Wiem, że odległe od tematu wątku, ale nie mam gdzie umieścić.
- W stanie wojennym [Zbigniew Herbert] (...) miał wieczory autorskie w kościołach. To było dla nas wszystkich dziwne, że poeta czy pisarz czyta swoje utwory albo mówi do ludzi z ołtarza. A dla Zbyszka to było ogromne przeżycie. Nagle miał stanąć w miejscu, w którym się odprawia mszę św. Jakby po drugiej stronie. Pamiętam, jak mnie zaskoczył, kiedy poprosił, żeby wyjęto z tabernakulum Najświętszy Sakrament.
- Dlaczego?- Nie chciał stać odwrócony do Najświętszego Sakramentu plecami. Może to była tylko kwestia jakiejś formy, ale ja w tym widziałam wyraz jego wrażliwości. Bardzo wyraźnie rozróżniał sacrum i profanum... Wie pan, że jako dwudziestoparoletni chłopiec zgłosił się nawet na próbę do klasztoru w Tyńcu. Szukał tam jakichś przeżyć. Myślę, że ciągle szukał, wszystkiego próbował. Kiedy w 1997 roku umarł Josif Brodski, Zbyszek zamówił mszę za jego duszę...
Katarzyna Dzieduszycka-Herbert w rozmowie z Jackiem Żakowskim („Gazeta Wyborcza”, 30.12.2000-01.01.2001)
http://www.fundacjaherberta.com/krotki-rys-biograficzny/wspomnienia-rodziny-i-przyjaciol-o-herbercie/katarzyna-herbert