Forum Krzyż
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Kwietnia 29, 2024, 14:50:24 pm

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukaj:     Szukanie zaawansowane
www.UnaCum.pl

Centrum Informacyjne Ruchu Summorum Pontificum
231965 wiadomości w 6630 wątkach, wysłana przez 1668 użytkowników
Najnowszy użytkownik: magda11m
Strona główna Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja
Forum Krzyż  |  Disputatio  |  Sprawy ogólne  |  Wątek: Ksiadz seksuolog jedzi z rekolekcjami
« poprzedni następny »
Strony: 1 ... 28 29 [30] 31 32 ... 34 Drukuj
Autor Wątek: Ksiadz seksuolog jedzi z rekolekcjami  (Przeczytany 85413 razy)
Kamil
aktywista
*****
Wiadomości: 1368


« Odpowiedz #435 dnia: Października 23, 2009, 11:44:21 am »

Z relacji w (chyba) "Głosie Szczecińskim" wynikało, że o. Knotz twierdził na tym spotkaniu, że nie ma nic złego w antykoncepcji, ale myślę że to dziennikarska nadinterpretacja jego słów. Na spotkaniu nie byłem, więc nie mogę tego sam zweryfikować. 
Zapisane
emircoo
uczestnik
***
Wiadomości: 109

« Odpowiedz #436 dnia: Października 26, 2009, 08:34:42 am »

Panie Kamilu,
Nie, nie i jeszcze raz nie. Wystarczy zajrzeć choćby na stronkę szansaspotkania.net aby dowiedzieć się o czym naucza o.Knotz. W necie na stronce wyborczej padają entuzjastyczne recenzje książek o.Knotza, które skrupulatnie pomijają wyraźny sprzeciw wobec antykoncepcji, współżycia pozamałżeńskiego itd. Działalność o.Knotza jest dyskusyjna pod względem stylu, ale na pewno nie wykracza ona poza katolicką ortodoksję.
Zapisane
KAES
aktywista
*****
Wiadomości: 742

« Odpowiedz #437 dnia: Listopada 30, 2009, 23:02:02 pm »

Ucieczka przed końcem świata?
Nasz Dziennik, 2009-11-24
Nie tylko chrześcijanie zastanawiają się nad końcem świata, a zatem pewnie trzeba, by chrześcijanie zastanawiali się nad tą naszą przyszłością inaczej niż inni. Starożytni Rzymianie zdawali się uważać, że należy ów koniec "epoki żelaza" traktować jako fatum, którego albo nie sposób ominąć, albo też należy przed nim uciekać. Widzimy takie postawy np. w dziejach republiki rzymskiej, kiedy to przewidywano koniec świata - pod wpływem przepowiedni Sybilli kumańskiej - tysiąc lat po założeniu Troi, uważanej przez Rzymian za swoją praojczyznę. Aby uratować się przed zagładą oczekiwaną w roku 83 przed narodzeniem Chrystusa, Sertoriusz, rzymski generał, wyruszył z Rzymu z grupą współtowarzyszy nad Ocean Atlantycki, zmierzając ku opisywanym w mitologii greckiej "wyspom szczęśliwym" (odkrywając Wyspy Kanaryjskie), obiecanym ludziom sprawiedliwym przez Jowisza, z dala od zgnilizny czasów schyłku republiki. Po drodze jednak zatrzymał się szlachetny marzyciel ze swoją wysłanką Dianą, "białą łanią" - zwierzęciem wtedy w Europie i Azji nieznanym - na Półwyspie Iberyjskim, litując się nad mieszkańcami, ucząc ich łaciny i greki oraz broniąc ich długi czas przed rzymskimi legionami. Czyżby Sertoriusz ostatecznie uznał, że nową epokę trzeba powitać dobrym czynem, a nie ekstazą na "wyspach szczęśliwych", nie interesując się losem innych? Czy jednak należało wojować z rodakami, włączając się w ten sposób w spiralę przemocy?

