Forum Krzyż
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Kwietnia 16, 2024, 13:54:50 pm

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane
www.UnaCum.pl

Centrum Informacyjne Ruchu Summorum Pontificum
231934 wiadomości w 6630 wątkach, wysłana przez 1668 użytkowników
Najnowszy użytkownik: magda11m
Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja
Forum Krzyż  |  Novus Ordo  |  Kościół posoborowy  |  Wątek: Justyn a dialog międzyreligijny
« poprzedni następny »
Strony: 1 ... 3 4 [5] Drukuj
Autor Wątek: Justyn a dialog międzyreligijny  (Przeczytany 14836 razy)
Andrzej75
aktywista
*****
Wiadomości: 2325


« Odpowiedz #60 dnia: Maja 18, 2016, 14:28:21 pm »

Stało się już komunałem twierdzenie, że w religiach niechrześcijańskich występują pewne semina Verbi (zarodki Słowa) albo że stanowią one pewien rodzaj praeparatio evangelica (przygotowania do Ewangelii). U źródeł takiego poglądu leży nauczanie II Soboru Watykańskiego. Dekret o działalności misyjnej Kościoła stwierdza:

„[Chrześcijanie] powinni zżyć się z ich [tzn. niechrześcijańskimi] narodowymi i religijnymi tradycjami; niech z radością i z szacunkiem odkrywają drzemiące w nich zarodki Słowa” (Ad gentes, nr 11; por. Lumen gentium, nr 17).

W Konstytucji dogmatycznej o Kościele twierdzi się:

„Nie odmawia Opatrzność Boża koniecznej do zbawienia pomocy takim, którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie. Cokolwiek bowiem znajduje się w nich z dobra i prawdy, Kościół traktuje jako przygotowanie do Ewangelii i jako dane im przez Tego, który każdego człowieka oświeca, aby ostatecznie posiadł życie” (Lumen gentium, nr 16; por. Katechizm Kościoła katolickiego, nr 843).

Deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich dla oddania tej samej myśli posługuje się obrazem promienia światła:

„Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte. Ze szczerym szacunkiem odnosi się do owych sposobów działania i życia, do owych nakazów i doktryn, które chociaż w wielu wypadkach różnią się od zasad przez niego wyznawanych i głoszonych, nierzadko jednak odbijają promień owej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi” (Nostra aetate, nr 2).

Po Soborze metafory semina Verbi i praeparatio evangelica zostały podjęte w nauczaniu papieskim. Paweł VI w Adhortacji apostolskiej o ewangelizacji w świecie współczesnym stwierdza:

[W religiach niechrześcijańskich] znajdują się niezliczone »nasiona Słowa«. Dlatego są »przygotowaniem do Ewangelii«, jak wyraził się trafnie Sobór Watykański II, zapożyczając tę wypowiedź z dzieła Euzebiusza z Cezarei (Evangelii nuntiandi, nr 53).

Z kolei Jan Paweł II w swej pierwszej encyklice pisze:

„Słusznie Ojcowie Kościoła widzieli w różnych religiach jakby refleksy jednej prawdy »semina Verbi«, które świadczą o tym, że na różnych wprawdzie drogach, ale przecież jakby w jednym kierunku postępuje to najgłębsze dążenie ducha ludzkiego, które wyraża się w szukaniu Boga - a zarazem w szukaniu poprzez dążenie do Boga - pełnego wymiaru człowieczeństwa, pełnego sensu życia ludzkiego” (Redemptor hominis, nr 11).

Wydawałoby się więc, że po pierwsze mamy do czynienia z doktryną ugruntowaną, a ponadto głęboko zakorzenioną w tradycji, ponieważ sformułowania, jakich się używa, mają pochodzenie patrystyczne. Wyrażenie semina Verbi jest zaczerpnięte od św. Justyna i Klemensa Aleksandryjskiego; natomiast pojęcie praeparatio evangelica, jak wspomniał Paweł VI, znajduje się u Euzebiusza z Cezarei. Co do tego nie ma wątpliwości. Problem jest następujący: czy jesteśmy pewni, że Ojcowie Kościoła, używając takich określeń, odnosili się do religii niechrześcijańskich (którymi wówczas były religie pogańskie)? Dam odpowiedzieć na to pytanie jednemu z największych patrologów XX w., Bertholdowi Altanerowi (Patrologia, Marietti, 7ª ed., 1977). Odnosząc się do Justyna, który w swych Apologiach mówi o „zarodkach Słowa”, pisze on tak:

„Swoją teorią λόγος σπερματικός [logos spermatikos] Justyn przerzuca most pomiędzy filozofią starożytną i chrześcijaństwem. Boski Logos objawił się w całej swej pełni w Chrystusie, lecz każdy człowiek posiada w swym rozumie zarodek (σπέρμα) Logosu. To uczestnictwo w Logosie oraz idąca w ślad za nim skłonność do poznawania Prawdy przejawiały się u niektórych w szczególnie wysokim stopniu; dotyczyło to na przykład Proroków judaizmu, a jeśli chodzi o Greków – Heraklita i Sokratesa. Justyn sądzi, że wiele elementów prawdy przeszło ze starożytnej literatury żydowskiej do poetów i filozofów greckich, ponieważ Mojżesza uważano za najdawniejszego pisarza. Tak więc filozofowie, o ile żyli  i nauczali stosownie do reguł rozumu, byli w pewnym sensie chrześcijanami przed przyjściem Chrystusa. Jednakże zaraz po tym przyjściu chrześcijanie weszli w posiadanie prawdy całkowitej i pewnej, pozbawionej jakiegokolwiek błędu (I Apol. 46; II Apol. 8, 13). Myśl teologiczna św. Justyna znajdowała się pod silnym wpływem filozofii stoickiej i platońskiej” (ss. 70-71).

Jeśli chodzi o Euzebiusza, autora dzieła zatytułowanego Praeparatio evangelica, to Altaner pisze:

Praeparatio evangelica (Εὐαγγελικὴ προπαρασκευή) w 15 księgach, powstała między 312 i 322 r., pragnie ukazać katechumenom i poganom (być może poruszonym atakami Porfiriusza), jak bardzo chrześcijanie mieli rację, przedkładając judaizm nad pogaństwo. »Filozofia żydów« przewyższa kosmogonię i mitologię pogan. Uczeni pogańscy, zwłaszcza Platon, czerpali ze Starego Testamentu” (s. 223).

Jak widać, Ojcowie Kościoła nie znajdują żadnego „zarodka Słowa” w religii pogańskiej ani nie uważają jej za „przygotowanie do Ewangelii”. Używają takich sformułowań nie wobec religii, ale wobec ówczesnej kultury, zwłaszcza filozofii i poezji, które, według nich, miały dosięgać poziomu Mojżesza. Pierwsi chrześcijanie nigdy nie zaaprobowali żadnego elementu religii pogańskiej, nie wahając się równocześnie przyswajać pojęć hellenistycznych, i to nawet do wyrażania własnej wiary. Chrześcijanie pierwszych wieków nie zajmowali się dialogiem międzyreligijnym, lecz inkulturacją Ewangelii.

