Ojciec Joachim Badeni. Nie podzielam powszechnego uwielbienia dla tej postaci i jej natrętnego lansowania wraz z wypuszczaniem balonów próbnych w kwestii procesu beatyfikacyjnego, zwłaszcza od czasu, gdy jeden z braci opowiedział mi, jak to ojciec Badeni w refektarzu zareagował na przechodzącego biskupa Nycza: „Biskup, biskup... A tam biskup. Mój dziad jego dziada w skórę bił!” W wyniku czego od tej pory trzeba było pilnować, żeby ojca Badeniego schować, kiedy biskup Nycz miał znowu przyjść. Bardzo pilnuję okazywania szacunku biskupom, to moi zwierzchnicy i pasterze mojego Kościoła, i naprawdę nie lubię, gdy ich podwładni odnoszą się do nich z lekceważeniem. A jest to niestety bardzo modne. W krytykowaniu i podważaniu autorytetu biskupów dominikanie przez jakiś czas wiedli prym; na szczęście ostatnio trochę się zreflektowali i wyciszyli, zarówno prywatnie, jak i publicznie. Nie toleruję odnoszenia się do ludzi z pogardą, nie toleruję i już. Podważania hierarchii i demontowania systemów zasad i zwyczajów, które zapewniają ludziom poczucie bezpieczeństwa (o czym wiedzą psycholodzy), też nie znoszę.
Cenię jednak ojca Badeniego za dwie rzeczy. Po pierwsze, za uwagę w kontekście procesu beatyfikacyjnego ojca Jacka Woronieckiego, iż dominikanie mają skłonność do celebrowania arystokratów. Zdaniem ojca Joachima ojciec Woroniecki wcale się nie wyróżniał świętością tak, aby zasługiwać na beatyfikację. Uważał, że prawdziwym świętym, którego proces beatyfikacyjny powinien zostać wszczęty, był natomiast śp. ojciec Emanuel Działa. Ale tego procesu nie będzie, bo ojciec Działa był tylko synem szewca, pointował ojciec Joachim. Trudno nie zauważyć wielkiej trafności i ponadczasowości tej konstatacji!
Druga rzecz, za którą go cenię, to siostra — śp. arcyksiężniczka Maria Krystyna Habsburg, i cała familia. Jak bardzo potrzeba nam elit, jak bardzo Polska cierpi wskutek zlikwidowania i wymordowania jej elit politycznych, społecznych, gospodarczych, kulturalnych. Nasza arystokracja, te wielkie stare rody, była prawdziwą elitą, ARISTOI (najlepsi), w dobrym tego słowa znaczeniu. I było to widać w kontakcie z ojcem Joachimem, a w kontakcie z arcyksiężniczką jeszcze bardziej. Wymarłe ostatnie mamuty z pokolenia, które miało jeszcze prawdziwą klasę i erudycję.
http://myslispodchustki.blogspot.com/2013/11/wszystkim-ktorych-kochaam.html