Świat chrześcijański niekiedy pozostawia światowym spryciarzom troskę o swoje dobro, dla siebie rezerwując jakieś "wyspy szczęśliwe", z dala od brudów naszej współczesności, albo też ulegając mimowiednie panującym obyczajom. Dobrze zatem, iż niektórzy nie uciekają od najtrudniejszych problemów współczesności w stronę nic nieznaczących pobożnych ogólników. Do pierwszego grona należy niewątpliwie o. Kazimierz Knotz, głośny polski zakonnik. Ale już udzielane mu ogromne zainteresowanie najbardziej opiniotwórczych mediów - na co dzień ostro walczących z chrześcijaństwem - nakazuje dobrze zastanowić się nad jego konkretnymi propozycjami dotyczącymi rozwiązywania trudności życia małżeńskiego.
Ostatnio sam wicenaczelny "Gazety Wyborczej" zafundował internautom wywiad z o. Knotzem, określonym jako "jeden z nielicznych księży, z którym można sobie poświntuszyć", na co on sam jakoś wyraził zgodę, nie dystansując się wobec niezwykle drastycznego, wulgarnego języka, który narzucił przeprowadzający wywiad. Czyżby takim językiem należało prowadzić "małżeński dialog", także z Panem Bogiem? Zaproponowane w szczegółach inne, równie drastyczne środki komunikacji małżeńskiej, również jawią się jako wykluczające ze swej istoty wyrażenie szacunku dla osoby ludzkiej (nawet złote tzw. naczynia nocne nie nadają się na zastawę stołową) i prowadzące do tego, co w wywiadzie określone zostało jako "wypadki przy pracy". Nic zatem dziwnego, że w książkach o. Knotza cały czas mowa o sytuacjach niemożliwych do udźwignięcia przez małżonków, sytuacjach "nieidealnych", czyli takich, w których ani dobro, ani zło moralne nie może się pojawić. Ponieważ najważniejsze w każdej sprawie są argumenty, to należy wyraźnie powiedzieć, że słyszalne przez spowiedników jęki współczesnych katolików - mających nadmierne problemy z racji podkarmiania się telewizyjnymi i gazetowymi wzorami miłości erotycznej - absolutnie nie wystarczają dla formułowania ogólnie ważnych twierdzeń, takich jak "wszyscy małżonkowie" czy "wszyscy mężczyźni coś tam lubią".
Pomijając jednak te bardziej dyskretne kwestie związane z "ars amandi", zwróciłbym uwagę na kwestie już bezdyskusyjne i nadające się do publicznej debaty. Jeśli zajrzymy do ostatniej książki interlokutora wicenaczelnego "GW", to znajdziemy w niej zgodę na stosowanie prezerwatywy, ale tylko wtedy, jeśli przysłużyłoby się to zbadaniu nasienia, czy też gdyby tą drogą udało się skutecznie uchronić przed chorobami przenoszonymi drogą płciową, a sytuacja jakoś "wykluczałaby" rezygnację ze współżycia.
Co mówi w tej sprawie sam rozum, tego już nie mam tu miejsca wyjaśnić, ale z pewnością nie coś innego niż nauczanie Kościoła katolickiego, które najpierw dba o tę zgodność z rozumem. Nie ma nigdzie w tym nauczaniu Kościoła ani jednego zdania, które usprawiedliwiłoby którąś z tych praktyk i co najmniej w tej jednej kwestii "katolicka Kamasutra" musi arcyniebezpiecznie zwodzić czytelników, zastępując etyczną argumentację argumentacją prakseologiczną ("coś jest dobre, jeśli skutecznie prowadzi do jakiegoś celu"). Czyżby mieli rację krytycy Benedykta XVI oskarżający go o kamienne serce wobec tragedii ofiar AIDS w Afryce, jakoby z powodu sprzeciwu wobec stosowania prezerwatyw w celach zdrowotnych? Nie sposób zatem zgodzić się z o. Knotzem, że "jaką decyzję małżonkowie ostatecznie podejmą, zależy od ich dojrzałości duchowej(...)relacji pomiędzy nimi. Decyzja należy do małżonków(...)kierujących się swoim katolickim sumieniem. Kościół nie ma zadania zastępować małżonków w podejmowaniu decyzji" (s. 193). Mamy tu jak na dłoni decyzjonistyczną koncepcję sumienia, w szczegółach poddaną zdecydowanej krytyce w encyklice "Veritatis splendor". Co do pierwszej sytuacji zaś, to dla wstępnej orientacji wystarczy tylko zapytać, czy katoliccy liderzy, chcący dokonać wspomnianych badań, powinni odpowiednie zakupy robić w supermarketach, na stacjach benzynowych czy też w automatach? A może należy wysłać żonę lub kolegę?
Trzeba to sobie przed końcem świata spokojnie wyjaśnić, a nie powinniśmy uciekać na jakieś "wyspy szczęśliwe" pełne "świętego spokoju".