Potwierdzenie tego, co było stanowiskiem Kościoła wszystkich czasów aż do II Soboru Watykańskiego, znajdujemy u o. Matteo Ricciego (1552-1610). Zazwyczaj ów jezuicki misjonarz jest przedstawiany jako prekursor obecnego dialogu międzyreligijnego ze względu na jego sympatię w stosunku do konfucjanizmu. Ale nie bierze się pod uwagę, że taka sympatia wynikała w rzeczywistości ze „świadomości, że w konfucjanizmie nie było żadnego elementu, który mógłby przywodzić na myśl religię, […] konfucjanizm, daleki od stawiania się na równi z religią, miał na celu danie sprawiedliwej i właściwej administracji dla rządzących krajem” (Franco Di Giorgio, Confucianesimo, buddismo e taoismo nelle opere di p. Matteo Ricci). Tymczasem o. Ricci nie wahał się krytykować taoizmu i buddyzmu, które uważał za niemożliwe do pogodzenia z chrześcijaństwem.

Można by więc sobie zadać tutaj pytanie, czy stanowisko Soboru w tej kwestii nie jest zerwaniem z tradycją albo też jej uprawnionym rozwojem. Nie do mnie należy udzielenie odpowiedzi na to pytanie, które jednak stanowi problem o istotnym znaczeniu. To tylko mogę powiedzieć, że nie wydaje mi się rzeczą prawidłową twierdzić, jak to czyni Jan Paweł II w encyklice Redemptor hominis, że „Ojcowie Kościoła widzieli w różnych religiach jakby refleksy jednej prawdy »semina Verbi«”. Papież ma pełne prawo interpretować Objawienie, ale nie ma prawa zniekształcać historii.

http://querculanus.blogspot.com.ar/2011/02/semina-verbi.html
Zapisane
Exite de illa populus meus: ut ne participes sitis delictorum eius, et de plagis eius non accipiatis.
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #61 dnia: Maja 18, 2016, 19:34:59 pm »

Nie sądzę, by ścisłe rozdzielanie filozofii, mitów i rytuałów było w pełni uprawnione. To oczywiste, że chrześcijanie wzdragali się przed bałwochwalstwem, a gotowi byli przyjmować niektóre elementy filozofii, ale ta filozofia też wyrosła na określonym gruncie religijnym. A poza tym chrześcijaństwo (w każdym razie katolickie i prawosławne) tak czy inaczej przejęło liczne wątki pogańskie na gruncie symboliki, estetyki, rytuału itd., o co zawsze czepiają się protestanci.

Można oczywiście pytać o to, czy w samym rdzeniu nauczania katolickiego jest jakiś brak, który wypełniono czymś z zewnątrz, albo który czeka na wypełnienie - no i tu odpowiedź autentycznego katolika musi być negatywna; to jasne.

Co do "nasion Słowa" czy "zarodków Prawdy". Jest dość oczywiste, że w innych religiach, podobnie jak i w niektórych systemach niereligijnych, z marksizmem czy libertarianizmem Rothbarda włącznie - są stwierdzenia niewątpliwie prawdziwe (np. że istnieje jeden Bóg, albo że w każdym razie istnieje jakaś rzeczywistość ponad-materialna, że lepiej jest być dobrym, uczciwym i poczciwym niż niegodziwym etc.), są też jakieś wątki piękne, porywające, budujące itd. (por. np. rozmowa Kryszny z Ardżuną w Bhagavadgicie). Nic w tym niezwykłego - w sumie trudno byłoby sobie wyobrazić jakiś "światopogląd", który nie zawiera nic pięknego, dobrego i prawdziwego.

Natomiast można pytać o to, dlaczego tak jest. Na przykład powodem może być to, że wątki te trafiły do owych systemów po prostu w wyniku niedoskonałych, ale poniekąd szczerych wysiłków ludzkiego serca i umysłu. Innymi słowy, że są to efekty czysto naturalnych poszukiwań, do których Budda, Mencjusz, Konfucjusz albo jacyś mędrcy egipscy czy hinduscy doszli, bo mieli rozum i może nawet godność człowieka  8)

Druga wersja to taka, że wszystko (tzn. te religie i około-religijne systemy w rodzaju buddyzmu i konfucjanizmu) u podstaw ukręcił diabeł, w dość dosłownym sensie - poprzez opętanie, zwiedzenie itd. określonych ludzi czy ludów. I że dla pozorów wstawił tam parę banalnych, podstawowych prawd. Ten pogląd, podobnie jak i pierwszy, jest do przyjęcia przez katolika.

Trzecia wersja to taka, że te dobre elementy to pozostałości pierwotnego Objawienia, że mają one zatem pochodzenie w pewnym sensie "boskie" - ale po prostu jako ślad pierwotnego przekazu ze strony Opatrzności. Reszta to zanieczyszczenia, ale póki gdzieś nie ma chrześcijaństwa (w szczególności póki nie było go w ogóle, tj. przed Chrystusem), to te religie przekazują jakąś tam część prawdy i lepsze to niż ich brak. To też można przyjąć.

Natomiast koncepcja czwarta, typowa dla perennialistów / tradycjonalistów integralnych (Schuon, Guenon, T. Burckhardt, J. Cutsinger, A. K. Coomaraswamy, poniekąd może i x. Rama Coomaraswamy) oraz skrajnych modernistów (Dupois, Hryniewicz) - jest taka, że różne religie (a przynajmniej niektóre i przynajmniej w swoich wersjach "ortodoksyjnych", cokolwiek by to miało znaczyć) - są chciane, zaplanowane i zesłane przez Boga, że są różnymi, ale równoprawnymi drogami do Boga. No i tego poglądu katolik nie może przyjąć, wedle wszelkiej mojej wiedzy.

Ciekawe cytaty:

x. Dwight Longenecker:

Jest jeszcze jeden sposób, nieco rozsądniejszy. Te argumenty nie są nowe. C. S. Lewis był specjalistą od klasycznych języków i kultury. Rozumiał bardzo dobrze, że religie pogańskie były powiązane z chrześcijaństwem. Nie martwiło go to. Byłby faktycznie zmartwiony, gdyby chrześcijaństwo nie miało żadnych związków z pogaństwem. Rozumiał, że religie pogańskie (jak i judaizm, lecz w nieco inny sposób) poprzedzały Chrystusa. Wskazywały na większe prawdy chrześcijańskiej wiary. Religie i mity pogańskie – to wszystko było prawdziwe, mówił, ale wypełniło się naprawdę dopiero w Chrystusie. Takie jest katolickie spojrzenie. Pogaństwo (ze wszystkimi swoimi blaskami i cieniami) wskazuje na prawdę wcielenia, a pogańskie filozofie, mity i praktyki religijne wskazują nadzieję na swoje wypełnienie w Chrystusie i najwyższe wypełnienie w religii katolickiej.

