Moje "polskie" wakacje to także okazja by sobie pochodzić w mojej sukni zakonnej. Nawet nie wiecie jak mi tego brakowalo, może to dziwnie zabrzmi, ale uwielbiam w niej chodzić, czuć jak ona powiewa między nogami Gdy rok temu dowiedziałem się, że mam jej nie zabierać, bo i tak się nie przyda to jakoś tak dziwnie się czułem: no bo jakże to tak bez niej?! Teraz po roku już wiem, że wyglądałbym tam jak przebieraniec. Przez cały rok widziałem tylko jednego jezuitę w sukni, starszego brata zakonnego, który opiekuje się zakrystią w kościele Casa Professa. Przez cały rok naszym strojem były ubrania "cywilne". Dosłownie kilka razy ubraliśmy koszule z koloratką, przeważnie powodem było spotkanie z biskupem Często brakowało mi tego "oddzielenia się", a raczej pokazania kim jestem, szczególnie w szkole, czy w różnych pracach, które prowadzimy - "na cywila" dużo trudniej zdobywa się zaufanie ludzi i jest się dla nich bardziej kolegą lub przyjacielem. Nieraz z zazdrością patrzyłem na franciszkanów, którzy tam na codzień chodzą w habicie.Ale jak zawsze bywa druga strona medalu, i wiem jak nieraz łatwiej "na cywila" dotrzeć do ludzi, jak ich nie odrzuca na sam widok "czarnego", czują oni wtedy, że ja się nie chowam za strojem, ale zdaję się całkowicie na to kim jestem, a nie jak jestem ubrany.W tej kwesti cieszę się, że jestem jezuitą, tutaj jest miejsce dla wszystkich: można chodzić 24 godziny na dobę w sukni, można w garniturze i krawacie, nawet dżinsy i T-shirt przejdzie. Nieraz liturgiści się wściekają na nasze "stroje", ale tacy jesteśmy. Zawsze do święceń jest wielka akcja kupowania czarnych butów i spodni do nich nie wielu z nas ich używa wcześniej i później też. To jest miłe, że potrafimy się dostosować: iść całą pielgrzymkę w sukni, a czasami posiedzieć w krótkich spodenkach - ludzie związani z nami wiedzą o co chodzi. Ignacy polecił nam byśmy się ubierali jak duchowieństwo miejscowe, tak by się za dużo nie wyróżniać: dlatego np. w Nowym Sączu jezuici chodzą więcej w sukni niż np. w Warszawie.Pochodzę z diecezji tarnowskiej i tutaj dość mocno jeszcze stoją tradycje związane z ubraniem księży i sióstr zakonnych, dlatego tym większym szokiem była dla mnie sytuacja, która panuje w Palermo i pewnie w większości Włoch i krajów zachodnich. Ze zmniejszaniem się powołań spada liczba zakonników czy zakonnic, które noszą habity, coraz więcej jest tych "bezhabitowych", coraz więcej osób przechodzi na stroje "cywilne". Tak sobie nieraz myślę, że to jest błędne koło: jest mało powołań, bo nie jesteśmy widoczni, z drugiej strony coraz bardziej chcemy żyć jak inni: więc po co zostawać zakonnikiem czy zakonnicą, jeśli można żyć jak oni bez wstępowania?!Uwielbiam sobie nieraz tutaj iść do kościoła, na cywila, stanąć z innymi, ale wiem, że bycie znakiem dla innych jest jeszcze ważniejsze. Będę musiał szukać tego środka między byciem cognito i incognito Mam nadzieję, że nie przesadzę w którąś stronę.A może wy macie jakieś zdanie na ten temat, podsuńcie jakieś pomysły: jakich zakonników czy siostry zakonne wolicie? Czy habit was odstrasza czy pomaga w zaufaniu drugiej osobie? Czy wyobrażacie sobie świat w którym już nikt nie nosi habitu czy sutanny?
Proszę o źródło.
Kiedyś księza musieli mieć 33 guziki na sutannie, ale zazwyczaj robiło ie tak, że tyle, ile guzików zmieści się po środku tyle tam było, reszta szła na rękawy, niekoniecznie po pięc, i niekoniecznie po tyle samo na każdym rękawie. O co do tego jak dzisiaj są robione guziki od sutanny, to nieprawda, że z końskiego włosia. Z tego może ma sutannę tradi-ksiądz. Zwykły ksiądz ma guziki z drewienka owiniętego zwykłą nitką. Przynajmniej tak mówił mi znajomy ksiądz, gdy się zapytałem go o to.
Co do gozikow w praktyce:Ja mam tak jedna sutanne z 22 guzikami a druga z 27. Polskie goziki choc z tworzyw syntetycznych dosc dobrze imituja te z konskiego wlosia.
Ja mam w każdej sutannie po 33 guziki.
A tunika była od góry do dołu całodziana Cytuj Ignacy
Ignacy
polecił nam byśmy się ubierali jak duchowieństwo miejscowe, tak by się za dużo nie wyróżniać: dlatego np. w Nowym Sączu jezuici chodzą w...