Marek Czachorowski
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=dd&dat=20091124&id=main
Zapisane
Joker
uczestnik
***
Wiadomości: 216

« Odpowiedz #438 dnia: Listopada 30, 2009, 23:24:21 pm »

"Zajrzałem na stronę 193 książki. Przeczytałem jeszcze raz cały rozdział. I pojąć nie mogę czym powodowane niechlujstwo badawcze Czachorowskiego mogło doprowadzić do insynuacji jakoby o.Knotz wyrażał zgodę na stosowanie prezerwatywy.
Jest mowa tylko o prezerwatywie specjalnej, która prezerwatywą jest wyłącznie z nazwy. Widać, że Czachorowski w ogóle nie słyszał o "prezerwatywie" silikonowej z dziurką umożliwiającą poczęcie dziecka.

Tezy M.CZ. są nie do pogodzenia z kluczowymi dla rozdziału zdaniami:

"....choroby, które uniemożliwiają wielu ludziom prowadzenie aktywności seksualnej, o ile nie chcą oni krzywdzić innych ludzi. Ludzie ci nie mają innego wyjścia, jak nauczyć się żyć we wstrzemięźliwości tak jak inni uczą się żyć na rygorystycznej diecie lub jeździć na wózku inwalidzkim." (Seks jakiego nie znacie, str.193)

Zdania te są konkluzją całego wywodu uzasadniającego zakaz stosowania prezerwatyw w przypadku AIDS. Co więc Czachorowski bredzi?'' (forumowicz Staruszek Drżący)

 "Już sam fakt nazwania ojca Knotza -Kazimierzem świadczy o tym, że redaktor w swej nadgorliwości w tropieniu ohydy spustoszenia pewnie palcem nie sięgnął po źródła." (maciejas)

 http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=3043217#p3044543

 Jak widać dużo purytanizmu,a przyzwoitości i rzetelności dziennikarskiej niewiele.

 
Zapisane
KAES
aktywista
*****
Wiadomości: 742

« Odpowiedz #439 dnia: Grudnia 01, 2009, 00:21:04 am »

a czemu cytowani przez p. Jokera polemiści z FF używają tytułu "Ojciec" a nie "Brat" co łatwo sprawdzić na stronie Kapucynów  http://www.kapucyni.pl/?searchword=Knotz&searchphrase=any&limit=&ordering=newest&view=search&Itemid=99999999&option=com_search

Dlaczego p. Joker nie wyboldował do końca ( bez ?) cytatu niejakiego Staruszka Drżącego, który niby pytając w sposób chamski atakuje p.Czachorowskiego?

Może warto chwile się zastanowić zanim Pan będzie innych pouczał o "przyzwoitości i rzetelności"...
Zapisane
KAES
aktywista
*****
Wiadomości: 742

« Odpowiedz #440 dnia: Grudnia 01, 2009, 17:16:46 pm »