(http://xportal.pl/?p=24499)

x. Rama Coomaraswamy:

Owa Sophia Perennis, by posłużyć się określeniem preferowanym przez Wolfganga Smitha, zakłada, że pewne prawdy metafizyczne, a zatem i dostęp do wiedzy o tym, co boskie, zawsze były przez pewien czas dostępne oraz odnajdywane w ramach każdej prawomocnej [charakterystyczne określenie... - przyp. Adimad] tradycji religijnej. (...) Przede wszystkim powinno być jasne, że pojęcie to w żaden sposób nie jest sprzeczne z zasadą Extra Ecclesiam nulla salus, tj. że poza Kościołem nie ma zbawienia. Jeśli będzie się ją rozumiało w sposób, w jaki zawsze czynił to Kościół, zaakceptuje się fakt, że istnieją jednostki, które jak wyłożył to św. Pius X, należą do istoty Kościoła. Tego rodzaju jednostki są "permanentnie nieświadome" objawionego Kościoła, a z pewnością przed nadejściem Chrystusa arka zbawienia musiała przyjąć inne formy.

(...)

Ojcowie wczesnego Kościoła stanęli w obfitości starych form religijnych, które były zdegenerowane do granic możliwości. Postępowali na dwa sposoby. Albo deklarowali, że chrześcijaństwo posiada pełnię Prawdy i dzięki temu nie ma potrzeby szukania jej gdzie indziej, albo też utrzymywali, że cała prawda - bez względu na to, gdzie została odnaleziona - należy do integralności wiary i dzięki temu była przyjmowana, wchłaniana i obejmowana. Jak mówił św. Tomasz z Akwinu, cytując św. Ambrożego: "Wszelka prawda, nieważne gdzie ją znaleziono, za swego autora ma Ducha Św." W podobny sposób św. Hieronim prawie zaadoptował opowieść o życiu Buddy i schrystianizował ją tak, jak widzimy to w hagiograficznym opisie św. Jozafata.

Święci katoliccy rozpoznawali tę rzeczywistość w ciągu wieków. św. Justus nawiązywał do Heraklita jako "chrześcijanina przed Chrystusem", zaś Eckhart mówił o starożytnym mędrcu jak następuje: "jeden z najstarszych filozofów, który odnalazł prawdę na długo przed narodzinami Chrystusa, nim w ogóle istniała wiara chrześcijańska, jak to ma miejsce dzisiaj".


(http://www.legitymizm.org/mlodziez_imperium/MI0012/zasoby/35.html)

A w tej książce: http://www.wydawnictwokul.lublin.pl/sklep/product_info.php?products_id=2181 - autorzy omawiają koncepcje różnych Ojców Kościoła. Od tych, którzy negowali cały dorobek antyczny, po tych, którzy mocno go wchłaniali - ale faktycznie, niemal zawsze dotyczyło to tylko filozofii, przynajmniej oni tak sobie to wyobrażali.

Poza tym wówczas to filozofia, myśl mędrców takich jak Arystoteles, Platon itd., pełniła - dla ludzi w miarę wykształconych - rolę taką, jak dla nas religia; tj. przedstawiała pewien umotywowany obraz świata, odnosiła się do rzeczy ostatecznych, dawała etykę itd. Religia natomiast była na tym tle czymś mocno zabobonnym, magicznym, traktowanym użytkowo (do zapewnienia sobie pomyślności, do ideologicznego scalania Imperium itd.). Trochę podobnie jest (chyba) w buddyzmie, który w swoim korzeniu jest pewnego rodzaju filozofią (według niektórych - ateistyczną), choć w swoich wersjach popularnych, ludowych, inkorporuje elementy pogaństwa tych czy innych krajów (kult bożków vel demonów itd.).

Faktycznie, trudno byłoby oczekiwać, że ówcześni pisarze chrześcijańscy będą odczuwać sympatię do bogini imieniem Cloaca, wróżb z ptasich trzewi czy jakichś orgii. A z drugiej strony, ich działalność miała wymiar aktywizmu, polemiki, konfliktu - i stąd trudno byłoby liczyć na to, że będą się bawić w religioznawstwo w rodzaju Eliade, dostrzegając wszędzie "drugie dno" czy "głębsze tło".

Zresztą samo pojęcie "religii" jest bardzo szerokie i abstrakcyjne. To trochę jak z pojęciem "narkotyków". Ludzie mówią czasami "alkohol to jeszcze tego, ale NARKOTYKI to już źle". Tak jakby heroina była bliższa marihuanie niż wódce. Albo kokaina bliższa LSD niż LSD koniakowi. Podobnie i tutaj: mówimy "religie", a wrzucamy do tego worka konfucjanizm, taoizm, buddyzm, islam, hinduizm, religię pierwotnych Australijczyków, zoroastryzm etc. W dodatku każdy z tych "systemów" ma różne wersje, odmiany, ścieżki - w niektórych przypadkach to niemalże świeckie systemy filozoficzne, w innych systemy magiczno-rytualne, w jeszcze innych coś pośredniego. I tak dalej. Większy sens miałaby rozmowa o konkretach. Jeśli w filozofii greckiej mogły być "semina Verbi", to być może w hinduskiej też (a być może nie). Być może w hinduskiej też się da rozdzielić filozofię i sferę mityczno-rytualną, a być może nie. Skoro Arystotelesowi odwieczna Prawda mogła się udzielić, to może i Lao-Tsy - a może nie?
« Ostatnia zmiana: Maja 19, 2016, 08:04:38 am wysłana przez Adimad » Zapisane
Andrzej75
aktywista
*****
Wiadomości: 2325


« Odpowiedz #62 dnia: Maja 18, 2016, 20:37:58 pm »

Nie sądzę, by ścisłe rozdzielanie filozofii, mitów i rytuałów było w pełni uprawnione. To oczywiste, że chrześcijanie wzdragali się przed bałwochwalstwem, a gotowi byli przyjmować niektóre elementy filozofii, ale ta filozofia też wyrosła na określonym gruncie religijnym.

Tyle że św. Justyn podkreślał, że ta filozofia wyrosła w kontrze do religii pogańskiej. Dam fragment z zalinkowanej wyżej przez Panią Annę M katechezy Benedykta XVI:

W postaci i dziele Justyna wyraziła się zdecydowana opcja starożytnego Kościoła na rzecz filozofii i rozumu, a nie religii pogan. Pierwsi chrześcijanie odrzucili bowiem stanowczo wszelki kompromis z pogaństwem. Uważali je za bałwochwalstwo, co powodowało, że byli oskarżani o «bezbożność» i o «ateizm». W szczególny sposób Justyn, zwłaszcza w swojej pierwszej Apologii, przeprowadził bezwzględną krytykę religii pogańskiej i jej mitów, które uważał za diabelskie «fałszywe tropy» na drodze prawdy. Filozofia była natomiast uprzywilejowaną sferą, w której dochodzi do spotkania pogaństwa, judaizmu i chrześcijaństwa właśnie na płaszczyźnie krytyki religii pogańskiej i jej fałszywych mitów. «Nasza filozofia» — tak właśnie, jeszcze bardziej wyraźnie, określił nową religię inny apologeta, współczesny Justynowi biskup Meliton z Sardes (por. Hist. Eccl. 4, 26, 7).

