Abp. Lubelskiego skazano na śmierć za zdradę. Po upadku banku na Miodowej wypłynęły kwity róznych zdrajców zasilanych z Pitra i Berlina. Nuncjusz wstawił się w imieniu papieża i prosił o zamianę kary głownej na inną. Gdy Rosjanie zaprowadzili już w naszym nieszczęsnym kraju parjadok, to arcybiskup z honorami powrócił na stolec do Lublina.
Były to czasy, gdy zdrajców nazywano zdrajcami a nieszczęśliwe pojęcie Polak-katolik nie istniało. Powstało dopiero po 1863 r.
Teraz byłoby to niewyobrażalne: biskup zdrajcą? przecież on odprawiał KRR