Miłość do Boga a czystość
Czego bardziej pragnąć na progu Adwentu, jak nie rozwoju własnej i cudzej miłości do Boga? Zarówno w kraju, jak i za granicą obserwujemy (za sprawą informacji podawanych przez BBC) ogromne zainteresowanie książką, która w swoim zamierzeniu ma służyć taką pomocą. Zaadresowana została do małżonków "miłujących Boga", ale obiecuje im zdobycie wiedzy, którą jakoby nie dysponują, na co wskazuje tytuł: "Seks, jakiego nie znacie". Czyżby jednak możliwe było praktykowanie miłości do Boga bez zasadniczej znajomości sensu ludzkiej seksualności?
Ten szczególny tytuł książki przesądza zatem, że jej adresaci realizują miłość względem Boga w sposób jeszcze niepełnowartościowy, a wręcz nawet błędny. Cóż to bowiem za miłość bez prawdy? Cóż to za małżeńska miłość do Boga bez prawdy na temat ludzkiej seksualności? Warunkiem koniecznym tej miłości jest przecież dojrzałość sfery seksualnej, dojrzałość jej rozpoznania i wierność temu rozpoznaniu, czyli koniec końców - cnota czystości. Już Platon zwracał uwagę w "Prawach", że miłość erotyczna (na bazie odmienności płciowej) obejmuje nade wszystko pragnienie dla siebie i dla drugiej osoby tego dobra, którym jest czystość. Czy możliwe byłoby miłowanie Boga, gdyby nie było oparte na pełnowartościowej cnocie czystości, a zatem i na znajomości sensu sfery seksualnej? Jakże zatem mówić "małżonkom miłującym Boga" o "seksie, jakiego nie znają"? Skoro "miłują", to znają, a jeśli nie znają, to jeszcze nie miłują!
Wprawdzie wszystkie ludzkie miłości podlegają rozwojowi (w tym także miłość do Boga), to jednak nie ma mowy o dojrzałej miłości do Boga bez już ugruntowanej cnoty czystości. Nieraz zdajemy się o tym zapominać, np. modląc się o "powołania do czystości", a mając na myśli tylko powołanie do dziewictwa. Zakłada się jednak w ten sposób, że małżeństwo nie jest formą takiego powołania, ale jakimś zalegalizowanym stanem seksualnej słabości i braku panowania nad sobą. Tymczasem posiadanie cnoty czystości obowiązuje w tym samym stopniu osoby wybierające zarówno małżeństwo, jak i dziewictwo. Małżeństwo temu celowi służy - w ten sposób służąc miłości Boga jako Dawcy życia i Źródła miłości - o ile tylko oparte zostanie na rudymentarnym rozpoznaniu godności ludzkiej płciowości. Dojrzała cnota czystości przeciwstawia się nie tylko brakowi panowania nad sobą (uleganiu pożądliwości seksualnej) i egoizmowi w sferze seksualnej, lecz także "podskórnej", drążącej podświadomość nieczystości. Wyraża się ona w ukrytej pogardzie dla ludzkiej płciowości lub w niewrażliwości będącej skutkiem paraliżu władz zmysłowych zdjętych lękiem wobec prokreacji. Lęk ten generowany jest konsumpcyjnymi postawami osób spragnionych "urządzenia się", wycieczek czy też tracących wiele czasu w towarzystwach wzajemnej adoracji. Na gruncie zarówno jednej, jak i drugiej postaci nieczystości trzeba sobie uzmysłowić, że Boga się jeszcze niestety nie miłuje. Dopiero takie wyznanie umożliwia wydobycie z siebie tego pragnienia miłowania Boga.
Niestety, w omawianej książce - cennej w cierpliwość dla ludzkiej słabości, którą autor zaleca także spowiednikom - nie daje się wystarczających wskazówek w celu rozpoznania, które czyny ze swojej istoty wykluczają realizację cnoty czystości, a zatem i miłości do Boga. Przyjmuje się bowiem różnicę - a zatem także różnicę wartości - pomiędzy praktykami seksualnymi nieróżniącymi się między sobą. Zdaniem autora książki, od antykoncepcji należy odróżnić - jakoby niebędące jeszcze poważnym moralnym złem - "zachowanie antykoncepcyjne", które "polega na dążeniu do uzyskania satysfakcji seksualnej poza pełnym stosunkiem seksualnym przy wykorzystaniu możliwości, jakie daje ciało", a które tylko "osłabia relację małżeńską, wprowadzając w nią pewną powierzchowność" czy też "wprowadza w kulturę chrześcijańską mniejsze lub większe zamieszanie". Ten ostatni sposób postępowania określa się jako "praktykę 'miękkiego' NPR" (Naturalnego Planowania Rodziny) i ma ono "jeszcze się mieścić w ramach stylu życia opartego na respektowaniu cyklu płodności i niepłodności kobiety". Dopiero antykoncepcja miałaby być "całkowitym wyjściem poza drogę prowadzącą do dojrzałej miłości" (s. 139-140).
Tego rozróżnienia między "antykoncepcją" a "miękkim NPR" "miłujący Boga" małżonkowie z pewnością nie powinni praktykować, a zatem i znać w swoim życiu małżeńskim, jeśli tylko za rzecznika ich rozpoznań i wiedzy uznamy dzieło Karola Wojtyły/Jana Pawła II, który nigdy takim rozróżnieniem się nie posługiwał. Gdyby tak było, to z pewnością autor "Seksu, jakiego nie znacie" odesłałby czytelnika swojego tekstu do odpowiedniej strony "Miłości i odpowiedzialności", czego tu jednak nie znajdujemy. Łatwo też pokazać, że wspomniane rozróżnienie nie ma żadnych podstaw w obiektywnej rzeczywistości.
Zaskakuje też małżonków "miłujących Boga" widoczne w omawianej książce odrywanie oceny moralnej od konkretnych ludzkich zachowań i przypisanie jej do ogólnej postawy. Autor bowiem przekonuje, że "silnie rozbudzające pieszczoty są nieuniknione w małżeństwie, które nie jest wspólnotą ludzi idealnych. Tylko ciągłe i systematyczne przekraczanie granic, mające znamiona wyboru opcji życiowej - regularnego unikania pełnego stosunku seksualnego, klasyfikuje się jako grzech" (s. 141-142). Tę koncepcję moralności już jednak znamy, jeśli tylko jesteśmy po lekturze encykliki "Veritatis splendor" Jana Pawła II tropiącego w tym dokumencie błędy niektórych nurtów współczesnej nam katolickiej teologii moralnej. Jednym z tych błędów obciążony jest pewien sposób rozumienia teorii "opcji fundamentalnej", którego przykład wydaje się, że znajdujemy w przywołanej wypowiedzi z omawianej książki. Prostą drogą prowadzi się w ten sposób do subiektywizowania oceny moralnej, o czym świadczy teza, że "kochający się małżonkowie potrafią adekwatnie ocenić, czy ich intymność jest dla nich wzajemnym darem, czy wyrazem egoizmu. Zależnie od tej oceny będą wiedzieli, czy mogą przyjmować Komunię św., traktując ją jak umocnienie słabych na drodze do czystości" (s. 142). Tymczasem o tym, że niektóre działania są ze swojej istoty takim egoizmem, decyduje sama obiektywna treść tego działania (jakie pozytywne znaczenie dla miłości małżeńskiej może mieć bezpośrednie i poważne rozbudzanie pożądania seksualnego bez zamierzenia jego "dalszego ciągu"?) i pozostawienie tego rozpoznania samej świadomości małżonków prowadzi do poważnych kłopotów z rozpoznaniem stanu ich miłości względem Boga. Tego zaś za wszelką cenę należy unikać.
 