Religia pogańska nie szła bowiem drogami Logosu, ale uporczywie posługiwała się mitem, choć filozofia grecka uważała go za bezwartościowy dla poznania prawdy. Dlatego też zmierzch religii pogańskiej był nieunikniony: było to logiczną konsekwencją oderwania się religii — która została sprowadzona do niejednorodnego zbioru ceremonii, konwencji i zwyczajów — od prawdy bytu. Justyn, a wraz z nim inni apologeci poświadczyli zdecydowane opowiedzenie się wiary chrześcijańskiej za Bogiem filozofów, przeciw fałszywym bóstwom religii pogańskiej. Był to wybór na rzecz «prawdy» bytu w opozycji do mitu «zwyczaju». Kilkadziesiąt lat po Justynie Tertulian ujął tę opcję chrześcijan w lapidarnej i zawsze aktualnej sentencji: Dominus noster Christus veritatem se, non consuetudinem, cognominavit — «Pan nasz Chrystus powiedział, że jest prawdą, a nie zwyczajem» (De virgin. vel. 1, 1). Warto w związku z tym zauważyć, że wyrażenie consuetudo, użyte tutaj przez Tertuliana w odniesieniu do religii pogańskiej, można przetłumaczyć we współczesnych językach jako «moda panująca w danej kulturze», «moda panująca w danej epoce».


http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/audiencje/ag_21032007.html

Inaczej mówiąc: trudno uznać św. Justyna za zwolennika opcji, że w religiach pogańskich są jakieś zalążki prawdy, a w związku z tym, mimo podobnej terminologii, posoborowe dostrzeganie semina Verbi w religiach niechrześcijańskich jest czymś odmiennym od tego, co głosił św. Justyn.
Nie jestem też wcale pewien, czy rzeczywiście C.S. Lewis mówił, że "religie i mity pogańskie – to wszystko było prawdziwe, ale wypełniło się naprawdę dopiero w Chrystusie". Jemu chodziło raczej o to, że istotą chrześcijaństwa jest mit, który stał się faktem; że z chrześcijaństwa nie należy usuwać mitu (który jest zarazem prawdą), a nie o to, żeby uznawać religie i mity pogańskie za prawdziwe...
Zapisane
Exite de illa populus meus: ut ne participes sitis delictorum eius, et de plagis eius non accipiatis.
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #63 dnia: Maja 18, 2016, 20:45:21 pm »

No, na pewno nie chodziło o "prawdziwość" pojętą ultra-dosłownie: że był sobie Zeus na Olimpie i wcinał ambrozję, popijając nektarem, aż mu się wąsiska trzęsły  ;D

Natomiast chodziło mu o to, że te mity (być może tylko niektóre) przekazywały pewne prawdy na temat "struktury rzeczywistości" - że jest Bóg czy przynajmniej jakaś sfera nadprzyrodzona, że heroizm czy poskramianie zmysłów mają wartość, że cel człowieka jest poza-doczesny, że istnieje jakoś pojęte zbawienie i jakoś pojęte potępienie, że Opatrzność "wyryła" w rzeczywistości pewne prawidłowe wzorce postępowania (por. australijski koncept "Czasu Snu", kiedy istoty totemiczne po raz pierwszy wykonały pulę potrzebnych człowiekowi czynności, tworząc matrycę, którą powinno się kultywować) - i tak dalej.

Co do Justyna - to prawda, też o tym czytałem, np. w tej linkowanej powyżej książce. No, ale w każdym razie jest to po prostu jego ocena tej konkretnej religii (rzymskiej), zbudowana w dużej mierze na podstawie tego, jaką ją widział w ówczesnych czasach (a widział ją zdegenerowaną, zsekularyzowaną, zmysłową itd.). No i był w tym też naturalny wymiar polemiczny. Z drugiej strony św. Paweł, jak było potrzeba, to chwalił Greków za pobożność dla "nieznanego Boga"  :P

Cytuj
że w religiach pogańskich są jakieś zalążki prawdy

No, ale jakieś są :-) O proszę, jaka teologia wojny sprawiedliwej i nie tylko (Bhagavadgita, rozmowa druga):

31. Nie wahaj się wiec Ardżuno i Dharmę pełń własną; nic bardziej dla Kszatrji szczęsnego nad sprawiedliwą wojnę.

32. Szczęśliwy zaiste ten rycerz, któremu taka wyprawa, na kształt nieba otwartych podwoi - nie szukana - przypadnie w udziale.

33. Lecz jeśli od tej sprawiedliwej uchylisz się wojny, sprzeniewierzając się swej Dharmie, a cześć na szwank narażając, grzech popełnisz wielki.

34. Wieść o twej hańbie rozejdzie się szeroko, o dla człowieka rycerskiej czci, hańba nad śmierć jest gorsza.

35. Wśród wodzów sławnych - wozów bojowników - żeś z pola walki ze strachu uszedł, utrwali się mniemanie, i ty, tak dziś szanowany, staniesz się godny w ich oczach pogardy.

36. A szyderstwo wrogów - twe męstwo poddając w wątpliwość - w nieprzystojnych wyrazi się słowach; a cóż ponadto może być gorszego?

37. Poległy - osiągniesz niebo; zwycięzcą - posiądziesz radość ziemi. Więc powstań, o synu Kunti, i idź w bój!

38. Radość i ból, zdobycz i utratę, zwycięstwo i klęskę przyjmując jednakowo - walcz, a unikniesz grzechu.

(...)

47. Twą rzeczą czyn, lecz nie jego skutek; niech nagroda nie będzie nigdy twego działania pobudką. Jednak bezczynowi nie oddawaj się również.

(...)

62. Człowiek, który dużo uwagi i myśli poświęca przedmiotom zmysłów, silny łącznik z nimi nawiązuje; ze związania tego rodzi się pożądanie, a z pożądania gniew;

63. gniew mąci rozpoznawanie i ułudę stwarza; do zaćmienia pamięci brak rozpoznawania wiedzie, pamięć przyćmiona do zaniku Rozumu prowadzi, a zanik Rozumu to zguba człowieka.

64. Lecz człowiek opanowany, poruszający się swobodnie wśród rozlicznych przedmiotów, od pożądań wolny i od wstrętów, o zmysłach w pełniej władzy Ducha, osiąga spokój prawdziwy.

65. W spokoju tym wszelkie cierpienie znajduje swój kres, bowiem gdy uciszą się wzruszenia, umysł wkrótce podąża za nimi i równowagę osiąga.

66. Lecz człowiek nieopanowany w Rozum czysty nie sięgnie, ni w skupienie najgłębsze; bez skupienia zaś nie ma spokoju, a czyż może zaistnieć szczęście tam, gdzie spokoju brak?

67. Ten spośród zmysłów który uwodzi wzruszenia, pociąga też i rozsądek człowieka, jak wicher co łódź bez steru na wzburzone porywa fale.

68. Toteż tylko ten może posiąść myśli niewzruszoność, o mocno orężny, kto zmysły swe z zależności od wszelkich uwolni przedmiotów.

69. Co nocą dla wszystkich innych, dla niego jasnym świeci dniem; lecz co dniem dla innych dla mędrca jest niewiedzy nocą.

