacnianie w wierze... w końcu przyjście Jezusa Chrystusa to był ferment dla zastanego żydowskiego świata - oni też w księgach sprawdzali, to zresztą już stary argument, nie chcę tego kontynuować...; tak też kształtowały się dogmaty na kolejnych soborach)
Doświadczenie zaś poucza, że ten brak obawy przed wolnym myśleniem kończy się właśnie na swawoli, na upodobaniu we własnych mniemaniach.
nie zgadzam się. jeśliby św.Tomasz (albo Albert Wielki) nie był wolny w swoich badaniach i nie docenił rozumu za Arystotelesem, to siedzielibyśmy dziś w dyskusji na poziomie świata idei...
oczywiście za czasów Tomasza sądzono o nim to, co Pan przytoczył...
to tylko przykład, nikogo tu z nikim nie porównuję.
życzę owocnego wytaczania granicy między
sana et purissima Doctrina a resztą. o nich Miłosierny Ojciec z pewnością nie zapomni...
serdeczności.