Marek Czachorowski
 
Nasz Dziennik , 1 grudnia 2009, Nr 281 (3602)
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20091201&typ=dd&id=dd11.txt

 
Zapisane
Joker
uczestnik
***
Wiadomości: 216

« Odpowiedz #441 dnia: Grudnia 02, 2009, 01:24:04 am »

Na stronie kapucynów w tym samym artykule jest tytułowany zarówno bratem jak i ojcem:
 "śmiało odpowiada ojciec Knotz. "
http://www.kapucyni.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=753&Itemid=161
  A ojcem jest tytułowany w ogromnej większości źródeł i każdy kto interesuje się zakonnikiem napotyka teksty o "ojcu Knotzu",więc i tak go tytułuje. Nie wiem czy poprawnie (może wie np Pan Emircoo),dla mnie to nie ma znaczenia. Ważne,że książki mają imprimatur,a teksty redaktora endeckiego pisma czy posty KAESA już nie. Więc autorytet mają niższy tak czy siak.
  Nie odpowiadam za odzywki forumowiczów Frondy i mało mnie one obchodzą. Zacytowałem to co jest istotne dla meritum (choć pewnie wg Pana zrobiłem to ze złej woli,ok,niech tak będzie).
        Zatem podsumowując - zacytowałem wypowiedź która zarzuca  redaktorowi endeckiego pisma
a) totalny brak rzetelności - nie zna nawet imienia kogoś z kim próbuje polemizować
b) przypisywanie zakonnikowi Knotzowi poglądów,których wcale nie wyznaje