70. Ten w spokój wchodzi prawdziwy, kto jak ocean, co wody rzek wielkich przyjmując, niezmienny zostaje, tak on wszelkie pragnienia w swą świadomość przyjmuje szeroką, a niewzruszony w równowadze trwa. Lecz ten co pożądanych wciąż pragnie przedmiotów, spokoju nie zazna.

71. Kto wszelkie odrzuci pragnienia, kto żyje i działa bezosobiście, wolny od tęsknot i zachceń, od "ja" i "moje", ten zaprawdę w Pokój Wielki wchodzi.

72. Jest to, o synu Prity, stan niewzruszonego trwania w Brahmanie, kto go osiąga nie błądzi więcej; a kto nawet w ostatniej chwili życia zdoła ten stan posiąść, dostąpi wyzwolenia, Szczęśliwości w Brahmanie wieczystej.


Zanim pan zaprzeczy, proszę zwrócić uwagę na to, co pisałem wcześniej. W gruncie rzeczy chodzi o to, co rozumiemy przez "zalążki Prawdy". Jeśli to, że prawdziwy Bóg objawił się w innej tradycji niż ta znana z Biblii, że zamanifestował się "aktywnie" poprzez religię wedyjską czy hinduistyczną, że słowa Bhagavadgity są obiektywnie "pismem świętym" - to taki pogląd nie jest katolicki. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. A jeśli będziemy te "zalążki" rozumieć dosłownie - no to tak, no są zalążki, przecież w samym powyższym cytacie jest sporo fragmentów, pod którymi chrześcijanin mógłby się podpisać. Nic na to nie poradzę :-)

Oczywiście można powiedzieć: "wielka mi rzecz, mamy się podniecać tym, że ktoś w Indiach odkrył, że trawa jest zielona, a niebo niebieskie?". Ale tak czy inaczej są to stwierdzenia prawdziwe, a poza tym owe prawdziwe tezy innych religii są jednak bardziej wnikliwe.
« Ostatnia zmiana: Maja 18, 2016, 21:50:20 pm wysłana przez Adimad » Zapisane
Andrzej75
aktywista
*****
Wiadomości: 2325


« Odpowiedz #64 dnia: Maja 19, 2016, 02:12:43 am »

Ale tak czy inaczej są to stwierdzenia prawdziwe, a poza tym owe prawdziwe tezy innych religii są jednak bardziej wnikliwe.

Problem jest taki: czy te prawdziwe stwierdzenia stanowią "semina Verbi" albo "praeparatio evangelica", tzn. czy prowadzą one do Prawdy, a może raczej od niej odwodzą?
Św. Augustyn stwierdza: "nie ma takiej fałszywej nauki, która nie zawierałaby czegoś prawdziwego" (Problemy ewangeliczne, ks. 2, rozdz. 40; fragment czytany do 1960 r. w Jutrzni 13. niedzieli po Zielonych Świątkach). Tyle że dla niego nie jest to powód do chwalenia takiej nauki ani też czerpania z niej czegokolwiek. Wręcz przeciwnie: porównuje ją do trądu, kiedy to na skórze są zdrowe i chore miejsca; a zwolenników takiej nauki każe unikać jak trędowatych.

Niebezpodstawnie możemy przez „trędowatych” rozumieć ludzi, którzy nie mając poznania prawdziwej wiary, wyznają przeróżne błędne nauki. Przecież tacy nawet nie ukrywają swej niewiedzy, lecz wyciągają ją na światło niczym najwyższą wiedzę i przechwalają się nią próżnymi słowy. A wiadomo, że nie ma takiej fałszywej nauki, która nie zawierałaby czegoś prawdziwego. Tak więc rzeczy prawdziwe w sposób nieuporządkowany pomieszane z fałszywymi podczas jednej rozmowy czy też ludzkiego opowiadania, uwidaczniające się niejako w barwie jednego i tego samego ciała, oznaczają trąd, co jakby plami ludzkie ciało i zmienia barwę jego skóry. Otóż Kościół ma obowiązek do tego stopnia unikać takich ludzi, aby jeśli to możliwe, z wielkiej odległości wołali do Chrystusa, podobnie jak owych dziesięciu, którzy stanęli z daleka i zawołali, mówiąc: „Jezusie Nauczycielu, zmiłuj się nad nami!” Albowiem i to, że nazwali Go Nauczycielem (a nie wiem, czy ktoś w ten sposób nazwał Pana za cielesne uzdrowienie), moim zdaniem dostatecznie jasno wskazuje, że trąd to fałszywa nauka, którą usunął Dobry Nauczyciel.
Zapisane
Exite de illa populus meus: ut ne participes sitis delictorum eius, et de plagis eius non accipiatis.
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #65 dnia: Maja 19, 2016, 06:21:34 am »

Proszę stosować kursywę :-) W panelu jest do tego guziczek, będzie wyraźniej widać. Drugi akapit to, jak rozumiem, cytat ze św. Augustyna? No, ale to brzmi jakby pisał o heretykach (np. gnostykach). Czym innym jest trwanie (jeszcze zależy od tego, z jakiego powodu) przy odrębnej religii nie mającej korzeni chrześcijańskich czy związków z chrystianizmem, a czym innym - wykrzywianie ortodoksji. Ba, x. Rama Coomaraswamy napisał kiedyś nawet cały artykuł o współczesnym wykrzywianiu "ortodoksji hinduizmu" ("The Desacralization of Hinduism for Western Consumption").

Poza tym cały czas będziemy się rozbijać o definicje pojęć... Na przykład w sensie czysto praktycznym, dla konkretnego człowieka, już sam fakt wyznawania jakiejkolwiek religii może być "przygotowaniem do Ewangelii", bo jest już w obrębie myślenia w kategoriach religijnych, więc pierwszy, mały krok został poczyniony.

Cytuj
ani też czerpania z niej czegokolwiek.

No, wiadomo, że nie ma potrzeby uzupełniania Magisterium o twierdzenia wzięte z innych religii. W tym sensie, że oczywiście nie wolno przyjmować twierdzeń fałszywych, a prawdziwe już w Magisterium są. Z drugiej strony, teoretycznie można sobie wyobrazić, jak to było w przypadku filozofii antycznej, przyjęcie pewnej wygodnej, użytecznej pojęciowości i metodologii; albo - jak to było w przypadku spotkania z religiami Celtów, Germanów, Słowian itd. - chrystianizację pewnych elementów zewnętrznych (symbolika, struktura społeczna, niektóre rytuały, mityczne postaci i miejsca itd.). Oczywiście ktoś może powiedzieć, że "no dobra, ale to już są sprawy albo filozoficzne, albo kulturowe, a nie teologiczne jądro religii", ale też przecież od początku nic innego nie twierdziłem :-)

Ostatecznie też w dziejach Kościoła (umówmy się, że przed SV II) były różne podejścia, mieszczące się w ortodoksji, do niechrześcijan jako ludzi, do niechrześcijańskich kultur, do niechrześcijańskich religii, do kwestii zbawienia poza Kościołem itd.* Czasami to była nawet kwestia publicystyki - np. jakiś kaznodzieja w zapale gromienia ateuszy mógł przywoływać, że "nawet najprymitywniejsi poganie" wierzą w bogów, w grzech i piekło etc.