 Zarzut "a" jest bezdyskusyjnie słuszny. Powoduje,że o pilności dziennikarskiej autora ND mam jak najgorsze zdanie (choć wiem,wg P KAESa i tak mu do pięt nie dorastam-przeżyję i to).
   Zarzut "b" jak dotąd nie został odparty i dopóki nie zostanie tekstów redaktora propisowskiego pisma i tekstów jego wielbicieli nie uważam za godnych  zaufania.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 02, 2009, 01:28:30 am wysłana przez Joker » Zapisane
KAES
aktywista
*****
Wiadomości: 742

« Odpowiedz #442 dnia: Grudnia 02, 2009, 17:15:30 pm »

Najpierw pouczał o "przyzwoitości i rzetelności"... teraz znów bawi się w etykietowanie "endeckością" i "propisowskością"..nie wnosząc nic rozsądnego do wątku, który nie dotyczy oceny "Naszego Dziennika"...
Łatwo przychodzi Panu innym zarzucać brak rzetelności, ale już samemu tej rzetelności  nie jest Pan przykładem pisząc choćby na temat tytułu zakonnego" Nie wiem czy poprawnie/../, dla mnie to nie ma znaczenia"...
Przywołanie imprimatur jest już zupełnie kuriozalne..Radzę sobie wynotować wszystkie imprimatur z teologicznych książek apostaty i  ex księdza Węcławskiego vel Polak...
Pisząc "Nie odpowiadam za odzywki forumowiczów Frondy i mało mnie one obchodzą. Zacytowałem to co jest istotne dla meritum " pokazał Pan swój brak odpowiedzialności . Otóż odpowiada Pan na tym forum nie tylko za powielenie chamskiego zwrotu z FF pod adresem dr.Marka Czachorowskiego, ale i dzisiejsze nazwanie go "endeckim redaktorem" co jest oczywistym kłamstwem.
Jeśli pod adresem p. Marka Czachorowskiego nie stać Pana na słowo -przepraszam- to przynajmniej w tym wątku ma Pan szanse milczeć i nie zamulać nieodpowiedzialnymi wypowiedziami.
Zapisane
Joker
uczestnik
***
Wiadomości: 216

« Odpowiedz #443 dnia: Grudnia 05, 2009, 20:12:15 pm »

1. Czy oceniałem Nasz Dziennik pisząc że jest endecki czy propisowski? Nie-tylko stwierdzałem fakt.
2. Ja nie piszę artykułu do ogólnopolskiej gazety tylko Czachorowski. Zatem to on o wiele bardziej powinien być rzetelny. A nie zna nawet imienia zakonnika o którym pisze. Kompromitacja i jego i tych co go bronią.
3. Nie mówię,że imprimatur jest gwarancją ortodoksji,ale,że jest większym autorytetem niż druk w gazecie albo na forum. Szkoda,że Pan nie czyta ze zrozumieniem.
4. Nie,nie odpowiadam za wypowiedzi użytkowników Frondy. Co to w ogóle za absurd,że mam odpowiadać za wypowiedzi obcych osób. Zlituj Pan się.
5 Niech Pan nie odwraca kota ogonem. Skoro zacytowałem wypowiedź,opartą na samej książce o/br Knotza obalającą zarzuty redaktora endeckiego pisma,to powinien Pan albo obalić ją posługując się źródłem,albo niezwłocznie usunąć teksty Czachorowskiego i przeprosić.
 Przypominam Czachorowski oskarża Knotza o dopuszczanie prezerwatyw w książce "Seks jakiego nie znacie"."Jeśli zajrzymy do ostatniej książki interlokutora wicenaczelnego "GW", to znajdziemy w niej zgodę na stosowanie prezerwatywy, ale tylko wtedy, jeśli przysłużyłoby się to zbadaniu nasienia, czy też gdyby tą drogą udało się skutecznie uchronić przed chorobami przenoszonymi drogą płciową, a sytuacja jakoś "wykluczałaby" rezygnację ze współżycia."