Powiedzmy, że ja reprezentuję możliwie najbardziej przychylne z tych stanowisk, do takich granic, których nie potępiono :-) Bo mogę, tak jak w moralistyce można być możliwie daleko idącym probabilistą, a nie rygorystą-tucjorystą. Pamiętajmy też, że póki ewidentnie nie wykraczamy poza ortodoksję, poza Magisterium, póki pozostajemy w granicach tego, co nie jest zakazane - to jest to po prostu spór o genezę religii, o ich istotę itd., dyskusja w sumie z obszaru religioznawstwa albo też z obszaru roztropnego postępowania wobec "innych". W takich sprawach św. Augustyn czy Justyn mają oczywiście mocną pozycję, ale nie jest ona nienaruszalna - to nie jest tak, że jeśli jakiś pisarz czy nawet święty zajął się pewnym tematem jako pierwszy, to już go na wieki wieków amen zaklepał i nie wolno tego ruszać. Niestety, dyskusje wewnątrz-katolickie bardzo często tak wyglądają - autentyczne argumenty przestają krążyć w debacie, zaczyna się już tylko "ale Robert Bellarmin pisze...", "ale św. Bonawentura pisał 400 lat wcześniej", "ale tu mam Ojca Kościoła, który już w IV wieku..." itd. Pytanie, jak ten Ojciec czy scholastyk to uzasadniał.

Nawiasem mówiąc, co do religii antycznej, to przed wojną prof. T. Zieliński poświęcił całą książkę "Hellenizm a judaizm" dowodzeniu wzniosłości religii antycznej (w opozycji do okrucieństwa i ograniczoności mozaizmu). Książka (autor był katolikiem) wzbudziła niemałe kontrowersje, bodajże bp Teodorowicz napisał w tej sprawie nawet całą kontr-książkę.

Co do Matteo Ricciego - zauważmy, niezależnie od tego, co sądził on o taoizmie i buddyzmie, że tam chodziło konkretnie o udział w pewnych obrzędach (których Ricci bronił jako czysto świeckich). Otóż ewentualny synkretyzm to zupełnie inna sprawa. Bądź co bądź, nawet niechrześcijańscy tradycjonaliści integralni przynajmniej nominalnie (bo w praktyce to różnie bywa, por. dziwactwa F. Schuona) są przeciwko "mieszaniu różnych ścieżek". A co dopiero w naszym przypadku, kiedy nawet aktywny udział w pięknych skądinąd obrzędach etiopskich chrześcijan Tewahedo jest nam, po tradycyjnemu, zakazany. Generalnie jednak dyskutujemy tu o oglądzie sytuacji z pozycji obserwatora zewnętrznego, a nie o mieszaniu religij.

Nawiasem mówiąc, ważne, żeby przy "potępianiu pogaństwa" nie wylewać dziecka z kąpielą, bo skończymy jak M. Salwowski, który zachwyca się wysadzaniem przez Państwo Islamskie "posążków bałwanów" w starożytnych miastach i nawołuje do analogicznego wysadzenia Sfinksa w Egipcie; tudzież atakuje zapoznawanie dzieci z mitami greckimi, bo w sumie co za różnica, czy Lucyfer, czy Zeus (autentyk, choć to chyba jego siostra akurat).

* por. np. B. Sesboue, Poza Kościołem nie ma zbawienia. Historia formuły i problemy interpretacyjne - książka może trochę "modernistyczna", ale - o ile pamiętam - zawierająca sporo cytatów ze źródeł.
« Ostatnia zmiana: Maja 19, 2016, 07:15:31 am wysłana przez Adimad » Zapisane
Andrzej75
aktywista
*****
Wiadomości: 2325


« Odpowiedz #66 dnia: Maja 19, 2016, 12:18:24 pm »

Proszę stosować kursywę :-)

W cytacie jest inna czcionka, a dłuższy tekst pisany kursywą gorzej (mi) się czyta.
Zapisane
Exite de illa populus meus: ut ne participes sitis delictorum eius, et de plagis eius non accipiatis.
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #67 dnia: Maja 20, 2016, 16:29:37 pm »

"Nie jest to jednak [Święta Góra] obraz właściwy wyłącznie tradycji judeo-chrześcijańskiej, znajdujemy go bowiem również gdzie indziej; należy on do kategorii wielkich, uniwersalnych symboli sakralnych, tworzących język naturalny i jednocześnie nadprzyrodzony każdej czynności sakralnej w każdej liturgii. To, że w chrześcijaństwie znajdujemy treści, które nie należą wyłącznie do niego, lecz do wszystkich form religijności, w żaden sposób go nie umniejsza. Przeciwnie, jest to jeszcze jeden dowód jego "katolickości" i uniwersalnego charakteru, znak jego misji, którą jest zgromadzenie wszystkiego na powrót w Chrystusie".

"(...) ale z drugiej strony, chrześcijaństwo samo w sobie i u swoich początków w zasadzie symboli kosmologicznych nie posiadało. Chrześcijańska - a ściślej: chrystocentryczna - wizja świata nie ujawniała tego aspektu i w ogóle nie znała języka kosmologii. Była wizją czysto duchową i mistyczną. Jednak na terenach objętych jego ekspansją, chrześcijaństwo od początku spotykało się z tradycjami religijnymi, które posługiwały się właśnie tym językiem: starożytne religie Śródziemnomorza i Bliskiego Wschodu były tak zwanymi "religiami kosmicznymi", głównie solarnymi, posiadały więc zwykłą postać religii zwanych "naturalnymi". Chrześcijaństwo nie miało żadnych powodów, by odrzucać te elementy tradycji, które mogły być pomocne w takim życiu religijnym, jakie ono samo pragnęło ustanowić. (...) Można zatem mówić - zachowując jednak całą konieczną ostrożność - o prechrześcijaństwie lub może dokładniej, używając słów J. de Maistre'a, o chrześcijaństwie odwiecznym, które łączy się z objawieniem pierwotnym, udzielonym w rajskim ogrodzie"


(Jean Hani, "Symbolika Świątyni Chrześcijańskiej", ZNAK 1994)
Zapisane
Andrzej75
aktywista
*****
Wiadomości: 2325


« Odpowiedz #68 dnia: Maja 20, 2016, 19:18:14 pm »

Obrazy, symbole, język, muzyka, szaty, zapachy, święty czas, święta przestrzeń – to są środki, jakimi posługuje się kult. Jako narzędzia nie są same w sobie ani prawdziwe, ani nieprawdziwe, po prostu są. Mogą być użyte do wskazywania czegoś prawdziwego i mogą służyć do utwierdzania fałszu. Trudno je uznać za "semina Verbi" czy też "praeparatio evangelica". Natomiast jak najbardziej są użyteczne do podkreślania pewnej "części wspólnej" w warstwie zewnętrznej, obrzędowej religii. I zresztą nie widzę powodu, dlaczego chrześcijaństwo miałoby się wypierać podobieństw do innych religii (niezależnie od tego, czy są to przypadkowe zbieżności czy też zapożyczenia). Z faktu istnienia różnych religii na tej samej Ziemi wynika, że dobór symboli jest zawężony: światło / ciemność; dzień / noc; miesiąc, rok; pory roku; wschód / zachód; północ / południe; góra / dół; Niebo / Ziemia; słońce, księżyc, gwiazdy itp. W Księdze Rodzaju mamy jakieś motywy, reminiscencje babilońskie, tyle że są one wkomponowane w inną całość, posługując się podobnym językiem, księga ta mówi co innego niż pogańskie kosmogonie.
Zapisane
Exite de illa populus meus: ut ne participes sitis delictorum eius, et de plagis eius non accipiatis.
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #69 dnia: Maja 22, 2016, 00:05:33 am »