Tymczasem w samej książce o/br Knotza stoi jak wół:
 " ...choroby, które uniemożliwiają wielu ludziom prowadzenie aktywności seksualnej, o ile nie chcą oni krzywdzić innych ludzi. Ludzie ci nie mają innego wyjścia, jak nauczyć się żyć we wstrzemięźliwości tak jak inni uczą się żyć na rygorystycznej diecie lub jeździć na wózku inwalidzkim." (Seks jakiego nie znacie, str.193)
 
Zapisane
emircoo
uczestnik
***
Wiadomości: 109

« Odpowiedz #444 dnia: Grudnia 05, 2009, 22:59:09 pm »

Jestem rozczarowany przytoczonymi cytatami pochodzącymi z "Naszego Dziennika". Odnoszę wrażenie, że redakcja zeźliła się na o./br. Knotza za wywiad udzielony Pacewiczowi i próbuje mu teraz dokuczyć. Pan Joker wykazał wyraźnie, że p. Czachorowski (szkoda, że tacy manipulatorzy mają doktoraty...) mija się z prawdą próbując przypisać br. Knotzowi słowa, których nie napisał i nie wypowiedział.

Nie jestem jakimś szczególnym zwolennikiem o. Knotza - być może używa on zbyt bezpośredniego języka. Nie wiem czy porozmawiałbym z Pacewiczem (gdyby chciał przeprowadzić ze mną wywiad). Z drugiej jednak strony wolę o. Knotza od wybujałej terminologii typu "narzędzie odpowiedzialności" (zgadnijcie Państwo co to jest?!). Proponowana "Miłość i odpowiedzialność" jest napisana bardzo trudnym i niezrozumiałym językiem, z duszpasterskiego punktu widzenia nie do przyjęcia i odnoszę wrażenie, że niektórych publicystów interesuje jedynie autor tej pozycji (skoro napisał Karol kard. Wojtyła na pewno jest to super).

Co do tytułowania. O. Knotz jest członkiem Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Przed laty miałem okazję spotkać o. Knotza - w bezpośredniej rozmowie poprawiał mnie kiedy używałem zwrotu "ojciec" zmuszając mnie do używania formy "brat". Jak na mój gust obie formy są poprawne.
Zapisane
Adimad
aktywista
*****
Wiadomości: 1336

« Odpowiedz #445 dnia: Grudnia 06, 2009, 09:37:57 am »

Za dużo za dużo o seksie. A ojciec (brat?) Knotz pewno mówi rzeczy prawdziwe z grubsza, ale w sumie po co aż tyle na te tematy, tak sobie czasem myślę... Mimo wszystko to cielesność, materia... Aczkolwiek bywali i tacy, co się próbowali właśnie przez seks od-cielać :-)
Jeden sedewakantysta z USA twierdzi, że w ogóle odczuwanie przyjemności seksualnej jest samo w sobie grzechem, nawet i w małżeństwie - i trzeba się modlić aby Bóg ją podczas "aktu" odebrał, wytłumił, wyciszył... Kusząca propozycja z pogranicza Gnostik Frontu! :-)

Zapisane
Major
aktywista
*****
Wiadomości: 3722

« Odpowiedz #446 dnia: Grudnia 06, 2009, 10:48:57 am »

Podobne myślenie jak ci sedecy ma też Bravario chyba.
Zapisane
OpoS
adept
*
Wiadomości: 30

« Odpowiedz #447 dnia: Grudnia 06, 2009, 21:07:23 pm »

Nie tylko Bravario, przekaz Anny Katarzyny Emmerich jest podobny.
Zapisane
Murka
aktywista
*****
Wiadomości: 1289


« Odpowiedz #448 dnia: Grudnia 06, 2009, 22:35:12 pm »

Nic mi nie wiadomo, by Brawario wypowiadal sie w temacie grzesznosci czy bezgrzesznosci przyjemnosci cielesnej w malzenstwie.
Zapisane
Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka.
Major
aktywista
*****
Wiadomości: 3722

« Odpowiedz #449 dnia: Grudnia 07, 2009, 12:24:37 pm »

W prywatnych rozmowach tak. Natomiast nie wiem czy w pismach swoich bo nie czytam.
Zapisane
Strony: 1 ... 28 29 [30] 31 32 ... 34 Drukuj 
Forum Krzyż  |  Disputatio  |  Sprawy ogólne  |  Wątek: Ksiadz seksuolog jedzi z rekolekcjami « poprzedni następny »
 

Działa na MySQL Działa na PHP SMF 2.0.19 | SMF © 2014, Simple Machines Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!