A tu jeszcze taka ciekawostka ze środowiska kontynuującego kierunek x. de Nantes:

http://crc-internet.org/further-information/archives-hir/n-146-december-2014/a-christian-reading-of-the-quran/
Zapisane
Andrzej75
aktywista
*****
Wiadomości: 2325


« Odpowiedz #70 dnia: Sierpnia 15, 2017, 09:02:26 am »

siła chrystianizmu nie leży, co do zasady, w jego oryginalności, tylko w jego prawdziwości.

Przy okazji powyższego stwierdzenia z innego wątku nasunęły mi się takie skojarzenia:
C.S. Lewis pisał, że w chrześcijaństwie "mit stał się faktem". Przekonywał, że pewne podobieństwa chrześcijaństwa do innych religii, jego "nieoryginalność", nie dowodzą jego nieprawdziwości. Przeciwstawiał się tym, którzy byli "skwapliwi w wykrywaniu i gorliwi w skazywaniu na wygnanie każdego elementu pogańskiego" i przypominał, że byli tacy, którzy umieli "jak św. Augustyn, znaleźć zapowiedź dogmatu o Trójcy Świętej u platoników albo triumfalnie głosić, jak św. Justyn Męczennik: »Cokolwiek zostało dobrze powiedziane przez wszystkich ludzi, należy do nas, chrześcijan«" (Odrzucony obraz).
Ale czy to oznacza, że owe podobieństwa między chrześcijaństwem a innymi religiami można określać jako praeparatio evangelica albo semina Verbi? Zgodnie z tym, co już przytoczyłem wyżej, Ojcowie Kościoła nie stosowali tych określeń do religii pogańskich. Wydaje mi się zatem, że obecne szerokie odnoszenie tych wyrażeń do elementów zawartych w religiach niechrześcijańskich jest swego rodzaju nadużyciem. Tutaj nie chodzi o to, że w tych religiach wszystko jest fałszywe – bo są w nich przecież pewne refleksy, intuicje prawdy. Ale określanie tych odblasków i przeczuć prawdy mianem praeparatio evangelica i semina Verbi jest zwodnicze, bo pisarze pierwszych wieków nie stosowali takiej (dowartościowującej) terminologii do pogańskiej religii, ale do pogańskiej filozofii i kultury.

I jeszcze dłuższy cytat dotyczący kwestii prawdziwości i (nie)oryginalności chrześcijaństwa oraz zbieżności z innymi religiami (tak jak to widział C.S. Lewis):

Mit: Wiele sposobów, aby wyrazić tę samą prawdę

Inną częścią składową mitu, rozpatrywaną skrupulatnie przez Lewisa, są powszechne podobieństwa obecne w mitach. Na przykład, większość pogańskich mitologii mówi o bogu, który zostaje zabity i powstaje z martwych, opowiadanie takie podobne jest do historii Chrystusowej. Podobieństwo to Lewis uznał za najbardziej interesujące. Zauważa on: „Jest czymś niezwykłym, że najbardziej nieprzyjaźni wobec naszej wiary antropolodzy zgodziliby się tutaj z wieloma chrześcijanami co do tego, że »podobieństwo nie jest przypadkowe«”106. Lewis podał trzy rozwiązania tej kwestii: jedno antropologiczne i dwa chrześcijańskie.
Odpowiedź antropologiczna jest taka, że mit rodzi się w ludzkim sercu czy też wyobraźni, a zatem „owo podobieństwo jest podobieństwem rodzinnym”107. Skoro dawniej życie ludzkie toczyło się w rolniczym kontekście, nie należy się dziwić, że w mitach odbijają się pewne cykle albo konkretne pory roku, np. wschód i zachód słońca czy też siew roślin i zbiór plonów.
Odpowiedź chrześcijańska jest dwojaka: jedna diaboliczna i jedna boska. Niektórzy chrześcijanie skłonni byliby przypisać owe podobieństwa Szatanowi, „kłamcy i ojcu kłamstwa”108. Chrześcijanie ci utrzymują, że Szatan, usiłując odwieść ludzi od Boga, naśladuje prawdę w każdy dający się wyobrazić sposób, nie wyłączając świata mitu. Argumentują oni, że „podobieństwo Adonisa do Chrystusa nie jest więc całkiem przypadkowe; jest to podobieństwo, jakiego można by oczekiwać między imitacją rzeczy i samą rzeczą, między parodią i oryginałem, między sztucznymi i prawdziwymi perłami”109.
Druga chrześcijańska odpowiedź, którą Lewis uznałby za wyrażającą jego poglądy, jest następująca: podobieństwa tematów w micie wynikają z tego, że zawierają one elementy ludzkie (potrzeba opowieści), boskie i diabelskie, a wszystkie one zwracają uwagę na Boga. Ponieważ wielką Bożą prawdą dla ludzkości jest śmierć i zmartwychwstanie Jego Syna, Jezusa Chrystusa, całe stworzenie, nie wyłączając wschodu i zachodu słońca czy też siewu roślin i zbioru plonów, wskazuje na tę wielką prawdę.
„Podobieństwo między owymi mitami a prawdą chrześcijańską nie jest bardziej przypadkowe niż podobieństwo między słońcem i odbiciem słońca na wodzie lub też między faktem historycznym a nieco zniekształconą jego wersją, egzystującą w potocznych relacjach, albo między drzewami i wzgórzami ze świata jawy a drzewami i wzgórzami z naszych snów”110.
Lewis dowodzi, że takie podobieństwa są i muszą być, ponieważ Bóg istnieje, a ludzka natura i mit odzwierciedlają to istnienie. Trzeba jednak być ostrożnym z wyprowadzeniem wniosku, że skoro te podobieństwa istnieją, to można zakwestionować prawdziwość doktryny chrześcijańskiej tylko z tego powodu, że przypomina ona pogański mit.

106 Lewis, Reflections on the Psalms, 106.
107 Ibid.
108 J 8, 44.
109 Lewis, Reflections on the Psalms, 106.
110 Ibid., 107.


James W. Menzies, True Myth: C.S. Lewis and Joseph Campbell on the Veracity of Christianity, Cambridge 2015, ss. 72–73.
https://books.google.pl/books?hl=pl&id=vZTXBgAAQBAJ&q=%22another+component+of+myth%22#v=snippet&q=%22another%20component%20of%20myth%22&f=false
Zapisane
Exite de illa populus meus: ut ne participes sitis delictorum eius, et de plagis eius non accipiatis.
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #71 dnia: Września 06, 2017, 08:08:41 am »

A tutaj ostra krytyka książki hieromnicha Damascene "Chrystus jako Odwieczne Tao":

http://monasterujkowice.pl/?id=31

Jest to jednak, cokolwiek by nie mówić o taoizmie i próbach szukania łączności pomiędzy nim a chrześcijaństwem, krytyka zbyt ostra. Autor radykalnie odrzuca nie tylko koncepcje 'perennialistyczne', ale także cały dorobek filozofii greckiej i rzymskiej (nie mówiąc o innej), uważając go za pozbawiony wartości, będący jedynie czczą spekulacją i nie mogący doprowadzić do niczego poza pychą ludzką i demonicznym zwiedzeniem. Z których zarazem ten dorobek miałby wyrastać. Chcąc skrytykować hieromnicha Damascene, autor z Ujkowic sięga po zbyt potężne armaty. Raczej.

 ;)

Hm, żeby było śmieszniej, to autor z Ujkowic uderza bardziej w zachodnią filozofię katolicką, być może nieumyślnie czy nieświadomie, a w każdym razie nie traktując jej jako głównego celu - niż np. w 'ezoteryczny ekumenizm' Coomaraswamych, Guenona czy Schuona. W końcu oni też nie fascynowali się aż tak bardzo filozofią i rozumem ludzkim, koncentrując się na Objawieniu - tyle że Objawienie to rozciągali na inne religie. Jest to, swoją drogą, przejaw różnicy pomiędzy kimś, kto 'innych religii' broni (częściowo) jako 'ciekawych i wartościowych' konstruktów rozumu ludzkiego, przejawów naturalnego poznania Boga itd., a kimś, kto broni ich jako chcianych i objawionych przez Boga.

W każdym razie autor z Ujkowic pisze m.in. tak:

Być może wymaga jeszcze dalszego uzasadnienia to, że Duch Święty nie mógł przebywać u pogańskich mędrców. Hieromnich Damascene uważa za oczywiste to, że ludzie spoza Objawienia mieli taki sam dostęp do prawdy, którą zwykle nazywa Absolutem, jak Prorocy Starego Testamentu. Tłumaczy to tym, że odbiciem niezmiennej Bożej Mądrości jest stworzony świat, a każdy człowiek, jako obraz Boży, jest mieszkaniem Bożej prawdy. Dokładnie ta sama prawda przebywała zarówno w Adamie, jak i każdym z nas. Ta „prawda uniwersalna” utożsamiana jest z Duchem Świętym, który „wszędzie jest i wszystko napełnia”. Celem człowieka jest jedynie odkryć tę prawdę w sobie, na przykład poprzez uważną obserwację swoich myśli, poprzez kontemplację, czy też różne techniki ascetyczne. Dzięki nim zdolni jesteśmy ową „prawdę” osiągnąć, doświadczyć jej, przyswoić ją sobie, a wtedy dany nam będzie wgląd we wszystkie tajemnice, osiągniemy „oświecenie” i staniemy się podobni największym mędrcom albo filozofom.

Ale czy Pismo Święte uczy, że Prawda (w sensie religijnym), a mówiąc ogólniej poznanie Boga, jest tak szeroko dostępne i możliwe dla każdego człowieka? Jak już wykazaliśmy wyżej wyraźną nauką płynącą z Pisma Świętego jest to, że to Bóg się objawia ludziom, zazwyczaj na drodze nadprzyrodzonych, potężnych i cudownych dzieł. Nigdzie nie spotykamy takiego przypadku, aby człowiek bez Bożego działania, bez Jego cudownej interwencji, samodzielnie mógł się do Boga zbliżyć i Go poznać. To Bóg powołał Abrahama i złożył mu obietnicę, a nie na odwrót. To prawda, że poganie mogą wykoncypować sobie istnienie Boga Stwórcy świata, mogą też na podstawie stworzenia rozmyślać o Jego potędze i mądrości, ale „wykoncypowanie” sobie istnienia Boga nie jest równoznaczne z poznaniem Jego tajemnic. To są dwie różne rzeczy. To jest taka różnica, jaka zachodzi pomiędzy mówieniem o miłości, nawet jeżeli są to słowa piękne albo bardzo mądre, a poznaniem jej, czyli prawdziwym zakochaniem się. Właśnie tu tkwi największy dramat, gdyż nie jest możliwe pokochanie nieznanego Boga, trzeba Go najpierw poznać. Być może można jakoś czcić coś, czego się nie zna, być może można nawet o tym filozofować, jednak prowadzi to donikąd, do „pustki”, tak bardzo popularnej we wszystkich religiach i doktrynach Wschodu. Po upadku w grzech człowiek popadł w ogromną „pustkę”, mógł właśnie jedynie dyskursywnie myśleć o Bogu, wyobrażać Go sobie, gdyż bezpośredni kontakt, osobista łączność, została utracona. Właśnie dlatego Bóg musi się nam objawiać, gdyż poznanie Go w inny sposób stało się dla człowieka niemożliwe, nie może poznać Go ani na drodze tworzenia filozofii, ani poprzez intuicję, ani poprzez naukę czy sztukę, ani poprzez żaden inny rodzaj działalności umysłu. Bóg postanowił objawić się raczej na przekór mądrości tego świata, aby wyśmiać nauki filozofów, którzy w Jego oczach są jedynie fałszywymi wykładaczami snów i niczym więcej. Samo twierdzenie, że Boga można poznać poprzez działanie ludzkiego umysłu, bez konieczności szczególnej łaski, jest kłamstwem, mitem, niebezpieczną ułudą i snem, jest z gruntu antychrześcijańskie.


Ale tak surowa ocena filozofii - zachodniej, chińskiej, indyjskiej czy jakiejkolwiek - jest niesprawiedliwa także i dlatego, że całkowicie wyklucza ignorancję niezawinioną tudzież dobre chęci czy intencje. Być może Bóg z jakichś przyczyn nie raczył objawić się Sokratesowi, Platonowi, Lao-Tsy i Buddzie; ale dlaczego w takim razie miałby (a my wraz z Nim) 'wyśmiewać' ich próby zrozumienia i opisania rzeczywistości? Cóż mieli począć? Każdy orze tak jak może; jeśli Jahwe nie raczył wyprowadzić go z Aten czy Benaresu, jak Abrahama z Ur, to musi rzeźbić we własnym rozumie tudzież w emocjach, zmysłach i przeczuciach. Nawet gdyby nie miało to wielkiej wartości (co jest kwestią dyskusyjną, zwłaszcza dla nas, jako - było nie było - spadkobierców nader racjonalnej i filozoficznej myśli średniowiecznego Zachodu), to dlaczego miałoby być poczytywane za winę?

A tu część II:

http://www.monasterujkowice.pl/?id=30
« Ostatnia zmiana: Września 06, 2017, 08:33:48 am wysłana przez Adimad » Zapisane
Strony: 1 ... 3 4 [5] Drukuj 
Forum Krzyż  |  Novus Ordo  |  Kościół posoborowy  |  Wątek: Justyn a dialog międzyreligijny « poprzedni następny »
 

Działa na MySQL Działa na PHP SMF 2.0.19 | SMF © 2014, Simple Machines Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!